НАШ ОТВЕТ АНДРЕЮ КОРЯКОВЦЕВУ И… ЛЕВЫМ БЛОКАДНИКАМ
(6 МЕГАТОН!)

Andrey Koryakovtsev
Włodek Bratkowski тогда в „неосталинисты” записывайте самого Маркса с его концепцией бонапартизма, Троцкого, писавшего о бюрократическом перерождении диктатуры пролетариата, Кейнса, с его „эффективным спросом” и управляемым бюрократией рынком, Теду Скочпол с ее теорией „революционной бюрократии” и так далее. Мы трактуем советское общество как классовое, в том числе и то, которое существовало в 30 годы – и мы после этого „неосталинисты? Тогда вы кто, повторяющие иллюзии 19 века? Неовейтлинги, не желающие изучать современное общество, ленивые и самовлюбленные неовейтлинги 

 
Rzecz nie w nazwach.

Jeżeli przypisujecie Marksowi bonapartyzm, to sami zapisujecie go do neostalinistów przez logiczny łańcuszek: Marks (stary) – Lenin – Stalin. Takie podejrzenie wobec Marksa wynika z Waszego rozumienia klasy robotniczej jako „protezy” dla działalności rewolucyjnej, sklecony z braku prawdziwego podmiotu, który wykształcił się dopiero – wedle Was samych – w XX wieku. Trocki dokonywał analiz politycznych trzymając się marksizmu, w którym klasa robotnicza stanowiła istotny element, ba, podstawowy. Teza o degeneracji państwa robotniczego nie wynikała u niego z podejrzenia, że klasa robotnicza została ustanowiona podmiotem na wyrost, ale z faktu, że słabość porewolucyjnego państwa stwarzała okazję i pokusę dla partyjnych biurokratów, aby przerodzić się w klasę. Pokusę nie opartą na realnych przesłankach, jak tego dowodzi los potransformacyjnej Rosji.

Jeśli wziąć pod uwagę, że idee Keynesa wyprzedzał już Polak, Michał Kalecki, który z kolei opierał się na pracach Róży Luksemburg dostrzegającej problem niewystarczającego popytu, to zasadniczo można te wszystkie nurty podciągnąć pod rodzaj stalinizmu, biorąc pod uwagę jego eklektyczną istotę. A jeśli do tego dodamy zygzaki samego Stalina, to można tu podciągnąć i samego papieża, gdyby tylko miał wystarczającą liczbę czołgów. Koncepcje traktujące biurokrację jako samodzielny podmiot, oparte na doświadczeniu (złudzeniu?) trwałości władzy biurokracji, podparte skutecznością biurokracji chińskiej, są tylko próbami uchwycenia tego, co faktycznie istnieje i wywiera wpływ na rzeczywistość, a stalinizm przez dłuższy czas taki wpływ wywierał. Możemy kontynuować tę listę, zapisując na nią i nazwisko Slavoja Żiżka, który dziś wzdycha do biurokracji jako siły skutecznie chroniącej interesy gwałtownie proletaryzującej się warstwy drobnomieszczańskiej.

Nie przyjmujemy bezkrytycznie twierdzeń M. Dżilasa o biurokracji jako klasie. Zwolenników tej tezy było sporo w okresie „realnego socjalizmu”, także w Polsce. Koncepcje te zostały poniekąd obalone przez samo życie, albowiem gdyby biurokracja była klasą na wzór i podobieństwo burżuazji, to miałaby motywację do tego, aby bronić suwerenności swego panowania. Łatwość, z jaką biurokracja poddała się – wbrew nawet oczekiwaniom samej burżuazji zachodniej – wynikała z przekonania o iluzoryczności modelu państwa robotniczego, o jakie walczyli bolszewicy. Sam Korjakowcew analizuje to zjawisko w swojej książce (najpełniej w aktualnie rozpatrywanym rozdziale). Bycie biurokracją było przez samą biurokrację uznane za przeszkodę w staniu się burżuazją, zaś model odrębnej formacji biurokratycznej był testowany przez niemal 80 lat w ZSRR i przez 40 lat we wschodniej Europie, i nie pozostawił wątpliwości, że był projektem martwonarodzonym, ewoluującym w kierunku konwergencji z kapitalizmem z jego rynkiem i kapitalistyczną efektywnością.

Mówimy o martwonarodzonym projekcie biurokratycznym, a nie socjalistycznym czy robotniczym. Zwyczajnie – projekt biurokratyczny nie mógł „zaskoczyć” i zacząć się samodzielnie rozwijać, ponieważ nie był konsekwentnym przezwyciężeniem kapitalizmu. Nie mógł być taki, ponieważ w zainicjowaniu projektu robotniczego stały na przeszkodzie okoliczności polityczne ówczesnej Europy i reformistyczny ruch robotniczy na Zachodzie. W tej sytuacji było wręcz niemożliwym zbudowanie modelu gospodarczego opartego na nowym pojęciu efektywności, przeciwstawnej maksymalizacji zysku. Z punktu widzenia Lenina, można było dokonywać ustępstw i iść na kompromisy, cofać się taktycznie. Ale cały czas powinno się mieć azymut nakierowany na podstawowy cel: interes klasowy bezpośredniego producenta, w tej sytuacji – robotnika.

Biurokracja wytworzyła się w chwili, kiedy odwrotnie – zamiast utrwalać drobne zalążki nowych stosunków produkcji – zaczęła okopywać się na tych elementach reformowania gospodarki, które pozwalały na utrwalanie politycznej władzy grupy będącej u władzy. Dla Lenina – elastyczność polityczna była natomiast narzędziem dla budowania trwałej podstawy ekonomicznej państwa robotniczego, mimo wymuszenia przez rzeczywistość różnych praktycznych ustępstw. Jeśli patrzeć na to powierzchownie, sprawa różnicy między obiema strategiami wydaje się nieistotna. Jednak diabeł tkwi w szczegółach. Ważna była dynamika. Dynamika biurokratyczna podtrzymywała ewolucję ku kapitalizmowi. Wielu posttrockistom współczesnym i dawniejszym guru Nowej Lewicy wydawało się, że nie ma więc żadnego socjalizmu, nawet „realnego”, ale zwyczajnie „kapitalizm państwowy”. W ten sposób jednak posttrockizm przekreśla to, co było u Trockiego i w oryginalnym ruchu trockistowskim: przekonanie o tym, że ZSRR to zdegenerowane, ale zawsze państwo robotnicze. To oznaczało tylko i wyłącznie to, że w ramach systemu biurokratycznego miała sens walka o prorobotniczą dynamikę ZSRR. Jeżeli jednak odrzucić projekt robotniczy jako iluzoryczny, jako błąd Marksa, za którym poszedł późniejszy rewolucyjny ruch robotniczy, to opór wobec biurokracji przestaje mieć sens. Faktycznie, choćby na przykładzie Polski dobrze widać, że tzw. opozycja demokratyczna (zwana przez niektórych pieszczotliwie opozycją biurokratyczną) skupiała swe działanie na dopingowaniu biurokracji do przyspieszania ewolucji w kierunku kapitalistycznym (wolnorynkowym, mając na względzie „kapitalizm socjalny”, tę witrynę propagandową burżuazji w okresie tzw. Zimnej Wojny). Jeszcze w roku 1956 część zapaleńców traktowała serio projekt robotniczy, odczytując go jednak przez pryzmat stalinowskich dogmatów. Te ostatnie opierały się na ortodoksji II Międzynarodówki, na ówczesnym rozumieniu naukowości, na pozytywistycznym jej rozumieniu. Działacze II Międzynarodówki przyjmowali projekt robotniczy, ponieważ kojarzyli go z pozytywistycznym przekonaniem, że ewolucja społeczna ludzkości jest zdeterminowana. Tylko ten element wydawał się Stalinowi ważkim argumentem za projektem robotniczym. W tym względzie był on więc bardzo daleko od Lenina, oskarżanego wszak o przeszacowywanie czynnika subiektywnego w historii, a poza tym uważnego czytelnika Hegla.

Trudności na drodze budownictwa socjalizmu były więc dla biurokracji czującej się pewnie jedynie na gruncie poczucia, że jeśli „góra” coś ustaliła, to jest święte i należy tylko to realizować za wszelką cenę. Jeżeli rodzi się wątpliwość, że „góra” (historyczny determinizm) może się choć trochę mylić, to wali się cały świat urzędnika. Burżuazja nigdy nie miała tego typu wątpliwości i dlatego mogła być klasą. Burżuazja była podmiotem i działała subiektywnie. Jej oponentem na scenie historii nie jest więc biurokracja, ale klasa, która ma równie mocne subiektywne przekonanie o tym, że sama tworzy historię, a nie podlega jej prawom. Tą klasą może być tylko klasa robotnicza jako klasa przeciwstawna kapitałowi, dla swego wyzwolenia zmuszona do zmiany sposobu produkcji, a nie tylko sposobu redystrybucji.

Ta istota konfliktu klasowego ukazuje bezpodstawność roszczenia filozofii antropocentryzmu z jej korzeniami w teorii alienacji do zastąpienia klasy robotniczej jako aktywnego czynnika w historii. Program dezalienacji w tej filozofii nie postuluje zmiany sposobu produkcji. Jedynie z pracy bezpośrednio produkcyjnej czyni sztucznie pomijalny element sytuacji społecznej, odrzucając ją na margines daniny dla konieczności przyrodniczej. Wyzwolenie pracy kreatywnej nie dokonuje się poprzez jej powiązanie z relacją z naturą dzięki uczestnictwu jednostki w pracy produkcyjnej, ale dzięki stworzeniu sytuacji, w której zabezpieczenie materialnego bytu przestaje być dla pracy kreatywnej problemem, a więc twórczość może przestać być środkiem do zarabiania na życie. To, że materialny byt musi być przez kogoś zabezpieczany, przestaje być zauważane jako problem, ponieważ kapitał stworzył iluzję, iż jest to możliwe. Ukrycie przed oczami społeczeństwa całego segmentu pracy produkcyjnej nie oznacza, że ten segment nie istnieje. Boleśnie o tym przekonuje się dziś większość społeczeństwa, zagrożona proletaryzacją.

Projekt robotniczy, jeśli użyć tego współczesnego określenia dla koncepcji Marksa, był przyjmowany przez lewicowych działaczy politycznych czasów Marksa ze względu na swą skuteczność oddziaływania na masy proletariackie. Polemiki i krytyki Marksa nakierowane na innych „marksistów” są tylko potwierdzeniem faktu, że jego teoria nie była zrozumiana przez współczesnych. Trudno jednak, aby szkoła filozofii antropocentrycznej cieszyła się z tego względu, ponieważ poglądy, z jakimi walczył Marks są bliższe ich koncepcji niż poglądom robotniczego, rewolucyjnego marksizmu.

Nawet jeśli ortodoksja II Międzynarodówki przyjmowała mechanistyczny i deterministyczny światopogląd, w jaki obróciła analizę Marksa, zapewne w celu uczynienia z niej jeszcze lepiej trafiającą do szerokich mas papkę propagandową, to nie potrafiła uchronić się przed pokusą dopełnienia tej „nauki” różnymi koncepcjami humanistycznymi, choćby neokantyzmem.

Z chwilą, kiedy ruch robotniczy osłabł, w neo- i postmarksizmie znaczenia nabierały odpowiednio owe humanistyczne uzupełnienia, aż do wyrugowania rdzenia: walki klasowej z klasą robotniczą w roli głównej.

W ZSRR i w ogóle w modelu biurokratycznym klasa robotnicza zyskuje bezwarunkowe prawo do pracy (likwidacja bezrobocia), cała reszta jest pustym frazesem ideologicznym, które – niczym pusta łupina po nasionku – czeka już tylko na swe odrzucenie. Okazuje się, że nieefektywność gospodarki realnego socjalizmu bierze się właśnie z owego ostatniego elementu programowego, z braku narzędzia elastycznego reagowania rynku na zmienność popytu i podaży, którym było bezrobocie. Brak równowagi gospodarczej bierze się stąd, że twórcza praca nie znajduje pokrycia w dobrach materialnych, których stale brakuje, podczas gdy strumień wysiłku twórczego wylewa się stale i żąda zapłaty. Gospodarka kapitalistyczna poradziła sobie z tym problemem bardzo szybko, wyrzucając z kolejki po dobra materialne jednostki będące nosicielami nieefektywnego popytu. Była to tzw. rezerwowa armia pracy, a ponieważ jej zabrakło, widmo proletaryzacji wisi nad grupami i warstwami pośrednimi, które czują się zmobilizowane do walki o nie danie zepchnąć się do szeregów proletariatu.

Przed współczesną gospodarką stoi zasadniczy problem – jeśli chcemy utrzymać takie społeczeństwo, jak dotychczas, to dla materialnego zabezpieczenia jego bytu, niezbędna jest pauperyzacja i proletaryzacja sporej części dzisiejszej ludności aspirującej do klasy średniej. Tej proletaryzacji sprzyja niechęć do imigranckiej siły roboczej. Ale można też przyjąć naturalne, przyrodnicze bariery rozwoju za obowiązujące, a wówczas obraz społeczeństwa zmieni się zasadniczo, przystosowując do ograniczonej liczebności armii pracy. Jeżeli dziś państwo przejmuje opiekę nad jednostkami służąc za pośrednika między nią a wszelkimi środkami utrzymania życia, to podmiana państwa przez zdecentralizowane podmioty rozwiązuje globalne problemy ludnościowe poprzez lokalne programy.

 *

Andrey Koryakovtsev

Włodek Bratkowski я сотню раз писал о том, что в политическом смысле марксизм – это учение о САМОорганизации рабочего класса. И я критикую современных левых как раз за то, что они игнорируют этот аспект марксизма и, назначая себя „вождями пролетариата”, рассматривают его только как объект своего управления. Вот неосталинизм, если угодно – а я его критик. Другое дело, что я ясно понимаю, что не всякий пролетариат способен к самоорганизации что последняя возможное при особых исторических условиях. Я стою на точке зрения материалистического понимания истории, а не абстрактно желаемого, в отличие от вас

Przede wszystkim, we współczesnym neomarksizmie mamy do czynienia z pojęciową niejasnością dotyczącą samej klasy robotniczej. Zachodnia Nowa Lewica już dawno postawiła znak równości między klasą robotniczą a klasą pracowniczą, czyli całością pracowników najemnych. Tak więc, wielkoprzemysłowa klasa robotnicza stanowi w tej optyce podzbiór (bynajmniej nie wyróżniony) klasy pracowniczej. Do tego dochodzi jeszcze pojęcie proletariatu, które stawia akcent na kwestii poziomu życia, które znajduje się blisko poziomu ubóstwa.

W Waszej książce zauważa się ewolucję podmiotu wyróżnionego przez Marksa. Od proletariatu, którego pretensje do bycia nośnikiem idei rewolucyjnej były uzasadnione właśnie przez fakt życia w nędzy, której praca zarobkowa nie była w stanie odmienić, do potężnej grupy społecznej złożonej z pracowników najemnych, zatrudnionych przez kapitał, a których pozycja materialna może się znacznie różnić. Ta grupa obejmuje także ludzi pracujących umysłowo, których kapitalistyczne stosunki spychają do poziomu prostych wyrobników, w ślad za czym idzie i obniżenie poziomu życia.

Zauważmy jednak, że w tej kwestii nie sposób dostrzec jeszcze jakiejś znaczącej różnicy ze stalinowcami czy neostalinowcami. Ci ostatni także zauważają ewolucję desygnatu pojęcia klasy robotniczej. Wyraz temu nadążaniu neostalinowców za trendami nowolewicowymi dał nie tak znowu dawno Oleg Dwurieczenski w swoich rozważaniach na temat znaczenia terminu „proletariat” i „klasa robotnicza” w swoich videowykładach, w których analizował zasadnicze teksty klasyków odnoszące się do tej kwestii, od okresu sprzed Manifestu komunistycznego poczynając. Jednym słowem, neostalinowcy w tej kwestii równają do przodującej myśli nowolewicowej.

Dla nas jest to tylko oznaką, że przepaści między nowoczesną lewicą a ewoluującym neostalinizmem zwyczajnie nie ma. W odpowiedzi na poprzedni komentarz dawaliśmy krótkie wyjaśnienie tego zjawiska. Stalinizm nie trzymał się innego paradygmatu myślowego, jak ten wytworzony przez II Międzynarodówkę, zaś zamrożenie pozycji teoretycznych wynikało z sytuacji geopolitycznej ZSRR, która nie pozwoliła na ewolucję w kierunku, w którym ewoluowała myśl socjaldemokratyczna. Przynajmniej w ramach oficjalnej ideologii. Na własny użytek biurokracja ewoluowała jak najbardziej w tym samym kierunku, nie mogąc jednak zmienić ”nowomowy” ze względów czysto pragmatycznych – propagandowych.

Jak zauważył S. Wiskunow w swym rozdziale przywoływanej książki, biurokracja rządząca zadowoliła się odrzuceniem ciążącej jej ideologii, która była już wówczas (i dużo wcześniej) pustą skorupą, zgodnie z postulatami zapisanymi na papierze przez protestującą inteligencję rosyjską. Tak samo było zresztą i w Polsce.

Nic dziwnego w tym, że akurat Wasza grupa (szkoła) znalazła wspólny język z neobiurokracją postradziecką. W odróżnieniu od pozostałej kalki nowolewicowej w Waszym kraju, Wasza szkoła pretenduje do przewodnictwa teoretycznego w skali ponadnarodowej, co – paradoksalnie – wymaga pewnego zakotwiczenia w krajowej sytuacji. Rosja znajduje się w sytuacji konfrontacji z globalnym układem, co wymaga specyficznego programu ekonomicznego. To zaś ośmiela do prób wypracowania samodzielnego programu filozoficznego. Współczesna Nowa Lewica przerobiła już lekcję o alienacji ponad pół wieku temu i znajduje się na innym etapie, zajmują ją inne problemy. Odgrzanie koncepcji alienacji może być punktem wyjścia dla zbudowania opozycji wobec zachodniej lewicy, wobec której lewica rosyjska (podobnie jak i polska) całkowicie skapitulowała i przyjęła modne, wiodące ustalenia jako obowiązujące.

Współczesna nowa lewica nie jest wyczulona na problematykę alienacji pracy, a to z powodu tego, że rozwiązała już problem dwoistości prac, na które Wasza szkoła kładzie nacisk. Skoro nie ma różnicy między robotnikiem a pracownikiem najemnym, pracującym twórczo, sprawa sprowadza się zasadniczo do kwestii słusznego wynagrodzenia. A więc, alienujący stosunek społeczny wynikający z faktu, że twórczość jest podporządkowana zarobkowaniu, traci na znaczeniu. Pracownicy wykonujący pracę twórczą, jeśli zostaną zabezpieczone ich postulaty dotyczące gwarancji stabilnego dochodu, nie mają już motywacji do znoszenia pracy jako takiej. Ich życie nie dzieli się na czas pracy i czas wolny, ponieważ ich „praca” wypełnia ich czas wolny, spełnia więc kryterium pracy zdezalienowanej. Fakt, że pozostała część „klasy pracowniczej” nie może realizować się w takim modelu, albowiem nie każda praca umysłowa jest pracą twórczą, chociaż każda praca może nosić element twórczości, jeśli tylko jest wykonywana z zaangażowaniem i przynosi poczucie samorealizacji. Niemniej, przy takim postrzeganiu kwestii pracy, nie ma sensu żadne utożsamianie się z najmniej kreatywnym segmentem szerokiego spektrum pracy, ponieważ to te segmenty powinny starać się dorównać pracy zdezalienowanej, co leży w zasięgu możliwości jednostki. Wszystko zależy bowiem od jej talentu, potencjału. Jeśli zagwarantowany będzie podstawowy dochód, wówczas każdy będzie mógł robić to, w czym się spełnia. Cała problematyka walki klasowej upada jako bezprzedmiotowa.

Jeżeli jednak zaczniemy analizować współczesne społeczeństwo w jego dynamice, spostrzeżemy z łatwością, iż w najbardziej praktycznej warstwie owej rzeczywistości znaczenia nabiera sprawa zabezpieczenia podstawowego, materialnego bytu. Sprzeczności i kataklizmy, które rozrywają współczesne społeczeństwo, prowadzą do pauperyzacji i proletaryzacji grup i warstw, które w poprzednim okresie cieszyły się względnym bezpieczeństwem socjalnym.

Paradoksalnie, Wasza szkoła jest dla nas interesująca z tego względu, że odgrzewa dawno już odłożoną do lamusa kwestię różnicy między różnymi rodzajami pracy i to stawia problem w kategoriach różnicy o znaczeniu fundamentalnym. Marksowska klasa robotnicza nie zlewa się w Waszej optyce z nową klasą pracowniczą, ale przeciwstawia się jej ze względu na swe intymne powiązanie z obszarem tego, co na styku z przyrodą. Wedle więc waszej szkoły, nieważne z jakim znakiem, ale zasadnicze znaczenie ma odróżnienie pracy uwikłanej w nieuchronną i nie podlegającą zniesieniu relacji z przyrodą, od pracy wolnej od tego uwikłania. W myśl tego rozróżnienia, nie jest możliwe zapisanie klasy robotniczej do szeroko pojmowanej klasy pracowniczej ze względu właśnie na ten element uwikłania w relacje z przyrodą. Dla nowoczesnej lewicy czynnik relacji z przyrodą nie ma znaczenia, niczego nie zmienia. A więc Marks w ogóle nie myślał o robotniku jako o specyficznym rodzaju pracownika, istotnie różniącego się od pozostałych typów pracownika najemnego. Ergo – pojęcie klasy robotniczej = pojęciu klasy pracowniczej.

W pełni podzielamy Wasz punkt widzenia, iż relacja z przyrodą odgrywa zasadniczą rolę w ustanowieniu filozoficzno-krytycznej kategorii jaką jest klasa robotnicza, a co za tym idzie – wyróżnionego miejsca tej klasy w systemie poglądów Marksa. Postrzegamy jednak ten kompleks problematyczny w zupełnie innym świetle niż Wy. Dlatego też skłaniamy się ku całkowicie odmiennemu projektowi politycznemu, który jest równie odległy od neostalinizmu (marksistowski frazes bez pokrycia), co i od Nowej Lewicy (choćby w nowoczesnym wydaniu), jak i od Waszej szkoły (z powodu jej niezbywalnego elitaryzmu i odczytywania Marksa nie tylko przez pryzmat Feuerbacha, ale i przez pryzmat Platona).

Świadomość różnic w pojmowaniu „proletariatu” znajduje wyraz w waszym spostrzeżeniu, że nie każdy proletariat jest zdolny do samoorganizacji. Wynika to zresztą jasno z monografii, w której sugeruje się, iż te warunki dojrzewają dopiero w XX wieku, kiedy to klasa pracowników najemnych dojrzewa i rozwija się, nabiera wiedzy i samoświadomości, a jednocześnie zaczyna być zdolna do reformowania społeczeństwa w przeciwieństwie do ślepego buntu i rewolucji w wykonaniu „rozpychającego się łokciami chama”.

Co do materialistycznego pojmowania historii, to już pisaliśmy, iż w Waszym wykonaniu polega to na postrzeganiu świata przez pryzmat jednostki. Tylko bowiem jednostka ma zdolność do zmysłowego odczuwania świata i jednocześnie jego rozumowego pojmowania. W świecie ponadjednostkowym mamy do czynienia wyłącznie z ponadzmysłowym światem społecznym, gdzie nawet nasze zmysły są społecznie (kulturowo) zorientowane, bez możliwości autonomii. A to ze względu na praktykę, która jest nakierowana na to, co dane w przestrzeni społecznej lub przyrodniczej, ale przetworzonej społecznie.

W przeciwieństwie do tego, nasz materializm polega na analizie społeczeństwa i dostrzeganiu zasadniczego problemu konkretnego etapu jego rozwoju. Obecnie widzimy ten problem w kwestii relacji społeczeństwa do świata przyrody. W naszym, ludzkim, społecznym wymiarze, ten problem pokrywa się ze stosunkiem społeczeństwa do klasy, która jest nosicielem relacji między społeczeństwem a przyrodą. Stosunek do tej klasy pokrywa się ze stosunkiem nowoczesnego społeczeństwa klasowego do przyrody – jest to relacja maksymalnego wyzysku zasobu naturalnego, przyrodniczego czy ludzkiego. Chęć uwolnienia się od odczuwania presji przyrody idzie doskonale w parze z rozwiązaniem problemu klasy robotniczej – niedostrzeganie problemu poprzez jego marginalizację. Naszym zdaniem, jak i zdaniem Marksa, jest to fałszywe rozwiązanie rzeczywistego problemu.

Teoria alienacji wyraża pragnienie zdjęcia z pola widzenia problemu, a nie jego rozwiązanie. Niemniej, w przeciwieństwie do współczesnej Nowej Lewicy, Wasza szkoła filozoficzna dostrzega problem, chociaż stawia go w fałszywych kategoriach.

 

Andrey Koryakovtsev

Włodek Bratkowski я надеюсь, что вы – добросовестный человек, признаете свою ошибку и снимете свое обвинение в неосталинизме.

 
Nie ma potrzeby – neostalinizm stał się dziś tak rozwodnioną formacją i tak chcącą przyłączyć się do „nowoczesnego marksizmu”, że w zasadzie stał się rukopożatelnym.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
28 grudnia 2021 r.