Znany młody rosyjski ekonomista ze szkoły lewicowego keynesizmu, Daniił Grigorjew (do niedawna prawa ręka Borysa Kagarlickiego, kolejna po Wasiliju Kołtaszowie) zazwyczaj krytykuje Rosję za brak demokracji, natomiast w zakresie gospodarki przyjmuje, że wszystko jest mniej więcej w porządku. Tak twierdzi też większość inteligentów-liberałów rosyjskich, co przypomina tenże Grigorjew.

КАК ПОЧИНИТЬ РОССИЮ? // Даниил Григорьев

Należy zauważyć, że również zachodni ekonomiści z reguły chwalą liberalną politykę rosyjskiego rządu i Banku Centralnego, chociażby w sytuacji sankcji i restrykcji ze strony Zachodu. Wedle nich, tej właśnie polityce zawdzięcza Rosja odporność na sankcje.

Problem w tym, że ta polityka realizowana jest kosztem poziomu życia większości społeczeństwa, jak to jest normą w polityce liberalnej i neoliberalnej. Oczywiście, kiedy nie są spełnione warunki luksusowego otoczenia, w jakim owa ekskluzywna polityka liberalizmu funkcjonuje. A więc, kiedy globalny system finansowy czuwa nad tym, aby wartość dodatkowa spływała do krajów rozwiniętych, które stanowią Centrum światowego, kapitalistycznego podziału pracy.

Rzecz jasna, dla D. Grogorjewa, tego typu uwagi są nieprawomocne, ponieważ odwołują się do jakichś nieudowodnionych koncepcji opisujących globalny układ systemów-światów, oparty na swoistej interpretacji teorii marksistowskiej, która również – jeśli ekstrapolować opinię Grigorjewa nt. teorii systemów-światów – nie jest udowodniona. W najlepszym przypadku, jeśli odwołać się do współczesnej lewicy, teoria Marksa dotycząca przewidywalnego losu kapitalistycznego systemu produkcji i jego samodestrukcji ze względu na niemożność realizacji zasady powiększania stopy zysku nie została historycznie zweryfikowana pozytywnie.

Nawet, jeśli lewica nowoczesna twierdzi, że system kapitalistyczny przekształcił się w swego rodzaju system postkapitalistyczny. Nie świadczy to o prawdziwości tezy Marksa o niemożności realizacji zasady maksymalizacji stopy zysku, ale o tym, że kapitalizm znalazł sposób na przezwyciężenie swoich strukturalnych problemów dzięki kolejnym rewolucjom technicznym i technologicznym, które zmieniły logikę systemu produkcji.

Szczęśliwym trafem pozostawiając nietkniętą zasadę maksymalizacji stopy zysku, na której istnieniu i dobrym samopoczuciu nowoczesna lewica opiera spójność ideologiczną swojego programu walki społecznej. Wszak na stwierdzeniu, że wielkie korporacje realizują bez przeszkód ogromne zyski, nowoczesna lewica opiera swój zasadniczy punkt walki klas – postulat bardziej szczodrego podzielenia się klasy kapitalistów owymi zyskami (superzyskami) z resztą społeczeństwa.

Gdyby teza Marksa była prawdziwa, nowoczesna lewica nie miałaby punktu oparcia dla swego fundamentalnego postulatu, który w zasadzie wyczerpuje istotę radykalizmu walki klasowej, tak jak jest on dziś postrzegany. Przypomnijmy, wyzysk w sferze produkcji przemysłowej, dzięki postępowi technicznemu i technologicznemu, zastąpił wyzysk siły roboczej przez osiąganie superzysków dzięki zastosowaniu wyrafinowanych technologii. Globalny system finansowy tylko finalizuje w praktyce ten mechanizm zwiększania zysków dzięki zastosowaniu myśli technicznej.

Warto zwrócić uwagę na fakt, że w teorii wartości opartej na pracy, czyli teorii Marksa, wytwarzanie  wartości dodatkowej jest związane z wyzyskiem siły roboczej, a więc członka społeczeństwa, którego pozycja w systemie produkcji jest określona jako taka, a nie inna, poprzez wywłaszczenie z posiadania środków produkcji. Marks dowodził w swoich pracach, że nie jest możliwe osiąganie wartości dodatkowej z „wyzysku” pracy martwej, a więc tej, która jest ucieleśniona w części kapitałowej, materiałowej, organicznego składu kapitału. Zgodnie z teorią Marksa, nie jest więc możliwe czerpanie zysku z wyzysku pracy martwej, pracy uprzedmiotowionej. A to jest właśnie postulowane w nowolewicowej wizji programowej.

Oczywiście, jest to tylko obraz modelowy. W rzeczywistości, w grę wchodzi fakt, że siła robocza w warunkach zastosowania metod wykorzystujących wysoką technologię przynosi zwielokrotnioną masę produkcyjną dzięki zwielokrotnionej odpowiednio wydajności pracy.

Ale właśnie tu mamy istotę sprawy. Zwiększona wydatnie wydajność pracy powoduje, że produkowane towary stają się tanie aż do progu bycia darmowymi, co powoduje, że masa zysku zbliża się zera. Koszt siły roboczej maleje, ponieważ dobra pierwszej potrzeby stają się praktycznie darmowe, zaś wzrost wydajności pracy sprawia, że rośnie rezerwowa armia pracy, czyli zwyczajnie – zbędne ręce do pracy. To jest kolejny czynnik nacisku na tanienie siły roboczej.

Skoro więc koszt siły roboczej zbliża się asymptotycznie do zera, zaś rośnie koszt zainwestowanego kapitału, to logicznie wynika stąd, że zmienia się relacja społeczna w kapitalistycznym systemie produkcji. Siła robocza staje się modelowo elementem pomijalnym. Rzecz jasna, rośnie w jakiejś mierze koszt siły roboczej zbiorowej, tj. inżyniera zatrudnionego dla zwiększania postępu technicznego i technologicznego. To by było zjawiskiem naturalnym w społeczeństwie totalnie i modelowo sprywatyzowanym. Jednak w rzeczywistości koszty te rozkładają się nieco bardziej na wspólny budżet państwa ze względu na publiczny system edukacji oraz na fakt, że jeśli nawet są to prywatne instytucje edukacyjne, to nie są one bezpośrednio utrzymywane przez przedsiębiorców przemysłowych, którzy później korzystają z wiedzy absolwentów. Mamy odrębną część klasy kapitalistycznej, która zajmuje się obsługą produkcji przemysłowej, podobnie jak od zawsze mieliśmy od czynienia z kapitalistami dostarczającymi usług nieprodukcyjnych dla sfery produkcji materialnej.

Otóż, zgodnie z logiką teorii Marksa, te sfery przedsiębiorczości obrastają i otulają niejako sferę produkcji materialnej, nie przyczyniając się bezpośrednio do produkcji bogactwa materialnego. Wyprodukowana wartość musi w społeczeństwie zostać zrealizowana, aby z wartości dodatkowej mogła przekształcić się w zysk. Sfera gospodarki realnej, materialnej, stanowi materialną bazę dla nadawania wartości (wynikającej ze stosunku między kapitałem a pracą najemną) wytwarzanej w sferze usług nieprodukcyjnych pożądanej przez kapitalistów postaci zysku.

Rzecz jasna, realizacja zysku w sferze materialnej również jest sprawą rynku i warunków, które nie zawsze muszą być spełnione. Niemniej, w przypadku produkcji materialnej, nawet jeśli nie uda nam się osiągnąć zysku, to zostają nam dobra materialne, które służą konsumpcji.

Na tym opiera się koncepcja socjalizmu, wychodząca z założenia, że dla produkcji dóbr konsumpcyjnych nie jest niezbędne przechodzenie przez etap realizacji zysku. W prostej wymianie towarowej, która zamyka się w danym okresie najczęściej podyktowanym naturalnym cyklem „produkcji” przyrody, nie musi istnieć wartość dodatkowa. Każde zwiększenie mocy produkcyjnych powoduje, że możliwość pojawienia się wartości dodatkowej staje się realna.

Spór między zwolennikami możliwości istnienia społeczeństwa bezklasowego a zwolennikami klasowych stosunków społecznych polega z grubsza na odpowiedzi na pytanie, czy możliwy jest postęp techniczny, pozwalający na powstanie i powiększanie się wartości dodatkowej, bez prywatnego wynagrodzenia prywatnej inicjatywy, która rozwija i doskonali różne ogniwa łańcucha produkcyjnego.

Jeśli rozpatrywać odideologizowaną koncepcję nowoczesnej lewicy, która liczy sobie wraz z prekursorami już ponad sto lat i w gruncie rzeczy jest równie stara, co polemika różnej maści postępowych, liberalno-demokratycznych nurtów społecznych z Marksem, to odpowiedź owego nurtu brzmi: nie, ów postęp nie jest możliwy.

Uważa się powszechnie, że postęp ma wówczas wartość, kiedy ma charakter burzliwy, skokowy, imponujący, możliwy do zaobserwowania przez wszystkich i podziwiany przez wszystkich. Ponadto, nasze czasy, chociaż są one świadkiem kilku rewolucji technicznych i technologicznych, poczętych z jak najbardziej prywatnej inicjatywy wynagradzanej jak najbardziej prywatnie, wciąż nie zdołały na tej podstawie rozwiązać najbardziej palącego problemu głodu i niedożywienia wśród 2/3 ludzkości.

Oczywiście, odpowiedź nowoczesnej lewicy na ten problem polega na wskazaniu, że ten skandaliczny stan rzeczy, nie odpowiadający poziomowi rozwoju sił wytwórczych ludzkości, wynika z wadliwego, klasowego sposobu podziału zysku.

Przypomnijmy, zysk jest rynkową realizacją wartości dodatkowej, która stanowi masę dóbr konsumpcyjnych. Warunkiem godziwego wynagrodzenia prywatnej inicjatywy i przedsiębiorczości prowadzącej do dynamicznego postępu technicznego i technologicznego gatunku ludzkiego, który jest z kolei warunkiem dobrobytu ludzkości, jest osiąganie zysku. Czyli stanu, w którym wartość dodatkowa zostanie zrealizowana, a nie pozostanie tylko i wyłącznie górą dóbr, których nikt nie kupuje.

A więc, jeśli wysiłek produkcyjny wraz z całością otaczających sferę produkcji sieci usług nieprodukcyjnych, wśród których sieci powiązań finansowych odgrywają niepoślednią (i jakże ważną, niepomijalną) rolę, nie zostanie nagrodzony sprzedażą z odpowiednim zyskiem, to w logice kapitalistycznej mamy do czynienia z paradoksem, któremu kapitał usiłuje zaradzić w sposób jedyny możliwy. A mianowicie, zwiększając nacisk na rozwiązania liberalne, które idą w kierunku wzmacniania i przyspieszania procesów, które doprowadziły do obecnego impasu.

Skutek może być tylko jeden – pogłębienie impasu.

Dokonując tak sporego obejścia początkowego tematu, możemy wrócić do Grigorjewa, który myśli w całkowitej zgodzie z różnego typu postępowcami. Grigorjew pozycjonuje się bowiem jako lewicowy keynesista. Warto przy tym zaznaczyć, że lewicowy keynesizm Borys Kagarlicki wpisał arbitralnie w tzw. nowoczesny marksizm – w jednym ze swoich streamów. Dla tego typu ekonomistów, jak Daniił Grigorjew problemem dla współczesnego kapitalizmu nie jest kapitalistyczny sposób produkcji, ale to, jak doprowadzić do przezwyciężenia impasu, który nie pozwala na realizację produkcji z postaci zysku, co oznacza zastój gospodarczy, ponieważ bez nagrody w postaci zysku kapitalistyczny sposób produkcji w sposób naturalny zastyga w bezruchu.

Oczywiście, każdy widzi, że nie ma żadnych przyrodniczych przyczyn dla zaprzestania produkcji. To dotyczy, jasne, produkcji materialnej, czyli produkcji bogactwa na styku z przyrodą. Inne sfery wytwórczości mają niejaki problem, ponieważ brak rozprowadzania materialnych warunków wytwarzania dowolnego – nawet najbardziej niematerialnej usługi – wymaga dostarczenia dóbr spożywczych. Problem polega na tym więc, aby zapewnić możliwość realizacji zysku w warunkach, kiedy akurat ustała taka możliwość. Kwadratura koła.

Kapitał wykorzystywał różne metody przezwyciężenia impasu począwszy od niszczenia towarów, które nie znajdowały popytu efektywnego. To znaczy, chętni byli, ale nie mieli środków, aby zapłacić za owe towary. Rozdawnictwo za darmo, co jest rozwiązaniem populistyczno-komunistycznym, nie wchodzi oczywiście w grę. Stąd marnotrawstwo.

Ale skoro ewentualni nabywcy nie mają pieniędzy, to keynesiści proponują oczywiste w tej sytuacji rozwiązanie: dać tym, co nie mają środków, owe pieniądze pod dowolnym pretekstem. Ponieważ budżet państwa kapitalistycznego dysponuje jakimiś środkami, to może dokonać takiego manewru. Pieniądze znikąd, spoza systemu, ponieważ budżet państwa jest w teorii liberalnej z założenia pewnym rodzajem marnotrawstwa, odgrywają rolę „otoczenia niekapitalistycznego”. Posunięcie może być skuteczne przez jakiś czas, dopóki budżet państwa nie zgłasza zapotrzebowania na coraz większe sumy, niezbędne dla przekazywania ich gratis społeczeństwu, aby to mogło kupować produkty niezbędne do życia. Dopóki były to kwoty mało znaczące, ewentualnie stosunek między stratą kapitalistów a zyskiem w postaci redystrybucji wartości dodatkowej był korzystny dla kapitału, takie rozwiązanie było skuteczne. Zgodnie z dialektyką: ilość przechodzi w jakość.

Z chwilą, kiedy budżet państwa stał się deficytowy, co sprawiało, że relacja między zapotrzebowaniem na środki mogące wyrwać kapitał z letargu i zaprząc go na nowo do wytwarzania stała się zbytnim obciążeniem dla gospodarki, ten sposób wyjścia z sytuacji przestał być efektywny.

Budżet państwa czerpie swoje dochody z opodatkowania kapitału. Oraz pracowników, oczywiście. Jednak płaca czy inne wynagrodzenie jest już kosztem kapitału, zmniejszającym wartość dodatkową, która następnie musi się zamienić w zysk, żeby wszystko funkcjonowało jak w szwajcarskim zegarku. Zwiększanie kosztu pracy stanowi już sposób partycypowania państwa w powiększaniu kosztów produkcji.

Rzecz jasna, ingerencja państwa w sferę produkcji kapitalistycznej stanowi, z punktu widzenia klasy pracowników najemnych, postęp społeczny, ponieważ zgodnie z logiką kapitalistycznego sposobu produkcji, klasa proletariatu (czyli pracownicy najemni utrzymywani w naturalnym dla systemu klasowego stanie skrajnej pauperyzacji) dostosowywałaby się elastycznie do potrzeb produkcji kapitalistycznej. Siła robocza pozostaje czynnikiem produkcji przede wszystkim, zaś dopiero opieka państwa daje jej możliwość oporu wobec naturalnego procesu adaptacyjnego, który stanowi o perfekcyjnym działaniu mechanizmu wolnorynkowego. Bankructwo robotnika w tej logice oznacza potencjalnie jego śmierć głodową wraz z całą rodziną. Tym się różni siła robocza od niematerialnych czynników produkcji. Natomiast w logice kapitalistycznego sposobu produkcji nie ma powodu, aby traktować siłę roboczą inaczej niż nieożywione czynniki produkcji. Z wszelkimi tego konsekwencjami, mniej lub bardziej godnymi pożałowania, zależy zresztą przez kogo.

Pamiętamy, że Marks stwierdzał – za klasykami myśli ekonomicznej – że gdyby nie istnienie siły roboczej (tj. gdyby siłę roboczą traktować dokładnie tak samo jak pozostałe czynniki produkcji, a więc jako zużywalne w jednym lub kilku cyklach produkcji), to zysk musiałby wynikać z faktu masowego wzajemnego oszukiwania się kapitalistów biorących udział w rynkowej wymianie. A to, rzecz jasna, prowadziłoby do zaprzestania możliwości wymiany, ponieważ suma wzajemnych oszustw by się wyrównywała, czyli – zerowała. Mielibyśmy do czynienia z grą o sumie zerowej, gdzie przegrywający byłby eliminowany w krótkim czasie.

Zastępowanie siły roboczej przez nieożywione czynniki produkcji spełniające warunki idealnej siły roboczej (co to nie wymaga codziennej porcji żywności, nie mówiąc już o bardziej wyrafinowanych potrzebach w rodzaju dachu nad głową czy edukacji) prowadzi właśnie do takiej sytuacji, w której kapitaliści coraz bardziej znajdują się w sytuacji, kiedy stoją twarzą w twarz ze sobą wzajemnie. A więc, zgodnie z myślą Marksa, biorą udział w grze o sumie zerowej i możliwość robienia zysku zaczyna się sprowadzać do tego, że mogą co najwyżej wyrywać sobie wzajemnie ów zysk. Nie mogą go tworzyć z wartości dodatkowej, którą wysysają z robotników, ponieważ siłę roboczą opłacili raz, jak maszynę czy półfabrykat. Za cały wkład maszyny w proces produkcji zapłacili z góry innemu kapitaliście, więc nie są w stanie wycisnąć nawet kropli wartości dodatkowej z pracy martwej.

Wraz z przejściem na etap wtrącenia się państwa z proces produkcji kapitalistycznej – co było wymogiem humanizmu, a jednocześnie stopniowym samobójstwem systemu kapitalistycznego – zaczynamy mieć do czynienia z sytuacją, w której to kapitał opłaca, jak i wcześniej, możliwość wrzucania w system środków, które pochodzą z okresu poprzedniego, a więc mogą być traktowane jako środki zewnętrzne (otoczenie niekapitalistyczne). Problem w tym, że wraz z kredytowaniem, pieniądzem uwolnionym od rygorów wymiany na złoto czy inny towar o pewnej i stabilnej wartości, te okresy stają się płynne. Budżet państwa zadłuża się, co można odczytać jako pozapodatkowe obciążenie sfery produkcji. Co jest wyższym etapem poszukiwania „otoczenia niekapitalistycznego”.

W końcu wszystkie te sposoby poszukiwania sztucznie stworzonego „otoczenia niekapitalistycznego” okazują się tylko i wyłącznie obciążaniem sektora produkcji materialnej. Dlaczego w tym momencie przestajemy mówić o obciążaniu kapitalistów?

Marnotrawstwo było kosztem kapitalisty. Lepiej było jednak poświęcić trochę, aby zyskać złudzenie przedłużenia możliwości czerpania zysku z rozszerzania rynku zbytu, czyli zyskać więcej. Opodatkowanie odgrywa taką samą rolę. Nie tyle jednak produkty są niszczone, ale znika część zysku. Efekt jest ten sam – stwarza się złudzenie rozszerzenia rynku zbytu, który przed chwilą był kompletnie zatkany. W obu przypadkach mamy do czynienia z sytuacją, w której popyt realny nie staje się popytem efektywnym. Gospodarka potrzebuje pieniędzy, aby ludzie zaczęli znowu kupować.

Dlaczego rola państwa w tej redystrybucji dochodów jest ważna?

Gdybyśmy mieli do czynienia z układem kapitalista – robotnik (proletariusz), kapitalista płaciłby robotnikowi do momentu, w którym pojawiłby się pierwszy problem ze zbytem. Kapitalistyczny sposób produkcji ma sens dopóki możemy utrzymać dynamikę procesu ekonomicznego. A to wymaga istnienia obszaru ekspansji, rozrastania się rynków zbytu. To tylko specyficzna, ogromnie przyspieszona ekstrapolacja naturalnego procesu, w którym w miarę, jak doskonalą się narzędzia pracy, gospodarka może stworzyć nadbudowę kulturową. Ta ostatnia bowiem pochłania lwią część wartości dodatkowej i jednocześnie kreuje rynek zbytu. Większość prototwórców kultury ma własne zaplecze dochodowe i stanowi „otoczenie niekapitalistyczne”, czyli czynnik, który sprzyja powstaniu kapitalizmu i jego rozszerzeniu.

Brak możliwości zbytu produkcji wytwarzanej dla zbytu prowadzi do naturalizacji systemu produkcji. Czyli do rezygnacji z systemu produkcji, którego celem jest produkcja na rynek. Kres starożytności to epoka, w której potencjalni nabywcy towarów produkowanych na zbyt byli niezależni od producenta, ponieważ mieli własne gospodarstwa, które mogły ich wyżywić. Proletariusze nie byli potrzebni, chociaż etap embrionalny quasi-kapitalistycznego sposobu produkcji ich wyprodukował. A ponieważ w systemie pozostawała alternatywa innego rozwoju ze względu na istnienie alternatywnych grup społecznych właścicieli środków produkcji, rozwinął się raczej system gospodarki względnie zrównoważonej. Dopiero zmiany społeczne, które doprowadziły do powiększenia się liczebnego klasy proletariackiej (pozbawieni własności środków produkcji), dały możliwość rozwoju systemu kapitalistycznego.

Kapitalizm rozwinął nadbudowę, której jedną z funkcji jest funkcja ekonomiczna – stanowi ona rynek zbytu dla produkcji. Warunkiem rozwoju kapitalizmu jest monopolizacja własności środków produkcji materialnej w ręku klasy burżuazyjnej. Posiadacze spoza klasy burżuazyjnej mogli inwestować w rozwój kapitalizmu, w przedsięwzięcia, w nadziei na zysk. To sprawiało, że kapitał mógł gwałtownie przyrastać. Ta klasa posiadaczy przedkapitalistycznych stanowiła także grono klientów produkcji kapitalistycznej. Powoli jednak stawała się częścią klasy kapitalistów.

Grupa społeczna twórców kultury jest grupą pozbawioną zasadniczo własności środków produkcji, jeśli nie stanowi części dawnej arystokracji. Jeśli system ekonomiczny doznaje zahamowania (w sytuacji kryzysu, np.), wówczas kurczy się nadbudowa. Jednocześnie kurczy się ten swoisty rynek zbytu. Państwo podtrzymuje nieprodukcyjną nadbudowę i w ten sposób utrzymuje system ekonomiczny, który miałby inaczej tendencję do zaniknięcia i przekształcenia się w system gospodarki zrównoważonej. Nieważne na jakim poziomie i z jakimi ofiarami ludzkimi. W momencie, kiedy człowiek nie jest właścicielem środków produkcji zapewniających mu przeżycie na poziomie fizycznym, staje się tylko czynnikiem ekonomicznym i jest traktowany jak każdy wytwór pracy martwej. Praca żywa, traktowana jak praca martwa, staje się pracą umarłą.

Rola państwa w tej sytuacji polega na utrzymywaniu przy życiu systemu, którego naturalnym losem byłoby przekształcenie się w system gospodarki zrównoważonej, gdzie wymiana rynkowa odbywa się wyłącznie między właścicielami środków produkcji, czyli między podmiotami ekonomicznymi.

W systemie kapitalistycznym dochodzi do sytuacji, w której całość właścicieli środków produkcji staje się kapitalistami. Przestaje istnieć niezależny podmiot ekonomiczny, właściciel ziemi, którego cechą jest to, że produkuje dla wyżywienia, a nie na rynek. Na rynku wymienia tylko nadwyżki. Istnienie tego podmiotu sprawia, że możliwe jest powrócenie do systemu gospodarki zrównoważonej.

Dlatego też, kryzys strukturalny kapitalizmu nieuchronnie rodzi nową klasę właścicieli ziemskich, których zadaniem nie jest produkcja dla produkcji, dla wymiany z celem osiągnięcia zysku, ale produkcja dla utrzymania się przy życiu. Oczywiście, jest to system klasowy, tyle że pracownicy nie mają statusu proletariatu – siły roboczej pozbawionej własności, ale wolnej. Gospodarka zrównoważona potrzebuje siły roboczej pozbawionej własności, ale niewolnej. Ten brak wolności jednostkowej nie musi być zniewoleniem sensu stricto, ale może opierać się na więzach patronackich. Historia zna tego typu relacje, które były całkiem rozprzestrzenione w epoce przedkapitalistycznej.

Dlatego naturalną tendencją kapitalizmu epoki schyłkowej jest ciążenie ku gospodarce typu zrównoważonego ze społecznymi tego konsekwencjami. Najbogatsi kapitaliści stają się posiadaczami ziemi jako środka produkcji najbardziej podstawowego, albowiem zapewniającego utrzymanie fizyczne, materialne.

Skoro system produkcji kapitalistycznej nie jest w stanie zapewniać dłużej odpowiedniej stopy zysku, co stanowi istotę celowości istnienia kapitalizmu, to naturalną reakcją jest zwrócenie się ku przyrodzie, ku ziemi. Klasa kapitalistyczna różnicuje się w procesie odwrotnym do tego, jaki zachodził w procesie kształtowania się kapitalizmu, kiedy zachodziło wchłanianie klasy posiadaczy ziemskich przez klasę kapitalistyczną. Sednem tego procesu jest powstanie systemu zrównoważonego, który polega na tym, iż wymiana ekonomiczna dokonuje się między podmiotami gospodarczymi. Czyli między właścicielami środków produkcji, jak w wymianie towarowej prostej.

Efektem jest zwolnienie tempa rozwoju ekonomicznego, dynamika przestaje być potrzebna.

W tej sytuacji, jasne jest, że przejście do gospodarki zrównoważonej odbędzie się kosztem ofiar ludzkich, ponieważ zdecydowana większość ludzkości nie będzie miała możliwości przeistoczenia się w podmioty gospodarcze, czyli we właścicieli środków produkcji. Utrzymanie gospodarki właścicieli środków produkcji będzie prowadziło do uświadomienia sobie, że siły roboczej stanie się zdecydowanie za dużo w relacji do potrzeb. Możliwość zaistnienia kapitalizmu jest hamowana, jak to pokazywaliśmy wyżej, przez ograniczenia rynku. Rynek podmiotów-właścicieli środków produkcji nie daje możliwości zdobywania zysków, ponieważ wymiana dokonuje się na zasadzie wymiany, gdzie miernikiem wartości jest czas produkcji danego towaru. Nie ma sensu produkowanie ponad miarę, gdyż wartość masy towarowej będzie zawsze taka sama w wymiarze czasu. Na rynku spotykają się towary wytworzone w określonej jednostce czasu. Pieniądz służy wyłącznie jako środek wymiany. Produkowanie więcej i więcej ma sens tylko wówczas, gdy znajdujemy rynki zbytu poza rynkiem lokalnym. Wówczas przestaje obowiązywać prawo, że towary wymienia się w proporcji zależnej od czasu pracy włożonej w ich wytworzenie. Ta miara pozostaje tylko określeniem ceny produkcji, natomiast zdobywanie rynków zewnętrznych sprawia, że jakby masa towarowa zostaje sprzedawana po cenie realnej takiej, jakby ta masa była kilkakrotnie mniejsza. A więc cena faktyczna (zbytu) może być wyższa niż gdybyśmy pozostawali przy jednym rynku. Inaczej rzecz ujmując, moglibyśmy powiedzieć, że nakładają się na siebie różne okresy. W jednym okresie mamy jakby do czynienia z kilkoma podokresami, co sprawia, że cena pozostaje wyższa niż gdyby wszystko zostało sprzedane w jednym okresie.

Tak więc, nadbudowa kulturowa jest jednym ze sposobów poszerzania rynku zbytu. Jednak nadbudowa nie jest czynnikiem zewnętrznym wobec sposobu produkcji. Jest finansowana z wartości dodatkowej. Upadek tzw. klasy średniej obrazuje załamanie się iluzji traktowania tej grupy społecznej jako niezależnego, zewnętrznego w stosunku do systemu produkcji kapitalistycznej nabywcy. Wszelkie grupy społeczne pozaprodukcyjne są finansowane z wartości dodatkowej.

Powyżej przedstawiliśmy efekt pozostawienia procesu rozwoju systemu kapitalistycznej produkcji samemu sobie. W efekcie mielibyśmy powrót do gospodarki zrównoważonej i skrajnie nieegalitarnej. Można to nazwać nowoczesnym feudalizmem.

Jednak społeczeństwo stawia opór takiemu rozwiązaniu problemu. Jeśli odrzucamy powyższy scenariusz, to jedynym sposobem obrony jest upieranie się przy przekonaniu, że można napędzać dynamikę kapitalizmu poprzez kreację popytu efektywnego. Już wspomnieliśmy o paru sposobach realizacji tego zadania. Klasyczny keynesizm polega więc na tym, że wykorzystano pewne oszczędności, które jako skarb opuściły sferę gospodarki i potraktowano je jako nowe „otoczenie niekapitalistyczne”, a więc jako środki całkowicie nowe, zewnętrzne. Kapitał ma krótką pamięć.

Problem w tym, że jest to rozwiązanie dobre jako krótkotrwałe. Tymczasem zaczęto je stosować jako ciągłą receptę. To doprowadziło do zadłużenia budżetów państw rozwiniętych, ponieważ – jak wspomnieliśmy wyżej – nadmiernie wzrosła dysproporcja między środkami potrzebnymi do pobudzenia wciąż malejącej jednostki popytu efektywnego a osiągniętym popytem.

Gospodarka kapitalistyczna już od dekad odwołuje się do zewnętrznego finansowania jej inwestycji w codzienne funkcjonowanie. Globalny system finansowy stanowi ostatnie ogniwo zagarniania zasobów zewnętrznego „otoczenia niekapitalistycznego” i przelewania go na rzecz podtrzymywania gospodarki rozwiniętego Centrum, które przestało mieć zdolność zdobywania zysków z samego procesu produkcji i wymiany.

Zauważmy w tym momencie, że zaślepienie nowoczesnej lewicy, tutaj reprezentowanej przez Daniiła Grigorjewa, w kwestii znaczenia teorii odwołującej się do Centrum i Peryferii skutkuje całkowitym niedostrzeganiem i nie przyjmowaniem do wiadomości ograniczeń stosowania polityki keynesowskiej czy neokeynesowskiej.

Odrzucenie ekonomicznej teorii Marksa idzie w parze z potwierdzaniem tego przekonania o możliwości nieskończonego zasilania gospodarki kapitalistycznej środkami, które są wewnętrzne w stosunku do systemu produkcji. Oczywiście, nasza teza może się narazić na zarzut, że przyjmujemy za dobrą monetę lamenty kapitalistów o tym, że gnębią ich nadmierne obciążenia podatkowe i że te obciążenia sprawiają, iż kapitalizm nie może się odrodzić jak Feniks z popiołów.

Wydaje się, że powyżej przedstawiliśmy nasz stosunek do zagadnienia całkowicie jednoznacznie. Kapitalizm nie może się w żaden sposób odrodzić trwale bez stworzenia sobie nowego „otoczenia niekapitalistycznego”. Tymczasem, świat jest już spenetrowany wzdłuż i wszerz przez kapitał i trudno oczekiwać, aby potrafiono wycisnąć z reszty świata (Peryferii) jeszcze coś więcej. Szczególnie, że zasoby bogactw owych regionów są praktycznie pod kontrolą Centrum i nie mogą stanowić nagrody za szczególną przedsiębiorczość. Dziś przedsiębiorczość w tym względzie polega na sprawności sił militarnych zaangażowanych przy kontrolowaniu konkretnych złóż i kopalń czy szybów wydobywczych. Globalna gospodarka kapitalistyczna stawia kapitalistów w sytuacji, w której biorą udział w grze o sumie zerowej, tzn., że zysk mogą sobie nawzajem tylko odbierać, a nie go tworzyć kosztem „otoczenia”. W tym traktując siłę roboczą jako element „otoczenia niekapitalistycznego”. Czym bowiem innym jest wolny robotnik w swoim zamyśle? Nie podlega on ochronie jako zasób, niekiedy jako nawet cenne narzędzie pracy, jak w systemie niewolniczym czy innym systemie poddańczym, gdzie ręce do pracy są rzadkością.

Państwo opiekuńcze, roztaczając opiekę nad siłą roboczą, wprowadziło pracownika do wewnątrz systemu. Patrząc najbardziej ogólnie na taką sytuację, można powiedzieć, że zgodnie z rozumowaniem ekstrapolacyjnym Marksa, system produkcji kapitalistycznej pozbawiony zewnętrznego otoczenia, zjada sam siebie. W systemie gospodarki zrównoważonej, na rynku spotykają się podmioty ekonomiczne, właściciele środków produkcji. Wartość dodatkowa przyrasta niedostrzegalnie w horyzoncie pokolenia czy nawet kilku, ponieważ towary są wymieniane bez zysku.

Produkcja dla zysku w systemie zamkniętym, a gospodarka globalna jest systemem zamkniętym, nabiera cech aberracji. Powiększanie stopy zysku jest więc niemożliwe, zaś powiększanie własnego zysku może się dokonywać tylko kosztem innych właścicieli środków produkcji. Siła robocza, która podlega ochronie, przestaje być „wolną” pracą najemną, a więc nie jest możliwe osiąganie zysku jako takiego.

Sytuacja współczesnych gospodarek europejskich bardzo dobrze obrazuje ten stan rzeczy.

Tymczasem, nowoczesna lewica postuluje, aby wykorzystać superzyski korporacji dla celów redystrybucyjnych. Oczywiście, wielkie korporacje robią zyski. Robią je dzięki utrzymywaniu lub sztucznemu wywoływaniu na różnych obszarach globu sytuacji podobnej do tej, jaka miała miejsce w epoce, kiedy kolonializm dopiero się rozwijał. Rywalizacja w różnych zakątkach świata o dostęp do bogactw naturalnych do złudzenia przypomina tamte czasy, kiedy kraje Centrum konkurowały o przywłaszczanie sobie własnego „otoczenia niekapitalistycznego”.

Lewicowy postulat dotyczący tego, aby pracownicy czerpali z owoców swej pracy, a nawet aby decydowali o podziale dochodu i dochodów, ma sens. Traci go jednak z chwilą, gdy lewica nie zdaje sobie sprawy z tego, że bez zmiany sposobu produkcji, a nie tylko redystrybucji, nie ma mowy o rozwiązaniu socjalistycznym.

Jedynym dostępnym rozwiązaniem pozostanie powrót do gospodarki równoważonej, gdzie nie będzie mowy o żadnej demokracji, lub nadejście epoki wstrząsów wojennych, w których część świata będzie traktowana jako tereny Peryferii i ekspansji przez inne, które sobie wywalczą prawo do bycia podmiotem ekonomicznym. Tu również, poza strefą Centrum, nie ma raczej mowy o systemie demokratycznym, tylko o kolonialnym.

Jedynie lewica może zaproponować rozwiązanie, które stanowiłoby pogodzenie gospodarki zrównoważonej z projektem egalitarnym i bezklasowym. Na przeszkodzie temu stoi jednak brak zrozumienia dla tego, że jest to możliwe jedynie dzięki zmianie sposobu produkcji. Tymczasem, nowoczesna lewica – jak to wspominaliśmy wyżej – uważa zmianę systemu produkcji za zbędną. Bądź uważa, że to się już dokonało wraz z postępem technologicznym. Ale wówczas nie ma mowy o maksymalizowaniu stopy zysku, a więc postulat redystrybucji zysku nie ma sensu. Bądź uważa, że zmiana redystrybucji zysków przyniesie zmianę sposobu produkcji. Problem jednak jest właśnie w niemożności czerpania zysków bez niszczenia nie tylko „otoczenia niekapitalistycznego”, ale i konkurentów z Centrum lub do Centrum pretendujących.

W sumie więc lewica nowoczesna, postulując program ekologiczny i gospodarki zrównoważonej, co jest ze wszech miar progresywnym sposobem patrzenia – przyzwala na budowanie nowego feudalizmu, czyli systemu patronackiego nadzoru ze strony elity nad kształtem życia gospodarczego.

W pewnym sensie, nowoczesna lewica krytykująca model radziecki w kształcie, jaki przybrał on w okresie powojennym, nie zauważa, że w swoim własnym programie wysuwa postulaty, które naśladują rozwiązania owego modelu. Po zawaleniu się tego modelu, któremu zarzucano, poza brakiem demokracji, trwanie w stanie permanentnego niedoboru, wymogi ekologii, które narzucają ograniczenia i świadomość niedoboru, ograniczoności zasobów przyrody, są przedstawiane jako cnoty, a nawet jako chwytliwa moda.

Całkowicie irracjonalnie gospodarkę niedoborów przedstawia się jako skutek świadomej polityki społecznego zniewolenia. Uzasadnienie tej tezy sprowadza się do wyjęcia z kontekstu koncepcji politycznej Marksa, podjętej przez Lenina – koncepcji dyktatury proletariatu. Tymczasem, rozwój sytuacji obecnie pokazuje, że nawet w sytuacji skrajnie zaostrzonego konfliktu interesów wewnątrz systemu kapitalistycznego, współczesna lewica nie dostrzega problemu zmiany sposobu produkcji, który stoi za koncepcją dyktatury proletariatu. Trudno oczekiwać na bardziej wyrazistą sytuację geopolityczną, a jednak nie zachodzi oczekiwany i przepowiadany przez postępową lewicę stan jej radykalizacji i przybrania niezależnej kolorystyki politycznej. Lewica – tak jak w przeddzień wybuchu I wojny światowej – przyjmuje postawę obrony kapitalistycznego sposobu produkcji. Pozornie konfliktowe programy przezwyciężenia kapitalizmu jako formacji, które rozgrywają się na prawicy, w gruncie rzeczy spotykają się w modelu elitarnym, niedemokratycznym. Jak pokazaliśmy wyżej, kapitalizm jako system globalny nie może utrzymać dynamiki, która by gwarantowała powszechną demokrację.

Model Unii Europejskiej opierał się na lewicowym przekonaniu, iż można zbudować spójny system, gdzie interesy wszystkich stron górować będą nad egoizmem poszczególnych narodów. W pewnym sensie, możemy dziś obserwować z niejaką zadumą nad paralelnością losów, że nikt poza garstką lewicy, która nie dostrzega zachodzących procesów, nie zamierza pogrążać się w żalu za tym rozpadającym się na naszych oczach tworem.

Niejako pod koniec życia tego tworu i w charakterze jego epitafium, można zauważyć, że był to niezwieńczony sukcesem wysiłek, aby pokazać, że rozwiązania prospołeczne można wdrożyć w atmosferze powszechnej demokracji i satysfakcji całego społeczeństwa. Różni eksperci mogą sobie zapewniać, że koncepcja planowania nie została zaczerpnięta z programu ruchu robotniczego, zaś budowa strategicznych gałęzi gospodarki powojennej, np. we Francji, tylko pozornie przypominała rozwiązanie socjalistyczne i mogła być urzeczywistniona tylko w innych warunkach, czytaj: kapitalistycznej efektywności.

Również obecne wysiłki, aby nadrobić szkodliwą politykę dezindustrializacji Europy Zachodniej wskazują na to, że nie wolno zapominać o tym, iż ta możliwość trwania gospodarki pozbawionej produkcyjnego fundamentu opierała się na bezpośrednim wyzysku krajów kolonialnych, a następnie neokolonialnych oraz na uporczywej rekonstrukcji „otoczenia niekapitalistycznego” dzięki wysiłkom gospodarki planowej, która nadrabiała szkody wyrządzone przez anarchię produkcji kapitalistycznej.

To doświadczenie świadczy o tym, iż możliwe jest planowe przezwyciężenie owej anarchii i idących za tym wojen, które są metodą formacji antagonistycznej, aby tę anarchię przekroczyć.

Podsumowując: w oczach tzw. nowej lewicy radykalnej UE odgrywała rolę alternatywy dla modelu radzieckiego. W przeciwieństwie do tego ostatniego posiadała instytucje demokratyczne, co miało stanowić o propagandowej wyższości jedności europejskiej, przy jednoczesnym silnym argumencie o wyższej efektywności ekonomicznej rozwiązania opartego na zasadach demokracji.

Jednak gospodarka kapitalistyczna, jaką pozostawała gospodarka w ramach wspólnoty, a następnie Unii Europejskiej, napotykała na bariery, które prognozował już Marks w swojej teorii. Wspólnota europejska bazuje więc na bezpośredniej polemice z rozwiązaniem Marksa, chociaż – oczywiście – model radziecki również nie był realizacją programu marksistowskiego. W ten sposób ujawnia się najważniejszy element stanowiący o tym, czy dany program ma charakter marksistowski, czy nie. A mianowicie chodzi o to, czy stawia on zniesienie kapitalistycznego sposobu produkcji. To wymaga określenia, na czym polegają kapitalistyczne stosunki produkcji, na których opiera się istota antagonizmu klasowego.

Widzimy, że model nowolewicowy, rezygnując z Marksowego ujęcia kwestii antagonizmu klasowego, poszukiwał go w najróżnorodniejszych problemach dotyczących instytucji demokratycznych, a więc w ramach polityki radykalizacji demokracji. Wszystko to po to, aby ominąć lub całkowicie wyeliminować podstawowe zagadnienie polityczne, jakim pozostaje dyktatura proletariatu. Wynika to z najgłębszej więzi, jaka istnieje między antagonizmem klasowym w łonie stosunków produkcji a dyktaturą proletariatu jako sposobem zarządzania okresem przejściowym do społeczeństwa bezklasowego.

Neokeynesizm czy lewicowy keynesizm należą do nurtu antymarksowskiego, który upiera się przy utrzymywaniu kapitalistycznego sposobu produkcji jako wyrazu najbardziej efektywnego modelu ekonomicznego. Efektywność tego modelu polega na przezwyciężaniu barier rozwoju dzięki poszerzaniu skali przedsięwzięcia, co prowadzi do dynamiki oraz do dynamicznego wyczerpania potencjału rozwojowego w dużo krótszym czasie niż miało to miejsce w przypadku innych formacji klasowych. W sumie, biorąc pod uwagę, że nurty prawicowe i centrowe typu elitarystycznego, usiłujące rozszerzyć model UE na cały świat, wykraczają w swoich programach poza system kapitalistyczny, pozostając w poetyce formacji klasowych, jedyną siłą broniącą kapitalistycznego sposobu produkcji jako tego, który nie wyczerpał jednak swoich możliwości, okazuje się lewica radykalna. Fakt, wspólnym mianownikiem konkurencyjnych koncepcji klasowych jest jawne odrzucenie zasad demokracji na rzecz paternalizmu i swoistego zniewolenia. Nowoczesna lewica wiąże projekt kapitalistyczny z utrzymaniem demokracji, nie przyjmując do wiadomości, że jest to w tym wydaniu projekt demokracji typu platońskiego – mocno ograniczony do uprzywilejowanych regionów świata. Tego typu demokracja towarzyszy wszystkim formacjom klasowym i dotyczy tylko klas wybrańców. Kapitalizm poszerzył grono wybrańców demokracji, forsując wolność jednostki. W praktyce jednak była to wolność rzeczywista dla klas panujących i wolność formalna dla klas podporządkowanych. Nowoczesna lewica chce jednak trwać przy wysiłku kontynuacji poszerzania owej wolności i demokracji w miarę wzrostu ekonomicznego obejmującego cały glob. Tak jak to obiecywała burżuazja w swym heroicznym okresie.

Problem w tym, że projekt ten się wyczerpał. Antymarksistowskie, nowolewicowe wyobrażenia, że bariery klasowe da się przezwyciężyć dzięki obiektywnej efektywności gospodarki kapitalistycznej obnażają dziś swój krach. Utopijne było wyobrażenie nowolewicowe o traceniu wagi przez kwestię stosunków produkcji w ramach demokracji burżuazyjnej, które legło u podstaw skupienia się na polityce redystrybucji. Pragmatyzm ekonomiczny kapitału rozumie lepiej niż lewicowi utopiści, że fundamentem życia społecznego jest baza produkcyjna i gospodarka rzeczywista, czyli produkcja na bazie przyrodniczej.

Obciążenie pozornie efektywnej gospodarki kapitalistycznej ciężarem odpowiedzialności socjalnej jest przeszkodą w skutecznej konkurencji z innymi narodowymi podmiotami ekonomicznymi. Gospodarka jest w stanie udźwignąć ten „ciężar”, ale tylko pod warunkiem, że zmienią się stosunki produkcji, a więc i sposób produkcji. Inaczej system kapitalistyczny idzie po linii najmniejszego oporu i przekształca się w inną formę społeczeństwa klasowego. Tylko zmieniając sposób produkcji na socjalistyczny jesteśmy w stanie zrealizować program demokracji powszechnej. Tymczasem lewica wręcz radykalnie upiera się przy uznawaniu kapitalistycznego sposobu produkcji za najpewniejszy instrument zapewnienia bogactwa, które tylko należy później redystrybuować umiejętnie i sprawiedliwie. Dlatego lewicowi keynesiści kontynuują zabawę w wynajdywanie kolejnych sposobów naprawy fatalnego mankamentu kapitalistycznej gospodarki, jaką jest kryzys spowodowany brakiem rynków zbytu, czyli brakiem perspektywy sensowności dalszego dynamizowania produkcji.

Jednym słowem, lewica nowoczesna mija się z wyzwaniami swego czasu.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
10 stycznia 2023 r.