Opublikowano 11 marca 2018, autor: BB
Z cyklu „Sranie w banie”

Mamy w kraju nad Wisłą najlepiej utrzymany skansen antykomunizmu. Głodna realnych sukcesów lewica radykalna postanowiła nastawić swoje żagle pod ten sam wiatr w nadziei, że wyrwie się z rezerwatu. Nie na darmo Cisza od lat przygotowuje tę transformację udzielając się w grupach rekonstrukcyjnych.

Różnica między skansenem a rezerwatem jest zasadnicza – na skansen płacą, zaś w rezerwacie aborygeni śpiewają rzewne pieśni i zapijają się na umór.

Po „akcji pod Uniwersytetem”, lewica liczy straty i głosem Agaty Nosal-Ikonowicz gromi prześmiewców, którzy nie doceniają bohaterstwa garstki Spartan, tfu!, studentów odpierających nawałnicę faszystów przelewającą się przez Krakowskie Przedmieście.

Nasuwa mi się porównanie z często obserwowanym zjawiskiem, kiedy idę na spacer z psem. Wszystkie psiaki za płotami obszczekują zajadle moją Lunę, demonstrując pragnienie rozszarpania jej na strzępy, gdyby tylko nie ten płot… Ale kiedy płot się kończy otwartą furtką, to pieski jakoś tracą zainteresowanie Luną i zajmują się intensywnie iskaniem pcheł, które są, jak wiadomo, bardzo dokuczliwe.

Podobnie bohaterowie lewicowego skansenu rzucają się na policję, niczym te psiaki na płot, który odgradza je od masywnej Luny. To taki rytuał, znany z filmów dokumentalnych o latach 60-tych, z nostalgią oglądanych w rezerwacie. Bitwę rekonstrukcyjną poprowadził, oczywiście, Cisza.

A przecież, gdyby realnie chciano konfrontacji, wystarczyłoby zorganizować wiec pod UW, na którym wystawiono by portrety znanych komunistów i śpiewano Międzynarodówkę. Nie ma siły, policja by się nie liczyła, bezpośrednia konfrontacja murowana, bo sami „naziole” przerwaliby kordon, nie mówiąc już o linczu ulicy. Nie trzeba by było dowodzić, kto napadł – sprawa byłaby oczywista, zaś bohaterowie lewicy – gdyby przeżyli – czyści jak łza.

Byłoby ciekawie. Ale takich pokazów dla turystów nie organizuje się ani w skansenie, ani w rezerwacie. Wszak wszelkie walki rekonstrukcyjne, nie zapominajmy, to tylko fake’i…

Ci „naziole” nienawidzą totalitarnych komunistów. Po co więc antytotalitarna lewica patriotyczna wpierdala się w nie swoje porachunki? Bo ją krzywdząco zaliczają do „komuny”, do fanów Lenina? Idźcie do sądu, a przede wszystkim, zamiast na ulicę, idźcie do psychoanalityka.

Swoją drogą, nasuwa się głupie pytanie o to, jak takie rzucanie się z pięściami na swoich rówieśników, często o równie nieustabilizowanych poglądach politycznych, najczęściej manipulowanych przez graczy politycznych, ma się do cytowanego przez P. Ikonowicza zdania z Woltera. Jak to szło? „Nienawidzę twoich poglądów, ale oddałbym życie za to, abyś mógł je głosić” – jakoś tak. Problem, jak zawsze, w tym, że na szlachetność mogą sobie pozwolić tylko ci, którzy mają władzę. Wolter, niestety, ocierał się o demagogię…

Ciekawe, że z historykami IPN-u to lewica chce kulturalnie polemizować, zaś zaślepionych przez nich fanów „żołnierzy wyklętych” – bić. Co więcej, lewica usiłuje wciąż budować swój wizerunek jako grupy establishmentowej, do jakiej faktycznie aspiruje. No bo przecież wolna od rasowych, obyczajowych czy wyznaniowych przesądów lewica jest solą europejskiej cywilizacji, twórczynią powojennego ładu europejskiego i pogromczynią komunistycznego totalitaryzmu. Przynależność do elity należy się jej, jak psu buda.

Taki właśnie obraz lewicy funkcjonuje w propagandzie i, niestety, nie bez wkładu ze strony samej lewicy – bywa skuteczny. Lewica ma niejasność w kwestii własnej tożsamości, o czym wiadomo nie od dziś. W niedawnym sporze o związek WALKA dał o sobie znać ten sam problem. Część działaczy lewicowych bezpodstawnie wymaga od klientów swych dobroczynnych akcji świadomości ideologicznej. Poza konformizmem, raczej niczego nie osiągną. Trudno zresztą powiedzieć, czy im na tym zależy. Mimikra też wystarczy dla skutecznego ubiegania się o mandat poselski.

Agata Nosal-Ikonowicz słusznie domaga się przyjęcia obiektywnych interesów ekonomicznych i socjalnych jako podstawy dla działania lewicowego. Problem w tym, że obiektywne interesy klientów RSS niekoniecznie mają klasowy charakter. A ideowo, to ci sami ludzie, którzy biorą udział w akcjach RSS, mogą popierać marsz „nazioli” – klientów prawicowego populizmu. Od klientów trudno wymagać świadomości ideowej. Jeśli jednak to nie są klienci, tylko „towarzysze”, to już co innego. Ale skoro działacze sami mają poglądy tzw. zdroworozsądkowe, „tradeunionistyczne”, to nie bardzo wiadomo, jak mieliby „wnosić świadomość klasową”.

Poza tym, pytanie powstaje zasadnicze – do kogo ze świadomością klasową? Nieuświadomiony działacz lewicowy pcha się ze świadomością klasową do „zwykłych ludzi” i… bezapelacyjnie ponosi klęskę.

Przegrana lewicy to efekt zwycięstwa socjaldemokratycznej tezy, że podmiotem walki klasowej jest „całe społeczeństwo”. Jeśli coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Wyróżnienie interesu klasowego ma sens, jeśli wyróżnia, a nie jeśli rozmywa. Reszta organizuje się żywiołowo wokół tak narysowanej osi konfliktu.

Jeżeli prawica urosła w siłę, to tylko dlatego, że przyciągnęła do siebie resztki klasy robotniczej, skutecznie niszczonej przez tzw. postkomunistyczną lewicę, a przez radykalną lewicę pochopnie uważaną albo za zdrajczynię socjalizmu, albo za relikt minionej epoki.

Jeżeli lewica nie przestanie się bawić w rekonstrukcje Maja ’68, to nawet nie zauważy, kiedy jej Titanic zatonie.

Przed czym przestrzega życzliwie,

Ewa Balcerek
11 marca 2018 r.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Teksty bieżące. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.
← «Рабочий класс и рабочее самоуправление в революции 1917-1921 гг.» Лекция Д.О. Чуракова
MARKSIZM W CZASACH TRUMPA →

2 odpowiedzi na „POLSKA – KRAJEM MUZEÓW”

1. Barbra Streisand pisze:
11 marca 2018 o 12:07
@Jeżeli prawica urosła w siłę, to tylko dlatego, że przyciągnęła do siebie resztki klasy robotniczej… przez radykalną lewicę… uważaną… za zdrajczynię socjalizmu.
Czy mogłabym prosić o podanie namiarów na tego typu radykalną lewicę?

2. A.W pisze:
13 marca 2018 o 12:19
A to to dobry artykuł. Chapeau Bas.