Można by powiedzieć, że historia lubi się powtarzać. Rzecz w tym, że nie bardzo chodzi tu o powtórzenie, ale o model, który – jak się wydaje – nie wyczerpał swoich możliwości. A może po prostu staje się jaśniejszy w swoim naturalnym kontekście?

Nasuwa się bowiem…

W swoim czasie, propaganda PRL-u i nie tylko i nie przede wszystkim, próbowała wykorzystać czynnik rasizmu w USA dla swoich celów politycznych. Pamiętamy, że inteligentni ludzie śmiali się z niezdarnych prób „oczernienia” najwyższej emanacji instytucji demokratycznych powtarzając z kpiną streszczenie owych wysiłków w zdaniu: „A u was biją Murzynów”. Miało ono jakoby służyć usprawiedliwianiu represyjnych środków przyjmowanych przez władze „komunistyczne” wobec własnych, nieprzystających do wyobrażeń o wzorcowym ideale, obywateli.

Oczywiście, Ku Klux Klan oraz inne formy państwowego i obywatelskiego apartheidu istniały w USA, ale w obozie realnego socjalizmu były przyjmowane jako nie mająca znaczenia egzotyka. Trudno nawet powiedzieć, czy jakoś to sobie tłumaczono inaczej niż jako margines marginesu, szczególnie, że w latach powojennych miał miejsce bunt i opór lewicującej młodzieży wobec przejawów rasizmu i wobec instytucji aktualnej władzy. Konserwatywnej części polskiego (i wschodnioeuropejskiego) społeczeństwa, krzywda Murzynów nie spędzała snu z powiek, zaś część tzw. postępowa odnosiła siebie do zbuntowanej młodzieży i nie postrzegała problem w perspektywie zmieniającej się koniunktury politycznej, w której tego typu zachowania nie będą już tolerowane.

Po ponad półwieczu (i upadku „komunizmu”) okazuje się, że problem jest bardziej niż kiedykolwiek palący – politycznie. Polityka segregacji rasowej została zniesiona, ale nie położyło to kresu politycznemu wykorzystywaniu owego zjawiska z odleglej, wydawałoby się, przeszłości. W miarę jak narasta siła konserwatywnego skrzydła społeczeństwa i jego reprezentacji w instytucjach państwa, stary problem odzyskuje witalność. W ideologicznej walce strony usiłują wykorzystywać różne chwyty, mniej lub bardziej etyczne, byle skuteczne. To, co wydawało się mało istotne ze względu na świetlaną perspektywę, staje się wywlekaną na powrót bronią. Odium rasizmu spada bowiem (trudno powiedzieć na ile słusznie i historycznie) na część politycznego spektrum, które utożsamia się z konserwatyzmem, ksenofobią itp. Trudno wyrzec się pokusy, aby nie wykorzystać tej broni, skoro tak dobrze się nadaje w bieżącej sytuacji.

I chociaż dziś już nie „biją Murzynów”, ponieważ w krajach rozwiniętego kapitalizmu segregacja zachodzi wzdłuż podziału klasowego bardziej niż rasowego, to w walce politycznej sięga się do zaszłości historycznych, nadając im wymiar absolutny. Jest to możliwe, ponieważ… nie ma perspektywy, świetlanej perspektywy, która by minimalizowała (relatywizowała) znaczenie bieżącej niesprawiedliwości. Jak to było pół wieku temu.

Smutna konstatacja, która prowadzi nas do wniosku, że dzisiejsi bojownicy o lepsze jutro są pozbawieni perspektywy. Walczą bez nadziei.

O ileż PRL-owska propaganda była uczciwsza w swojej niezdarnej propagandzie, odwołując się do bieżącego stanu rzeczy. I o czym świadczy jej bezsilność? O tym, że perspektywa, którą uosabiała Rewolucja Październikowa, mimo wszystkich „błędów i wypaczeń”, pozwalała na optymizm. Dziś podstaw do optymizmu brak, o czym świadczy konieczność odwoływania się do ośmieszonych pół wieku temu sloganów agitacyjnych. Ośmieszonych przez tych samych, którzy dziś do nich sięgają.

Lewica mija się z rzeczywistością. Nie chce odczytywać jej własnych przesłań i dlatego odwołuje się do utraconej rzeczywistości, jakby młode pokolenie żałowało, że ich rodzice i dziadkowie nie wykorzystali szansy, aby dobić gada, kiedy była po temu pora. Dlaczego dziadkowie nie wykorzystali tej szansy?

Oto jest pytanie.

Wykorzystanie szansy oznaczałoby tryumf idei Rewolucji Październikowej, a to nie mogło się stać ciałem, ponieważ odrzucenie kapitalizmu oznaczało utratę perspektywy „amerykańskiego stylu życia”. To była faktyczna perspektywa, do jakiej odwoływał się bunt lat 60-tych ub. stulecia. Zatrute korzenie, na których wyrastały piękne kwiaty zbuntowane przeciwko korzeniom, ale nie mogące się od nich oderwać.

Desperacja współczesnej, postępowej lewicy idzie dalej.

W samym środku kolejnego pandemicznego roku 2021, w tychże Stanach, wybitny muzyk-kompozytor i pedagog, nomen omen, chińskiego pochodzenia, więc coś jak Murzyn gorszego sortu, Bright Sheng, osobiście przeżył sytuację jakby rodem z PRL lat 1948-1952. Prezentując swoim studentom inscenizację „Otella” z muzyką Verdiego, zekranizowaną przez Johna Dextera, z Lawrencem Oliverem w roli głównej, nieświadomie nadział się na „nowolewicową” (a jednocześnie jakże „starostalinowską”!) poprawność polityczną. Lawrence Oliver bowiem grał Maura oczywiście ucharakteryzowany na blackface (z twarzą pomalowaną szuwaksem na czarno – taka była wówczas moda, wystarczy obejrzeć występy białych jazzbandów z niezapomnianym Alem Johnsonem na czele). Niczym przedwojenni profesorowie w PRL, Sheng został zadenuncjowany przez młodzieżowych aktywistów współczesnego, amerykańskiego ZMP i przesunięty na stanowisko, na którym nie będzie miał styczności z młodzieżą.

Gdyby nawet jakiś dziekan uważał to za idiotyzm, to – analogicznie jak to miało miejsce w okresie stalinowskim – nie ryzykowałby utraty ciepłej posadki oraz ostracyzmu towarzyskiego ze strony tych, którzy bynajmniej nie podzielają (podobnie jak on) idiotycznych poglądów, ale z ich ujawnieniem zaczekają, aż będzie to bezpieczne. Ewentualnie podziela i podzielają owe idiotyczne poglądy, niemniej z przejściem na drugą stronę w jedną noc poczekają… aż będzie to bezpieczne.

Czyli, kiedy zajdzie transformacja demokratyczna.

Jaki z tego wniosek?

Otóż stalinowskie normy idiotycznego postępowania nie są efektem natury komunistycznego ruchu robotniczego, ale ideologiczną naroślą właściwą drobnomieszczańskiemu rozumieniu celów owego ruchu i jego wartości. Ta sama warstwa społeczna wówczas i dziś ma możliwość ukazania swego sposobu rozumowania, więc robi to, jak potrafi i uważa za słuszne.

Nie ma to nic wspólnego z komunistycznym, rewolucyjnym, marksistowskim ruchem robotniczym.

A Sheng faktycznie jest dobrym kompozytorem (https://www.youtube.com/watch?v=halB9XneQms).

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski 
18 października 2021 r.