Pierwszy wykład Olega Dwurieczeńskiego dotyczył Zasad komunizmu Engelsa. Olega najbardziej zainteresował ten sam problem, na który my zwróciliśmy uwagę już bardzo dawno temu. O ile jednak Olegowi chodzi o „naukowe podejście” do zagadnienia, o tyle my skupiliśmy się na kwestii praktycznej – co wynika z takiego, czy innego rozumienia kategorii „proletariat”, „klasa robotnicza”, „klasa pracownicza”, „pracownicy najemni” i inne określenia uważane powszechnie za synonimy.

Problem ujawnił się z całą mocą przy okazji upadku tzw. realnego socjalizmu, kiedy to „klasyczna” polska klasa robotnicza stanowiła siłę ruchu przeciwstawiającego się biurokratycznym rządom PRL. Siłą tą posługiwali się opozycjoniści, którzy kwestionowali znaczenie klasy robotniczej w „klasycznym” rozumieniu, ba, uważali tę klasę za związaną ideologicznie i ekonomicznie z „realnym socjalizmem”, a więc za podporę biurokracji przeciwko demokratycznym nurtom opozycji.

Jednak w wyniku problemów gospodarczych państw boku radzieckiego, obietnice socjalne nowego ustroju okazały się „na wyrost”. Klasa robotnicza zawsze okazywała się na szarym końcu kolejki do obiecanego dobrobytu, stanowiła natomiast źródło dochodów, które były używane do zaspokajania potrzeb pozostałych warstw społeczeństwa i do ich – jak się okazało nieskutecznej – neutralizacji. Klasa robotnicza powinna była być wdzięczna za likwidację bezrobocia i na tym opierało się twarde przekonanie biurokracji o bezwzględnej lojalności robotników. Mimo wystawiania jej na ciężkie próby.

Demokratyczna, antyrobotnicza opozycja wykorzystała nastroje buntujących się stale robotników przeciwko interesom klasowym tychże. Po odwilży po śmierci Stalina, ex-ideologowie partyjni, najbardziej stalinowscy ze wszystkich, zmienili front o 180 stopni. Dzięki temu manewrowi, ci działacze lewicowi, którzy sprzeciwiali się biurokracji z pozycji prorobotniczych, w sensie leninowskim, stali się nagle wzorcowymi „stalinowcami”. Stalinizm zaczął oznaczać tych, którzy opowiadali się za interesami robotniczymi jako interesami odrębnej i, co najważniejsze, wiodącej klasy w walce o emancypację od wyzysku. Na Zachodzie już w latach 60-tych przeważyła tendencja do uznania klasy robotniczej za wrogą idei emancypacji w sensie demokracji (burżuazyjnej, czyli jedynej możliwej, przeciwstawionej dyktaturze proletariatu), a następnie Nowa Lewica uznała klasę robotniczą za przeżytek XIX wieku i przyjęła na swoje sztandary interesy ogółu pracujących w systemie pracy najemnej. Skutkowało to zastępowaniem i poszerzaniem właściwej lewicy marksistowskiej bazy społecznej o różnorodne grupy mniejszościowe, wyłaniające się z kryzysu i rozpadu cywilizacji burżuazyjnej (tzw. nowe ruchy społeczne) jako ich obiektywny skutek.

Nowa Lewica zaczęła więc walczyć zgodnie z interesami nowej bazy, w interesie której nie leży obalenie kapitalizmu, ale „powrót do zdrowych źródeł”, do haseł burżuazji na jej wznoszącym, rewolucyjnym etapie rozwoju. Czyli do konsekwentnej radykalizacji haseł demokratycznych. Dało to w efekcie pojawienie się takich nurtów, jak neo- i postmarksizm, które wyparły lewicę rewolucyjną z jej programem rewolucji socjalistycznej i dyktatury proletariatu jako politycznego warunku skuteczności owej rewolucji.

Poststalinizm, jako dziedzic głównego oskarżonego w procesie wytyczonym przez lewicę jej własnej tożsamości ideowej i historycznej, znalazł się w paradoksalnej sytuacji ostatniego obrońcy kategorii klasy robotniczej. I to pomimo faktu, że stalinizm samodzielnie zastąpił koncepcję samodzielności politycznej klasy robotniczej koncepcją (wywodzącą się z II Międzynarodówki) reprezentowania przez partię robotniczą interesów „całego społeczeństwa”. Podbudową dla tej koncepcji było powoływanie się na prognozę Marksa dotyczącą proletaryzacji całego społeczeństwa, czyli o pogłębianiu się polaryzacji społeczeństwa na dwie klasy – pracujących i wyzyskiwanych oraz posiadających środki pracy i wyzyskujących tę pracę.

Z niejakim opóźnieniem rosyjski poststalinizm wycofuje się ze swoich pozycji na pozycje konwergentne z pozycją Nowej Lewicy. Czyli przechodzi proces, który przeszły już niedobitki poststalinizmu w pozostałych krajach byłego bloku. Kryzys kapitalizmu na Zachodzie spowodował zjawisko nieoczekiwane, a mianowicie pewien renesans poststalinizmu, choć obciążonego jednocześnie wadami samego stalinizmu oraz jego mutacjami pod wpływem Nowej Lewicy. Wady te sprowadzają się do kwestii zasadniczej, a mianowicie do kwestii roli i znaczenia klasy robotniczej nie tylko w praktyce ruchu robotniczego, ale i w teorii.

Oleg Dwurieczeński z niesamowicie prawidłową intuicją wskazał sedno problemu. Nie konsultował się z nami, więc jego projekt stanowi dodatkowy argument za tym, że podniesiony przez nas problem wiele lat temu, faktycznie jest problemem. Niezależnie od tego, jakie wnioski wyciągnie z projektu sam Oleg, i niezależnie od tego, jakie przyjmie rozwiązanie. Myślący poststalinista prawidłowo określił słabe miejsce swojej formacji w narastającym starciu z ideologią nowolewicową, która zaczyna brać górę w Rosji dotychczas nie widzącej alternatywy dla poststalinizmu. Tego wyzwania najwyraźniej nie dostrzega M. W. Popow, który traktuje „młode wilczki” z pobłażliwością swego autorytetu, jak sądzi – niekwestionowanego. I tu się myli. Za „młodymi wilczkami” stoi formacja, która na Zachodzie dawno dokonała już wyboru. Jako stalinista, Popow nie może być konsekwentny w obronie swych pozycji, czemu już dziś daje dowód. Jego książkowe argumenty na rzecz przyjętej za klasykami definicji proletariatu już za Stalina były tylko pustymi frazesami legitymizującymi władzę opartą na autorytecie bolszewików, za którymi kryła się socjaldemokratyczna podmiana interesów klasy robotniczej interesami „całego społeczeństwa”.

Oleg wybrał tę samą metodę, co Popow. Jego celem jest obiektywna, naukowa analiza problemu, pod czym rozumie gruntowne przeanalizowanie koncepcji klasyków marksizmu. Już na wstępie daje pewne aluzje co do wyników tych badań: będzie więc zauważał niekonsekwencje w myśli samych klasyków czy sprzeczności między nimi a Leninem. Taki program gwarantuje obiektywizm, nie badanie z założeniem, że będzie się szukało tylko potwierdzenia z góry przyjętych tez.

Pewien problem wynika stąd, że naukowości nie gwarantuje wierność myśli klasyków. Tzn. nie jest automatycznie potwierdzeniem prawdy fakt, że „tak twierdzili Marks i Engels”. Współczesna lewica uważa wręcz, że koncepcja klasy robotniczej klasyków odnosiła się do XIX-wiecznych warunków, a po 200 latach mogły te warunki ulec zmianie. Nie ma już dziś takiej klasy robotniczej, jaka była w XIX wieku. A ponieważ nie nastąpiła zmiana kapitalizmu na socjalizm i klasa robotnicza nie znikła wraz z burżuazją, to pojęcie „robotnik” można dziś zastąpić pojęciem „pracownik” w całym majestacie teorii.

Uprawomocnia tę zamianę, jak już wspomnieliśmy, przewidywanie Marksa dotyczące proletaryzacji społeczeństwa i dwubiegunowy podział społeczny. Czyli zamiana mieści się w założeniach klasycznej koncepcji. Wystarczy tylko przyjąć, że współczesne społeczeństwo jest spolaryzowane w tym właśnie sensie.

Trudność polega na tym, że zjawiska społeczne przeczą temu oczekiwaniu. Tzw. nowa lewica podporządkowuje swoje działania praktyczne tej wytycznej teoretycznej i… nie osiąga oczekiwanego efektu. Oczywiście, nie rewiduje teorii, podejrzewając, że słabość leży po stronie praktyki.

Bardzo trudno jest wyrwać się z tego impasu, ponieważ na ewentualnych śmiałków deprymująco działa przekonanie, że brak skuteczności działania zgodnego z teorią dowodzi błędności teorii stworzonej przez klasyków, a więc i błędności koncepcji marksizmu jako takiego. Czyli następuje przekreślenie całego dorobku ruchu i przyznanie racji prawicy, która zawsze twierdziła, że socjalizm/komunizm to czysta utopia i żadna teoria zdolna poruszać siły społeczne, nie mówiąc już o naukowości.

Stawka podjęta przez Olega jest więc wysoka. Jego niezadowolenia z odpowiedzi udzielanych przez (post)stalinowców, a także i niektórych posttrockistów, wskazuje, że efektem będzie albo pożegnanie się autora i wykonawcy ambitnego projektu z (post)stalinowcami i przystanie do tzw. nowej lewicy, albo pożegnanie się z marksizmem raz na zawsze. Mało prawdopodobne jest, aby Oleg zdołał zakwestionować zarówno jednych, jak i drugich. Byłby to ewenement, który nakazywałby mu ruszyć na poszukiwania drogi, która nie jest ani (post)stalinowska, ani posttrockistowska (nowolewicowa). Ewentualnie – nie jest prawicowo-populistyczna.

*

Oleg Dwurieczeński zwraca uwagę na zawarte w książce Engelsa kilka cech wyróżniających proletariat. Wśród nich znajdują się takie cechy, jak skrajne ubóstwo (wegetacja na granicy przeżycia), brak własności środków produkcji, sprzedawanie swojej pracy na rynku, czyli podleganie konkurencji na rynku pracy. Olega zwraca uwagę na literackie ujęcie definicji proletariatu, nie spełniające rygorystycznych kryteriów naukowości w dzisiejszym rozumieniu. Składa to na karb tego, że w połowie XIX wieku kryteria naukowości w ogóle nie były tak rygorystyczne, jak dziś. Charakterystyczne jest to, że Oleg nie podkreśla cechy pracy w przemyśle jako kryterium. O industrializacji, która była siłą napędową i decydującą dla nowego systemu, Oleg wspomina jako o ogólnym (literackim?) tle dla ukształtowania się nowożytnego proletariatu.

Pauperyzacja społeczeństwa początku ery industrializacji jest tu cechą zasadniczą, wynikającą z kapitalistycznej konkurencji licznej klasy (zdeklasowanych) proletariuszy na wolnokonkurencyjnym rynku pracy. Oleg wyciąga stąd słuszny wniosek, iż proletariat jest pojęciem szerszym niż klasa robotnicza.

Ten wniosek (podkreślmy – słuszny) jest już zarodkiem przyszłej interpretacji podmiotu emancypacji w rozumieniu „nowolewicowym”.

W naszym rozumieniu, należy tu zauważyć, iż proletaryzacja społeczeństwa w dobie kształtowania się stosunków przemysłowych (stanowiących differentia specifica – cechę wyróżniającą – kapitalizmu) jest tylko etapem poprzedzającym wykrystalizowanie się klasy robotniczej, która po odpadnięciu wszelkich reliktów przeszłości feudalizmu i patriarchalnych relacji, w czystej postaci znalazła się w pozycji antagonistycznej do równie wykrystalizowanego kapitalisty przemysłowego. Dalsze kształtowanie się relacji dojrzałego kapitalizmu mogło już tylko imitować tę zasadniczą relację odzwierciedlającą logikę systemu. Pozostałe grupy społeczne, nie wchłonięte przez przemysł, znalazły się w relacjach naśladujących tę postać wzorcową kapitalizmu.

Jeżeli zbiegiem czasu klasa robotnicza – po szczytowym momencie, nie wykorzystanym na przeprowadzenie rewolucji socjalistycznej – zostaje zdominowana przez szerszy proletariat (wyróżniany wyłącznie na podstawie kryterium pracy najemnej, wyłączającej z posiadania środków produkcji, choć niekoniecznie już spełniającym kryterium konkurencji na rynku pracy), to Nowa Lewica wyciąga z tego wniosek, że klasa robotnicza w sensie przemysłowej klasy, przestaje być problemem. Problemem jest ubóstwo, a nie stosunki produkcji. Taki wniosek można by już na tym etapie wyciągnąć z pracy Engelsa, gdyby pominąć późniejsze prace Marksa, w tym Kapitał.

Pozostaje jeszcze drobna kwestia – Engels mówi w swej pracy jeszcze o sprzedaży pracy. Dopiero później Marks uściśli teorię o własne odkrycie, że chodzi o sprzedaż siły roboczej, a nie pracy.

Waga tego drobnego rozróżnienia objawia się dużo później. Sprzedaż siły roboczej w czystej postaci może dotyczyć tylko niewykwalifikowanej, powszechnie zastępowalnej jednostki. Każda praca kwalifikowana – przynajmniej w tendencji – domaga się kupna z uwzględnieniem wartości owych kwalifikacji. Można by rzec, że zgodnie z tą logiką nosiciele jakichkolwiek kwalifikacji zawodowych wypadają z przytaczanej powyżej definicji proletariatu. Proletariat zaczyna jawić się więc jako bardzo wąska grupa społeczna, sprowadzając się zasadniczo do niewykwalifikowanego robotnika fizycznego.

Rozwój kapitalizmu nie szedł w kierunku sprowadzania wykwalifikowanej siły roboczej do rangi tak pojmowanego proletariusza. Po początkowym etapie kształtowania się społeczeństwa przemysłowego i powstaniu armii przemysłowej siły roboczej, wykwalifikowani proletariusze w rosnącym stopniu zaczęli wymykać się spod oddziaływania mechanizmu rynkowego. Zachodziło to w przeważnej mierze za sprawą wzrostu znaczenia państwa burżuazyjnego jako aktywnego zarządcy interesami kapitału. Wzrost wartości dodatkowej (efekt intensywnego rozwoju sił wytwórczych w kapitalizmie) spowodował możliwość wykorzystania owej wartości dodatkowej na podniesienie poziomu cywilizacyjnego społeczeństw industrialnego centrum.

Dopiero starczy kryzys kapitalizmu spowodował powrót jak gdyby do początków (koniec przypomina początek na wznoszącej spirali dziejów). Zahamowanie dynamiki kapitalistycznego wzrostu, spowodowane wyczerpaniem zewnętrznych możliwości względnie łatwego postępu cywilizacyjnego centrum kosztem peryferii (otoczenia niekapitalistycznego), spowodowało, że rozrośnięta grupa wyzutych z własności środków produkcji nosicieli wykwalifikowanej siły roboczej ponownie zaczęła spadać do poziomu proletariatu.

Skutki dla teorii są dziś widoczne. Zamiast Marksowskiej analizy historycznej dotyczącej przemiany społecznej, mamy na lewicy mechaniczne przykładanie pojęć i kategorii zaczerpniętych z dzieł klasyków bez ładu i składu. Stąd wynikły chaos w teorii.

Projekt Olega Dwurieczeńskiego, niezależnie od wniosków wyciągniętych przez autora, bez wątpienia wniesie porządek do tego chaosu.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
20 kwietnia 2019 r.