Trudno oczekiwać, aby rok 2024 był lepszy od roku minionego. Żadne znaki na niebie i Ziemi na to nie wskazują. Konflikty międzynarodowe i wewnętrzne mnożą się i komplikują.
Rozważając najprzeróżniejsze analizy sytuacji globalnej oraz sprzeczności wewnętrzne czy regionalne na jej tle możemy zaobserwować istnienie konstrukcji tłumaczących świat z najróżnorodniejszych punktów widzenia. Mnogość owych punktów widzenia zastąpiła dawną umowną prostotę perspektywy, opartej na istnieniu zasadniczego podziału świata na dwa przeciwstawne bloki ideologiczne: zachodni i radziecki. Nie znaczy to, że inne punkty widzenia nie istniały, niemniej były one niejako przesłonięte przez ten najbardziej fundamentalny podział.
Ciekawe, że po upadku bloku radzieckiego nie zostało nic z perspektywy ideologicznej tej strony barykady. Oczywiste jest, że ma to podłoże w postawie szeroko rozumianej lewicy, która poprzez swój akces do perspektywy przeciwnego bloku świadomie odłożyła perspektywę radziecką do lamusa. Nie wartościując tej postawy, warto jednak zauważyć, że jak byśmy nie byli krytyczni wobec bloku radzieckiego wraz ze zniknięciem perspektywy przypisanej do niego zanikł cel strukturalnej zmiany świata.
Cel rewolucyjny polegał bowiem na zmianie kapitalistycznego sposobu produkcji na socjalistyczny, a następnie – komunistyczny. A więc zmianie miał ulec dotychczasowy sposób produkcji, czyli podział na klasę produkcyjną i na klasy i grupy pozostające poza sferą produkcji materialnej, czerpiące swoje środki utrzymania z podziału wypracowanej wartości dodatkowej.
Te zagadnienia przedstawialiśmy już nie raz, więc nie będziemy się obecnie zajmować uzasadnianiem tej tezy. Podkreślmy jednak, że w związku z tym, iż w teorii lewicy (spadkobierczyni nurtów liberalno-demokratycznych społeczeństwa burżuazyjnego, stojących w ostrej sprzeczności z marksizmem Marksa) zagadnienie wyodrębnionego charakteru sfery produkcji materialnej jako fundamentu antagonizmu klasowego jest zasadniczą przyczyną, dla której perspektywa marksistowska, rewolucyjna, mogła zostać przekreślona, pozostawiając miejsce dla perspektywy wypełniającej całe pole ideologiczne, bez miejsca dla perspektywy marksistowskiej.
Sprawa jest o tyle ważna, że w obliczu nieoczekiwanego rozwoju sytuacji związanego z wojną rosyjsko-ukraińską, która przybrała obrót całkowicie odbiegający od oczekiwań Zachodu przekonanego o tym, że w ciągu 2 tygodni sankcje ekonomiczne „rzucą gospodarkę rosyjską na kolana” (cytat z wypowiedzi Bruno Le Maire’a, francuskiego ministra gospodarki, utrzymanego na tymże stanowisko przy ostatniej zmianie rządu), odrodziło się zainteresowanie polityką uprzemysłowienia. Zachód przekonał się, że tym, co pozwoliło Rosji na zneutralizowanie sankcji, była zdolność gospodarki rosyjskiej do zwiększenia swej wydolności produkcyjnej, nawet jeśli dotyczyło to sektorów podporządkowanych wysiłkowi wojennemu. Poza tym, jakby ogromny nie był upadek gospodarczy (przemysłowy) wszystkich państw posocjalistycznych, w tym i Rosji, potencjał zasobów energetycznych i wszelkich innych stał się fundamentem prywatyzacji i wzbogacenia się oligarchów lokalnych. W ten sposób został mimo wszystko utrzymany choćby najbardziej podstawowy przemysł wydobywczy, nieuchronnie podporządkowany interesom obcego kapitału, niemniej funkcjonujący.
Tymczasem gospodarki zachodnie przekonały się boleśnie, że nie są w stanie sprostać wymogom wysiłku wojennego przez dłuższy czas, który narzucił opór Rosji wobec prognozowanego rychłego upadku pod ciężarem sankcji. Oczywiście, poziom rosyjskiego przemysłu wydobywczego, sabotaż elit oligarchicznych czy zarządzających systemem finansowym kraju, wszystko to zapewne jednak dałoby efekty spodziewane, choćby nieco odsunięte w czasie – mniejsza, o cenę krwi i tak zapłaciliby Ukraińcy – gdyby nie fakt, że dwie trzecie świata zrozumiało po swojemu starcie gigantów na Zachodzie jako nadzieję na zniszczenie neokolonialnej zależności Trzeciego Świata od Zachodu. Rosja, niczym ZSRR, została ustawiona, wbrew własnej woli, w charakterze przywódcy zbuntowanej części ludzkości.
W efekcie Zachód spowodował, iż jego sankcje obróciły się przeciwko niemu, albowiem brak podporządkowania się polityce sankcji wobec Rosji spowodowało, że Zachód w pewnym sensie sam się wyizolował i osankcjonował, jeśli użyć tego neologizmu.
Zachodni analitycy rzucili się na wyjaśnianie tego zjawiska w kategoriach zrozumiałych dla ich percepcji świata, a więc w kategoriach geopolitycznych. Tym bardziej, że podobnie jak w innych dziedzinach upadek ZSRR stanowił pretekst do uznania, że nastąpił czas odmrożenia wszelkich procesów, zamrożonych niejako w okresie Zimnej Wojny.
Faktycznie, ZSRR nie do końca mieścił się w ramach owych analiz. Wymiar ideologiczny i perspektywa uniwersalistyczna koncepcji światowej rewolucji w sposobie produkcji, która miała zastąpić formację kapitalistyczną, ostatnią formację, gdzie istniało społeczeństwo klasowe, nie pozwalał na sprowadzenie sprzeczności Zachód – ZSRR do rywalizacji imperializmów. Natomiast upadek ZSRR i transformacja kapitalistyczna świata posocjalistycznego pozwoliły na natychmiastową monopolizację analizy politycznej poprzez okulary geopolityki. Nie oznacza to, że te okulary były całkowicie nieobecne na Zachodzie. Postrzeganie ZSRR jako państwa imperialistycznego nie było monopolem Zbigniewa Brzezińskiego czy Henry Kissingera, ale także lewicowych krytyków ZSRR.
Charakterystyczne jest w przypadku choćby części posttrockistów typu Zjednoczony Sekretariat i jego spadkobiercy postrzeganie ZSRR jako imperializmu analogicznego do imperializmu epoki caratu. Stopniowe i konsekwentne podporządkowywanie się innych nurtów posttrockizmu tej dominującej na lewicy radykalnej linii skutkowało nieprzypadkowo identycznością oceny politycznej wojny rosyjsko-ukraińskiej. Analogicznie rzecz się miała z entuzjastycznym przyjęciem różnych „kolorowych rewolucji” w obszarze poradzieckim czy tzw. Arabskiej wiosny prowadzącej do totalnej destabilizacji w państwach arabskich i pólnocnoafrykańskich czy obszaru subsaharyjskiego. Nie dając nic z obiecywanej szumnie demokratyzacji.
W ocenie radykalnej lewicy, które swe korzenie ma w nurcie liberalno-demokratycznym, tradycyjnie znajdującym się w stanie walki z marksizmem Marksa jeszcze w okresie życia klasyka, ZSRR niczym nie różnił się od caratu, którego najkrótszym określeniem było „więzienie narodów”.
Interesującym stanowiskiem pozostaje przywiązanie lewicy radykalnej do koncepcji państwa narodowego, które podziela ona ze stalinizmem. Można to tłumaczyć – jeśli ma się ochotę wykazać trochę wyrozumiałości – reakcją zachodniej lewicy radykalnej na oczywisty szowinizm wielkoruski Stalina. Niemniej okazuje się w ten sposób, że całkiem słusznie postrzegamy, dość oryginalnie, dużą zbieżność duchową i ideową posttrockizmu ze stalinizmem.
Polityka Stalina, w przeciwieństwie do tego, co stanowiło sedno koncepcji bolszewików oraz samego Trockiego po Rewolucji Październikowej, cechowała się pragmatyzmem wychodzącym z konstatacji ogromnie złożonej sytuacji Rosji radzieckiej, a następnie ZSRR, we wrogim otoczeniu. O ile Lenin także zdawał sobie sprawę z konieczności elastycznej linii politycznej aż do ustępstw o charakterze ideologicznym w dziedzinie gospodarki, to jednak jego strategia miała zawsze na celu zachowanie komunistycznej istoty wspólnoty pod ogólnym nazwaniem ZSRR. Dla wielu przywódców nowego tworu państwowego, które było federacją społeczeństw dążących do wspólnego politycznego celu, bieżąca sytuacja miała większe znaczenie niż odległe cele społeczeństwa bezklasowego. W tym sensie, jak zresztą utrzymuje sam Trocki, Stalin bardziej odpowiadał duchowi czasu. Wydawało się niektórym przywódcom bolszewickim, że jeśli będą prowadzili politykę ugody z kapitałem to staną się uznaną i efektywną siłą polityczną na wzór zachodniej socjaldemokracji. Tolerancja wobec socjaldemokracji była jednak uwarunkowana zagrożeniem bolszewickim i niczym więcej. Samo zagrożenie bolszewickie nie mogło się upodobnić do białego i puchatego kotka w oczach przerażonych imperialistów, nawet za cenę faktycznego odejścia od komunistycznych ideałów przez stalinizm.
Bez tych ideałów bolszewików, ZSRR Stalina faktycznie mógł być interpretowany jako kontynuacja imperium carskiego, zaś narody wchodzące w skład ZSRR jako narody ubezwłasnowolnione przez carat, tu: przez władzę radziecką. Dla zachodniego imperializmu nic nie mogło stać się argumentem wyzwalającym od atawistycznego strachu przed wywłaszczeniem z posiadanych środków produkcji. Prywatna własność środków produkcji stanowi bowiem materialny fundament władzy politycznej nad społeczeństwem, a więc i gwarancję utrzymania sposobu przechwytywania całego bogactwa społecznego przez kapitał kosztem pracy.
Polityka Stalina była więc podobna do polityki, jaką przez cały okres od upadku ZSRR prowadziła zwasalizowana elita oligarchiczna Rosji wobec zachodniego suzerena. Nieprzypadkowa jest więc afiliacja, do jakiej poczuwa się Putin wobec stalinowskiego dziedzictwa przy jakże zrozumiałym i wyrazistym odrzuceniu dziedzictwa bolszewickiego Rosji. Nieprzypadkowe są też te same błędy, jakie elita rosyjska popełniała i nadal jest gotowa popełniać w swych relacjach z „kolektywnym Zachodem”, a których archetypem były błędy Stalina, które doprowadziły do tragicznego bilansu II wojny światowej. Tak więc pragmatyzm Stalina okazał się jednocześnie straszliwie kosztowny dla społeczeństwa ZSRR, nie przynosząc niczego poza złudzeniem „przyjęcia na salony” po wojnie i konsekwentnym ogrywaniem „głupiego Iwana” przez cały okres Zimnej Wojny.
Chciałoby się powiedzieć, że nic się nie zmieniło po upadku ZSRR.
Skrajne służalstwo jelcynowskich elit doprowadziło jedynie do wzrostu zagrożenia bezpieczeństwa samej Federacji Rosyjskiej. Mimo wszystkich siarczystych policzków, Putin – następca Jelcyna – okazywał przez dwadzieścia lat podziwu godny stoicyzm po to tylko, aby w lutym 2022 r. dać się sprowokować bezustannym zaczepkom i całkowicie świadomym gwałceniu porozumień pisanych i niepisanych przez Zachód.
Podobnie jak Stalin, Putin wierzył – na podstawie przekonania o tym, że solidarystyczna analiza liberalno-lewicowa socjaldemokracji europejskiej jest słuszniejsza od klasowej analizy marksistowskiej – iż kapitalistyczny Zachód oczekuje uczciwie i szczerze na twarde dowody o porzuceniu przez Rosję wywrotowych idei komunistycznych, aby otworzyć ramiona i przyjąć Rosję do grona zacnych demokracji. Stalinowi było trudno dokonać tego coming out ze względu na przewidywany gniew ludu, czyli utratę legitymizacji. Dokonywano tego pośrednio, poprzez postępującą degenerację marksizmu radzieckiego, który nierzadko ochoczo dokonywał autokastracji jako aktu wspólnictwa z pragmatyzmem Stalina. Mimo to nie udało się uniknąć przewrotu pałacowego i przejęcia władzy przez pajaców, którzy kontynuowali neostalinowską linię w przeświadczeniu, że na przeszkodzie uzyskania aprobaty Zachodu stoi na przeszkodzie zły cień Generalissimusa jako zbrodniczego kata własnego narodu. Wątpliwie jeszcze czysty Chruszczow i jego następcy aż do Gorbaczowa i Jelcyna, coraz bardziej biali i puszyści, nie byli jednak w stanie zdobyć zaufania zachodnich imperialistów.
Ale, ale. Należy oddać sprawiedliwość pragmatycznym kapitalistom, że byli oni bardziej „naiwni” niż antytotalitarna lewica radykalna, która nigdy nie dała się przekupić wizji złotego interesu do ubicia na upadku państwowej gospodarki radzieckiej i mężnie stała na stanowisku, że ZSRR jest systemem bardziej zbrodniczym niż cały imperializm zachodni razem wzięty.
W czym zgadzała się zresztą z neostalinowskimi przywódcami Rosji, w tym z Putinem.
Po upadku ZSRR mamy ciekawą sytuację w ideologii posttrockizmu i nowoczesnej lewicy w ogóle. W przypadku stalinowskiego ZSRR można przyjąć, że ideologia komunistyczna stanowiła dla biurokracji stalinowskiej wyłącznie pretekst dla utrzymania panowania szowinizmu rosyjskiego nad innymi narodami wielkiego związku. Trwająca od dekad linia rozmywania się trockizmu, a następnie neotrockizmu i posttrockizmu w różnorodnych tendencjach nowolewicowych (wywodzących się z tradycji drobnomieszczańskich nurtów liberalno-demokratycznych), fundamentalnie antymarksowskich) spowodowało oderwanie kwestii narodowej od kwestii walki klasowej i przeniesienie jej na płaszczyznę czystego nacjonalizmu burżuazyjnego. Część neostalinowców pozostała przywiązana do ideałów bolszewickich, mniejsza na ile „uwspółcześnionych” nowolewicowo, jednak większość posttrockistów – tradycyjnych i zaciekłych oponentów stalinizmu – przestała uważać za sensowne nawoływanie do powrotu do „norm leninowskich”. Ten powrót nie jawi się bowiem jako słuszny z punktu widzenia naleciałości nowolewicowych w posttrockizmie, albowiem stoi w sprzeczności z wyznawanymi przez Nową Lewicę (jeszcze od czasów Bernsteina) argumentami zbijającymi teorię Marksa – w jej wymiarze teorii wartości i w jej wymiarze politycznym, czyli dyktatury proletariatu. Ten nurt nawiązuje do prób wolnościowych i anarchistycznych organizacji społeczeństwa, a więc stoi w gwałtownym konflikcie historycznym z nurtem bolszewickim. Praktycznie, ten nurt postrzega kwestię narodową jako obszar eksperymentu anarchistycznego, w którym zasadnicze znaczenie ma demokracja bezpośrednia, a więc i wielkość wspólnoty. Związek państw, których granice przestają mieć znaczenie, wymaga odgórnego zarządzania, w którym nikną wolności i swobody indywidualne. Ponieważ, zgodnie z koncepcjami anarchistycznymi jeszcze od Proudhona, własność prywatna środków produkcji nie ma takiego znaczenia jak w teorii marksizmu – rzecz nie o wielkiej własności w przemyśle, ale o drobnej własności drobnego rzemieślnika czy jakiegoś wolnego zawodu – cała strategia bolszewików oparta na konieczności zorganizowania wielkiego organizmu państwowego, a dopiero następnie, na tej podstawie, organizacji drobnej wytwórczości oraz wolnych zawodów, skutecznie zaopatrywanych przez sektor produkcji materialnej, który pełni w rozwiniętych społeczeństwach przemysłowych funkcję udomowionej czy raczej uspołecznionej Przyrody (organizując ogólnoludzką, racjonalną wymianę z Przyrodą), cała ta strategia bolszewików stopniowego obumierania państwa, które przestaje być państwem w sensie burżuazyjnym, traci na sensowności.
Odrzucając więc państwo radzieckie ludzkość nic nie traci.
Wspólnoty wolnościowe, oparte na swobodnej wymianie wzajemnych usług, mogą być stworzone wychodząc od społeczeństwa burżuazyjnego, ponieważ opiera się bardziej na wartościach drobnomieszczańskich niż rewolucyjnych w sposobie produkcji.
To tłumaczy dlaczego nowoczesna lewica radykalna nie przelała ani jednej łzy nad radzieckim rajem utraconym. Jej obszarem działania są utopijne wysiłki stworzenia wspólnot jednoczących producentów, usługodawców i konsumentów, zawieszonych w próżni relacji społeczeństwo – przyroda.
Paradoksalnie, odrzucając radzieckiego molocha, nowoczesna lewica radykalna będąca życiem po życiu renegackiego wobec Trockiego posttrockizmu stała się obiektem wściekłego ataku ze strony narodowych suwerenistów na Zachodzie.
Istotą tego ataku i tym, co umożliwia ów atak, jest fakt, że kwestia narodowa stanowi u nowoczesnej radykalnej lewicy jedynie pretekst dla forsowania swojej utopijnej, wolnościowej wizji społecznej. Jak to z utopiami bywa, rzeczywistość wyłazi każdą szczeliną. Odrzucenie totalitarnego z zasady państwa narodowego – OK, jeśli chodziło o ZSRR, ale nie OK jeśli idzie o demokratyczne państwo narodowe burżuazyjne – powoduje, że bez okresu przejściowego, postulowanego przez Marksa i bolszewików, wspólnoty wolnościowe są pozbawione materialnych podstaw funkcjonowania. Są bajką o bezkonfliktowych relacjach ludzi pozbawionych troski o materialny byt i zajętych wyłącznie troską o podział tego, co w cudowny sposób znajduje się w zasięgu ich wyciągniętej ręki.
Ta troska o fundament materialny bytu społecznego została właśnie, przy okazji wojny rosyjsko-ukraińskiej odkryta przez myślących ludzi na Zachodzie, szczególnie na prawicy, bo lewica pozostaje odporna na głos rozsądku. Ideologia zaślepia miałkie umysły.
Wyjścia szuka się więc w odbudowie – przyspieszonej – własnego potencjału przemysłowego. Efektem tego jest, oczywiście, odrzucenie Unii Europejskiej jako tworu uniemożliwiającego suwerenność narodową i możliwość troszczenia się każdego o samego siebie, choćby kosztem innych. Skądinąd, UE jest postrzegana z tej perspektywy jako instrument budowania przewagi jednego z bytów narodowych kosztem pozostałych. Burżuazja i kapitał nie potrafią inaczej postrzegać świata, ponieważ indywidualizm i interes egoistyczny jest motywem napędzającym kapitalizm oraz, szerzej, społeczeństwa klasowe, chociaż w kapitalizmie jest to główny motor nadający dynamikę systemowi ekonomicznemu.
Nowoczesna lewica radykalna, odrzucająca radziecki totalitaryzm, znalazła się w paradoksalnej sytuacji oskarżenia o forsowanie totalitarnego, globalnego superrządu, który ma za nic interesy narodowych wspólnot państwowych. I nie bez słuszności.
Warto bowiem pamiętać, że krokodyle łzy nad niezależnością państw narodowych służą tylko zamazaniu faktu, że tak naprawdę chodzi o wolnościowe wspólnoty, w których narodowość nie ma najmniejszego znaczenia, a liczy się wyłącznie swoboda indywidualna, której zagwarantowaniu ma służyć owa wspólnota.
Mamy więc paradoksalną sytuację, w której lewica uznała, że totalitarny ZSRR słusznie upadł, ponieważ był więzieniem narodów i że totalitarna Federacja Rosyjska zaatakowała niewinność chodzącą w postaci Ukrainy (proxy Stanów Zjednoczonych), a jednocześnie totalitarna, nie mająca żadnego mandatu nadanego prawem wyborczym Komisja Europejska ma pełne prawo organizować federację europejską z pogwałceniem prawa narodów do samostanowienia.
Radykalna lewica padła ofiarą własnej utopii – wolnościowy „europejski ogród” jest niemożliwy bez żelaznej organizacji materialnych fundamentów dla utopijnego pięknoduchostwa. W ten sposób radykalna lewica znalazła się w obozie sojuszników amerykańskiej hegemonii nad światem, gwarantującej zapewnienie, że produkcja bogactwa na styku społeczeństwo – przyroda będzie sprzyjało europejskiej wspólnocie wolnych i swobodnych jednostek.
Oczywiście, aby nie popadać w przesadę: projekt lewicowy ma na celu ustanowienie rajskiego ogrodu dla całej ludzkości, włączając niechętnych tej idei, nieświadomych jej dobrodziejstw. Droga wiedzie jednak przez ustanowienie totalitarnego z definicji, ponieważ elitarnego, nieobieralnego komitetu zarządzającego globalnym społeczeństwem ludzkim. Rzecz w tym, że stanowiska są już, jak twierdzą lepiej poinformowani, obsadzone. Lepiej dla nas, prostych śmiertelników, abyśmy zaakceptowali ten fakt – mniej będziemy cierpieli. Taki alterglobalizm – totalitarny globalizm w obiektywnym interesie wszystkich, z koniecznymi kompromisami wpisanymi w nowoczesny kontrakt społeczny drobnym drukiem.
No cóż, radykalna lewica musiała skapitulować przed nieubłaganą rzeczywistością. To było dla nas oczywistością. Ironiczny chichot historii polega na tym, że sama nowoczesna radykalna lewica post-posttrockistowska znalazła się w sytuacji neostalinowców i oskarżona o totalitaryzm przez narodowych suwerenistów i konserwatystów.
*
Wracając do geopolityki.
Jeśli nie chcemy tłumaczyć historii w kategoriach marksistowskich, a więc dostrzec w Rewolucji Październikowej i dziejach ZSRR oraz socjalizmu realnego realistycznego opisu świata, jesteśmy zmuszeni do przyjęcia wyjaśnień geopolitycznych, których główną cechą jest właśnie uniemożliwienie narracji marksistowskiej i analizy w duchu marksizmu.
Z interpretacją nowolewicową dziejów ZSRR całkowicie w zgodzie idą koncepcje geopolityczne, które przypisują rolę siły napędowej w historii sprzeczność interesów między mocarstwami kontynentalnymi a morskimi. Zauważmy, że kamieniem obrazy dla nowoczesnej lewicy radykalnej jest rosyjski (i radziecki) imperializm, który dąży do panowania nad obszarami leżącymi w jego sąsiedztwie, a nie – jak na przyzwoity imperializm przystało – w na obszarach zamorskich. Imperializm Rosji i ZSRR dąży do podporządkowania sobie bliskiej Ukrainy, nie wspominając już o Polakach czy innych Francuzach. Ten imperializm ma szczególnie upodlający charakter, bo wszakże taki imperializm i kolonializm brytyjski zadowalał się grabieżą Indii, nie ingerując zbytnio w indyjską kulturę czy strukturę społeczną. Podporządkowywał sobie elity i tym gwarantował ciągłość grabieży, a poza tym klawy bo zostawiał dzikusów samych sobie. To jest strategia agresywnych imperializmów morskich mocarstw. Tymczasem Rosja (ZSRR) to mocarstwo kontynentalne, a więc ingerujące w całość życia podbitego kraju. Różnica wynika także z faktu, że mocarstwa kontynentalne są głównie oparte na produkcji – szczególnie rolniczej – co powoduje, że technika upraw rozwija się poprzez jej upowszechnianie na coraz szersze, rozciągające się horyzontalnie, wzdłuż tej samej szerokości geograficznej (a więc podobnej klimatycznie, co powoduje efektywność upowszechniania technik produkcji rolnej). Ta dominacja ma charakter konserwatywny, tak jak konserwatywne są społeczeństwa oparte na niezmiennej, cyklicznej produkcji rolnej. W przeciwieństwie do mocarstw morskich, które opierają swój dobrobyt na handlu i nie dążą do zakopania się w cudzych problemach.
Z perspektywy nowoczesnej radykalnej lewicy, głównym problemem jest totalitarna dominacja i konserwatyzm, co pasuje do opisu imperializmu mocarstw kontynentalnych. Na przykładzie USA mieliśmy natomiast piękną ilustrację typowego zachowania imperializmu morskiego – wpadamy do Afganistanu czy innego Iraku, robimy tam chaos, aby zdestabilizować hegemonię regionalnego lidera (tu ZSRR, a później Rosji), po czym wypadamy zostawiając kraj w pełnej dezorganizacji, w rękach totalitarnych interesów klanowych, ale umywamy od tego ręce, czyli nie musimy się troszczyć o infrastrukturę jak to ma miejsce w przypadku kolonializmu kontynentalnego.
Jeśli więc po upadku narracji ideologicznej właściwej okresowi Zimnej Wojny przyjmujemy narrację naukową, geopolityczną, to pojawia się problem dla radykalnej lewicy. Dla realizacji utopii małych, wolnościowych wspólnot konieczna jest raczej optyka hegemonii opartej na kolonializacji typu kontynentalnego aniżeli morskiego.
Ale rzeczywistość nie jest tak prosta, jakby się wydawało. Właśnie z powodu konserwatywnego charakteru imperializmu kontynentalnego, narodowi suwereniści stają raczej po stronie Rosji niż po stronie USA. Elity narodowe są zarówno w przypadku kolonializmu morskiego jak i kontynentalnego stroną uprzywilejowaną kontraktu. Czy to w przypadku Indii czy w przypadku Polski pod zaborami, elity kolaborują z imperium podbijającym. Nie jest prawdą, że podboje kontynentalne kończą się zniszczeniem kultury narodowej, co najlepiej zresztą ukazuje przykład kultury ukraińskiej w radzieckim „więzieniu narodów”. Natomiast handel świecidełkami czyli soft power zdołał wykorzenić całe wielkie kultury światowe. Co nie stanowi apologii jednego imperializmu w przeciwieństwie do drugiego.
Problem jest głębszy.
Dla marksisty doktryny geopolityczne, nawet najbardziej urzekające, nie są właściwe, ponieważ zapominają właśnie o wymiarze wewnętrznej walki społecznej, walki klasowej.
Tak, dla organizacji społeczeństwa bezklasowego bezwzględnie niezbędne jest zorganizowanie produkcji materialnej w skali światowej. Państwa narodowe, w sytuacji globalnej rywalizacji, są nieuchronną obietnicą wojny imperialistycznej. Należy organizować tę produkcję, nowy sposób produkcji w skali globalnej. Ważne jednak na jakich zasadach.
W tym względzie mamy nie pod drodze z narodowymi suwerenistami, ale stanowczo odrzucamy imperialistyczną politykę Unię Europejskiej, której jedynym motywem jest trzymanie się amerykańskiej hegemonii w nadziei na okruchy z pańskiego stołu, czyli na korzystanie z możliwości imperialistycznej grabieży reszty świata pod pretekstem, że nie wnikamy w wewnętrzne sprawy poszczególnych obszarów świata potem, jak już je wyeksploatujemy.
Z polityką globalnej organizacji światowej gospodarki w jej wymiarze produkcyjnym, na zasadach socjalistycznych, wiąże się jednak niebezpieczeństwo, o którym należy pamiętać. Może się okazać, że organizacja produkcji czyli racjonalizacja procesu produkcyjnego w skali świata stanie się czynnikiem wskrzeszania starego kapitalizmu w wersji imperialistycznej. Podobnie jak w okresie Zimnej Wojny, racjonalizacja stosunków gospodarczych na świecie dzięki wysiłkowi obozu socjalistycznego prowadziła do odradzania i odnawiania „otoczenia niekapitalistycznego”, które skutkowało możliwością kontynuowania wyzysku tego otoczenia przez agresywny imperializm. Jeżeli oprzeć się na koncepcji geopolitycznej, o której mówiliśmy wyżej, to społeczeństwa kontynentalne są skazane na cykliczne padanie ofiarą eksploatacji ze strony imperializmu morskiego.
Ten niepokój, jak się zdaje, jest dostrzegalny w analizach narodowych suwerenistów, którzy z całą mocą denuncjują amerykański imperializm wobec Europy. Warto jednak pamiętać, że spór między zwolennikami UE i suwerenistami polega w gruncie rzeczy na niezgodzie co do oceny skuteczności narzędzi mających zapewnić przewagę ekonomiczną Zachodowi. Elity mogą się zawsze pogodzić kosztem społeczeństw. Rozwiązanie może więc być tylko w skali ogólnoświatowej, jak widzi to lewica, ale diabeł tkwi w szczegółach – zasadnicze znaczenie ma charakter projektu.
A tu najważniejszą sprawą jest zrozumienie, że prawdziwą podstawą dla demokracji służącej społeczeństwom i gwarancją nie przekształcenia się projektu w zwycięstwo jednego z modeli wyzysku w interesie elit jest połączenie czynnika demokracji z dyktaturą proletariatu. Ponieważ najważniejsza jest demokracja producentów, a nie konsumentów.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
14 stycznia 2024 r.