Platforma Lefteast zamieściła dwa stanowiska w sprawie wojny na Ukrainie. Pierwsze, stanowisko wypracowane przez Redakcję, nie odbiega zasadniczo od lewicowej normy i stanowi, jak mówi słowo wstępne, wypracowaną opinię członków Redakcji. Kolejne stanowisko, opracowane przez Rossijskoje Socyalisticzeskoje Dwiżenije (Rosyjski Ruch Socjalistyczny) i ukraiński Socyalnyi Ruch (Ruch Społeczny), wzbudziło w samej Redakcji niejakie wątpliwości w kwestii oceny NATO i jego roli w obecnym konflikcie.

Dla nas to stanowisko nie jest zaskoczeniem, albowiem z podobnymi opiniami mamy do czynienia także wśród polskiej lewicy. Główną postacią, która jeszcze w 2014 lub 2015 r., na tle wydarzeń na Donbasie wyrażała przekonanie, że prorosyjskich separatystów należy zwalczać zbrojnie i z wykorzystaniem pomocy skąd tylko się da, choćby i od polskiego rządu czy NATO, był Zbigniew Marcin Kowalewski, członek organizacji posttrockistowskiej, IV Międzynarodówki związanej ze Zjednoczonym Sekretariatem i późniejszymi emanacjami „Czwórki”, ostatecznie poległymi w ramach rozmytej, szerokiej wielonurtowej partii nowego, postlewicowego typu – francuskiej NPA.

Uzasadnienie naszej krytyki poniżej.

 

Redakcja Lefteast

LeftEast condemns Putin’s imperial war against Ukraine!

LeftEast Condemns Putin’s Imperial War Against Ukraine

 Początek tekstu zdobi reprodukcja graffiti głoszącego: Żadnej wojny poza klasową!

Wbrew tej obiecującej zapowiedzi, podobnie jak w innych oświadczeniach wydawanych przez nowoczesną lewicę nie ma żadnego odniesienia do wojny klasowej. Tylko odraza do wojny jako takiej, więc skąd niby raptem jakaś wojna klasowa? Ot, brzmi fajnie…

Przechodząc do rzeczy, Redakcja oznajmia: „Państwo rosyjskie napadło na Ukrainę w imię całkowicie reakcyjnej, imperialnej nostalgii oraz jawnego buntu przeciwko międzynarodowej solidarności, której przykładem są przeszłe i obecne ruchy rewolucyjne w Europie Wschodniej”.

Jakie ruchy rewolucyjne? Jaka międzynarodowa solidarność? Taki sam pusty frazes, jak przywoływane wyżej graffiti. Autorzy najprawdopodobniej chcą przez to powiedzieć, że Putin rzucił wyzwanie „rewolucyjnym ruchom w Europie Wschodniej”. Zanim lewica rewolucyjna zdążyła odpowiedzieć na wyzwanie Putina, wmieszało się NATO i skradło lewicy rewolucyjnej zwycięstwo moralne.

Co więcej, nacjonalizm Putina, ogłaszają autorzy, jest „zbrodniczą i daremną próbą wymuszenia dla siebie międzynarodowej pozycji poprzez zanegowanie bogatego kulturowego zróżnicowania w Europie Wschodniej”. Lewica zajmuje się wszystkimi kwestiami i oceniając z jakim nurtem różnorodnej burżuazyjnej oferty kulturowej się zgadza jednocześnie traci z pola widzenia swój własny program. Należy, przeciwnie, dążyć do zawężania swojej opcji, a nie do zastępowania burżuazyjnej oferty w całej rozciągłości. W efekcie lewica prezentuje ofertę, która dzieli społeczeństwo, a nie je jednoczy (sprawa mniejszości seksualnych czy narodowościowe po to tylko, aby dać się wciągać w niekończące się spory i nierozwiązywalne spory pozapolityczne).

Redakcja zwraca uwagę na obietnicę dekomunizacji, ironicznie złożoną przez Putina, a która nie zniechęciła części lewicy do wyrażania z nim solidarności jako dla pasowanego na „komunistę” poprzez wszelkiego typu liberalne projekcje. Tymczasem, piszą, „jego rząd marginalizuje i używa przemocy wobec rosyjskiej lewicowej opozycji oraz antyfaszystowskich, anarchistycznych i antywojennych ruchów”.

Dla Redakcji obie strony, Rosja i NATO, są stronami imperialistycznymi i kapitalistycznymi siłami, które poszły drogą autorytarnego, antykomunistycznego neoliberalizmu.

Brak rozróżnienia między kapitalizmem zachodnim a wschodnioeuropejskim wynika z poparcia, jakiego nowoczesna lewica zachodnia udzieliła rozpadowi ZSRR. Z tego stanowiska sprzed 30 lat wynika dzisiejszy osąd, iż mamy do czynienia z dwoma równorzędnymi imperializmami. Jest to analogia do oceniania ZSRR jako kapitalizmu państwowego przez antenatów współczesnej lewicy. Ani wówczas, ani dziś nie jest to ocena mająca wiele wspólnego z rzeczywistością. Prowadzi ona zwyczajnie do braku narzędzia do oceny tego, co się aktualnie dzieje. Jeżeli ci zwolennicy tego typu koncepcji politycznej mówią dziś o antykomunizmie, to należy przypominać i podkreślać, że są oni i byli równie antykomunistyczni, co rządy państw imperialistycznych okresu przed- i powojennego w XX w. Zapisywanie wszystkich komunistów do zwolenników stalinizmu i uważanie postaw niuansujących stosunek do ZSRR i państwa biurokratycznego okresu przejściowego z jego trudnościami i sprzecznymi tendencjami za przejaw stalinizmu dyskwalifikuje ową lewicę w roli dzisiejszych demiurgów i sędziów putinowskiego antykomunizmu.

Pobożna krytyka ukraińskiego reżymu pomajdanowego może w czytelniku budzić tylko złość, ponieważ nie brakowało ludzi na lewicy, którzy jeszcze w odniesieniu do tzw. pomarańczowej rewolucji jasno mówili  o co tu chodzi. Tymczasem postępowa, antytotalitarna lewica popierała w pełni ten kierunek przemian na Ukrainie, którego zwieńczeniem był Majdan w 2013/2014 r. Podział na lewicy zdeklarował się już w odniesieniu do Arabskiej Wiosny, kiedy to agresywna w swojej wierze w obietnicę burżuazyjnej demokracji nowoczesna, antytotalitarna lewica bezpardonowo zwalczała jakąkolwiek krytykę tej głupiej wiary jako przejaw sądowo karalnych w większości państw potransformacyjnych poglądów totalitarnych.

Doświadczenie Arabskiej Wiosny nie wystarczyło dla zrewidowania samobójczej polityki tzw. antytotalitarnej lewicy, jej pogłębienie nastąpiło właśnie w poparciu dla Euromajdanu w Kijowie. Dzisiejsze krokodyle łzy autorów Rezolucji mogą budzić w nas co najwyżej irytację.

Warto zauważyć, że skutki tej idiotycznej polityki na lewicy odczują wszyscy lewicowcy, także na Zachodzie, który w przyspieszonym tempie zbliża się politycznie do wzorca reżymów Europy Wschodniej wraz z ich zakazem odwoływania się do poglądów i symboliki „totalitarnej”. Nowoczesna lewica dokonała już wcześniej denuncjacji i zdefiniowania „totalitaryzmu” w ramach nurtu lewicowego. Niemniej, dla prawicy nie ma potrzeby różnicowania tendencji w ramach lewicy, szczególnie jeśli zagrożeniem cywilizacyjnym na równi z walką klasową pozostają ruchy genderowe.

Dlatego nie ma zgody na stawianie na równi reżymów kapitalizmu peryferyjnego z globalnym imperializmem. W przeciwieństwie do innych krajów Europy Wschodniej, których elity polityczne nawiązują do tradycji oporu narodowego wobec Rosji, w samej Rosji istnieje głębsze przywiązanie do tradycji rewolucji proletariackiej. Stąd konieczność uwzględniania w polityce partii, które zachowały wpływ na ludzi o takim, proradzieckim nastawieniu. Są to ludzie, którzy stracili na kapitalistycznej transformacji, w przeciwieństwie do warstw pośrednich, które w ogólnym rozrachunku zyskały. Dla tych ostatnich, jedynym zagrożeniem jest i pozostaje kryzys kapitalistycznej gospodarki, podczas gdy dla tych pierwszych ów kryzys jest i pozostaje szansą na zmianę ustrojową. Taka jest głęboka sprzeczność interesów materialnych między bazą ruchu komunistycznego (najczęściej pozostającego pod wpływem reformowanego poststalinizmu z gangreną nacjonalizmu) a bazą nowej/nowoczesnej lewicy (samodefiniującej się w oparciu o kryterium demokracji burżuazyjnej, a nie robotniczej).

Ewolucja, jaka się dokonuje na młodej lewicy poststalinowskiej pod presją zmieniającej się sytuacji, zbliża ją do nowoczesnej lewicy, co pozwala na zawiązywanie współpracy. Widać to w Rosji, gdzie lewica poststalinowska pozostaje elementem krajobrazu, podczas gdy w innych krajach, np. w Polsce (także neomaoizm) miewa charakter folklorystyczny i ewoluuje w kierunku narodowej demokracji na bazie zbliżenia prawicowego populizmu z poststalinowskim nacjonalizmem. Ten kierunek ewolucji jest przez nas zwalczany, ponieważ służy głównie zawłaszczaniu bazy robotniczej przez siły prawicowo-nacjonalistyczne, wykorzystując narzędzia marksistowskiej propagandy jako skuteczne w tej pracy ideologicznej.

Ruch robotniczy został zawłaszczony przez stalinizm, niemniej klasa robotnicza pozostała bazą dla walki emancypacyjnej z kapitalizmem. Inna baza, zdobywana przez tzw. radykalną lewicę na Zachodzie w odpowiedzi na autorytaryzm systemu radzieckiego (nota bene, wymuszony w analogiczny sposób, w jaki dziś wymuszana jest postawa antydemokratyczna reżymu Putina). Lewica stoi na stanowisku, że antypracownicza postawa systemu kapitalistycznego, możliwa wyłącznie na bazie podporządkowania i bezwzględnej eksploatacji pracujących Peryferii, jest mimo wszystko lepszym wyborem. Ta wiara opiera się na kruchej podstawie przewagi ekonomicznej państw, które mogą sobie na luksus demokracji pozwolić. Wyraźnie widać na przykładzie państw Europy Wschodniej, że jest to luksus i że owych reżymów nań nie stać. Tak jak w przypadku ewolucji państwa socjalnego, tak i w przypadku antydemokratycznych posunięć rządów zachodniej Europy, nasz region ukazuje przyszłość zachodnich demokracji. Ta wizja jest właśnie w trakcie realizacji. Będzie to miało konsekwencje dla wolności głoszenia poglądów lewicowych jako takich na Zachodzie. Tolerancja dla lewicy na Zachodzie zbliża się ku końcowi. Z jednej strony lewica budzi wrogość nacjonalistycznej prawicy, która odwołuje się do przejętej od poststalinistów bazy „ludowej”. Ta baza poprze ksenofobiczny program populistów-nacjonalistów prawicy, który postuluje powrót do tradycyjnej organizacji stabilnego społeczeństwa, gdzie każdy członek społeczności ma swoje miejsce. Poprze ten program, ponieważ system kapitalistyczny, w jego dynamicznej i otwartej postaci stał się niefunkcjonalny na współczesnym poziomie kumulacji kapitalistycznych sprzeczności. Dla ludzi nieprzygotowanych przez świadomą lewicę robotniczą taki program oznacza sprzeciw wobec kapitalizmu jako systemu nierówności społecznych. Nie ma tu propozycji społeczeństwa w ogóle bezklasowego, ale tej wizji nie forsuje nawet tzw. nowoczesna lewica, czekając na samoistną transformację postkapitalizmu w społeczeństwo, w którym każdy będzie klasą średnią, a materialne bogactwo będzie produkowane przez maszyny, bez udziału człowieka, co najwyżej w formie kontroli nad sprawnym działaniem mechanizmu.

Baza nowoczesnej lewicy domaga się zaspokajania swoich potrzeb przez kapitał, który jeszcze w ten sposób nie funkcjonuje i raczej nie będzie funkcjonował, jeśli wierzyć Marksowi, że źródłem zysku jest nieodmiennie praca żywa. Automatyka i robotyzacja to są elementy kapitału stałego, inaczej są to przejawy pracy martwej. Wszystko jest więc opłacone z góry i nie ma możliwości wymiany wolnorynkowej przynoszącej zysk bez oszustwa między kapitalistami, ale – jak tłumaczyła jeszcze ekonomia klasyczna – każde oszustwo ma krótkie nogi i to, co kapitalista zyska na oszustwie, straci jako ofiara oszustwa innego kapitalisty. Produkcja oparta na automatyzacji i robotyzacji wymaga więc całkowicie innego sposobu organizacji procesu produkcyjnego. I do kwestii organizacji procesu produkcyjnego sprowadza się problem społeczeństwa bezklasowego, a nie do dekorowania społeczeństwa burżuazyjnego coraz to nowymi świecidełkami w ramach radykalizacji demokracji burżuazyjnej.

Ta linia sporu o sprawy fundamentalne dla teorii marksizmu wyznacza kryteria oceny wydarzeń bieżących przez lewicę. Tymczasem lewica wchodzi w spory wewnątrzburżuazyjne o to, która strona ma rację w sporach etnicznych, które są niemożliwe do rozsądzenia, ponieważ w historii narodów i etnosów było już wszystko. Burżuazja tylko zaciera ręce z zadowoleniem, że po raz kolejny udało się jej zagnać lewicę w ślepy zaułek, jak to było w przypadku przekierowania jej zainteresowań na sprawy obyczajowe. Obecnie lewica wchodzi jak w masło w rozstrzyganie sporów narodowych zamiast odrzucić ich traktowanie jako istoty sporu. Jest to tylko i wyłącznie zasłona dymna, za którą kryją się interesy kapitalistyczne. Lewica powinna wreszcie zrozumieć, że nie ma tu mowy o rywalizacji oligarchicznego kapitału rosyjskiego z kapitałem zachodnim, tylko zacięta rywalizacja między narodowymi kapitałami Zachodu o to, która grupa będzie miała prawo eksploatacji społeczeństw znajdujących się na marginesie gospodarki kapitalistycznej. Taki sens ma bowiem dążenie do uwiecznienia zmarginalizowania gospodarek Peryferii i Półperyferii, co znajduje wyraz w procesach afganizacji w Afryce Północnej, w Środkowej Azji i na szerokim Bliskim Wschodzie, a obecnie i w Europie.

Zachodnia nowoczesna lewica ma ogromne „zasługi” dla stworzenia obecnej sytuacji i nie może się powoływać na brak prognoz takiego rozwoju sytuacji, ponieważ sama takie prognozy piętnowała i dyskryminowała ich twórców i rozpowszechniaczy jako stalinowców. Chociaż ci ostatni walczyli ze stalinizmem, z jego naleciałościami na programie marksistowskim. Zmasowana, totalitarna propaganda nie dopuszczająca do głosu opinii niezgodnych z obowiązującymi na nowoczesnej lewicy w pełni kolaborującej z systemem kapitalistycznym pod hasłem akceptacji jego instytucji demokratycznych, jest nam znana nie od dziś, ale od ponad 30 lat.

W bieżącej sytuacji, wszystko, co radykalna lewica ma do zaproponowania, to jest kontynuowanie tej samej polityki, która od czasów zakończenia II wojny światowej nie zdołała nic konkretnego osiągnąć w kwestii postulowanych punktów. Co oznacza pusty slogan „radykalna zmiana społeczna”? Brzmi radykalnie, ale co konkretnie oznacza? Oczywistym jest, że nie będzie naruszała zasad demokracji, która jest postulowana w następnym słowie tego zdania. Jaka będzie więc ta „radykalna zmiana społeczna”, jeżeli każda próba takiej zmiany z koniecznością wiąże się z pogwałceniem demokracji nie tylko burżuazyjnej? A jaką inną niby Rezolucja ma na myśli? Co konkretnie oznacza „władza robotnicza”, jeśli nowoczesna lewica pod określeniem „worker” rozumie każdego bez wyjątku pracownika najemnego? Jedyne konkrety to „inkluzywność” i „wyzwolenie”, oczywiście rozumiane jako wyzwolenie obyczajowe. Nie są to postulaty niesłuszne, ale nie mające nic do podstawowej walki klasowej. Lewica lubi przywoływać argumentacje, że rzeczywiste wyzwolenie kulturowe czy obyczajowe może się dokonać jedynie w społeczeństwie, w którym wszyscy będą mieli swobodny dostęp do wszystkich osiągnięć danego społeczeństwa, do całego jego bogactwa, z czego nie można będzie nikogo wykluczyć na podstawie dowolnie ustalonej cechy. Problem w tym, że demokratyczna lewica zapomina, iż postulując nieograniczoną dostępność całego społeczeństwa pracującego poza sferą produkcji materialnej reprodukcji do produkcji owej sfery, tworząc materialne podstawy dla rzeczywistej wolności, jednocześnie odbiera bezpośrednim producentom, jako jedynym, prawo do decydowania o użytku i do dysponowania wytworzonej przez nich produkcji. Dobra wytwarzane przez pozostałe, nieprodukcyjne grupy społeczne, ze względu na ich relatywną rzadkość spotykają się na wolnym rynku z masową z założenia produkcją środków codziennej konsumpcji, ustanawiając system hierarchii społecznej opartej na kryterium merytokratycznym, czyli niewiele różniącym się od współczesnego społeczeństwa klasowego o złagodzonych liniach podziału społecznego (które jest, nota bene, niemożliwe do utrzymania bez wzmożonej eksploatacji „otoczenia niekapitalistycznego”).

Oczywiście, producenci bezpośredni mogliby – w warunkach samorządności – zdecydować o ograniczeniu produkcji środków codziennej konsumpcji, co spowodowałoby wzrost wartości ich towarów na wolnym rynku. Ale groziłoby to zwyczajnym głodem, w przeciwieństwie do takiej samej decyzji w przypadku producentów dóbr kulturowych. Dlatego też wolność producentów bezpośrednich jest z definicji limitowana przez wymogi niedopuszczenia do zagłodzenia na śmierć sfery nieprodukcyjnej. I nie są to wyłącznie rozważania o charakterze abstrakcyjnym, ale takie zjawiska, z jakimi mieliśmy do czynienia w przypadku buntu chłopstwa, które miało możliwość zagłodzenia miast. Wybór pozostawał więc taki, że albo wybierano wariant użycia siły przeciwko bezpośredniemu producentowi, albo wariant przywrócenia wymiany rynkowej z biurokratyczną regulacją. „Postępowa i antytotalitarna” lewica zachodnia przyjęła w odniesieniu do tego dylematu, że lepiej było nie robić rewolucji, skoro prowadzi ona do powstawania tego typu dylematów.

Czy dziś możemy wierzyć lewicy, która nie dokonała analizy tego typu przeświadczenia i stoi twardo na stanowisku, że lepszym wyborem jest zawsze i wszędzie popierać demokrację burżuazyjną, ponieważ każda próba „radykalnej zmiany społecznej” prowadzi do powstawania tego typu dylematów, że ta lewica na serio postuluje to, co głosi w swoich ładnie i radykalnie brzmiących rezolucjach i oświadczeniach?

Jeżeli więc ta lewica mówi o równoważącym oporze wobec rozrostu NATO, odkładając to na „po wojnie”, to jest to zwyczajne mydlenie oczu. Po wojnie będziemy mieli do czynienia z dalszym rozrostem NATO, o czym już dziś zawiadamia rząd Finlandii, zaś formalne skonsumowanie przyjęcia de facto Ukrainy do Paktu stanie się zasadniczym punktem postanowienia pokojowego. Jak wówczas lewica będzie walczyła z NATO dla zachowania równowagi i okazania swego bohaterskiego oporu wobec drugiej strony imperialistycznego konfliktu?

 
„… we uphold the legacy of the revolutionary movements of Eastern Europe, in whose (many) tradition(s) we critically pursue the struggle against capitalism, imperialism, and militarism and the promise of religious, ethnic, and gender equality” [… podtrzymujemy dziedzictwo rewolucyjnych ruchów Europy Wschodniej, w której tradycji/tradycjach krytycznie kontynuujemy walkę z kapitalizmem, imperializmem i militaryzmem oraz obietnicę równości religijnej, etnicznej i genderowej].

Tego typu obietnice są puste, ponieważ lewica musiałaby pokazać, jakie są podstawy dla wypełnienia owych obietnic, które byłyby lepsze od dzisiejszego systemu instytucji burżuazyjnej demokracji. A jak widzieliśmy wyżej, i z czego lewica zdaje sobie doskonale sprawę, alternatywa wobec burżuazyjnej demokracji wiąże się z ogromnym ryzykiem. Rozumiemy więc, dlaczego lewica jest taka niekonkretna w kwestii swojego programu i tak ostrożna w kwestii stanowiska antywojennego. Nie przeszkadza jej to w formułowaniu najbardziej radykalnych i ostrych postulatów pod adresem klasy panującej. Tu może sobie pozwolić na pełną swobodę wypowiedzi, ponieważ doskonale wie, że klasa panująca owych postulatów nie podejmie ani ich nie spełni. W ten sposób żadna odpowiedzialność nie spadnie na lewicę, która będzie mogła powiedzieć, że gdyby klasa panująca wypełniła żądania lewicy, to zapanowałby pokój na świecie. Jednym słowem, radykalizm lewicy sprowadza się do doradzania klasie panującej, co powinna zrobić jeśli chce osiągnąć trwały pokój. Rzecz w tym, czy klasa panująca chce osiągnąć trwały pokój?

Tutaj zaczyna się gra. Biurokracja aparatu części państw burżuazyjnych (jak Francja) zapewne chce wygaszenia konfliktu i dogadania się z Putinem w interesach własnego kapitału. Biurokracja europejska jest podzielona za sprawą punktów widzenia państw, które stanowią nie od dziś znanego konia trojańskiego interesów amerykańskich w Unii i Europie jako całości. Spór idzie więc o to, kto i jak ma dysponować rosyjskimi bogactwami naturalnymi. Spór toczy się między mocarstwami europejskimi i między nimi a Stanami Zjednoczonymi. Wydaje się, że ruch Putina, który miał podstawy, aby sądzić, że bez amerykańskiego mieszania się w wewnętrzne sprawy Europy, udałoby mu się dogadać z Unią, miał na celu wyeliminowanie amerykańskiego lobby.

Pod wpływem wojny na Ukrainie pęka solidarność europejska, co pokazuje niechętne poddawanie się koncernów presji na porzucenie interesów w Rosji. Ta presja to przejaw bezpośredniego dyktatu USA. Histeria antyrosyjska podsycana głównie przez Polskę i Ukrainę ma na celu zapobieżenie dogadaniu się Europy Zachodniej z Rosją. Ostatnio najlepiej ilustruje to napaść premiera Morawieckiego na prezydenta Macrona, której niedyplomatyczność tylko świadczy o poziomie napięcia związanego wynikającego z poczucia, że władze polskie już dostrzegają rybę na końcu wędki i najbardziej w świecie obawiają się, że się ona zerwie z haczyka. To, że sankcje ekonomiczne i dyplomatyczne są wymierzone przede wszystkim w gospodarkę i w politykę europejską najlepiej pokazuje natychmiastowa reakcja i zastraszanie Węgier. Jeszcze niedawno to Polska była zakałą Unii, której procedury biurokratyczne bynajmniej nie miały tempa, z jakim posuwają się wydarzenia w chwili bieżącej. Unia rozpada się, ponieważ jej zdolność i tempo reagowania nie odpowiada potrzebom państw, które muszą decydować się na podejmowanie decyzji samodzielnie. Jest to sytuacja, która zdecydowanie grozi wybuchem kolejnych konfliktów, kiedy te nabiorą masy krytycznej. Pauperyzacja Europy jest brzemienna w pobudzenie ruchów separatystycznych, które dotychczas udawało się jakoś usypiać. Jest też problem ludności imigranckiej, który ma ogromne szanse przerodzić się w gwałtowne zamieszki destabilizujące do reszty sytuację w krajach pozornie stabilnego kapitalizmu.

Tymczasem lewica wydaje się podzielać propagandową narrację, w którą nie wierzy ani kapitał, ani klasa panująca, ani nawet biurokracja burżuazyjnego państwa, że sytuacja uspokoi się, jeśli zdecydowana postawa kochających pokój imperialistów zachodnich doprowadzi do klęski Rosji w tej wojnie. Kapitał europejski zdaje sobie sprawę z tego, że jeśli Federacja Rosyjska rozpadnie się na części składowe, to będzie mu o wiele trudniej konkurować o wpływy dla swojej ekspansji w poszczególnych sztucznych państewkach. A zdecydowanie będzie w gorszej pozycji niż kapitał amerykański, który przejmie większość bogactw i będzie bez przeszkód narzucał swoje ceny gospodarce europejskiej, kontrolując pośrednio jej tempo wzrostu. To dopiero będzie dyktat, o jakim nie śniło się rosyjskim oligarchom. Obecne obietnice, że USA zapełnią lukę po rosyjskim gazie można włożyć między bajki, a koncerny europejskie bynajmniej nie są naiwne.

Ponieważ państwa Europy nie mogą otwarcie przeciwstawić się Stanom Zjednoczonym, możemy zapewne liczyć na rozwijanie się scenariusza wojen proxy na terenie europejskim.



RSD i SR

Przeciwko rosyjskiemu imperializmowi

Against Russian Imperialism

Retoryka Oświadczenia podpisanego wspólnie przez rosyjski RSD i ukraiński SR przypomina retorykę używaną przez demokratyczną opozycję w PRL. Bazuje ona na niechęci wobec Rosji, którą uzasadnia się historycznymi wydarzeniami (rozbiory Polski, a następnie stalinizm, w pierwszym, lub odwołania do tzw. rosyjskiego świata, w drugim przypadku). W artykule nie znaleziono miejsca dla głębszego uzasadnienia tego drugiego zarzutu, a więc i dla analizy sprzecznych tendencji, które przejawiają się w łonie rządzącej elity rosyjskiej, oraz dla rozpatrzenia kwestii, jak ma się mit rosyjskiego świata do systemu radzieckiego i jego pamięci u ludzi, którzy odnoszą się do tamtej epoki z nostalgią.

Sprawy są skomplikowane, ale nie na tyle, aby uzasadniało to pominięcie choćby próby uzasadnienia stanowiska, które zasadniczo odrzuca powszechne na lewicy odczucie – nawet jeśli tylko czysto deklaratywne – że należy traktować obie strony konfliktu (tj. Rosję i NATO, a nie Rosję i Ukrainę) jako równie winne sytuacji. Stanowisko obu grup niezgodnie z prawdą przyjmuje milcząco założenie, że jest to konflikt między rosyjskim agresorem a całkowicie neutralną i tylko broniącą się Ukrainą.

To stanowisko jest skrajnym stanowiskiem odmawiającym epoce ZSRR jakiegokolwiek znaczenia jako historycznego oponenta wobec systemu kapitalistycznego. Podobnie, jak w przypadku polskiej „demokratycznej opozycji” wywodzącej się z rodzimej biurokracji, system radziecki był tylko i wyłącznie przykrywką dla imperialistycznych ambicji Rosji, zaś powoływanie się na radziecką przeszłość służy wyłącznie produkowaniu użytecznych idiotów dla rosyjskiej, nacjonalistycznej propagandy. To stanowisko jest tożsame z sowietologiczną wykładnią systemu radzieckiego, służącą z kolei uzasadnieniu konieczności objęcia zagrożonego świata ochroną ze strony globalnego hegemona – Stanów Zjednoczonych. W efekcie, okazuje się, że nigdy nie było nawet próby podważenia systemu kapitalistycznego ze strony ruchu robotniczego, którego jedynym słusznym posunięciem było izolowanie rewolucji rosyjskiej i interpretacja walki z kapitalizmem jako walki o obronę praw związkowych (czyli o polepszenie warunków sprzedaży siły roboczej) oraz o prawa fundamentalne jednostek ludzkich związanych z ich kulturowymi i reprodukcyjnymi potrzebami. Ten model rozumienia istoty lewicowości jest przyjmowany jako oczywistość przez nową/nowoczesną lewicę.

Zakwestionowanie tego obrazu jest wciąż aktualne dzięki istnieniu nostalgii za epoką radziecką, która sprawia wrażenie, że model radziecki jednak mógł być pojmowany jako postęp w społecznym rozwoju i stanowił alternatywę dla modelu klasowego, którego restauracja po kapitalistycznej transformacji jest odrzucana przez najbiedniejszą i zmarginalizowaną mimo swej liczebności część społeczeństwa potransformacyjnego. Przywiązanie do modelu radzieckiego związane ze zrozumieniem w dużej mierze wymuszonego, autorytarnego reżymu stalinowskiego, czego dowodem dla wielu ludzi jest dzisiejsza sytuacja Rosji, której autorytaryzm także jawi się jako wymuszony z zewnątrz, zadaje jaskrawo kłam wersji historii radzieckiej prezentowanej przez jeden z nurtów posttrockistowskich, stanowiący hałaśliwy fragment tendencji związanej z IV Międzynarodówką (były Zjednoczony Sekretariat, obecnie mocno rozmyta tendencja posttrockistowska, której członkiem jest francuska NPA).

Podobnie jak w przypadku polskiej lewicy, która wyrosła na bajkach dla dorosłych dzieci opowiadanych przez tzw. opozycję demokratyczną, tak i lewica rosyjska jest częściowo kształtowana przez opowieści i interpretacje przedstawiające okres radziecki jako wariant „ruskiego miru”.

Ta pominięta w stanowisku „Przeciwko rosyjskiemu imperializmowi” część historii obejmuje stwierdzenie, że w latach 90-tych Rosja jednoznacznie opowiedziała się za kapitalistyczną transformacją i zerwaniem ze swą radziecką przeszłością. Faktycznie, Federacja Rosyjska nie rozpadła się na drobne części, chociaż rozpadł się Związek Radziecki. Z perspektywy kapitalistycznej nie było takiej potrzeby, chociaż, z punktu widzenia późniejszego rozwoju sytuacji, można by to uznać za błąd, który uniemożliwił Europie wchłonięcie pozostałości po ZSRR.

W tym sensie można by uznać pozostawienie całościowej Federacji Rosyjskiej za zarzewie późniejszych konfliktów. Niemniej, z perspektywy Zachodu, Federacja Rosyjska utrzymywała pewien porządek na wschodzie kontynentu, potrzebny dla lepszej eksploatacji zasobów surowcowych. Co więcej, utrzymanie całości Federacji było czynnikiem, który stworzył oligarchów. Jaki byłby mechanizm kreacji tychże, gdyby mieli oni do dyspozycji bogactwa obwodu moskiewskiego? Niewątpliwie więc utrzymanie Federacji, tłumienie ruchów separatystycznych, było korzystne dla interesów oligarchów.

Problemem okazało się jednak to, iż poza integracją oligarchów w system kapitalizmu zachodniego, reszta gospodarki rosyjskiej i społeczeństwa rosyjskiego w żaden sposób nie znalazło i nie mogło znaleźć łatwego sposobu na otrzymanie od kapitalizmu zachodniego poziomu życia odpowiadającego zachodnim standardom.

W tej sytuacji, wewnętrzne trudności państwa, aby stać się mocarstwem kapitalistycznym, musiały obudzić siły, które zaczęły się rozglądać za alternatywą dla niemożliwego, łatwego wtopienia się w gospodarkę kapitalistyczną. Inteligenckie projekty, które bez problemu akceptowały wizję rozbicia Federacji Rosyjskiej (pod hasłem: „dosyć karmienia Kaukazu!”), stanęły w poprzek zadania dla rządu, aby odbudować gospodarkę. Normalnym odruchem jest przekonanie, że utrzymanie wielkości stanowi w programie odbudowy atut, szczególnie jeśli jest to związane z utrzymaniem własności bogactw naturalnych, które mogą w tym dziele pomóc.

W krajach potransformacyjnych mamy do czynienia ze wzrostem rozwarstwienia społecznego i z narastaniem biedy, nawet w przypadku państwa, które otrzymało ogromną pomoc na restrukturyzację gospodarki, jak Polska. Kraje przyjęte do UE miały taką pomoc przyobiecaną, ale jej rozmiary nigdy nie dorównały pomocy dla Polski, zaś sam program rozszerzania Unii okazał się zabójczy dla niej samej. Pozostawienie Federacji Rosyjskiej samej sobie i zrzucenie na nią odpowiedzialności za pauperyzację społeczeństwa było elementem korzystnym dla Europy Zachodniej, która z integracją Rosji by sobie nie poradziła. Unia nie była gotowa na przyjęcie nawet Ukrainy, i to w sytuacji, kiedy było to pociągnięcie polityczne. Jednak było to prestiżowe zadanie z perspektywy amerykańskiej, natomiast Unia nie miała zamiaru płacić za zachcianki i prestiż USA. Dlatego przez 8 lat od zwycięskiego Majdanu Ukraina wciąż nie należy do Unii Europejskiej i raczej wcześniej rozpadnie się Unia, niż nastąpi faktyczne przyjęcie Ukrainy w jej skład.

Zapiekła nienawiść rosyjskiej nowoczesnej lewicy do reżymu Putina (mimo że pozostaje on dziedzicem epoki jelcynowskiej i szczytu demokratycznego procesu transformacji) wynika z zawiedzionych nadziei rosyjskiej inteligencji na dołączenie do kulturalnego Zachodu. Nienawiść owej inteligencji do radzieckiej przeszłości była już analizowana w książce pod red. A. Korjakowcewa i S. Wiskunowa, której recenzję i szczegółowe omówienia kolejnych rozdziałów zamieszczaliśmy na swoich łamach w ubiegłym roku, więc nie ma potrzeby tutaj do zagadnienia wracać. W każdym razie, rosyjska, postępowa młoda inteligencja rozważa przeszłość i analizuje bieżącą rzeczywistość poprzez takie właśnie okulary, które specyficznie interpretują lewicowość poprzez pryzmat kulturowej postępowości, a nie kwestii społecznych. Typowa dla owej inteligencji jest głęboka pogarda dla „prostego ludu”, który tkwi w szponach bajań o minionym „ruskim mirze”, do którego inteligencja redukuje marksizm Lenina i bolszewików.

Widziana poprzez ten pryzmat kwestia relacji między Rosją a Ukrainą staje się opowieścią o Ukrainie, która skutecznie dobiła się zainteresowania i sympatii Zachodu, w przeciwieństwie do Rosji, której wielkość stoi na przeszkodzie uzyskania tego samego efektu sympatii.

Biorąc to wszystko pod uwagę, możemy zrozumieć nastroje w rosyjskim społeczeństwie, ich rozdział i skutki dla polityki państwa. Możemy zrozumieć, że oligarchowie rosyjscy mający już tytuły własności do bogactwa społeczeństwa rosyjskiego, nie mają zrozumienia dla polityki ekipy Putina, która do końca usiłowała stanowić pomost między sprzecznymi orientacjami w rosyjskim establishmencie, zrodzonymi przez różne założenia co do perspektyw kooperacji z Zachodem. Orientacja „imperialna”, tzw. patriotyczna faktycznie odwołuje się zarówno do ruskiego miru, jak i do radzieckiej przeszłości, ponieważ widzi jedyną szansę w utrzymaniu jedności Federacji wobec tego, co płynie w wyniku podporządkowania się Zachodowi. Korzyści z dalszego podporządkowania się ta orientacja dłużej już nie dostrzega. Część państw zachodniej Europy (Francja, Niemcy Angeli Merkel) jest skłonna przyjąć wielką Rosję jako swoisty parasol zastępujący ochronę, jaką na modłę Ala Capone dają Europie Stany Zjednoczone.

Dla USA jedyną szansą na uchronienie się od tego scenariusza, całkiem realnego w wyniku odpuszczenia przez Trumpa nacisku na politykę zagraniczną, było podpuszczenie Rosji do ataku na Ukrainę, co wywołało bez najmniejszej wątpliwości wybuch nacjonalizmów prowadzący do destabilizacji sytuacji w Europie.

Oczywiście, współpraca Europy z Rosją byłaby nadal czynnikiem ratującym system kapitalistyczny, ale leżałaby w logice ujawnianego przez nas bezideowego postępowania lewicy w sposób analogiczny do tego, jak postępowała ona dotychczas – prowadząc walki, które nawet za grosz nie naruszały systemu kapitalistycznego. Tymczasem, stanowisko prezentowane przez oba ruchy tu omawiane, wychodzą już całkowicie poza ramy lewicowego stanowiska politycznego, przyjmując całkowicie jako własne stanowisko inteligenckiego antykomunizmu, które jest nam znane z rodzimego podwórka.

W omawianym stanowisku nie ma żadnych pozostałości lewicowego namysłu, pozostaje już tylko antyludowy egoizm warstw drobnomieszczańskich.

*

Stanowisko głosi, że niesłusznym jest uważanie obecnej wojny jako wojny wewnątrzimperialistycznej.

Jednocześnie, autorzy stanowiska muszą przyznać, iż „agresja Putina jest trudna dla racjonalnego wyjaśnienia”, oczywiście z ich punktu widzenia. Dla nas, jak i dla większości lewicy, przyczyny agresji są jasne i racjonalne, chociaż nie do przyjęcia. Autorzy utrzymują, wbrew racjonalnie postrzeganej rzeczywistości, iż „rosyjski imperializm jest napędzany pragnieniem zmiany tzw. światowego porządku”. Z tej perspektywy, „żądanie Putina, aby NATO wycofało się z Europy Wschodniej może oznaczać, że Rosja nie zatrzyma się na Ukrainie, ale że Polska, Łotwa, Litwa czy Estonia mogą stać się kolejnymi celami agresji Putina”.

Natomiast „dyskurs dotyczący ekspansji NATO zaciemnia pragnienie Putina, aby podzielić sfery wpływu w Europie między USA a Rosję”. Wyżej wspomnieliśmy o ewentualności, że europejski kapitał mógłby dostrzegać w wielkiej Rosji swoistą ochronę przed zależnością od kapitału amerykańskiego. Nie wydaje się jednak, aby Rosja była tu czynnikiem sprawczym ze względu na swą słabość ekonomiczną, natomiast mogłoby to się opłacać kapitałowi europejskiemu pod wodzą Niemiec. Najwyraźniej jednak USA nie są skłonne do rezygnacji ze swej hegemonii wobec Europy jako całości. Tym bardziej stroną prowokującą agresję w sytuacji własnej przewagi oraz nienarażania się na straty własne w wojnie zastępczej (dla USA, nie dla Rosji), pozostaje strona amerykańska.

Natomiast Putin ze swej strony musiał w jakiś sposób liczyć na neutralność Europy, co najwyżej protestującej równie dramatycznie, co pusto. I z czym mieliśmy do czynienia na początku agresji. Obecnie państwa usiłują zachować pozory, że nigdy nic takiego nie zamierzały. Pośpiech, z jakim Finlandia deklaruje planowaną przynależność do NATO może wynikać niekoniecznie ze strachu przed agresją Rosji, co ze strachu przed jej wykorzystaniem w charakterze takiej samej prowokacji, jak to miało miejsce w przypadku Ukrainy. Gdyby ukraińska prowokacja nie udała się do końca.

Stwierdzenie, że Rosja nie liczy się z nikim poza USA i Chinami i nikogo innego nie uważa za kluczowych graczy na globalnym poziomie, całkowicie abstrahuje od realnej relacji sił i wydaje się, że mimo wszystko trudno wmówić Putinowi takie zamiary, chociaż autorzy wykluczyli z góry możliwość analizowania działań Rosji w racjonalnym kodzie.

Warto wziąć pod uwagę także to, że marzenia o ruskim mirze, który rzeczywiście przewijają się w wypowiedziach części elity propagandowej Rosji, są związane z legendą o wielkości ZSRR, szczególnie czasów Stalina. To wskazuje oczywiście na fakt, że staremu mitowi należało dodać witalności dzięki skojarzeniu go z nowszymi dziejami, do których mieszkańcy Rosji mogą się jeszcze odwoływać jako do żywych wspomnień. Niemniej, to przemieszanie starego mitu z nowszymi wspomnieniami zmienia to, do czego w starym micie współcześni propagandyści mogą się odwoływać. Wbrew zapewnieniom autorów stanowiska, nowy mit o ruskim mirze niekoniecznie stawia na ostrzu noża sprawę przyłączania terytoriów i wynarodowiania bratnich etnosów. Okres ZSRR przyniósł doświadczenie wielokulturowości, która stanowi bogactwo, a nie przekleństwo. To doświadczenie w dziejach ZSRR dostrzega lewica w przeważającej liczbie, zaś skrajnie arbitralne postrzeganie ZSRR jak jednego wielkiego więzienia narodów nie wywołuje bynajmniej jednomyślnej zgody. Podobnie, jak w przypadku wcześniejszego rozpadu Jugosławii.

Interpretacja ZSRR jako systemu jednoznacznie dławiącego swobody narodów jest narracją sowietologiczną, którą przyjęła inteligencja byłego bloku wschodniego w większości jako argument mający za zadanie przekreślić jakiekolwiek pozytywne konotacje związane z modelem radzieckim. Alternatywą byłoby spojrzenie na kwestię narodową w duchu Lenina i Bolszewików, gdzie zasadniczą rolę dogrywała zawsze sprawa robotnicza, sprawa emancypacji klasy robotniczej, a wraz z nią i całego społeczeństwa spod kapitalistycznego systemu wyzysku. Kwestia narodowa była rozpatrywana wyłącznie w kontekście sprawy walki klasowej. Inteligencja była oskarżana i sama siebie oskarżała o uleganie zaczadzeniu pozornie piękną ideologią równości i sprawiedliwości, braterstwa narodów i wszystkich ludzi. W efekcie swego „odtrucia” musiała konsekwentnie odmówić ideologii radzieckiej wszelkiej prawdy, choćby nawet „kierunkowej” jak to ma miejsce w religii. W religii mamy akceptację grzechów ludzi jako cechy, której nie da przezwyciężyć na ziemi. Ale światopogląd religijny ma, wedle Kościoła i dowolnej innej organizacji religijnej, tę wyższość nad brakiem łaski wiary, że grzeszny człowiek wie z nauk religijnych, że istnieje różnica miedzy Dobrem a Złem.

Przyznanie, że ideologia komunistyczna potrafi odróżnić Dobro od Zła jest już akceptacją tej ideologii. Dlatego w ramach samoupsprawiedliwiania, inteligencja musiała odmówić systemowi radzieckiemu prawa do ekspiacji za własne „wypaczenia”. Wielokulturowość i braterstwo narodów nie jest tu orientacją „kierunkową”, ale cynicznym oszustwem mającym przykryć prostacki zamysł zniewolenia wszystkich narodów w ramach ruskiego, ekspansjonistycznego miru. To sowietologiczne dziedzictwo przenosi nam dziś posttrockistowski nurt związany z byłym Zjednoczonym Sekretariatem IV Międzynarodówki, jednym z najbardziej wpływowych w dzisiejszym posttrockizmie.

Autorzy stanowiska wyważają otwarte drzwi oskarżając reżym Putina o to, że „nie stanowi alternatywy dla zachodniego kapitalizmu”, że jest on „nie tylko wrogiem klasy pracującej, ale i wrogiem wszelkiej demokracji”, „antykomunistą i wrogiem wszystkiego, o co lewica walczyła w XX wieku i walczy w XXI”. W ten sposób oddają należne pozostałej lewicy, przyłączając się do zarzutów dla tej lewicy zwyczajnych, co sprawia wrażenie, że ich stanowisko jest tylko bardziej radykalne w stosunku do poglądów pozostałej lewicy, ale ogólnie należą do tej samej rodziny i podzielają jej lewicowe ideały.

Nawiązując do naszej krytyki lewicowej rodziny, chcielibyśmy podkreślić, że walka przez długie lata XX i początku XXI wieku – poza okresem ZSRR – nie przyniosła znaczącego sukcesu w pokonaniu systemu kapitalistycznego. Powszechne stanowisko lewicy w obecnym konflikcie nie buduje żadnej alternatywy wobec kapitalizmu ani nawet nie służy zdobywaniu przez lewicę politycznej podmiotowości. Reprezentowane przez RSD i SR stanowisko nie stanowi przezwyciężenia tego stanu rzeczy, nie sprzyja budowaniu samodzielnej i podmiotowej lewicy, ale wzmaga tendencję do kontynuowania odchodzenia od tego celu. Całkowicie wpisuje się bowiem w logikę konfliktów narodowościowych, które zastępują odrzucaną przez nowoczesną lewicę logikę walki klasowej.

Stanowisko nie przedstawia bowiem recepty, w jaki sposób przeciwstawić się logice konfliktu narodowościowego, a nawet pogłębia nacjonalistyczną interpretację obecnego konfliktu, powołując się na to, że taką logikę narzuca system. Podobny jest argument lewicy, że formy społecznej walki emancypacyjnej narzuca logika kapitału. Oba skrzydła lewicy nie widzą możliwości odrzucenia logiki narzucanej przez kapitał w imię pragmatyzmu korzyści z walki bieżącej.

Ostatecznie, niniejsze stanowisko rzuca hasło, które sami autorzy uznają za „wysoce kontrowersyjne na lewicy”, a mianowicie hasło pomocy militarnej dla Ukrainy z całym dobrodziejstwem inwentarza, które za tym idzie dla lewicy. Zasadniczym celem jest bowiem zniesienie reżymu w Rosji.

Autorzy nie wahają się nawet uznać problem batalionu Azow jako nieistotny, nie odgrywający w obecnej wojnie większej roli.

Natomiast lewica powinna stworzyć „własną wizję stosunków międzynarodowych oraz architektury międzynarodowego bezpieczeństwa, które będzie zawierało wielostronne rozbrojenie atomowe (wiążące wszystkie mocarstwa atomowe) oraz instytucjonalizację międzynarodowej gospodarczej odpowiedzi na dowolną imperialistyczną agresję na świecie. Militarna klęska Rosji powinna być pierwszym krokiem w kierunku demokratyzacji globalnego porządku oraz stworzenia międzynarodowego systemu bezpieczeństwa, do czego międzynarodowa lewica powinna się dołożyć”.

Z tego postulatu wynika jednoznaczna wizja postępowej przyszłości świata. Nie ma najmniejszej potrzeby stawiania zadania budowy relacji socjalistycznych, aby móc osiągnąć stan trwałego bezpieczeństwa w świecie, w którym mocarstwa imperialistyczne bynajmniej nigdzie nie wyparowały, w którym powszechne rozbrojenie będzie wiążące dla imperialistów, zaś podporządkowanie gospodarki polityce – obnażane jako główna przyczyna ekonomicznej nieefektywności – stanie się instytucją.

Zasadniczo nasuwa się tylko jedno pytanie o to, czy autorzy tego stanowiska uważają lewicę za tak głupią, czy może pisali ten tekst patrząc w lustro.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
9 kwietnia 2022 r.