Dyskusja, jaka się rozwinęła na profilu Filipa Ilkowskiego (22 marca 2022) skłania do kilku refleksji.

Dyskutanci skupili się na poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie o to, co Ukraina może i powinna zrobić w sytuacji bezpośredniej agresji wojennej ze strony Rosji. Wynika z tego podział na lewicy wzdłuż linii narzuconej przez imperialistyczny porządek dnia. Powiedzmy sobie jasno – a co Ukraina może robić poza tym, co robi? Czy są na Ukrainie politycy, którzy byliby zdolni do zrobienia czegoś innego? Albo w Rosji? Albo w Polsce?

Nie w tym problem. Problem jest dla lewicy. Nie ma możliwości rzucenia hasła fraternizacji ponad linią frontu, ponieważ nie ma lewicy, która by potrafiła coś konstruktywnego z tym hasłem zrobić. Ani na Zachodzie, ani na Wschodzie.

Pocieszające, że Ilkowski – za przykładem Lenina – bierze się za studiowanie teorii. Szkoda, że zmarnował tyle czasu.

Podsumowując, jesteśmy w czarnej dziurze. Wielką przegraną lewicy jest dokładnie to, że nie widzi ona możliwości wyjścia poza porządek dnia narzucony przez imperializm, niezależnie jakiej barwy narodowej. I w ramach tej niemożności kłóci się z zapałem godnym lepszej sprawy. A to właśnie przekroczenie horyzontu narzuconego przez kapitalizm jest psim obowiązkiem lewicy, a nie, za przeproszeniem, pudrowanie go walką o prawa LGBT∞. Z całym szacunkiem dla praw mniejszości.

W ramach Realpolitik, lewica może poprzeć „lepszych” kapitalistów przeciwko tym „gorszym” i na tym się kończy jej wybór.

Oczywiście, można powiedzieć, że wypominanie braku właściwej polityki lewicowej przez ostatnie 5 dekad co najmniej, co doprowadziło nas dziś do tego miejsca, w którym jesteśmy, jest małostkowe. Ale bez zdania sobie sprawy z tego, że była to polityka błędna, nie ma szansy, aby ją naprawić w przyszłości.

Nieco kabaretowo, można by powiedzieć, że sposobem na natychmiastowe zatrzymanie działań wojennych jest poddanie się Ukrainy i uroczyste podpisanie aktu kapitulacji przez Zelenskiego, z gwarancją najważniejszych mocarstw świata. Po czym, najspokojniej w świecie, Zelenski nie musiałby wykonywać postanowień tego aktu, zupełnie tak samo, jak nie wykonywał Porozumień mińskich. Mając pełne poparcie owych mocarstw. Rosja zadowoliłaby się (pustą) obietnicą nie rozmieszczania na terenie Ukrainy baz NATO i statusem neutralności tego państwa.

Czy Rosja wyrzekłaby się wpływania na politykę zagraniczną Ukrainy? Raczej wątpliwe. Jeśli Stany Zjednoczone będą nadal robiły obstrukcję (przy pomocy polskich nacjonalistów, dla których istnienie Rosji jako takiej jest fundamentalną przeszkodą dla realizacji popiłsudczykowskich idei) dla współpracy gospodarczej Europy z Rosją, to sytuacja się powtórzy za kilka lat.

Raczej jest mało prawdopodobne, że USA odpuszczą sobie zagrożenie wynikające ze wzmocnienia gospodarki europejskiej, z silną hegemonią gospodarki niemieckiej, która dla jej realizacji potrzebuje – niczym kania dżdżu – rosyjskich surowców i rynku zbytu. Podobnie jak reszta gospodarki europejskiej, która wbrew oczekiwaniom lewicy nie ma najmniejszego zamiaru rezygnować z generowania zysków w Rosji.

Czy lewica, która wchodzi w bojkot produktów zachodnioeuropejskich koncernów, naprawdę chce, aby te koncerny zbankrutowały? W końcu, co nas obchodzą zyski kapitalistycznych koncernów? Rzecz w tym, że nasza cieniutka demokracja opiera się na pozorach stabilnego dobrobytu i jeśli zniknie, to demokracja europejska zedrze z pyska przyjazną konsumentowi maskę i zamieni się w Putinowski zamordyzm. A tragedia w tym, że nie spowoduje to reakcji lewicy innej niż ta w Rosji – protestu w imię dojścia do władzy liberałów, którzy co prawda kochają kapitalizm, ale przynajmniej gwarantują demokrację. Dla klasy kreatywnej. To musi starczyć dopóki nie dojrzeją warunki dla socjalizmu.

I tak od stu lat.

Rozpatrywanie problemu powinno więc zacząć się od rozpatrzenia kwestii, jaki jest mechanizm generowania konfliktów zbrojnych w kapitalizmie. Należy zrozumieć, że jest to norma, a nie wyjątek. Fakt, że mieliśmy przez 30 lat od rozpadu realnego socjalizmu względny spokój w tym „cywilizowanym” zakątku świata (w odróżnieniu od „niecywilizowanych” Afgańczyków czy Irakijczyków), zawdzięczamy rezerwom po epoce radzieckiej. Kiedyś musiały się skończyć i właśnie to nastąpiło.

Czego innego można się było spodziewać, jeśli przez 30 lat po upadku ZSRR, imperializm nie znalazł sposobu na zintegrowanie gospodarki rosyjskiej w gospodarce światowej? Na zasadzie gospodarki podporządkowanej, na co oligarchiczne rządy Rosji były i są gotowe od początku. Przecież nie na innej zasadzie gospodarka oparta na surowcach może być podporządkowana rozwiniętej gospodarce europejskiej (niemieckiej). Symbioza gospodarcza Niemiec i Rosji pozostaje jedyną możliwością wchłonięcia gospodarki rosyjskiej w struktury europejskie. Przecież nikt serio nie rozpatruje kandydatury Rosji w Unii Europejskiej. Jak się okazało w ciągu ostatnich 8 lat, także i kandydatury Ukrainy, która dołączyła w tym sensie do Turcji. A ta może coś opowiedzieć ze swojego doświadczenia.

Gospodarka europejska nie jest kwitnąca, z czego korzystają Chiny, chcące rozszerzyć swoje wpływy na ten obszar. Trudno nie zauważyć, że pomysł na monopolizację przez Europę rosyjskich surowców i kooperację z Chinami nie może przypaść do gustu Stanom Zjednoczonym. Chaotyzacja sytuacji w Europie służy więc ich interesom doraźnym i perspektywicznym. Cała reszta rozważań o słuszności jednego nacjonalizmu w obliczu drugiego nabiera w tym kontekście chorego kolorytu i cech niepotrzebnego pieniactwa.

Ta wojna jest przygrywką do gwałtownego wzrostu nastrojów nacjonalistycznych w całej Europie. Unia Europejska jest już faktycznie martwa, odkąd wszystkie jej podmioty zaczynają rozważać, jak się pozycjonować w bieżącej sytuacji samemu, bez oglądania się na pozostałych. Bardzo wątpliwe, że w momencie zakończenia wojny skończą się nasze kłopoty. Niezależnie od tego, czy zwycięży Rosja czy Ukraina, powstanie problem podziału łupów. A ten ma duże szanse przerodzenia się w kolejny konflikt zbrojny, tym razem już w jądrze Europy, między niedawnymi partnerami unijnymi.

Trudno bowiem nie zauważyć narastania wrogości wśród krajów członkowskich wedle stosunku do owego konfliktu. Skoro dla nas, lewicowców, państwa są tylko aparatem wykonawczym kapitału, to nie wolno nie zauważać, że narodowe grupy kapitałowe zaczynają sprzeciwiać się jednolitemu dotychczas dyktatowi opinii publicznej. A decyzje rządów burżuazyjnych będą już tylko wypadkową interesów owych grup. I bez lewicowego sprzeciwu opartego na podstawach ideowych i teoretycznych nie ma możliwości nie znaleźć się w sytuacji żaby, którą ugotowano, bo proces podgrzewania był wystarczająco rozciągnięty w czasie.

Problem jest tylko jeden – lewica jest całkowicie nieprzygotowana do podjęcia wyzwania. Czytajcie więc Marksa i Lenina, może zdążycie…

Na razie, jedyną, realistyczną polityką upadłej lewicy w konkretnej sytuacji pozostaje… socjaldemokratyczna praca u podstaw, obecna u chociażby Piotra Szumlewicza – nie popuszczać, a nawet wzmóc przyduszanie władzy, jeśli chodzi o kwestie socjalne. Tymczasem, szlachetny skądinąd entuzjazm społeczeństwa, które własną ofiarnością wyręcza władze w opiece nad uchodźcami, daje tej władzy oszczędności, które ta ulokuje z lubością w dozbrajaniu naszej nowoczesnej husarii po to, aby posłać ją na front.

Co więcej, ów szlachetny zapał działa skutecznie w wojnie propagandowej, przymuszając niejako rządy innych państw europejskich, nie mówiąc już o ich społeczeństwach, do przewartościowania własnych kalkulacji. Jeżeli mobilizacja wojenna jest w stanie zmobilizować tak zbuntowane społeczeństwo jak polskie do stanięcia murem za polityką zagraniczną znienawidzonego, wydawałoby się, rządu, to trudno, aby ta wizja nie stała się atrakcyjna dla innych polityków, których kaliber bynajmniej nie sięga wyżyn generała de Gaulle’a. W ten sposób powstaje mit jedności moralno-politycznej, której coraz trudniej się oprzeć.

Nie można zamykać oczu na to, że w warunkach prawdziwej lub mitycznej jedności moralno-politycznej narasta atmosfera linczu na odmiennie myślących. Ta atmosfera rodzi napięcie i dysonans poznawczy wśród polityków i zwiększa niebezpieczeństwo kierowania się w podejmowaniu decyzji czynnikami przypadkowymi, wynikającymi z kalkulacji stopnia akceptacji, a nie z własnego przekonania opartego na analizie sytuacji. Decyzja zaczyna zależeć od przewidywanego stopnia konformizacji z powszechnym poglądem, ponieważ w wypadku błędnej decyzji pozostaje zawór bezpieczeństwa polegający na możliwości powołania się, że mylili się wszyscy. Normalny mechanizm uciekania od indywidualnej odpowiedzialności. Nawet jeśli polityk nie jest przekonany co do słuszności decyzji, to w przypadku braku sukcesu ma szanse obrony, zaś w przypadku sukcesu – jest bohaterem.

Niestety, lewica zachowuje się jak zawodowy polityk, a nie jak marksista.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
23 marca 2022 r.