Andriej Rudoj wyjechał z Rosji w chwilę potem, jak wypuścił swoje nagranie o tym, że nie zamierza wyjeżdżać, gdyż ewentualne miejsce komunisty jest wśród podatnych na bunt żołnierzy. Mniejsza, nie bądźmy małostkowi. Z Polski łatwo krytykować, nawet jeśli reżym Putina oszczędza inteligencką młodzież i zadowala się daniną krwi biednych, niekreatywnych przedstawicieli różnych narodowości wschodnich republik i innych azjatyckich regionów autonomicznych.

Nie sposób jednak nie zauważyć krytyki, która na „true-komunistów” wylała się ze strony samych Rosjan, którzy w kraju zostali. W pewnym sensie można powiedzieć, że podatna na krytykę postawa średnio-młodego pokolenia uwolniła miejsce dla zmiany pokoleniowej. Ta zmiana jest niezbędna, ponieważ wspomniane średnio-młode pokolenie, które zdawało się nadzieją rosyjskiej lewicy (a nam nawet w swoim czasie nadzieją lewicy europejskiej), zawiodło oczekiwania i okazało się całkowicie niezdolne do podjęcia wyzwania aktualnego momentu historycznego. Żyjemy w takim momencie, o którym tylko wcześniej słyszeliśmy, w momencie historycznego, przyspieszonego dojrzewania, gorączkowego wykluwania się nowych idei… Czy pokolenie przychodzące na zmianę tego, które nie zdążyło jeszcze się zestarzeć, a już przebrzmiało, stanie na wysokości zadania? Oto jest pytanie godne Szekspira.

Całkiem udaną krytykę samousprawiedliwień Rudoja czy Siomina przedstawia video:

Szczególnie celne jest uderzenie w lewicowe manipulacje cytatami z Lenina. W odniesieniu do kwestii narodowej nowoczesna rosyjska lewica nie prezentuje się w owej manipulacji lepiej od samego Putina, chociaż z przeciwstawnej pozycji. Dla Putina, bolszewicy w kwestii narodowej narobili tylko kłopotu tym, którzy zawsze, ze Stalinem na czele, mieli na myśli i w sercu tylko i wyłącznie wielkość imperium rosyjskiego. Nihilistyczny stosunek do patriotyzmu i tego typu szlachetnych wartości ma szczególne wzięcie we współczesnej ideologii, która ofensywnie idzie na zmianę dotychczasowemu aksjomatowi globalistycznego mainstreamu.

Młody wiekiem krytyk Rudoja sprowadza na ziemię górnolotne frazesy poparte wyrwanymi z kontekstu cytatami z Lenina i osadza je w konkretnohistorycznym miejscu i czasie. Lewica opiera się na wskazaniu, aby poszukiwać wroga przede wszystkim we własnym rządzie. Kierunek jak najbardziej słuszny, skoro najwięcej mamy możliwości oddziaływać zawsze na własne społeczeństwo i własny rząd. Nie chodzi jednak o to, aby – jak to może wynikać ze słów krytyka Rudoja – uznać, że skoro mamy już wojnę, to trzeba się z faktem pogodzić i że „nie należy wówczas życzyć swojemu krajowi przegranej”.

Gdyby we Francji czy w Niemczech wybuchła rewolucja proletariacka, którą siły rosyjskie mogłyby pognębić, wówczas obowiązkiem każdego rewolucjonisty niezależnie od obywatelstwa byłoby życzenie przegranej wojsk rosyjskich. Problem w tym, że na Zachodzie Europy nie mamy do czynienia z rewolucją. Jak stawiają sprawę sami lewicowcy, mamy naprzeciwko siebie armie kierowane przez interesy kapitalistyczne.

Dla nowoczesnej lewicy jasne jest, że zachodni kapitalizm jest lepszy od zacofanego, rosyjskiego, ponieważ idzie w parze z istnieniem instytucji demokratycznych. Co fakt, to fakt. Rosyjska lewica domaga się więc, aby w Rosji zaprowadzić reżym demokratyczny, a wówczas owa lewica będzie mogła w kulturalnych, cywilizowanych warunkach walczyć z kapitałem o polepszanie warunków, w jakich pracownicy podlegają kapitalistycznemu wyzyskowi.

Ponieważ w nowolewicowym pojmowaniu walki klasowej nie ma mowy o zniesieniu społecznego podziału pracy, a więc i o zmianie sposobu produkcji, wówczas celem walki klasowej staje się uspołecznienie efektów kapitalistycznego systemu. Jest to zniekształcenie marksizmu, które jest nieakceptowalne ze strony marksistów, a jednocześnie cel obnażany przez sam kapitał jako dowód na to, że komunizm jest tylko i wyłącznie oparty na zawiści i kradzieży. Ten ostatni argument trafia do przekonania nie tylko samych wielkich kapitalistów, ale i licznej rzeszy drobnych właścicieli i producentów, a także do tzw. klasy kreatywnej, dla której własność ma znaczenie jako zabezpieczenie statusu społecznego i tytułu do udziału w społecznym podziale dochodów. Trudno jest tłumaczyć, że chodzi o własność środków produkcji, skoro nowoczesna lewica sama wprowadza w tej kwestii niejasności i zamieszanie. W przypadku drobnomieszczaństwa często własność osobista stanowi jednocześnie środek produkcji, więc ta grupa społeczna zachowuje daleko idącą podejrzliwość w stosunku do intencji lewicy. Jednym słowem, w przypadku zachodniej demokracji, program rewolucyjny pozostaje albo totalnym nieporozumieniem, albo sprawą, która uderza w interesy większości spośród owych 99%, na jakie liczy nowoczesna lewica.

Tak więc, intencją lewicy, która emigruje na Zachód, nie jest rewolucja, ale działanie na rzecz wprowadzenia w Rosji analogicznego, demokratycznego systemu.

Zdaniem marksistów, nie jest możliwe wprowadzenie systemu zachodniej demokracji od zaraz w krajach Peryferii i Półperyferii. Do tych ostatnich należy Rosja. Po pierwsze, zachodnia demokracja jest niezwykle krucha i niestabilna, i opiera się na fakcie, że kraje zachodnie należą do Centrum kapitalistycznego, co umożliwia zacieranie, ale już nie likwidowanie nierówności klasowych. Obecny chaos i popadanie Europy Zachodniej w sytuację kryzysową najlepiej ilustruje tę diagnozę. System demokratyczny rozwiewa się jak dym z papierosa w zderzeniu z realiami światowego kryzysu strukturalnego kapitalizmu.

Niekompatybilność systemu demokratycznego z dążeniem do wyjścia z pozycji Peryferii najlepiej obrazuje doświadczenie krajów Afryki subsaharyjskiej. Bez wręcz przejściowych rządów wojskowych nie jest możliwa demokratyczna transformacja. Oczywiście, rządy wojskowe w Mali czy w Burkina Faso głoszą i faktycznie pozostają wyrazicielami woli swoich społeczeństw, ale nie wszystko musi się rozwijać jednoznacznie w prospołecznym kierunku. Przede wszystkim, rządy te nie mają programu rewolucyjnego, a kierują się raczej populizmem, który zawsze pozostaje dość prosty do zmanipulowania czy wręcz do zagospodarowania przez korupcyjne siły kapitału.

Jeżeli więc mówimy o tym, że obecne, młode jeszcze pokolenie lewicy rosyjskiej już zostało zdystansowane przez moment historyczny, to oznacza, że to pokolenie wpisuje się w tendencję obejmującą owo pokolenie w skali globalnej, nie tylko europejskiej. Nowolewicowe nurty, dla których autorytetem było pokolenie pamiętające jeszcze 1968 r., a które obecnie prezentuje tzw. internacjonalistyczne widzenie konfliktu rosyjsko-ukraińskiego, bazuje całkowicie na przekonaniu o tym, że kapitalistyczny Zachód pozostaje alternatywą dla autorytarnego reżymu ZSRR, a następnie, po 1991 r., dla reżymu rosyjskiego. Jak by nie oceniano po lewicowemu okresu rządów Jelcyna, to wedle lewicy rosyjskiej był to okres dynamicznego rozwoju gospodarki rosyjskiej. Nawet opozycja antyputinowska w Rosji przyznaje, że liberalizm w Rosji ma wyższy poziom niż na Zachodzie. Tylko, żeby jeszcze ta demokracja…

Żadnemu lewicowcowi w nowoczesnym wydaniu nie przychodzi do głowy prosta myśl, że gdyby w Rosji istniała demokracja, to przez chwilę nie ostałaby się taka wolność robienia interesów, która sprawia, że wiele firm zagranicznych w obliczu nałożonych ku ich żalowi sankcji antyrosyjskich, woli płacić pracownikom za nic nie robienie, niż wynieść się z rosyjskiego rynku. Wolność robienia interesów odbywa się kosztem świata pracy. Dziwne, że trzeba to tłumaczyć lewicy. Bez zamordyzmu nie dałoby się zmusić świata pracy do uległości. Demokracja robotnicza to dla wielu nowolewicowców zwyczajny autorytaryzm. Nie ma więc innej możliwości, jak tylko dążenie do demokracji burżuazyjnej, która zakłada ustabilizowaną sytuację gospodarczą, historycznie osiąganą w wyniku eksploatacji innych obszarów globu. Ideologia nowolewicowa ma więc charakter czysto utopijny, jeśli w ogóle nie ma charakteru wewnętrznej sprzeczności.

W konflikcie Rosji z Zachodem nie mamy do czynienia z mocarstwowymi ambicjami Rosji, chyba że uznamy za takowe mocarstwowe ambicje np. zamierzenia polityczne reżymu wojskowego w Mali. Od czasów upadku ZSRR mamy do czynienia z blokowaniem rozwoju gospodarczego Rosji, podobnie zresztą, jak to miało miejsce w odniesieniu do gospodarek Europy Wschodniej. Z tą różnicą, że przynależność do UE pozwalała na chwilowe neutralizowanie efektu upadku ekonomicznego w wyniku likwidacji przemysłu krajowego. Rosja została ustawiona niemal od początku na pozycji Peryferii czy Półperyferii. Niemal od początku, ponieważ pierwotnie nie było jednomyślności co do pozostawiania Rosji poza strukturami europejskimi. Włączenie Rosji do owych struktur mogłoby grozić wzrostem europejskiej potęgi ekonomicznej, co dokonywało się poniekąd i po cichu za przyczyną współpracy rosyjsko-niemieckiej. Konflikt rosyjsko-ukraiński, podsycany przez państwa Europy Wschodniej, historycznie obawiające się Rosji, a już szczególnie porozumienia rosyjsko-niemieckiego, stał się szczególnie potrzebny USA w momencie, kiedy to porozumienie zaczęło rozszerzać się na Chiny.

Zagrożenie dla hegemonii amerykańskiej, która była dotychczas gwarantem skutecznej globalizacji, niekwestionowanej przez lewicę przekonaną o tym, że demokracja podąży za wpływami cywilizacji zachodniej wprowadzanymi dzięki narzuconym relacjom ekonomicznym. Przeciwnie do oczekiwań lewicowych jednak, podobnie jak w przypadku Rosji, globalizacja zamiast rozszerzać zasięg demokracji odgrywa rolę czynnika utrwalającego istniejące nierówności.

To znaczy, dzięki współpracy gospodarczej, na rynku międzynarodowym zdarzają się roszady, które kwestionują dotychczasowy podział ról. Nie ma możliwości powstrzymania efektu jakościowego kumulowania się drobnych zmian ilościowych. Charakterystycznym tego przypadkiem jest odpuszczenie przez Zachód przemysłu i jego delokalizacja do innych regionów świata, w tym przede wszystkim do Azji czy konkretnie do Chin. Normalnym procesem ewolucyjnym jest więc zmiana hegemona w wyniku zmiany stosunku sił ekonomicznych. Ale internacjonalizacja kapitału – jak widać – nie zniosła sprzeczności narodowych. Wytłumaczenie jest proste: wyrównywanie stosunku sił narodowych grup kapitału w wyniku globalizacji prowadzi do spadku dynamiki kapitalistycznego sposobu produkcji, a więc i do spadku tempa wzrostu stopy zysku, a wręcz do spadku stopy zysku. Sprzeczności narodowych grup kapitałowych pozostają metodą sztucznego utrzymania dynamiki rozwoju kapitalistycznego drogą kryzysów i niszczenia w celu odbudowywania.

Proces narastania nastrojów nacjonalistycznych jest więc podstawowym warunkiem racjonalności utrzymania kapitalistycznego sposobu produkcji.

W tej konkretnej sytuacji historycznej, Rosja jest krajem dążącym obiektywnie do globalizacji kapitału i liberalizmu ekonomicznego, które sprzyjają jej wyrwaniu się z ekonomicznego zacofania. Zachód, a szczególnie USA, mają wiele do stracenia w wyniku utrzymania liberalnego kursu w gospodarce. Stąd polityka protekcjonizmu i obrony interesów narodowego kapitału, który nie ma już charakteru internacjonalistycznego. Nowoczesna lewica nie wyczuwa aktualnych trendów i dlatego znajduje się na spalonej pozycji w tym globalnym meczu.

Pozostaje pytanie o to, czy chcemy uczestniczyć w narodowych wojnach, których jedynym celem jest wtłoczenie nowego życia w trupa kapitalizmu? Obiektywna sytuacja ekonomiczna tak się złożyła historycznie, że sprzyja rozbiciu dotychczasowego układu Centrum – Peryferie i zastąpienie go nowym. Jednocześnie, taki wynikły chaos stwarza szansę dla ruchów rewolucyjnych, aby zmienić tor i zamiast odtwarzania starego systemu w nowym wydaniu przejść do innego sposobu produkcji.

I tu mamy alternatywę: gospodarczy liberalizm też proponuje zmianę sposobu produkcji na to, co roboczo nazywamy nowym feudalizmem i co pozostaje klasowym typem formacji, zaś lewica rewolucyjna powinna skupić się wokół programu zbudowania formacji bezklasowej. Jak widać z powyższego wywodu, jest to całkowicie zarzucony program przez nowoczesną lewicę. Dlatego dobrze, że historia zmiata ze sceny politycznej pokolenia, które wpisują się w powtórzenie ruchu formacji kapitalistycznej w utopijnej nadziei na odtworzenie jej heroicznego okresu. Istota problemu polega na tym, o czym pisał Marks: kapitalistyczny sposób produkcji wyczerpuje swoją misję historyczną, kiedy traci swoją dynamikę, a więc nie potrafi już maksymalizować stopy zysku. Nowoczesna lewica znalazła się w sytuacji, kiedy wraz z globalną, zasiedziałą elitą pasożytującą na narodowych gospodarkach dzięki odpowiedniemu, światowemu systemowi finansowemu, jako jedyna broni tych pozycji i tworzy dla niej adekwatną ideologię, nota bene lewicową.

Widzimy więc tu sprzeczność wewnętrzną. Globalna elita stojąca na straży instytucji demokratycznych, bazuje na światowym systemie finansowym, który stanowi empiryczny dowód, iż niemożliwe jest dalsze mnożenie odpowiednich zysków przez rozwijanie gospodarki rzeczywistej, która napotkała na barierę dynamiki, fatalnie zapisaną w jej kodzie DNA (co zawarł Marks w swojej teorii wartości z pracy). Ta sprzeczność stanowi naturalną, historyczną i realną przyczynę, dla której powrót do gospodarek narodowych, konkurujących ze sobą na międzynarodowym rynku jest nieuchronny. Pozostaje nam wybór między wojną a globalnym zniewoleniem.

Jak widać, nie ma w tym obrazie miejsca na instytucje demokratyczne. Wojna przeczy demokracji w sposób naturalny, zaś wybór globalnego zarządu gospodarką, która wedle samych globalistów i ich lewicowych stronników polega na zarządzaniu niedoborami przeczy demokracji w sposób równie nieuchronny. Wszak jest to realny socjalizm w skali globalnej, jeśli spojrzeć na to oczami nowoczesnej lewicy.

Wracając do obecnej wojny.

Niebezpieczeństwem dla lewicy pozostaje możliwość stoczenia się na pozycje szowinistyczne, skoro w uniwersalistycznym modelu globalnej elity możliwość utrzymania instytucji demokracji nie idzie w parze z obietnicą podniesienia poziomu życia najbiedniejszych i najbardziej wyzyskiwanych mas. W warunkach niedoborów, bardziej prawdopodobne będzie, że zasobów zabraknie w kolejności wyznaczanej rankingiem bogactwa, a ściślej – tytułów własności.

Hipokryzja zwolenników liberalnej gospodarki z konserwatywną kulturą społeczną polega z kolei na głoszeniu, że (ekologiczna) ideologia niedoborów jest fałszywa, ale jednocześnie – że między narodami musi istnieć rywalizacja o owe zasoby. Z lewicowej perspektywy, oba te nurty ideologiczne są antyspołeczne i klasowo opowiadają się po wrogiej nam stronie barykady. Dlatego lewica musi mieć swoją alternatywę i swój program marksistowski. Innej, lepszej teorii tłumaczącej rozwój ekonomiczny w procesie historycznym jak dotąd nie ma. To nasza przewaga nad przeciwnikiem klasowym. Tylko od nas zależy, czy potrafimy tę przewagę wykorzystać.

Ważne, aby nie sprowadzać tej krytyki do osoby Rudoja. Jest to tylko chyba najbardziej charakterystyczny przedstawiciel zjawiska i swojego pokolenia lewicowej rodzinki w Rosji. Ale nie należy zapominać, że – jak wspomnieliśmy wyżej – to pokolenie jest wychowane przez pokolenie zdominowane nowolewicowymi ideami Maja ’68 i całego pokolenia lat 60-tych, które zbudowało swoją ideologię na bazie akceptacji kapitalistycznych stosunków produkcji jako na nośniku instytucji demokratycznych, w przeciwwadze wobec radzieckiego modelu, który przestał być postrzegany jako model przejściowy do prawdziwego socjalizmu i demokracji w ramach systemu bezklasowego, ale jako model docelowy, co znalazło wyraz w powszechności jego określania (już po upadku ZSRR) jako „komunizm”. Trudno o bardziej dobitny wyraz odmowy owemu systemowi charakteru przejściowego, najeżonego trudnościami i sprzecznościami oraz podatnością na zewnętrzną sytuację.

Wedle nowoczesnej lewicy, idea jakiegoś „komunizmu” innego niż to, z czym mieliśmy do czynienia w okresie powojennym, jest bezsensowna. W jakiś sposób przyczyniają się do utrwalania tego przekonania wielbiciele PRL-u i ZSRR w stalinowskiej postaci, chcący zwyczajnie przeciwstawić się propagandzie antysocjalistycznej. Skutkuje to najczęściej przyleganiem tej części zwolenników socjalizmu do ideologii narodowej, a więc niezdolnej do odrzucenia fałszywej alternatywy: globalna elita czy nacjonalizm.

Szczególnie w tym momencie ważna jest jasność, że jako marksiści nie musimy czuć się zmuszeni do dokonywania wyboru mniejszego zła pod postacią chwilowego sojusznika.

Jest to o tyle trudne, że w sytuacji Rosji, czyli w sytuacji niszczenia perspektyw własnego rozwoju znajduje się wiele państw, głównie peryferyjnych na świecie. Ale i Chiny stoją w obliczu takiego zagrożenia. Problem polega na tym, że te państwa szczególnie łatwo opowiadają się za modelem kapitalizmu konkurencyjnego, narodowego, bo jest to model funkcjonalny w danym momencie historycznym. Ale nie należy poddawać się łatwości drogi na skróty. W pewnym sensie łatwiej ludziom zrozumieć niesprawiedliwość systemu globalnego, który pod pretekstem niedoboru zasobów potępia egoizm narodowy w imię swego kastowego egoizmu. Oba nurty są antyludowe i klasowe.

MONIKA AGREBI – CAN’T STAND THE NIGHT

Paradoks polega na tym, że system oligarchiczny w Rosji nie ma nic przeciwko dominacji zachodniej. Zachód jednak wie, że poddanie się tej dominacji, jak w przypadku Chin, nie likwiduje niebezpieczeństwa narastania sprzeczności i zagrożenia dla dotychczasowej elity panującej. Rozrost tej elity zagraża interesom elity dotychczasowej. Nowobogacka elita może się odwoływać do wspólnoty interesów ze swoim narodem, aby wywalczyć sobie należne miejsce w elicie globalnej. Dla tego sojuszu potrzebne jest jej państwo narodowe, które utrzyma społeczeństwo w stanie pokoju klasowego. A to wymaga udziału w bogactwie globalnym, czyli naruszenia materialnych interesów dotychczasowej elity. Im większe są możliwości dotychczasowej elity, aby utrzymać swoją przewagę, tym bardziej zacięta jest ta walka. Koszty płacą społeczeństwa…

Naszym zadaniem jest więc odrzucenie konieczności tej walki o dopasowanie się elit między sobą naszym kosztem.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
18 stycznia 2023 r.