Przez ponad sto lat, zachodnia, demokratyczna lewica nie pokazała nam, mimo wielokrotnie napinanych mięśni, jak robi się „prawidłową” rewolucję. Dziś mamy do czynienia z nabrzmieniem sprzeczności wewnątrzkapitalistycznych, które doprowadziły do obecnego konfliktu. Sytuacja polityczna jest złożona, ale jej zrozumienie nie powinno przekraczać możliwości percepcyjnych licznych lewicowców, kształconych w najlepszych uniwersytetach świata. Szczególnie, że nie przekracza możliwości percepcyjnych „prostego ludu” uwikłanego w konkretne działania na polu walki.

Niemniej, jak się okazuje, przekracza.

Gospodarka europejska się sypie. Szansą dla niej było oparcie się na eksploatacji zasobów państw postsocjalistycznych, z czego korzystała przez dłuższy czas po 1989 r. Na tym też opierała się „współpraca” z Rosją, polegająca na korzystaniu z rozkradanych przez oligarchów rosyjskich bogactw naturalnych kraju. Układ był korzystny dla obu stron kapitalistycznego ładu.

Jednocześnie, nie był korzystny dla społeczeństw byłych „demoludów”, co spowodowało wzrost nastrojów prawicowo-populistycznych, które znalazły swoje odbicie we wzroście analogicznych nastrojów na Zachodzie. Albowiem dostęp do łatwych zysków robionych na potransformacyjnej grabieży wzmógł rywalizację między narodowymi grupami kapitału w Europie. Istotny sens sankcji ekonomicznych nakładanych na Rosję miał na celu powstrzymanie konkurentów (zwłaszcza Niemiec) od zbudowania nadmiernej przewagi. W każdym razie, stabilność wypracowana w procesie powstawania Unii Europejskiej została zaburzona.

W dużym stopniu ten proces jednoczenia Europy pod względem gospodarczym (oczywiście, na kapitalistycznych warunkach) został zakłócony przez tradycyjną rusofobię nowych państw członkowskich Unii. Jednocześnie, ów trend zakłócający rozwój gospodarki europejskiej jest postrzegany jako sprawa korzystna z punktu widzenia interesów USA, w oczach których Europa wyrasta na rywala w światowej gospodarce. Jednocześnie, poprzez obszar Rosji w dużym stopniu i krajów od niej jeszcze w pewien sposób uzależnionych, dokonuje się ekspansja gospodarcza Chin w Europie. To wszystko zagraża amerykańskiej supremacji ekonomicznej i politycznej.

Ponadto, Europa jest silnie uzależniona od USA poprzez sieć usług finansowych. Także wszelkie transakcje dokonywane w dolarach (a w tej walucie jest prowadzony handel ropą i gazem) podlegają kontroli USA. Jednym słowem, zachodnia Europa jest ubezwłasnowolniona w dziedzinie ekonomicznej przez USA. Oczywiście, wojna ekonomiczna kapitału amerykańskiego z kapitałem europejskim jest prowadzona metodami proxy, czyli poprzez nakładanie sankcji na gospodarkę rosyjską. Ta metoda powstrzymuje kapitał europejski przed angażowaniem się w relacje ekonomiczne z Rosją, ponieważ sankcje są całkowicie obosieczne i na tym właśnie polega ich skuteczność.

Metoda wzajemnego powstrzymywania między kapitalistami europejskimi została wykorzystana przez kapitał amerykański do zablokowania rozwoju gospodarki europejskiej. Najlepszym wyrazem tego, że kapitał europejski zdaje sobie z tego sprawę, jest niechęć, z jaką podporządkowuje się on polityce narzucanej przez USA, np. usiłując przedłużyć swoją obecność na rynku rosyjskim wbrew „moralnemu” oburzeniu skretyniałej opinii publicznej.

Niestety, odpowiedzialność za to skretynienie ponosi głównie i w zasadniczej mierze europejska lewica. Nie dostrzega ona w tym zapętleniu sprzeczności wewnątrzkapitalistycznych nic poza powodem do wyrażania absurdalnego oburzenia moralnego zamiast okazji do zwielokrotnienia pracy na rzecz programu socjalistycznej przebudowy świata jako jedynej wartościowej alternatywy dla kapitalistycznej normy egzystencji, jaką są i pozostają wojny, w których każda strona ma swoje uzasadnione interesami argumenty. Wchodzenie jako jedna z konkurujących ze sobą stron w tę dyskusję między grupami kapitalistów nie jest niczym innym, jak zdradą ideałów socjalistycznych.

Nawet deklamowanie komunałów o tym, że lewica nie zajmuje stanowiska za żadną ze stron konfliktu pozostaje tylko pustą deklaracją, ponieważ w praktyce lewica zajmuje ściśle określoną pozycję w konflikcie wewnątrzkapitalistycznym po jednej ze stron. A praktyka jest ostatecznym kryterium słuszności lewicowej polityki.

Oczywiście, lewica sporo dyskutuje o swojej wiodącej roli w przywracaniu demokracji. Szczególnie dopomina się jej tam, gdzie w żaden sposób nie może ona zaistnieć z przyczyn obiektywnych – ekonomicznych i politycznych. Co więcej, kurczy się pole demokracji w całej Europie, czego nie sposób odwrócić protestami i postulatami pod adresem demokratycznego państwa kapitalistycznego.

Lewica nie może w żaden inny sposób udowodnić swej niezależności od burżuazyjnej perspektywy, jak tylko stawiając na porządku dnia alternatywę socjalistyczną. Wojna na Ukrainie jest wojną w najsłabszym ogniwie europejskiego i światowego kapitalizmu. Wbrew swoim głównodowodzącym, wojska rosyjskie, aby utrwalić swoje osiągnięcia militarne na zajętych terenach, muszą oprzeć się na ludności miejscowej, która nienawidzi z całego serca oligarchów, zarówno ukraińskich, jak i rosyjskich. Ludzie mają tam niepowtarzalną możliwość samoorganizacji i to samoorganizacji wbrew panowaniu oligarchów. Podobnie, jak to było w 2014 r. na terenach republik donbaskich. Tylko od lewicy zależy, czy powtórzy się krwawa likwidacja i podporządkowanie owych nastrojów oddolnych społeczeństwa donbaskiego, czy szerzej ukraińskiego, przez oligarchię. Nieważne – rosyjską czy ukraińską.

Wszystko zależy dziś od postawy lewicy europejskiej. Powinna ona wesprzeć ludzi na Donbasie, którzy zwyczajnie dla swojego bezpieczeństwa potrzebują niezbędnie zbudować własne instytucje, stworzyć własne, socjalistyczne zasady funkcjonowania gospodarki. Nie zrobią tego bez poparcia lewicy na całym świecie, a przynajmniej w Europie. Rosyjska władza jest słaba i potrzebuje tej ludności, więc będzie szła na ustępstwa. Aby te ustępstwa nie zostały cofnięte, jak to było po 2014 r., konieczne jest wsparcie lewicy, która do tego zadania najwyraźniej nie dorosła.

Nawet tylko moralne poparcie miałoby tutaj efekt pioruna z jasnego nieba i zatrzęsłoby kapitalistycznym establishmentem przyzwyczajonym do radykalnego umiarkowania nowoczesnej lewicy.

O ile nacjonalizmy – wielkoruski i ukraiński – są siebie warte, o tyle ludność Donbasu (i nie tylko) nie jest nacjonalistyczna, a co najwyżej odczuwa nostalgię za ZSRR. Jednak dla nowoczesnej lewicy jest to już wystarczający powód dla obojętności wobec 8-letniej masakry „sowków” na Donbasie przez ukraińskich nacjonalistów. Przy równoległej obojętności rosyjskich nacjonalistów, którzy wykorzystali ich jako pretekst dla próby realizacji własnych idei „ruskiego miru”.

Lewica nie jest gotowa do podjęcia zadania konkretnej i praktycznej walki o socjalizm także z powodu tkwienia w schematyzmie i dogmatyzmie własnej teorii. Ta teoria, odrzucająca Marksowską istotę konfliktu klasowego, zdegenerowała się w oczekiwaniu przez lewicę, iż kapitał („postkapitał”) stworzy warunki dla demokratycznych instytucji zajmujących się sprawiedliwą redystrybucją zysków. Jest to więc teoria głęboko wroga wobec bezpośrednich producentów, których wyzysk jest warunkiem pomnażania wartości dodatkowej będącej źródłem redystrybuowanych dochodów.

Rozumiemy więc głębokie przyczyny niezdolności współczesnej lewicy do oderwania się od zależności od kapitału i wynikającą stąd impotencję, której najlepszym wyrazem jest obecne karne podporządkowywanie się interesom dominującego, amerykańskiego kapitalizmu.

Wynikiem tego zachowania będzie regres demokracji europejskiej do półfaszystowskich rządów typowych dla kryzysu ekonomicznego i politycznego, pod którymi lewica przestanie nawet być tolerowana. To nie jest wojna między demokracją a totalitaryzmem, tylko o to, dla kogo demokracja, dla kogo totalitaryzm.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
27 marca 2022 r.