Łukasz Moll proponuje zagłębienie się w nowej lekturze, ale – jak widzimy – po śladach starych idei i koncepcji. Tym razem chodzi o książkę Graebera i Wengrowa The Dawn of Everything (szczegóły wydania na profilu facebookowym Molla – https://www.facebook.com/lukasz.moll/posts/10159594726539743). Solidna monografia jest tam przedstawiona i zareklamowana jak następuje: „Graeber i Wengrow proponują w gruncie rzeczy banalną operację: żeby w punkcie wyjścia wziąć pod rozwagę hipotezę, że poza państwem też toczy się historia, a dzieje się tak dlatego, ponieważ ludzie bezpaństwowi są – podobnie jak my – istotami kreatywnymi i niesubordynowanymi”.

Gdyby przyjąć to zdanie, tak jak ono brzmi, mielibyśmy jasną tezę, że historia toczy się w ludzkich umysłach, w świecie ludzkich idei, przynajmniej na równi z tym, co się dzieje dokoła, w świecie rzeczywistym. Uzasadnienie bowiem odwołuje się do ludzkiej kreatywności i niesubordynacji na równi z ludzką praktyką międzysubiektywną.

Państwo jest bowiem wyrazem pewnej ewolucji struktur społecznych, zaś kreatywność i niesubordynacja w takim ujęciu zakłada opór przeciwko stabilizowaniu form organizacji społecznej, bo może to prowadzić do upaństwowienia owych form.

Mamy więc do czynienia z recydywą idealizmu, co nie powinno być traktowane jako zarzut, ale jako diagnoza.

Moll mógłby, oczywiście, odpowiedzieć, że bynajmniej nie jest idealistą (subiektywnym), ponieważ historia, do której się odwołuje, obfituje w przykłady ludzkiej współpracy, do różnego typu interakcji międzysubiektywnej, typowych dla społeczeństw, które stanowią ilustrację owego, alternatywnego modelu historii: „Istnienie ‘sezonowych królów’, podporządkowanie rolnictwa zabawie i wpisanie go w cykliczny kalendarz zbieracko-łowiecki, zbiorowiska wokół megalitycznych konstrukcji stawianych bez użycia pracy niewolnej czy biurokratycznej kontroli, kolektywnie ustalana dystrybucja domostw – te i inne urządzenia społeczne istniały po to, by zanegować możliwość wyłonienia się struktur znanych u sąsiednich ludów. Struktur opartych na charyzmatycznej, despotycznej władzy, systemowym zagarnianiu nadwyżek”.

Jednak czytając to uzasadnienie, nieodparcie nasuwa się myśl, że owe ludy posiadały (w interpretacji Molla, który idzie tu za autorami dzieła) nadzwyczajnie rozwiniętą świadomość metahistyczną, którą dopiero dziś usiłują oswoić nasi dzielni Graeber z Wengrowem. Albowiem:

„Graeber i Wengrow chcą nam powiedzieć, że to, jak interpretujemy przeszłość naznaczone jest tym, co uchodzi za zdrowy rozsądek w teraźniejszości i co organizuje sposób, w jaki antycypujemy najbliższą przyszłość. Nic dziwnego, że żyjąc w świecie, w którym – pomimo dynamicznego rozwoju technologicznego i dostatku, jaki możemy na nim oprzeć – nie potrafi sobie wyobrazić alternatywnego systemu społecznego dla neoliberalnego kapitalizmu, tak mało jesteśmy w stanie nauczyć się od tych, którzy w swoim podejściu do zagadnień polityki wykazywali się znacznie większą wyobraźnią niż my. Jest tak dlatego, że – jakkolwiek górnolotnie to zabrzmi – ceną za nasze (dyskusyjne i nierówno rozłożone) wygody jest coś, czego systematycznie ‘prymitywnym’ odmawialiśmy”.

Hmm, co jak co, ale kreatywności to byśmy drobnomieszczańskiej wyobraźni tu nie odmawiali. Idealizmem trąci to odwołanie się do wyobraźni przy odrzuceniu przyjęcia do wiadomości tego, co jawi nam się jako wynik rzeczywistego procesu historycznego.

Faktycznie, w przeciwieństwie do Graebera i Wengrowa, trzymamy się metodologii marksowskiej, zgodnie z którą naukową podstawą naszych rozważań o historii ludzkiej społeczności jest i pozostaje trzymanie się zasady, że teraźniejszość stanowi klucz do zrozumienia przeszłości. W przeciwieństwie do apologetyki nauki burżuazyjnej, do której zasadniczo odnosi się krytyka autorów, historia w interpretacji marksizmu staje się narzędziem KRYTYCZNEJ analizy owej przeszłości i naszej interpretacji lekcji z historii wynikających. Nie mówimy tu nawet o odwoływaniu się do Engelsowskich analiz społeczeństw pierwotnych, które są przez autorów odrzucane ze względu na oczywisty zarzut o ustawianiu historii w jednoznaczny proces nieustającego rozwoju od prymitywnych stadiów do najbardziej rozwiniętych.

Historia jest naszą interpretacją. Logika, jaką możemy z niej wysnuć jest naszą projekcją. Jeżeli jednak mamy świadomość, że posługujemy się określonym kluczem, nasze myślenie o historii nie staje się absolutne i jest otwarte na krytyczność. Moll krzyczy jednak – za cytowanymi autorami – o znalezieniu uniwersalnego klucza, bo bezkrytycznie odrzucającego istniejący. I to nie klucz burżuazyjnej historiografii, która wszak tylko przytacza oderwane fakty, ale ten, którym posługuje się marksizm – organizujący wiedzę historyczną w logiczny ciąg przyczynowo-skutkowy. Nie udawajmy więc, że krytyka Graebera i Wengrowa dotyczy nauki burżuazyjnej.

Podejście nauki burżuazyjnej niewątpliwie bardziej odpowiada naszym autorom. Jest ono najlepiej zilustrowane postawą największego, naukowego autorytetu (także w oczach Marksa i Engelsa), a mianowicie Karola Darwina, który doszedł do wniosku o ewolucji gatunków przy odwołaniu do naukowej metody, której sam nie potrafił podważyć, ale której wnioski odrzucił na zasadzie metafizycznej naukowości propagowanej przez Ojców Kościoła: credo, quia absurdum (kreacjonizm). Czyli: moja naukowa metoda prowadzi do wniosku, którego ja, jako wierzący chrześcijanin, nie jestem w stanie zaakceptować, a więc tym gorzej dla wniosków wysnutych na podstawie naukowej.

Zagadnienie jest ważne. Dotyczy wielkiej dyskusji o istocie naukowości jako takiej.

Filozofowie usiłowali obejść problem w ten sposób, że odwoływali się do idei Boga jako do gwaranta pewności poznania i gwaranta niezmienności ustaleń, do których ludzkość doszła na swej drodze. Materialistyczne podejście naukowe, w odróżnieniu od podejścia idealistycznego, przyjmuje ułomność i nie-absolutność poznania ludzkiego. Tym różni się dialektyka od nauki pozytywistycznej. Niezbędna poznaniu ludzkiemu jest metoda naukowa, a więc istnienie kryteriów sprawdzających otrzymane ustalenia. Świadomość kryteriów, uwarunkowań, założeń naszego poznania pozwala nam na korygowanie naszych przekonań w miarę, jak nasze poznanie zatacza coraz szersze kręgi. Zawsze jednak jesteśmy warunkowani naszą kondycją historyczną, czyli przemijającą. Zamykanie oczu na ten fakt rzuca nas z powrotem w objęcia idealizmu.

Metodologia, którą Moll przypisuje Graeberowi i Wengrowowi (zapewne słusznie), jest idealistyczna w tym sensie, w jakim odrzuca ludzkie uwarunkowania poznania i zajmuje się tymi aspektami, które zdają się potwierdzać koncepcje autorów krytykujących współczesne stosunki społeczne, z pozycji… subiektywnego postrzegania współczesnych konfliktów. Jest to wąskie podejście, cechujące się pragmatyzmem teleologicznym, a nie rzetelnością naukową. Zarzut tkwienia w okowach stereotypów jest w tym sensie łatwy do sparowania i zastosowania go zwrotnie w odniesieniu do przywoływanych autorów. Odwołują się oni do tych aspektów historii, która pasuje im do krytyki współczesnych relacji społecznych. Jednocześnie, odwrotnie niż w marksizmie, absolutyzują oni swoje ustalenia i preferencje. A więc czynią ze swej metody narzędzie propagandy, a nie nauki.

Graeber i Wengrow odwołują się do elementów kultury przed- czy ahistorycznej, które zostały wyodrębnione we współczesnym społeczeństwie jako przeciwstawne naciskowi na czynnik produkcyjny, rozwijający siły wytwórcze. Charakterystyczne jest bowiem to, na co od dawna (a więc nie przy okazji pracy Graebera i Wengrowa dopiero) zwracamy uwagę – traktowanie przez drobnomieszczaństwo społeczeństwa jako przedłużenia przyrody dostarczającej wszelkich niezbędnych dóbr zaspokajających ludzkie potrzeby.

Autorzy zwracają uwagę na „raj utracony”, polegający na tym, że czerpanie z owoców przyrody było na wczesnym etapie rozwoju ludzkości czymś stosunkowo prostym, albowiem przyroda dostarczała ich w obfitości. Kiedy ulegały wyczerpaniu zasoby danego miejsca, plemię przenosiło się gdzie indziej i kontynuowało swój proceder dziecięco beztroskiego czerpania z zasobów Matki-Natury. Społeczność nomadyczna jest więc tutaj owym ideałem dla współczesnych krytyków osiadłego trybu życia.

Wydaje się uzasadnioną hipotezą to, że ograniczenie koczownictwa było związane z powiększaniem się liczebności ludzkiej hordy i ścieraniem się poszczególnych plemion między sobą. Powstał problem zajęcia przez część z nich najlepszych terenów, a więc wytworzył się problem konieczności świadomej uprawy roli, tak aby mogła ona wyżywić osiadłą ludność. Zajęcie obszarów spowodowało zapewne, że społeczności nie mogły się już dzielić i kolonizować wolnych terenów, więc społeczności zaczęły pękać w szwach i musiały szukać innych rozwiązań związanych z ograniczonością zasobów.

W koncepcji Graebera i Wengrowa osiadły tryb życia jest wynikiem przypadkowej decyzji ludzi działających z całą świadomością w złej wierze. Skoro bowiem inni ludzie na tym samym poziomie rozwoju historycznego mogli wybrać inaczej, to jest to dowodem na złą wolę.

Historycznie rzecz biorąc, jak byśmy tego nie wartościowali, kontynuowanie anachronicznego stylu życia miało jedną, ważną konsekwencję – czyniło daną społeczność mało odporną na zewnętrzną agresję ze strony konkurenta lepiej zorganizowanego, tj. zorganizowanego hierarchicznie. Co więcej, być może jest to hipoteza ryzykowna, ale uprawomocniona obserwacją współczesnych odruchów społecznych, atrakcyjność modelu konkurencyjnego mogła okazać się spora, tak jak telewizja okazała się atrakcyjniejsza od śpiewów przy kołowrotku i lampie naftowej. Pokolenia Molla nie specjalnie ma tego świadomość, ale nasze pokolenie załapało się na schyłek tej konkurencji w PRL.

Można by złośliwie zapytać Molla, jak jego nostalgia za odległymi czasami, kiedy każdy sukcesywnie pracował tyle, aby przywłaszczyć swojej wspólnocie owoce przyrody na minimalnym, nie wytwarzającym nadwyżki poziomie, ma się do jego weekendowych wypadów z Karoliną do Paryża. Obawiamy się, że sama kreatywność nieograniczonego umysłu ludzkiego w zderzeniu z wyższą technologią, na każdym etapie historycznym, sprowadza się do zjawiska „kultu cargo”, który nie pozwoli na lot w realu do wspomnianego Paryża.

Ludzka kreatywność natomiast jak najbardziej pozwoli na zwiedzanie Paryża przez internet. To wydaje się całkiem niezłe wyjście, zwłaszcza przy założeniu, że cały świat jest tylko wiązką fal, czego dowodzi współczesna fizyka.

Engels lubił się odwoływać do tzw. społeczeństw prymitywnych w poszukiwaniu precedensów komunizmu. W przeciwieństwie do współczesnej lewicy jednak, zauważał, że owe komunistyczne wspólnoty upadły w zderzeniu z bardziej dynamicznymi społecznościami, które postawiły na ekspansję i klasową organizację wewnętrzną. Stąd wniosek, że pierwotny komunizm nie miał podstaw ekonomicznych.

Nasi autorzy koncentrują się na zagadnieniu pomijania owego doświadczenia historycznego w sferze świadomości. Wynika to z  niekwestionowanego założenia niemarksistowskich koncepcji wszelkiej maści, że decydujące znaczenie ma świadomość, a nie obiektywne uwarunkowania społeczne i ekonomiczne, mające każdorazowo historyczny, a więc przemijający, charakter.

Każda analiza historyczna ma charakter wybiórczy. Ważne jest jednak to, jaki klucz przyjmiemy dla potrzeb owej analizy. Poza marksizmem, wybór owego klucza ma charakter arbitralnej decyzji: to nam się bardziej podoba, więc tego szukamy w historii. Tymczasem historia układa się zgodnie z wynikiem tarć, jakie mają miejsce na każdym etapie rozwoju. Nie ma przypadku w tym, że społeczności cechujące się wartościami preferowanymi przez Graebera i Wengrowa nie zyskały pozycji dominującej w procesie ewolucji społeczeństwa ludzkiego. Nie były bowiem nastawione na konfrontację i na rywalizację. Ich otwartość na obcy wpływ, na atrakcyjność nie do końca zrozumianego modelu życia z góry skazywała je na przegraną. Faktem historycznym jest ich przegrana.

Charakterystyczne dla zwolenników owych koncepcji jest to, że obiektywnemu zjawisku przeciwstawiają sprzeciw moralny. Gloria victis!

Marksizm, mimo ponoć błędnej metodologii, z interpretacji historii wyciąga wniosek o poszukiwaniu warunków dla zbudowania społeczeństwa komunistycznego, uwzględniając doświadczenia, które rzutowały na jego słabości w konfrontacji z klasowymi formami organizacji społeczeństwa.

Teoretycznie, trudno zarzucić zwolennikom naszych autorów jakąś złą wolę. Jednak, z perspektywy marksizmu, jego analizy historycznej i podjęcia kwestii komunizmu jako świadomego projektu społecznego, ważącego różne czynniki, albowiem bogatego o doświadczenie historyczne, które Graeber i Wengrow (w tradycji anarchistycznego antykomunizmu) nie mniej świadomie odrzucają, koncepcja autorów nie jest efektem nawiązania do pierwotnego komunizmu (jak na to wskazywał tzw. socjalizm naukowy), ale abstrakcyjnym modelem współczesnego drobnomieszczaństwa, które niekonsekwentnie odrzuca, a prędzej – ulepsza kapitalizm.

W naszych tekstach nie od dziś wykazujemy, że współczesne, ahistoryczne traktowanie procesów społecznych przeciwstawia kapitalizmowi różnorodne utopie, najczęściej drobnomieszczańskie, polegające na kojarzeniu dobrych stron kapitalizmu z pozytywami społecznych struktur prekapitalistycznych. Wszystko wzięte ahistorycznie.

U Graebera i Wengrowa mamy z tym do czynienia wprost. Nieuprawniona analogia ze społecznościami wzorcowymi polega na ujmowaniu współczesnego poziomu rozwoju sił wytwórczych jako analogu ówczesnej natury. Wystarczy wspólne czerpanie z owoców owej społecznie przetworzonej natury, aby komunizm pogodzić z wypadami do Paryża czy Lizbony, czy gdzie tam kreatywna wyobraźnia podpowie. „Komunizm” sprowadza się tu do wspólnego dzielenia produktu przyrody w zamian za różnorodne, nienależące do sfery przyrody formy kreatywnej aktywności. Cały kreatywny wysiłek intelektualistów typu Molla, Graebera i Wengrowa sprowadza się do tego, aby zachachmęcić ten czynnik, który w marksizmie ma znaczenie decydujące – społeczny charakter zawłaszczania bogactwa przyrody, który determinuje sposób dzielenia owego bogactwa.

W przeciwieństwie do marksizmu, intelektualizm drobnomieszczaństwa wykorzystuje cały swój potencjał na zamazanie w analizie historycznej znaczenia owego społecznego, klasowego sposobu przywłaszczania bogactwa przyrody i przeciwstawienie mu bezpośredniego zawłaszczania przez wolne jednostki, które są w dzisiejszym społeczeństwie czystą fikcją. Naturalnym środowiskiem człowieka jest społeczeństwo, w którym produkcja bogactwa jest uwewnętrznionym elementem jego struktury. Namysłem marksizmu jest skonstruowanie społeczeństwa komunistycznego z uwzględnieniem tego wyniku historycznego procesu – uspołecznienia człowieka.

Koncepcja anarchistyczna współczesnego drobnomieszczaństwa usiłuje wmówić nam, że społeczeństwo jest nakładką na przyrodę, którą przyjmuje się jako element dany, zaś organizacja wolnej wspólnoty jest nadbudowana nad tym społeczeństwem, z którego powinniśmy czerpać, tak jak nasi przodkowie korzystali z przyrody: jeśli się wyczerpie, to należy się przenieść na inną planetę i tam kontynuować rabunkową eksploatację przyrody.

Każda próba zorganizowania produkcji kończy się bowiem ustaleniem struktury hierarchicznej i despotyzmem klasowym. W gruncie rzeczy, ten stan umysłu obrazuje jedynie przerażenie drobnomieszczaństwa, które zyskuje coraz bardziej zatrważającą świadomość zagrożenia swej pozycji w wyniku nieuchronnej pauperyzacji i proletaryzacji wszelkich grup oderwanych od produkcji bogactwa społecznego. Jest wyrazem lęku i protestu przeciwko temu nieuchronnemu procesowi, który odpowiada w historii przegranej społeczności, na których przykład powołują się nasi autorzy.

Zasadniczy, klasowy wymiar tej koncepcji jest taki, że zasadniczym zagrożeniem dla tej grupy społecznej jest w jej odczuciu klasa bezpośrednio produkcyjna, w której położeniu odzwierciedla się zasadniczy konflikt ludzkości: produkcja bogactwa wraz ze sprzecznościami, które ta produkcja wywołuje. Analiza klasowa historii w marksizmie ujmuje właśnie wprost ten konflikt i tę sprzeczność. Szuka rozwiązania we własnej logice tego konfliktu. Anarchizm Graebera i Wengrowa usiłuje znieść ów konflikt przez jego zignorowanie.

Taką właśnie świadomość społeczną miał na myśli Marks, kiedy pisał o konieczności wyjścia z prehistorii ludzkości.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
17 listopada 2021 r.