W strajku nauczycieli różnym siłom chodzi o różne rzeczy, a w zasadzie wszystkim chodzi o to samo.

Nauczycielom zapewne chodzi o podwyżki wynagrodzeń.

„Lewicy” (termin mocno mglisty; to, co się nazywa lewicą w opozycji do PiS-u) chodzi o to, co następuje:

Z DYSKUSJI NA FACEBOOKU

Jacek Raciborski:

Bardzo dziwią mnie opinie o przegranym strajku nauczycieli. Nauczyciele i ZNP wychodzą ze strajku ze znacznym sukcesem. Jakąś podwyżkę uzyskali, konflikt trwa i dalsza presja na rząd będzie utrzymywana, a opozycja poczyniła daleko idące obietnice, które w razie sukcesu wyborczego będzie musiała zrealizować. Strajk był ogromny, bezprecedensowy. Ten sposób wyjścia z niego podtrzymuje irytację i mobilizację tysięcy działaczy, co jest nie bez znaczenia w kontekście wyborczym. Polityczne straty PiS spowodowane tym strajkiem są ogromne. Oczywiście nie oznaczają one jeszcze przegranej PiS w eurowyborach, ale perspektywę tę przybliżają.

Andrzej Rychard: Absolutnie myślę tak samo!

Nina Krasko: Zgadzam się! Z rozmów ze strajkującymi nauczycielami (poszczególnymi osobami) zauważyłam, że ludzie ci byli nastawieni na strajkowanie do końca. Na moje pytanie, czy strajkowaliby nawet do wakacji, twierdzili, że tak! Chodziło im o to, że PiS ma zarówno ich, jak szkołę w nosie Ale moim zdaniem właśnie dlatego nie warto było czynnie strajkować aż do wakacji. Straty, przede wszystkim materialne, byłyby zbyt duże. Nie wiem ile pieniędzy zebrano, ale zapewne zbyt mało, żeby zapewnić normalny (na takim poziome jak obecnie) byt nauczycielom.

Antoni Dudek: Dostrzegam w tym poście intencję „ku pokrzepieniu serc”. Moim zdaniem PiS przeczekał ZNP i stawiając Broniarza pod ścianą ws. matur zmusił go do kapitulacji. Zgoda, że nie jest ona bezwarunkowa i jeśli we wrześniu ZNP zdoła wznowić strajk, to może on być znacznie silniejszym ciosem w rząd, tak jak ważniejsze od wiosennych, są wybory jesienne. Ale na razie jest, jak jest.

Maciej Małek: Antoni Dudek Reakcje i rozgoryczenie pedagogów dowodzą, że z dwóch profesorów ocena Antoniego jest bardziej realistyczna a Jacek wyraża pewną intencję.

Bohdan Jałowiecki: A mnie trochę dziwią opinie o „zwycięskim strajku”. Jakie to polskie przegraną nazywać zwycięstwem, tak np. dzieje się, zachowując wszystkie proporcje, z powstaniem warszawskim nazywanym moralnym zwycięstwem. Nauczycielom nie chodziło o „moralne zwycięstwo” ale o przyzwoite traktowanie przez państwo i godziwą płacę. Na razie przegrali do zobaczenia we wrześniu, wtedy będzie czas na ocenę.

CZYLI – O EFEKT POLITYCZNY, NIEZBĘDNY DO WYGRANIA Z PIS-EM W WYBORACH DO EUROPARLAMENTU, A JAK NIE – TO W WYBORACH DO SEJMU (nasz komentarz).

PiS, ustami swojej małopolskiej kurator, odpowiada na te ataki, wskazując na praprzyczynę zła:

„… wraz z reformowaniem oświaty zabrakło czasu, a może pomysłu na odpowiednią formację etyczną nauczycieli. Od lat skazani na szkolenia realizowane wprost szablonem unijnym, przeżarte ideologią neomarksistowską, gdzie zasadą było przekazanie ściśle określonych treści do zapamiętania i realizowania. Założenie a priori, że to co z zachodu nie podlega dyskusji, tym bardziej ocenie” (Barbara Nowak, małopolska kurator oświaty, wypowiedź internetowa z 26.04.2019 r.)

NASZ KOMENTARZ

Mamy więc walkę o władzę w łonie postsolidarnościowego obozu między prawicą i centroprawicą, które – podobnie jak w amerykańskim układzie politycznym – mają się nawzajem tolerować w ramach okresowej sukcesji władzy, czyli mechanizmu gwarantującego nienaruszalność ustrojową.

Dlatego też, ideologicznie rozgrywka jest prowadzona na płaszczyźnie ekstremów obu układów politycznych, tak aby nie naruszyć równowagi i porozumienia sił „konstruktywnych” dla kapitalistycznego porządku.

Tzw. lewica podnieca się więc zewnętrznym podobieństwem walki związkowej w ramach nadbudowy społecznej do niegdysiejszych walk związkowych w ramach ruchu robotniczego, wyobrażając sobie, że w tym bojowym okresie ma szansę odgrywania roli wiodącej siły ideowej. W pewnym sensie, zaskakuje kompetencja polityczna populistycznej prawicy, która nauczyła się odróżniać marksizm od neomarksizmu, nawet jeśli wynika to z głębokiego przekonania, że marksizmu w klasycznym wydaniu już dawno nie ma. Ale to i tak krok do przodu w porównaniu z radykalną lewicą, która uważa się za marksistowską, a nie żadną neo- czy post- w znaczeniu, że stała się po prostu anty-.

Ale czegóż tu oczekiwać od Nowej Lewicy, która swoje pozycje zdefiniowała na Zachodzie już kilka dekad wcześniej, skoro instytucjonalny marksizm w dzisiejszej Polsce zdobywa się wyłącznie na poruszanie się w ideologicznych koleinach wyznaczonych przez centroprawicowy mainstream? Stanowisko „W sprawie strajku nauczycieli”, wydane przez SMP (

W sprawie strajku nauczycieli

), wpisuje się mianowicie w przytoczone wyżej rozgrywki polityczne między populistyczną prawicą a centrowymi liberałami.

SMP bowiem tak definiuje przyczyny strajku nauczycieli:

„Obecny strajk jest bez wątpienia strajkiem powszechnym, wyrazem masowego – choć nie zawsze do końca uświadomionego – protestu przeciwko polityce kolejnych neoliberalnych rządów, nie wyłączając przy tym rządów PiS-u, które starają się wykazywać swoją ideologiczną odmienność”.

Jest to diagnoza błędna. Polska transformacja (gloryfikowana przez dzisiejszych liberałów) opierała się na założeniach neoliberalizmu, czyli totalnego urynkowienia opartego na prawach własności jako głównego regulatora porządku gospodarczego. Program załamał się właśnie na prawach własności, ponieważ nie było możliwe powszechne uwłaszczenie, wiążące się z utopijnymi założeniami, prowadzącymi do dzisiejszego populizmu. Albowiem neoliberalizm to inna nazwa dla konserwatywnej gospodarki liberalnej. Utopijnej ze względu na to, że usiłuje zachować feudalne (patriarchalne) stosunki społeczne w regulowaniu relacji z wywłaszczoną siłą roboczą, podczas gdy liberalizm rozwiązuje ten problem poprzez całkowite odrzucenie kwestii siły roboczej w społeczeństwie obywatelskim.

Dlatego konserwatyści zyskują masowe poparcie społeczne po doświadczeniach liberalizmu.

Od czasów transformacji skończyły się możliwości skutecznej walki o zmianę całościową. Zostały skutecznie zniszczone podstawy dla solidarności społecznej, ponieważ biurokratyczna redystrybucja zakłada rywalizacje o środki przy założeniu, że nie ma wpływu na produkcję pozostawioną kapitałowi w niepodzielne władanie. W sytuacji wzmagającej się konkurencji na rynku światowym, skuteczność postulowanego przez „lewicę” jako jedyny program polityczny nacisku na kapitał staje się coraz bardziej wątpliwa.

Co więcej, przy rządach populistycznej prawicy jest ona większa niż w przypadku rządów liberałów. PiS – jeśli wziąć przypadek Polski – znalazł się w sytuacji przypominającej sytuację PRL (czy Wenezueli lub Kuby – z uwzględnieniem skali i natężenia zjawiska), czyli w sytuacji bez wyjścia: czego by nie zrobił, będzie źle. Jako populistyczny, jest ten rząd podatny na nacisk społeczny.

Gdybyśmy mieli u władzy „lewicowy” rząd koalicyjny PO-SLD (załóżmy ten fantasmagoryczny, acz pożądany przez realistycznie myślących „marksistów” wariant), czyli coś na kształt E. Macrona, to nauczyciele dopiero by zobaczyli, gdzie raki zimują, jak tego dziś doświadczają Żółte Kamizelki – jakoś bez specjalnego wzburzenia i światowej rewolucji wieszczonej przez „nowoczesną lewicę”.

Liberalizm zajmuje się kwestią redystrybucji dochodów w ramach nadbudowy, czyli w oparciu o mechanizm działania państwa i popierania owego państwa przez tzw. klasę średnią, czyli grupę społeczną całkowicie oderwaną od sfery produkcji i przez to całkowicie uzależnioną od mechanizmów aparatu państwa – a więc skłonną do popierania elity politycznej stawiającej na wzmacnianie państwa i jego funkcji.

W ostatecznym rozrachunku, oba modele liberalizmu nie różnią się między sobą co do zasady – są oparte na wyzysku bezpośrednio produkcyjnej siły roboczej. Konserwatyzm jednak proponuje paternalizm, czyli dociera swym programem społecznym do grup społecznych bezpośrednio zainteresowanych, natomiast liberałowie po prostu ignorują problem, jako że klasa robotnicza straciła swój potencjał polityczny wraz z załamaniem się ruchu robotniczego oraz upadkiem teoretycznym marksizmu. Mogą więc sobie na to pozwolić.

Stanowisko SMP odzwierciedla upadek marksizmu jako teorii – wyraża mieszczącą się w spektrum liberalnym (w opozycji do populizmu) świadomość „tradeunionistyczną”, podając ją za teoretyczną analizę problemu społecznego. W istocie, jedyni instytucjonalni marksiści w Polsce kalkują jedynie analizy produkowane przez środowiska liberalne i antymarksistowskie. Nie obnażają bowiem politycznej zagrywki w ramach rywalizacji obu antymarksistowskich i prokapitalistycznych nurtów politycznych, skupiając się na… taktycznych i zdroworozsądkowych zaleceniach, jak najlepiej prowadzić walkę związkową”

„Ten największy zryw nauczycieli został bowiem zaprzepaszczony w momencie przyjęcia strategii realizacji celów strajku. Nie można bowiem organizować strajku w czasie trwania egzaminów gimnazjalnych i po ukończeniu szkoły podstawowej oraz dopuszczać łamistrajków do wykonywania pracy, ustawowo przynależnej nauczycielom. Ludzie pochodzący z „łapanki” przeprowadzili egzaminy i teraz można się domagać ich sądowego unieważnienia, ale nikt nie jest tym zainteresowany – ani uczniowie, ani ich rodzice – a z góry i tak jest wiadomo, jakie stanowisko zajęłyby sądy nadzorowane przez ludzi oddanych PiS-owskiej władzy” („W sprawie strajku nauczycieli”, strona www.smp.pl).

Jak na oficjalną instytucję opiniotwórczą w dziedzinie marksizmu w Polsce – żenująco ubogo w treść i myśl.

Trudno jednak oczekiwać czego sensownego od ludzi, których poglądy marksistowskie są tak głęboko ugruntowane jeszcze od czasów PRL, że w 2015 roku aktywnie uczestniczyli w kampanii wyborczej, popierając zapewne marksistowski w swej obiektywnej dynamice ruch JOW-ów, zorganizowany wokół organizacji Pawła Kukiza.

Nic dziwnego, ludzie ci reprezentują dokładnie to samo środowisko i ten sam styl myślenia, co protestujący do niedawna nauczyciele: chcą się wpisać w istniejący, mainstreamowy układ polityczny, nieważne po której stronie. Ze stanowiska postmarksizmu jest to bowiem obojętne – populiści czy liberałowie. Oba nurty można starać się przeciągać ku lewej stronie, nie przekraczając ram istniejącego układu.

Pomijając podmiot ruchu robotniczego, pozostawia się go populistom. Jednak współczesna, lewicowa interpretacja walki klasowej, przyjmowana bezkrytycznie przez „marksistów”, traktuje tę kwestię jako nieistotną. Podmiotem walki klasowej są grupy społeczne nadbudowy, a fundamentem reinterpretacji teorii, która stała się nowym motorem napędowym lewicy, jest słynna „klasa średnia”.

To nie rozgrywka między lewicą a prawicą jest dziś rzeczywistym polem walki, a to ze względu na kapitulację lewicy. Problem jednak istnieje i wskazuje nań konflikt w łonie samej prawicy. Konflikt ten przebiega dokładnie na linii sprzeczności między bazą (systemem produkcji) a nadbudową (systemem redystrybucji) społeczną. Przy świadomym wstrzymaniu się marksistów od zajęcia własnej, osadzonej w tradycji postawy, istotny antagonizm wskazany przez Marksa nie znikł tylko dlatego, że tak pasuje różnoprzymiotnikowym marksistom. Dotyczy to marksistów jako całości nurtu, a nie tylko SMP, które niczym się na tym tle nie wyróżnia – ani pozytywnie, ani negatywnie.

Marksiści na świecie są tylko mało ważnym obserwatorem procesów społecznych o zasadniczym znaczeniu dla przyszłości społeczeństwa i są tym całkowicie usatysfakcjonowani.

W IMIENIU GRUPY SAMORZĄDNOŚCI ROBOTNICZEJ
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
27 kwietnia 2019 r.