Francję ogarnęły masowe protesty przeciwko drożyźnie i reformie emerytalnej. Związki zawodowe zapowiadają strajk generalny do skutku. Kontrowersje i ostre dyskusje w mediach budzi akcja marsylskich związkowców CGT, którzy chcą przestawić liczniki prądu, tak aby naliczały rachunki w o połowę niższej wysokości. Temat krzywdzących opłat za energię elektryczną znajduje szczególny odzew z tego względu, że dotyka piekarni. Piekarnie nie mogą sobie pozwolić na adekwatne podniesienie cen z oczywistego względu – bagietka jest symbolem normalności świata przeciętnego Francuza. A ten świat się właśnie wali wraz z resztką poobtłukiwanej od 30 lat fasady państwa socjalnego.

Stosunek lewicy do kryzysu jest prosty i nie ulega zmianie od dekad. Środków dla bardziej egalitarnej redystrybucji w społeczeństwie jest wystarczająco dużo, bo korporacje robią niebotyczne zyski. Wystarczy silniej je opodatkować i wszystko będzie OK. Kapitalizm będzie nadal działał, zgodnie z postmarksizmem, w interesie państwa socjalnego. Lewica znajduje wdzięczne wsparcie wśród najbardziej światłych przedstawicieli samego wielkiego kapitału. Ponad 200 spośród nich wystosowało list – zapewne do przyszłego rządu ponadnarodowego, bo przy okazji Forum w Davos – w którym domaga się właśnie zwiększenia poziomu opodatkowania swoich zysków.

Warto odnotować, że francuskich wielkich kapitalistów było w tym gronie ponoć… dwóch. Spośród 200 tysięcy, których to określenie dotyczy.

Państwo burżuazyjne łata dziury tam, gdzie najbardziej wrze. Tarcze osłonowe stoją jednak w niejakiej sprzeczności z działaniami antyinflacyjnymi, stąd wewnętrzne sprzeczności i wahania. Pastwo burżuazyjne jako komitet zarządzający interesami kapitału jako klasy odpowiada więc z konieczności doraźnie, skupiając się na gaszeniu pomniejszych ognisk, a nie na planowym zapobieganiu powszechnemu pożarowi.

Reforma emerytur ma z tej perspektywy charakter konieczności dla państwa burżuazyjnego. Należy sobie uświadomić, że emeryci pozostają w stosunku szczególnej opieki ze strony państwa i jego budżetu. Trudno się dziwić, że w obecnej sytuacji państwo woli nie ładować się w stałe wydatki, które zmniejszają możliwość manewru w odpowiadaniu na pojawiające się szczególnie agresywne przypadki walki klasowej.

Ale, argumentuje lewica, środków jest przecież dość, wystarczy zwiększyć opodatkowanie kapitalistów… Tu tkwi sedno sprawy. Ponieważ argumentacja lewicy jest zwyczajnie fałszywa. I wynika to z podstawowego błędu, który wytykamy lewicy od lat – z niezrozumienia teorii marksistowskiej.

Jeżeli nie zwiększy się produkcja, to środki wlewane w system gospodarczy będą podsycały inflację. W tym względzie należy się zgodzić z argumentacją ekonomistów burżuazyjnych. Lewica nie rozumie pojęcia produkcji. Tu przyczyna fałszywego rozumowania. Zachodnie społeczeństwo, przyzwyczajone jest do tego, że kolorowe papierki mają moc zakupu wszelkich możliwych i niezbędnych środków konsumpcji. Wraz z upadkiem prestiżu europejskiego kolorowego papierka kończy się możliwość kupowania za pół darmo środków konsumpcji, ponieważ euro przestaje być środkiem przechowywania wartości, przestaje być środkiem tezauryzacji. Oczywiście, należy tymi środkami pobudzić produkcję wewnętrzną. Cóż prostszego?!

Otóż właśnie tu natrafiamy na problem zasadniczy i nieprzekraczalny. Europa pozbyła się przemysłu, zniszczyła do pewnego stopnia swoje rolnictwo, co zostało obnażone przez obecny kryzys. Ekonomiści dość powszechnie zgadzają się co do tego, iż kryzys nie zaczął się wraz z wybuchem wojny na Ukrainie. Był już zapowiadany na rok 2019, czyli jeszcze przed pandemią. Pandemia była wygodnym pretekstem dla rządów, aby przeprowadzić rozładowanie napięcia w przegrzanej gospodarce w sposób skoordynowany. Zwyczajne dla recesji bankructwa miały miejsce, społeczeństwo zubożało w adekwatnym stopniu, a jednocześnie rządy zawsze miały na podorędziu wygodne tłumaczenie: my robiliśmy wszystko, ale generał Covid wydał nam wojnę i nie zawsze w niej zwyciężaliśmy.

Pandemia nie rozwiązała problemu odłożonego wybuchu strukturalnego kryzysu kapitalizmu. Już od czasów Trumpa jasne stało się, że Zachód powoli zaczął orientować się w fakcie, że popełnił niewybaczalny błąd delokalizując produkcję przemysłową na Peryferie. Faktycznie, za swoją walutę Centrum mogło kupować wszystko tanio, szczególnie, że dzięki światowemu systemowi finansowemu środki i tak wracały do Centrum. Globalizacja nie przyniosła i nie zanosi się, aby w przyszłości przyniosła Peryferiom doszlusowanie do Centrum czy choćby stworzenie przyzwoitego, nieskorumpowanego, suwerennego systemu gospodarczego. Nie wspominając już o instytucjach demokratycznych.

Zadłużenie krajów Centrum przez dekady było więc przerzucane dzięki światowemu systemowi finansowemu na barki społeczeństw Peryferii. Sprzyjało temu odejście od oparcia dolara na złocie. Wartość dolara i walut opierających się na nim tkwiła w zaufaniu do gospodarek zachodnich, do wypłacalności ich rządów za podjęte zobowiązania finansowe. W ten sposób, z opartego na produkcji realnej systemu gospodarczego, międzynarodowy system gospodarczy zamienił się w jedną wielką piramidę finansową. A przeznaczeniem każdej piramidy jest dojście do momentu, w którym muszą odpaść elementy pasożytnicze, narosłe na żywej, materialnej produkcji. Efektem jest kolejny etap koncentracji rzeczywistego posiadania materialnych czynników produkcji w nielicznych rękach. Wówczas wali się cała konstrukcja i giną wszyscy ci, którzy pozostają z pustymi tytułami własności do zobowiązań bez pokrycia.

Zachodni dobrobyt po II wojnie światowej opierał się na konstruowaniu takiej piramidy, której ukoronowaniem było w 1973 r. odejście od wymienialności dolara na złoto. Po tym Rubikonie piramida mogła już tylko zmierzać do swego nieuchronnego schyłku i bolesnej chwili prawdy. Zachodnia lewica na podstawie tej właśnie piramidy budowała swoje domki z kart nieskończonej prosperity i opartej na niej polityki socjalnej państwa burżuazyjnego.

W obecnej chwili, państwa burżuazyjne na wyścigi usiłują odbudować swoje gospodarki realne w sytuacji ostrej rywalizacji wzajemnej. Mamy więc sytuację następującą: albo ostra konkurencja wzajemna państw kapitalistycznego Centrum (prowadząca do wojen w interesach nacjonalistycznych) zostanie ograniczona dzięki stłumieniu państwa socjalnego, albo dojdzie do ostrej, otwartej konfrontacji narodowych państw burżuazyjnych w celu dokonania nowego rozdania i nowego podziału świata z nową hegemonią.

Utrzymanie pewnego poziomu polityki socjalnej jest niezbędne dla utrzymania poparcia społecznego dla nacjonalistycznej polityki prowojennej pod hasłem suwerenności i zdobycia pozycji hegemonicznej. Winę za upadek gospodarczy łatwo dziś przerzucić na lewicę, szczególnie że ta jawnie opowiada się od dekad za imperialistycznym systemem finansowym, utrzymującym hegemonię imperializmu zachodniego w złudnym przekonaniu, że jest to demokratyczny model docelowy, osiągalny dla tzw. Trzeciego Świata. Dziś iluzje lewicy zderzają się gwałtownie z ludowym doświadczeniem.

Lewica ma rosnące w tempie wykładniczym szanse na stanie się na całym świecie wdzięcznym kozłem ofiarnym.

Trwanie społeczeństwa konsumpcyjnego opiera się na taniości środków codziennej konsumpcji. Wlewanie pieniędzy w społeczeństwo powoduje presję na produkcję owych dóbr, których dostępność jest konieczna, aby mogła się kręcić sfera usług nieprodukcyjnych. Choćby restauracje i bary muszą mieć tanią żywność i energię elektryczną, a za pieniędzmi wlewanymi w tzw. klasę kreatywną nie idzie wzrost dostępności tych właśnie dóbr. Inwestowanie w gospodarkę materialną wymaga dostępu do czynników produkcyjnych. Tych nie kupuje tzw. klasa kreatywna. A obecnie warunki dla odtworzenia gospodarki realnej właśnie się kurczą, bo trwa konkurencja o dostęp do nich. Ponieważ wiele państw kapitalistycznych chce odbudować przemysł, środki inwestycyjne drożeją. A za kolorowymi papierkami nie stoi już nic, co byłoby interesujące dla międzynarodowych inwestorów.

Z jednej strony, rządzący zdają sobie sprawę z tego, że szansę na uniknięcie globalnej katastrofy daje tylko trzymanie się solidarnie w kupie zwanej Unią Europejską, z drugiej – jest to fałszywa solidarność gangsterów, którzy nie zawahają się zdradzić owej solidarności, jeśli tylko pojawi się ułamek szansy na indywidualne ogranie „przyjaciół”. Polityka pełna wahań obecnych rządów, w tym francuskiego, jest z tego punktu widzenia całkowicie zrozumiała. Społeczeństwo jest wyłącznie wielkością rezydualną tego rozumowania i tej kalkulacji. Trzeba utrzymać poparcie, w czym nie przeszkadza podkreślanie niezwykłych trudności, jakie się tu piętrzą. Na razie można je zwalać na Rosję, w co wierzy coraz mniej ludzi, albowiem nie przyjmują takiego wyjaśnienia ekonomiści prawicowi. I przedstawiają logiczne argumenty.

Zauważmy, że Marks opierał się na naukowych analizach ekonomistów burżuazyjnych. Jego oryginalnym wkładem było klasowe wyjaśnianie obiektywnej konieczności pewnych zjawisk i procesów oraz uzasadnianie możliwości zmiany logiki klasowej procesu historycznego. W tym dziele musiał tylko poprowadzić rozumowanie badaczy burżuazyjnych do logicznego końca, nie dając się zwieść rozmywaniem owych konkluzji przez pobożne życzenia.

Atak prawicy jest wymierzony w politykę socjalną lewicy, której imperialistyczne, antyludowe sedno ekonomiści prawicowi tłumaczą całkiem składnie, przejmując na swój rachunek zasługi w obronie ludu.

Lewicowy dyskurs jest beznadziejnie zakotwiczony w imperialistycznej retoryce potępienia dla Rosji, która – z kolei – w oczach Trzeciego Świata stała się mocnym dowodem na to, że lewica popiera politykę imperialistycznego powstrzymywania krajów zacofanych od wejścia na ścieżkę rozwoju gospodarczego. Pod burżuazyjnym pretekstem braku instytucji demokratycznych. Zaznaczmy, że niezmiennie chodzi o instytucje demokracji burżuazyjnej. W konkretnej sytuacji imperialistycznej walki z Trzecim Światem lewica nowoczesna pokazała jawnie, po której stronie się opowiada. Lewica straciła nawet swoją wątpliwą wiarygodność jako siła antywojenna.

Koncepcja polityczna lewicy jest zakorzeniona w jej niemarksistowskich wyobrażeniach na temat gospodarki.

Idealny kozioł ofiarny, którego lud nie będzie bronił.

Na naszych oczach lewica spierdala do Pacanowa.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
24 stycznia 2023 r.