Dlaczego tacy analitycy polityczni, jak Borys Kagarlicki, pomylili się w ocenie prawdopodobieństwa wybuchu wojny między Rosją a Ukrainą?

Jeżeli kierować się tym, co Borys Kagarlicki uważa za racjonalne, to nie mieści się w głowie, że Rosja nie skoncentrowała się na wejściu wyłącznie na teren wschodniej Ukrainy. Pretekstem dla wtargnięcia byłaby wówczas deklaracja ochrony praw i życia mieszkańców dwóch „republik ludowych”: Donieckiej i Ługańskiej. Jak twierdzi Kagarlicki, reakcja międzynarodowej opinii publicznej byłaby wówczas o wiele mniej gwałtowna i wroga niż miało to miejsce po ataku, którego celem stała się cała Ukraina. Rosja, wedle Kagarlickiego, zachowała się co najmniej bardzo dziwnie:

Czy faktycznie zachowanie Rosji jest tak nieracjonalne, jak to się wydaje Kagarlickiemu?

Po pierwsze, międzynarodowa opinia publiczna nie daje od 8 lat wiary doniesieniom, że na terenie południowo-wschodniej Ukrainy toczy się regularna specjalna operacja karna, zwana operacją antyterrorystyczną, w której zginęło już ok. 13 tysięcy osób, w tym w większości cywilnych mieszkańców frondujących od Ukrainy republik. Wedle oficjalnej wersji, przyjmowanej na całym cywilizowanym świecie, twory te są miejscem zbrojnie zawłaszczonym przez Rosję, która albo sterroryzowała miejscową ludność, albo ta ludność (separatyści) jest wspólnikiem okupanta, a więc wrogiem Ukrainy. W przeciwieństwie do rosyjskiej propagandy, na terenie Ukrainy przez te 8 lat nie toczy się wojna domowa, ale bohaterski opór Ukraińców przeciwko separatystom dążącym do włączenia republik w skład Wielkiej Rosji, wspieranych przez Rosję.

Jednym słowem, ludność republik nie jest uważana za ludność cywilną, która domaga się autonomii aż do prawa do odłączenia od Ukrainy, ale za terrorystów. W ten sposób, dla międzynarodowej opinii publicznej, ofiary spośród cywilnej ludności republik – jeśli faktycznie są takie – nie są ofiarami cywilnymi, ale ofiarami ze strony terrorystów. Praworządnie, terroryści nie mają prawa do współczucia opinii publicznej, stąd jednoznaczna odmowa uznania argumentu o prawie tej ludności do wyboru swojej przynależności obywatelskiej.

Opinia międzynarodowa nie przyznaje tej ludności prawa do powoływania się na te same argumenty, które przemawiały za prawem albańskiej ludności Kosowa do wyjścia z Serbii.

Ta postawa opiera się na postrzeganiu prawa do takiej decyzji wyłącznie przez ludność enklawy należącej do państwa uznanego za posiadające przewagę. Gdyby jakaś grupa autonomiczna chciała opuścić Federację Rosyjską, wówczas jej prawo niewątpliwie zostałoby uznane powszechnie i popierane przez międzynarodową opinię.

W tym wypadku, Ukraina jest postrzegana jako mały kraj, który istnieje w cieniu „wielkiego sąsiada” i w ciągłym zagrożeniu. Separatyzm na korzyść „wielkiego sąsiada” zagraża stabilności i zwiększa szanse jego imperialnych ambicji, ba, staje się praktyczną realizacją tych ambicji. Dlatego aspiracje konkretnej ludności konkretnego Donbasu nie mają najmniejszego znaczenia z perspektywy tak rozumianej stabilności sytuacji geopolitycznej.

Należy więc dobrze rozumieć, że z perspektywy Europy Zachodniej nie może istnieć inne postrzeganie konfliktu na Donbasie. Nie jest ono związane ze stosunkiem wobec Rosji, na zasadzie – nie ma tu nic osobistego. Federacja Rosyjska jako państwo kapitalistyczne jest czynnikiem destabilizującym z definicji.

Jak nie raz już pisaliśmy, Rosja w tym kształcie nie ma szans na integrację ekonomiczną i polityczną z Europą. Nota bene, z tej samej przyczyny nie ma na to szansy także i Ukraina. O ile Ukraina nie zawadza może Europie Zachodniej, to w Europie Wschodniej stanowi czynnik destabilizujący na wzór Rosji, albowiem jest konkurencją dla ambicji polskich.

Liberałowie oraz inteligencja rosyjska nie mają żadnych oporów przeciwko rozpadnięciu się Federacji Rosyjskiej na szereg mniejszych organizmów państwowych, które – jak na to liczą – staną się „normalnymi” państwami, akceptowalnymi dla Europy i świata.

W opinii Borysa Kagarlickiego, inteligencja rosyjska starszego pokolenia wciąż walczy ze Związkiem Radzieckim. Właśnie tradycja ZSRR jako swoistego imperializmu służy bardzo dobrze jasnemu i jednoznacznemu przekazowi ideologicznemu, który rozbraja większość nowoczesnej lewicy. Inteligencja, która w innej sytuacji przejawiałaby swoje tradycyjne cechy warstwy postępowej społecznie, aktualnie odżegnuje się od idei lewicowych jako przedłużających agonię systemu poradzieckiego. Dokładnie tak samo interpretuje to zjawisko Andriej Korjakowcew, wskazując na popadnięcie inteligencji w ślepy zaułek wrogości wobec marksizmu i socjalizmu.

Kagarlickiego nie dręczy kwestia rozpadu Federacji Rosyjskiej jako wciąż umykającego marzenia inteligencji. Nie dręczy, ponieważ Kagarlicki nie zauważa tego, co instynktownie wyczuwa owa inteligencja, a mianowicie tego, że Rosja w obecnym kształcie nie jest akceptowalna dla zjednoczonej Europy. Kagarlicki przyjmuje więc, że inne zachowanie Rosji zmieniłoby jej postrzeganie przez europejską opinię publiczną i umożliwiłoby współpracę ekonomiczną.

Kagarlicki nie bierze pod uwagę tego, że w międzynarodowej rywalizacji kapitalistycznej rzecz nie obraca się wyłącznie wokół Rosji. Sprzeczności interesów zataczają szersze kręgi. Utrzymanie Rosji w sferze wpływów Europy wymaga spokoju i stabilizacji. Rosja jest na tyle słaba ekonomicznie, że stanowi surowcowe dopełnienie dla gospodarki niemieckiej, co przekłada się na korzyść dla gospodarki zachodnioeuropejskiej. Jednak nadmierny rozwój gospodarki europejskiej opartej na rosyjskiej nafcie i gazie zagraża gospodarce amerykańskiej, której hegemonia została zachwiana już wcześniej przez chińską konkurencję.

Swoją drogą, chińskie wpływy nie omijają także Europy. Razem, połączone współpracą organizmy chiński i europejski bez najmniejszej wątpliwości zmiotłyby amerykańską hegemonię bez trudu. To wywołałoby zrozumiałą reakcję wśród krajów Ameryki Łacińskiej, która mogłaby sprawić, że USA znalazłyby się w sytuacji, jaką dziś ma Rosja. Ich wielkość i federacyjny charakter byłby niewspółmierny z siłą ekonomiczną, co prowadziłoby do nieuchronnego rozpadu, którego elementy zaznaczają się już dziś. Dlatego sankcje wobec Rosji są w istocie rzeczy sankcjami mającymi na celu powstrzymać Europę od zagospodarowania Rosji, które byłoby akceptowalne nie tylko dla władz rosyjskich, ale i dla rosyjskiego społeczeństwa, przynajmniej w segmencie, który stanowią warstwy wyższe oraz inteligencja.

Ekipa Putina przejawia w tej perspektywie niezdrowe ambicje imperialne, które mają na celu utrzymanie całości terytorialnej Federacji. Rosja Putina usiłuje narzucić Europie i światu swoje interesy i swoje potrzeby w zakresie bezpieczeństwa. Jeżeli przez dłuższy czas te papierowe gwarancje bezpieczeństwa nie były przez Rosję egzekwowane, to działo się tak, ponieważ Rosji wystarczało bycie terenem eksploatacji przez zachodni kapitał. Rozumowanie jest proste – nikt nie zarzyna kury znoszącej złote jajka. To wystarczało zamiast faktycznych gwarancji.

Część analityków, którzy usiłują patrzeć na sytuację geopolityczną obiektywnie, zauważa, że Rosja ma prawo domagać się gwarancji bezpieczeństwa. W ich ocenie, rozszerzanie NATO na kraje ościenne Rosji stanowi ignorowanie wszelkich dzwonków alarmowych i jednocześnie jest w tej logice uznawanej przez światowy system bezpieczeństwa bezpośrednią agresją. Nawet jeśli żaden z owych analityków nie wyraża szczęścia z powodu rozpoczęcia przez Rosję działań zbrojnych, to uważają oni ruch Rosji za uzasadniony w w odpowiedzi na pogwałcenie systemów zabezpieczeń jej bezpieczeństwa.

W tej perspektywie, ich ocena działań rosyjskich na Ukrainie opiera się na analizie racjonalności technicznej. Nie istnieje dylemat bezsensowności lub nie poszerzenia teatru działań poza tereny Donbasu. Skoro uderzenie rosyjskie – wymuszone przez przekroczenie wielokrotnie ponawianych ostrzeżeń o „czerwonych liniach” – nastąpiło w szerszej skali niż przewidywane, to jego logika wynikała z prostego faktu, że na taki właśnie atak armia ukraińska przygotowywała się od lat. Ujawniła to zresztą w pełni koncentrując swoje wojska na terenie Donbasu, u granic obu republik. Przyjęcie wyzwania przez Rosjan wyłącznie na tym obszarze nie byłoby racjonalne. Zachodni stratedzy przygotowujący ową prowokację liczyli jednak na rosyjski brak racjonalności, ponieważ liczyli przede wszystkim na zdeterminowanie Rosji, aby zachować neutralną przychylność zachodnich „partnerów” biznesowych. Ruch Rosji ujawnia jednak, iż Rosja straciła nadzieję na jakiekolwiek zrozumienie swych intencji z tamtej strony. Destrukcja Ukrainy jest w tej sytuacji ruchem obliczonym na zniszczenie amerykańskiego lobby nakierowanego na sabotaż współpracy europejsko-rosyjskiej.

Mniej lub bardziej cyniczna gra Rosji, która objawiała się w utrzymywaniu nierozwiązanego statusu republik donbaskich, nie miała na celu zastraszanie europejskich „partnerów”. Okazało się jednak, że europejscy „partnerzy” nie są samodzielni i że ich chęć prowadzenia korzystnej współpracy polegającej na eksploatacji rosyjskich zasobów jest solą w oku trzecim siłom. W pewnym sensie, Rosja podjęła się zadania eliminacji amerykańskich wpływów w Europie po to, aby uwolnić Europę od zależności, która ją krępuje. Jednocześnie, Europa nie jest w żaden sposób umoczona w ten proceder i zadowala się wyrażaniem swego oburzenia i nakładaniem sankcji. A jednocześnie, po cichu ustanawia od nich wyjątki w dziedzinach, na których jej zależy.

Groźnym elementem tej układanki jest to, że zarysowują się pęknięcia i coraz większe sprzeczności między państwami samej Europy, z których część wykorzystuje politykę nacjonalizmów, umożliwioną przez USA przeciwko liberalnej, ponadnarodowej Europie, dla realizacji swoich celów, których warunkiem spełnienia jest likwidacja rosyjskiego zagrożenia. Samo istnienie Rosji jako mocarstwa jest dla tych wschodnioeuropejskich nacjonalizmów zagrożeniem. USA urządza nawet nie zwycięstwo tej opcji, ale sytuacja ciągłego kryzysu i destabilizacji na terenie Europy. Poza Rosją, ta destabilizacja stanowiłaby czynnik odstraszający także dla Chin, uniemożliwiając im dalszą ekspansję na tym kierunku. Pozostałyby kierunki, które tradycyjnie są uznawane przez USA za wyłączną sferę wpływu, a więc niebezpieczne oraz Afryka – obszar już zdestabilizowany. W samej Azji USA prowadzą politykę, która jest dla Chin nieprzyjazna i w którą włączają różne państwa na zasadzie zadawnionych sporów. Czynnik nacjonalizmu i interesów nacjonalistycznych jest tu bezwzględnie wykorzystywany w grze przeciwko Chinom. Nic w tym dziwnego, skoro ta sama polityka okazała się niezwykle skuteczna w Europie.

Zasadniczym błędem analitycznym jest więc kierowanie się podręcznikowym lub życzeniowym myśleniem, że przeszkodą w prowadzeniu normalnej współpracy gospodarczej z „cywilizowanymi” państwami jest brak demokracji czy oligarchia. Te elementy zupełnie nie przeszkadzają kapitałowi. Brak demokracji jest gwarancją utrzymania pokoju społecznego w sytuacji eksploatacji zasobów naturalnych i ludzkich do granic niemożliwości. Władza oligarchiczna gwarantuje taki pokój, oczywiście – metodami niedemokratycznymi. Zasadniczy błąd analizy Kagarlickiego polega więc na uznaniu, że demokratyzacja systemu rosyjskiego będzie czynnikiem zachęcającym kapitał zachodni, a jednocześnie narzędziem racjonalizacji polityki gospodarczej samej Rosji. Kapitał zachodnioeuropejski nieszczególnie jest zainteresowany wyhodowaniem sobie kolejnej konkurencji, więc brak demokracji pozostaje tylko wymówką dla polityki utrzymywania Rosji na poziomie półperyferii.

Władze Rosji paradoksalnie zderzyły się z sytuacją, w której sankcje uniemożliwiają oligarchom wpasowanie się w rolę pośrednika w eksploatacji własnego kraju. Ta rola jest jedyną życiową szansą władzy oligarchicznej. Sami oligarchowie, zbyt głupi na to, aby zrozumieć sytuację ze swego jednostkowego punktu widzenia, znaleźli się w sytuacji konfliktu z władzą oligarchiczną reprezentowaną przez Putina. Jest to normalne w sytuacji indywidualnego kapitalisty, który nie rozumie polityki własnej biurokracji aparatu państwa, prowadzonej dla dobra interesu klasy kapitalistów jako całości. Władza jako reprezentant interesów całej klasy kapitalistów-oligarchów jest zmuszona dbać o warunki dla dalszej egzystencji swojej grupy kapitalistów, niezależnie od ich osobistej wrogości. Ruchy władzy rosyjskiej są więc wynikiem dbałości o interesy własnej klasy oligarchów, którzy stanowią mechanizm gospodarczy kraju. Póki co, innego nie ma.

Po obaleniu obecnej władzy, interes kapitalistów rosyjskich jako klasy pozostanie taki sam, jak w przypadku oligarchów. A jeśli okaże się, że ci kapitaliści będą bardziej dbali o interes kraju, to z tego tylko wynika to, że będą jeszcze ostrzej i bezwzględniej zwalczani przez konkurencyjny kapitał zagraniczny. Kagarlicki dzieli więc naiwne przekonanie z socjaldemokratyczną lewicą,  w jaką przeobraziła się nowoczesna lewica w swej całości, że kapitalizm może funkcjonować jako racjonalny i kooperacyjny mechanizm. A pod wpływem demokratycznych instytucji, kapitał ten może działać na korzyść i w interesie społecznym. Wystarczy wprowadzić demokratyczne instytucje sprawnego podziału wtórnego wartości dodatkowej i wszyscy będą zadowoleni. Oczywiście, jedni mniej, inni bardziej, ale w sumie będzie więcej zadowolonych niż niezadowolonych.

Wina leży więc po stronie dzisiejszej Rosji, która nie potrafi się dostosować do reguł gry demokratycznego kapitalizmu. W jego percepcji, wojna Rosji nie jest wojną w imieniu Europy o jej suwerenność wobec mechanizmów podporządkowania Ameryce, ale zjawiskiem czysto irracjonalnym. Podobnie element nacjonalistyczny, wyrażający się w odrodzeniu idei imperialnej, nie jest dla niego wyrazem jedynego możliwego dostosowania się do sytuacji, w której konflikty narodowościowe zastępują bardziej niebezpieczne dla kapitału konflikty klasowe.

To zastąpienie leży w bezpośrednim interesie kapitału, ponieważ konflikty klasowe zawierają groźny element racjonalności i rozwiązania, które znoszą stare, antagonistyczne, stale odradzające się i samonapędzające mechanizmy uniemożliwiające klasom wyzyskiwanym uzyskać świadomość klasową, niezbędną dla swego wyzwolenia.

Oczywiście, przejście do systemu liberalnego kapitalizmu z elementami demokracji, który to system postuluje Kagarlicki jako prawdopodobny system powojenny, sprzyjałby rozwojowi świadomości klasowej w opisanej wyżej, racjonalnej postaci. Rzecz w tym, że chaos, jaki będzie wynikiem tej nieracjonalnej z perspektywy Rosji wojny, uniemożliwia odnalezienie się kontynentu europejskiego jako systemu, w którym da się uniknąć logiki nacjonalizmów zamiast logiki walki klasowej.

Kagarlicki postuluje dla lewicy drogę jednoczenia się wokół zadań politycznych przy lekceważeniu różnic teoretycznych. Praktycznym wynikiem takiego postawienia kwestii jest żądanie od lewicy, aby się skupiała wokół zadania demokratyzacji systemu, co działa na korzyść politycznego sukcesu liberałów. Ta taktyka zakłada stabilność liberalnego systemu w Europie, w który Rosja powinna się wpisać. Kagarlicki nie zauważa, że wysiłki Rosji, aby dokonać tej sztuki, pozostały dotychczas daremne bynajmniej nie z powodu braku demokracji. Zależność jest akurat odwrotna – demokracja rozwija się na przyjaznym gruncie dobrobytu ekonomicznego. W systemie opartym na konkurencji, stronie silniejszej niekoniecznie zależy na sprzyjaniu rozwojowi cudzego dobrobytu, co prowadzi do kolejnych etapów degeneracji instytucji demokracji, która nie wychodzi poza stadium zalążkowe. Nie wiadomo, na czym opierałby się optymizm, że ekipa liberalna miałaby okazać się bardziej demokratyczna niż ekipa Putina.

Jedno jest natomiast pewne – ostrze niedemokratycznych relacji w przypadku porządku liberalnego zostałoby skierowane skutecznie i jednoznacznie przeciwko lewicy społecznej. Praktyka lewicy oparta na „realistycznej” taktyce Kagarlickiego ma wielkie szanse na to, aby prowadzić do samounicestwienia lewicy społecznej, marksistowskiej, która w Rosji odwołującej się do (faktycznie, najgorszych) tradycji ZSRR znajduje ostatnią instancję obrony swego miejsca w społeczeństwie.

Niezależnie od tego, jak bardzo krytyczny jest Kagarlicki w stosunku do lewicy zachodniej, efektem konfliktu między liberałami a lewicą społeczną w Rosji byłaby gwałtowna degradacja sytuacji politycznej lewicy w zachodniej Europie. Wszystko wskazuje więc na to, że jedyną realną polityką dla lewicy jest nie tyle pragmatyczne popieranie liberałów, ale przedstawienie jasnej i jednoznacznej alternatywy lewicowej i socjalistycznej dla nieuchronnego rozwoju wypadków na naszym kontynencie. Gra, która się tu toczy wymaga zakwestionowania mechanizmu politycznego i ekonomicznego, który znalazł się w impasie, zaś ten impas zadowala jedynie kapitał amerykański i sojuszników reprezentującego go aparatu biurokratycznego. Kapitaliści europejscy (i nie tylko) nie mają ruchu. Ukazuje to dzisiejsza sytuacji, w której Rosja walczy w zastępstwie europejskiego kapitału o jego interesy (jako dobry wasal swego pana). Podobnie lewica ma szansę być postrzegana przez kapitał europejski jako ratunek przed chaotyzacją sytuacji politycznej i gospodarczej Europy. Kapitał, aby się uratować, jest gotów pójść na koncesje, o które lewica dobija się bezskutecznie. Ale takiej alternatywy nie daje lewica, która szuka schronienia pod skrzydłami kapitału.

Przeciwnie do zarysowanego obrazu, Kagarlicki wysuwa optymistyczną perspektywę dla lewicy, całkowicie ignorując doświadczenia lewicy obszaru posocjalistycznego. Słuszna uwaga, że dla Rosji nie ma innej opcji, jak lewicowa, całkowicie mija się z proponowaną lewicy polityką, która udaremnia awans lewicy. Lewica jest opcją dla Rosji (oraz dla Europy i świata) tylko jako silny i samodzielny ruch klasowy na miarę wyzwań, a nie jako księżniczka, która zrobi łaskę potrzebującemu jej liberalnemu ładowi. Taka postawa wynika z zalecanego przez Kagarlickiego dwuetapowego procesu: teraz czekamy, a w sprzyjającym momencie przechodzimy do działania.

Jakie to będzie działanie? Sądząc po wypowiedziach Kagarlickiego, lewica będzie potrzebna dla doradzania liberałom, jak mają prowadzić nowoczesną reindustrializację, która – w nowoczesnej, zalecanej przez Kagarlickiego postaci – będzie polegała na wykorzystywaniu mechanizmów przewagi technologicznej w kapitalistycznym otoczeniu. Kagarlicki cieszy się więc, iż idee lewicowe stają się coraz bardziej popularne na świecie. A powinno go to niepokoić, albowiem może być, tak jak w przypadku idei Marksa, które stają się popularne gdy tylko na horyzoncie pojawia się kryzys kapitalizmu. A rewolucji wypatrywać próżno.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
21 marca 2022 r.