Wydarzenia w Kazachstanie ujawniają bardzo wyraźnie istotę słabości współczesnego sprzeciwu wobec kapitalizmu. Na co dzień lewica toczy swoistą walkę z neoliberalizmem, którą wpisuje w działalność antykapitalistyczną jako taką, natomiast w chwilach, takich jak obecne protesty społeczeństwa kazachskiego, lewica nie ma nic do powiedzenia.

Faktycznie, postawy wobec tego wydarzenia sprowadzają się do kilku typowych: część lewicy zwyczajnie nie dostrzega wydarzeń, wpisując je zapewne w wewnętrzny konflikt między oligarchami obszaru poradzieckiego, część dostrzega w nich działanie Zachodu, wpisujące się w schemat „kolorowych rewolucji”, zaś część dostrzega ich potencjał rewolucyjny, ale ma wobec jego perspektyw raczej wiele wątpliwości.

ЭТО ВСЕ, ЧТО ОСТАНЕТСЯ ПОСЛЕ МЕНЯ

Ta część lewicy, której nie podniecają zamieszki w Ałma-Acie ani na przemysłowym zachodzie kraju, nie ma bodźca do zainteresowania się sprawą, ponieważ na porządku dnia nie stoją hasła demokratyzacji i włączenia kraju w globalną strukturę światowego systemu demokratycznego, w ramach którego dopiero może się toczyć prawidłowa i jedynie słuszna walka z kapitałem. Ta walka nie jest prowadzona z kapitałem jako z czymś, co należy znieść, ale co należy podporządkować sprawiedliwemu, rozszerzonemu systemowi podziału, ale wciąż na bazie kapitalistycznego sposobu wytwarzania. No, nazwijmy to – postkapitalistycznego systemu wytwarzania. Zrozumienie różnicy jest dostępne wykształconym specjalistom tematu.

Zauważmy, że dla tej części lewicy Kazachstan jest mniej interesujący niż Ukraina czy Białoruś, gdzie opozycja demokratyczna wykonuje program owej lewicy, a mianowicie wyprowadzenia owych krajów spod totalitarnej władzy i sprowadzenia na słuszną drogę budowy demokracji, w ramach której dopiero możliwe będzie podążanie w pożądanym kierunku, wraz ze społeczeństwami tzw. starych demokracji. A więc – zasilanie protestów i walki w tych przodujących krajach, gdzie świadomość obywatelska jest najwyższa i sytuacja najbardziej klarowna. Przynajmniej w wyobrażeniu nowoczesnej lewicy…

Z tego punktu widzenia, Kazachstan jeszcze nie dojrzał do tego, by stać się obiektem zainteresowania. Ale ma szansę. Pod warunkiem, że sytuacja nie zostanie spacyfikowana przez reżym Putina, gdzie będzie mogła się kisić przez 10 kolejnych lat.

Druga część lewicy, definiująca swą opozycję wobec kapitalizmu na wielkim podziale Zachodni kapitał – Rosja jako wymuszony, niechętny, ale zawsze oponent wobec Zachodu (kapitalizmu), drży o to, aby powyższy scenariusz nie spełnił się. Wyjście Kazachstanu spod mniej lub bardziej (obecnie wydaje się, że mniej) chwiejnej kontroli ze strony Rosji jawi się owej lewicy jako kolejna strata przyczółka w walce z zachodnią dominacją, czytaj: kapitalizmem. Uznanie pozycji Rosji jako przeciwnika kapitalizmu wynika tu z czystej geopolityki. Niesamodzielność lewicy w tym względzie polega na mniej lub bardziej świadomym sojuszu z siłami narodowymi tak w Polsce, jak i w samej Rosji.

Predestynowana do tej roli jest lewica (neo)stalinowska, która przyjęła za dobrą monetę oskarżenie ZSRR o ambicje wielkomocarstwowe i przypisała im znak plusa. O ile jednak narodowcy (w Polsce – endecy) dostrzegają w pozycji Rosji szansę na ugranie przez Polskę własnej narodowej karty, szansę na samodzielność w cieniu Rosji, która zabezpiecza pewien obszar swego oddziaływania i daje mu możliwość grania z jednym tylko, rosyjskim ograniczeniem owej suwerenności. Korzyścią tej sytuacji geopolitycznej jest to, że Polska może się przeciwstawić roli narzędzia wykorzystywanego do prowadzenia rywalizacji z Rosją, co rokuje duże szanse na starcie kraju w pył w wyniku owego starcia gigantów. Jednym słowem, ważny jest interes narodowy, a nie klasowy. Chociaż, dopóki nie wyklaruje się socjalistyczny charakter samej Rosji, to każdy model ustrojowy jest akceptowalny.

Spadkobiercy Narodowej Demokracji nie będą się zabijać o klasowy charakter przyszłego ustroju Rosji. Mają raczej inne przekonania niż socjalistyczne, ale dopóki lewica nie będzie stawiała zbyt nachalnie tego warunku ideowego (co w przypadku współczesnej lewicy w ogóle jest mało prawdopodobne), to można ją wykorzystać do upowszechniania swojego umiarkowanego, racjonalnego w odczuciu „normalnego” obywatela programu politycznego.

Między przedstawicielami lewicy neostalinowskiej a lewicującą endecją dają się odczuć pewne niuanse różnic, ale żadna ze stron nie ma interesu, aby na tym etapie je wydobywać i robić z nich problem. Na to przyjdzie zapewne pora później.

W samej Rosji mamy bardziej rozbudowane zaplecze lewicy lub prawie-lewicy wrażliwej na kwestię narodową i patriotyczną. Wszakże właśnie w Rosji ma się wytworzyć matryca, która zgodnie z endecją będzie decydowała o realności bądź nie takiego lub innego modelu ustrojowego. Poparcie dla Putina ma w tym zakresie taką wagę, że rywalizujące siły wykorzystują łagodzący sprzeczności między nimi reżym do budowy własnej mocy. Zadanie jest bardzo trudne, głównie dlatego, że dokonuje się niejako ponad głowami społeczeństwa, które powinno się w którymś momencie zbudzić z letargu i zadecydować, która opcja zdobyła przewagę. Póki co, wszystkie strony, poza liberałami, grają na przeciąganie status quo, ponieważ nie mają wcale łatwości w tworzeniu swojej przewagi. Liberałowie natomiast mają świadomość, że teraz jest najlepszy moment, właśnie dlatego, że siły konserwatywne, antyliberalne są póki co słabe.

Jednym słowem, reżym Putina ma coraz większe szansę na to, by się zawalić, a wówczas wszystkie siły polityczne, w tym niedokończonym kształcie, mają dużą szansę, aby ulec liberałom w nierównej walce, gdzie przeciwnik ma wsparcie zachodniego świata z jego kapitałem i nowolewicową propagandą.

Można by powiedzieć, że lewica orientująca się na walkę klasową, na dostrzeganie w wydarzeniach w Kazachstanie zalążków buntu, który może się przerodzić w rewolucję, w której od lewicy będzie się wymagać samodzielnej roli politycznej, ta lewica ma najmniejsze szanse w dzisiejszej konfiguracji. Niemniej, taka lewica istnieje i szuka przy okazji takich zajść sposobów, aby się zjednoczyć ponad granicami. Kierunek jest jak najbardziej słuszny. Słabością owej lewicy jest teoria.

O ile lewica „nowoczesna” (liberalno-demokratyczna) wypracowała swój program na bazie antymarksistowskiego programu socjaldemokratycznego, akcentując radykalizację na poziomie roszczeniowo-związkowym z zachowaniem kapitalistycznych stosunków w produkcji, zaś lewica neostalinowska zdała się na program narodowej prawicy z lewicowym odchyleniem w ramach ogólnej fali radykalizacji świadomości społecznej (nie klasowej), to lewica społeczna nie bardzo potrafi znaleźć samodzielnej drogi poza programem oczekiwania na to, że horyzont pragnień zamykający się na rewolucji burżuazyjno-demokratycznej z czasem przerodzi się w horyzont bardziej radykalny. Czyli jaki? Tu lewica społeczna ma trudności z samookreśleniem.

Jeżeli poważnie potraktować różnych radykalnych myślicieli wpisujących się w lewicę, to horyzont radykalnej demokracji roszczeniowej na bazie postkapitalizmu nie podlega dyskusji. Zastępuje on niedemokratyczny projekt leninowski i odrzuca dogmatyczny postulat dyktatury proletariatu jako przezwyciężony etap przymusowej walki o industrializację kraju.

W ten sposób jednak lewica społeczna traci swą oryginalność wobec lewicy „nowoczesnej”, a przy okazji – przegrywa w rywalizacji z neostalinizmem, który jest pod tym względem bardziej radykalny i monopolizuje sobie prawo do bolszewickiej ortodoksji (idąc wzorem Stalina).

Jedynym wyjściem dla lewicy społecznej, chcącej zachować swą odrębność i klarowność programowo-ideologiczną, jest zdefiniowanie swojej pozycji z perspektywy zasadniczej walki klasowej, rzeczywistego antagonizmu, który określa miejsce i rolę różnorodnych warstw i grup społecznych w walce o system bezklasowy. Czyli o rzeczywiste, a nie fikcyjne zniesienie ustroju kapitalistycznego.

Ten program przede wszystkim określa wagę dyktatu określonej klasy (klasy bezpośrednich wytwórców) nad zasobami przemysłowymi, nie delegując ku wygodzie mieszczańskiej lewicy zadania zarządzania tymi zasobami podporządkowanemu liberalnemu państwu kapitałowi czy liberalnym, anarchistycznym komunom. W sytuacji rewolucyjnej zarządzanie nie jest jeszcze pozbawione roli politycznej. Cała reszta zależności społecznych układa się w odpowiedzi na ten zasadniczy mechanizm. Wszystkie grupy społeczne pozostają bowiem w określonej relacji do mechanizmu udziału w redystrybucji dochodu i dochodów. Dopiero po tak ściśle określonym schemacie społecznym można uznać, że konkretne formy owego udziału są drugorzędne i mogą być bardzo zróżnicowane. Uznanie sektora produkcji materialnej, zasadniczej dla reprodukcji społeczeństwa, za podstawę sprawia, że można wykazywać elastyczność wobec pozostałych sfer działalności ekonomicznej. Tutaj, jak mawiał Lenin, uwidocznia się polityka jako sztuka. Dodajmy – niełatwa, jak to sztuka.

Przyjęcie wytycznej takiego programu daje lewicy możliwość analizowania każdego wydarzenia z klasowej perspektywy i działać na rzecz wzmocnienia swojej opcji politycznej, a nie dopiero za pośrednictwem, nierzadko chytrym i niezbyt uczciwym, różnych przypadkowych sojuszników. Przypadkowych ze względu na kryteria, które nie są zasadnicze z punktu widzenia programu proletariackiego (marksistowskiego).

Co nie znaczy, że nie należy wchodzić w sojusze czy dostrzegać wspólny interes na danym etapie. Niemniej, w naszej rzeczywistości, to właśnie sojusznicy okazują się tymi, którzy decydują się na przyjęcie lewicy jako sojuszników i nie będą mieli najmniejszych skrupułów, aby odrzucić ten sojusz w momencie, kiedy będzie on już politycznie zbędny lub zawadzający z perspektywy realizacji swojego specyficznego, wyróżniającego stanowiska. Do tego samego ma prawo lewica – o ile w ogóle posiada swoje specyficzne stanowisko. Co nie jest wcale takie pewne.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
11 stycznia 2022 r.