Opublikowano 29 grudnia 2017, autor: BB

Możemy już mówić o postępie. Jeszcze parę lat temu radykalna lewica za „swoje” uważała działające w Polsce związki zawodowe. W latach 80. XX wieku nadzieje wiązała z NSZZ „Solidarność”. Po transformacji ustrojowej część jej nadal wierna była temu związkowi, choć to on rozwinął „parasol” nad terapią szokową i planem Balcerowicza. W 1993 roku po porozumieniu Piotra Ikonowicza z Aleksandrem Kwaśniewskim została stamtąd relegowana. Już wtedy jej odpryski działały w konkurencyjnych do „Solidarności” związkach zawodowych. Na wyróżnienie na szczeblu zakładowym zasługuje pozycja Macieja Guza, „dyżurnego robotnika” z Nurtu Lewicy Rewolucyjnej, we frondującej „Solidarności 80” FSO.

Nasza współpraca z Warszawskim Porozumieniem Związków Zawodowych, z WZZ „Sierpień’80” czy „Solidarnością” Regionu Mazowsze ograniczała się do redagowania pism. Nie licząc paru przyczółków w latach świetności Grupy Samorządności Robotniczej i Grupy Inicjatywnej Partii Robotniczej nie udało nam się przebić przez biurokrację związkową. Paru związkowców-aktywistów w organizacji radykalnej lewicy – to jeszcze nie aktyw robotniczy. O żadnym przełożeniu na robotników czy zakłady tak naprawdę nigdy nie było mowy. Radykalna lewica w „Solidarności”, w OPZZ, czy w WZZ „Sierpień’80” napotykała na te same biurokratyczne bariery. W końcu zdecydowała się budować własne związki zawodowe. Pierwszym z nich była Konfederacja Pracy przy OPZZ. W ślad za nią poszła Inicjatywa Pracownicza, „Wspólnota Pracy” i „Walka”. To wszystkie te inicjatywy radykalnej lewicy łączy. Można powiedzieć, że wreszcie lody ruszyły. To coś jak początek końca epoki lodowcowej.

Radykalizacja działaczy związkowych z reguły ma charakter koniunkturalny i ograniczony. Konkurujące ze sobą główne nurty polityczne i powiązane z nimi poprzez biurokrację związkową i partyjną centrale związkowe bynajmniej nie podważają kapitalizmu, choć ten znajduje się od 2008 roku w strukturalnym kryzysie. Akceptują jedynie działania dostosowawcze, w które wpisuje się – co musimy ze smutkiem skonstatować – przeważająca część lewicy, z radykalną włącznie.

Lewicowy radykalizm sam jest bowiem mocno ograniczony socjaldemokratycznym horyzontem aspiracji.

Aktualne pozostaje stanowisko Grupy Samorządności Robotniczej z 28 czerwca 2015 r., którego obszerny fragment w związku z tym tu przypominamy:

„Mówiąc krótko, radykalizacja działaczy związkowych ma charakter koniunkturalny, zaś ich zasadniczym zadaniem pozostaje niedopuszczenie nieodpowiedzialnych radykałów do mas związkowych, na które mogliby oni wywierać zgubny wpływ. Stąd porozumienie wokół OPZZ musi przestrzegać maksimum programowego wyznaczonego przez samo OPZZ. Rozumie się to samo przez się, zwłaszcza że lewicowy radykalizm sam jest mocno ograniczony socjaldemokratycznym horyzontem aspiracji.

Kampania wyborcza pokazuje, że demagogia populistycznych haseł nie zna partii politycznych ani granic rozsądku systemowego. Na ten zawsze jest czas później, kiedy już dana formacja lub partia władzę zdobędzie. Z tego względu, radykalna lewica może czuć się uśpiona i uspokojona w swej podejrzliwości, ponieważ OPZZ – na fali socjalnego radykalizmu prawicowego populizmu – przełknie takie hasła, które całkowicie radykałów usatysfakcjonują. A jednak…

Jak radykalne nie byłyby żądania bardziej sprawiedliwej redystrybucji dochodów, nie są one w stanie zakwestionować systemu kapitalistycznego. Jest tak wbrew temu, co twierdzą lewicowi, zawodowi optymiści, ponieważ każda próba zakwestionowania kapitalistycznego sposobu produkcji będzie się wiązała z koniecznością obniżenia indywidualnych dochodów, wynikającą ze zmiany celu produkcji i nastawienia na zabezpieczenie potrzeb społeczeństwa dzięki społecznym funduszom spożycia. Będzie to nieuchronnie odczytywane jako spadek indywidualnego poziomu życia.

Tak więc, wbrew temu, co stanowi aksjomat lewicowej głowy, radykalizacja postulatów społecznych nie prowadzi do antykapitalistycznej zmiany, a co najwyżej do zaostrzenia konkurencji między poszczególnymi grupami pracowniczymi. Kapitalistom w to graj, ponieważ aby sfinansować ustępstwa na rzecz jednej grupy pracowniczej, sięgają do innej albo zaostrzają wewnętrzna konkurencję i zdobywają środki bez zmiany reguł gry.

Zakwestionowanie kapitalizmu nie może też polegać na aktywnym włączeniu się pracowników w system kapitalistyczny poprzez tworzenie własnych, nawet najbardziej samorządowych i sprawiedliwie zarządzanych spółek produkcyjnych czy usługowych.

Paradoksalnie, można powiedzieć, że w społeczeństwach Zachodu mamy do czynienia z dość daleko posuniętym systemem (fakt, że zbiurokratyzowanych) rozwiązań socjalnych, kanałami umożliwiającymi poszerzanie reform socjalnych na drodze demokratycznej. Paradoksalnie, ponieważ – jak widać – systemu kapitalistycznego to w żadnej mierze nie zniosło, a nawet nie naruszyło. Nie tu jest więc problem. Dotychczas socjaldemokracji, która z pewnymi wzlotami i upadkami zawiadywała owym procesem od zakończenia wojny, udawało się jako tako panować nad sytuacją, a nawet poszerzać swój system z rozwiązań obowiązujących w jednym kraju na system tzw. Europy socjalnej. Europa socjalna była zresztą szczytem marzeń polskich radykałów lewicowych z początku transformacji i, jak widać, nic się u niej w tym względzie nie zmieniło.

Zmienił się natomiast świat, który przybrał zupełnie inną dynamikę. I tu właśnie jest pies pogrzebany. Niemożność zbudowania sensownej lewicy polega na tym, że dynamiką w obszarze, póki co jeszcze wiodącym świata, jest dynamika odchodzenia od tej, opisanej wyżej logiki socjaldemokratycznej. Trudno nie doszukiwać się tu całkiem racjonalnego procesu.

Otóż, przede wszystkim, zmieniła się sytuacja globalna. Istnienie „bloku wschodniego” narzucało złagodzenie kapitalistycznej, wyniszczającej konkurencji. Jakby nie patrzył, istnienie tego bloku dawało możliwość kierowania się w stosunkach międzynarodowych zasadami pozaekonomicznymi (o zgrozo! – politycznymi), a planowość, jakby ona nie była ułomna i iluzoryczna, zwalniała nacisk na podmioty międzynarodowe i dawała im możliwość manewru, w którym nie było natychmiastowej kary za brak realizacji celu – w kapitalizmie: maksymalizacji zysku, w socjalizmie: zaspokojeniu rosnących aspiracji społecznych. W tym ostatnim, brak konieczności rozliczania się ze zobowiązania, które w systemie stalinowskim stało się własną karykaturą, jest chyba oczywisty.

System realnego socjalizmu był w sposób oczywisty systemem mniej wydajnym i zupełnie niekonkurencyjnym w stosunku do systemu kapitalistycznego. ALE NIE TAKI BYŁ WSZAKŻE JEGO CEL. Ba, cel charakterystyczny dla kapitalizmu został świadomie odrzucony. Po upadku systemu realnego socjalizmu kraje Trzeciego Świata przestały być, choćby gorszym, partnerem, a stały się rywalem i konkurentem, którego należało zniszczyć. Stosunki z Trzecim Światem nabrały charakteru konfrontacyjnego. Z tego powodu na nowo ujawniły się sprzeczności między Pierwszym a Trzecim Światem, które w okresie kilku powojennych dekad utraciły swą traumatyczną treść wynikającą z przeżyć epoki kolonialnej. Ta traumatyczna przeszłość stała się nagle najważniejszym wyznacznikiem relacji między Pierwszym a Trzecim Światem. Podobnie rzecz się ma na obszarze poradzieckim, i z tego samego powodu – powrotu do kapitalistycznej konkurencji. Powróciły zamrożone na czas socjalizmu wrogości o charakterze etnicznym (społeczeństwo burżuazyjne kształtowało się, warto pamiętać, na doktrynalnej podstawie narodowej). Te wrogości są tylko ideologicznym wyrazem istotnej wrogości ekonomicznej, wynikającej z kapitalistycznych stosunków społecznych, a jednocześnie najpotężniejszym spoiwem, które przeciwdziała procesom erozji i przezwyciężania kapitalizmu.

Nie można więc – z punktu widzenia lewicy – walczyć o reformowanie kapitalizmu nie zdając sobie sprawy z tego, że jest to walka, która ma bezpośrednie przełożenie na złożony kompleks relacji globalnych. Biorąc to pod uwagę, musimy sobie także zdawać sprawę z faktu, że walcząc o reformowanie kapitalizmu u siebie, robimy to kosztem Trzeciego Świata. Nowa radykalna lewica powiela grzechy socjaldemokracji wyrażającej interesy arystokracji robotniczej, z tą różnicą, że obecnie bardziej reprezentuje interesy szerokiego społeczeństwa składającego się (w 90% – jak to lubi podkreślać) z ludzi pracy najemnej, a nie z robotników produkcyjnych.

Jeżeli lewica chce sama siebie traktować poważnie, to powinna również wyciągać wnioski z własnej, „radykalnej” krytyki Lenina i bolszewików. To znaczy, że jeśli krytykuje bolszewików za rozpoczynanie rewolucji w kraju zacofanym, jakim była Rosja, to powinna wiedzieć, że w krajach rozwiniętego Zachodu zadanie lewicy społecznej nie polega na powiększaniu zasięgu praw socjalnych, ale na walce o zmianę ustroju społeczno-politycznego, czyli o radykalnie odmienne stosunki produkcji. A nie o inną dystrybucję (inna dystrybucja jest możliwa – głoszą radykałowie).

W krajach Trzeciego Świata dopiero powstaje zradykalizowana świadomość społeczna, która jest w tej fazie podatna na działania demagogów i populistów, zwłaszcza prawicowych, albowiem taka jest dynamika globalna – odchodzenia od zabezpieczeń socjalnych kojarzonych z zachodnimi demokracjami ze względu na kryzys systemowy i zwycięstwo ideologii indywidualistycznej, która nakazuje szukać sposobów na przetrwanie w pojedynkę, w wąskich grupach interesu, albo, co najwyżej, w ramach jednostki etnicznej.

Współczesna tzw. nowa radykalna lewica jest identyczna z socjaldemokracją okresu rewolucyjnego, który nastąpił po I wojnie światowej. Zajmuje się ulepszaniem demokratycznych rozwiązań systemu burżuazyjnego proponując ewolucyjnego reformy mające doprowadzić do pokojowego przerośnięcia kapitalizmu w socjalizm, tj. – bez rewolucyjnego bezhołowia i terroru! Zapomina się jednocześnie, że wojna i terror są już obecne na świecie (dopóki nas nie dotyczą bezpośrednio, a jeśli to zagrożenie już dostrzegamy, to przyjmujemy, że należy je zwalczać przy pomocy aparatu represji państwa kapitalistycznego). Skala konfrontacji wymusza na radykalnej lewicy opowiedzenie się za lub przeciw okopywaniu się w twierdzy zachodniego dobrobytu. Ideologicznie wymaga ta sytuacja opowiedzenia się za lub przeciw dotychczasowemu systemowi zabezpieczeń socjalnych, które w kapitalizmie są umożliwione dzięki eksploatacji Trzeciego Świata.

Bez perspektywy komunistycznej dla świata Zachodu, nie ma mowy o przezwyciężeniu narastającej groźby konfrontacji z Trzecim Światem. Starcie to będzie ubrane w ideologiczne szaty „zderzenia cywilizacji”, tak naprawdę będąc skutkiem kolejnej zdrady socjaldemokracji wobec ruchu rewolucyjnego.

Zadanie w obszarze Zachodu jest tym trudniejsze, że zachodnie społeczeństwo burżuazyjne zdołało w zasadzie przerzucić produkcję materialną poza własne terytorium, oddalając tym samym groźbę w postaci rewolucyjnego ruchu robotniczego. Inne odłamy świata pracy najemnej są bezalternatywnie uzależnione od sukcesów kapitalistów w rywalizacji na rynkach światowych. Przejęcie przez pracowników przedsiębiorstw sektora usług, handlu i finansów nie może zmienić relacji na rynkach światowych, ponieważ opiera się na przechwytywaniu nadzwyczajnej wartości dodatkowej, a nie na tworzeniu bogactwa materialnego jako takiego. Natomiast przejmując produkcję bogactwa materialnego (co jest możliwe bez osiągania zysku, a tylko wartości dodatkowej), klasa robotnicza jest w stanie zastąpić kapitalistę i zorganizować produkcję dla zaspokojenia potrzeb całego społeczeństwa. Przejmując przedsiębiorstwa, których zysk polega na wykorzystywaniu przewagi politycznej płynącej z powiązania z państwami lub organizacjami ekonomicznymi dominującymi na rynku, pracownicy nie zmieniają niczego, ponieważ jedyne, co mogliby zrobić, to zlikwidować własną działalność. A to byłoby samobójstwem działaczy proponujących takie rozwiązanie.

Dlatego, wbrew utopijnym mrzonkom anarchistów, konieczna jest władza państwowa lub ponadpaństwowa, która potrafi posterować procesami społecznymi, a które niekoniecznie będą się podobały ogółowi. Konieczne jest państwo (lub superpaństwo), w którym będą partie polityczne kierujące się wyrazistymi programami politycznymi, i w którym demokracja będzie podporządkowana realizacji programu komunistycznego rozumianego nie jako ucieleśnienie Uniwersalnej Sprawiedliwości, ale jako realizacja interesu klasy producentów wartości dodatkowej. Najważniejszym elementem tego programu jest, oczywiście, orientacja na interes klasy robotniczej, czyli klasy zdolnej zastąpić klasę kapitalistów w organizowaniu systemu produkcji.

Współczesna lewica nie jest, mimo szumnych deklaracji, lewicą antykapitalistyczną. Eskalowanie radykalizacji haseł socjalnych jest działaniem kontrproduktywnym, ponieważ społeczeństwo nie jest bandą idiotów i dostrzega nierealność takich postulatów w obecnej sytuacji gospodarczej i politycznej na świecie. Jeżeli populizm ma jednak wzięcie, to ze względu na nadzieję wyborców, że da się trochę poprawić sytuację dzięki natychmiastowemu przejęciu części zasobów znajdujących się w posiadaniu grup społecznych określonych jako „obce”. Odróżnianie się lewicy hasłami swobód obyczajowych i światopoglądem sprowadzającym się do stosunku do życia poczętego in vitro, nie jest różnicą odnoszącą się do postawy pro- czy antykapitalistycznej. Jednocześnie, takie samookreślenie przekreśla możliwość populizmu lewicowego (i w związku z tym wzrostu poparcia dla lewicy) z tego względu, że wskazuje na – zdaniem społeczeństwa – utopijne źródła finansowania słusznych postulatów socjalnych. Chodzi tu o opodatkowanie dla rodzimego kapitału w sytuacji, kiedy nie wskazuje się na alternatywny sposób produkcji w stosunku do kapitalistycznego. Na ewentualną alternatywę w postaci socjalizmu czy komunizmu, prawica przygotowała już skuteczną obronę w postaci ideologii, w której socjalizm czy komunizm są bezapelacyjnie prezentowane jako doktryny zbrodnicze.

Poważnie lewica może się odróżniać stosunkiem do konfliktów wojennych wywoływanych przez zachodni, głównie amerykański, kapitał. Ale tu, jak widać, radykalna lewica jest zasadniczo podzielona. Ta zaś, która ustosunkowuje się do owych konfliktów w sposób odbiegający od mainstreamu, przyjmuje definiowanie sytuacji dokonane przez nacjonalistyczną prawicę i w ten sposób również nie dokonuje samookreślenia jako lewicy” (patrz: http://www.dyktatura.info/?p=2731).

W naszej ocenie obecna polaryzacja na antykomunistów i całą resztę sprzyja dyskusjom programowym, w wyniku których ma szanse wyłonić się formacja programowo i w praktyce kwestionująca kapitalizm.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
28 grudnia 2017 r.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Teksty bieżące. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

← Дэвид Харви – Кризис капитализма

Прощай стабильность, здравствуй новый год! →

Jedna odpowiedź na „KONIEC EPOKI LODOWCOWEJ?”

1. Charilaos Florakis pisze:
29 grudnia 2017 o 21:54
@radykalna lewica za „swoje” uważała działające w Polsce związki zawodowe. W latach 80. XX wieku nadzieje wiązała z NSZZ „Solidarność”.
Jaka radykalna lewica? Kretyni. Nieuki. Cynicy. Agenci CIA.