Stosunek lewicy do Rosji jest pochodną stosunku lewicy do ZSRR. Relacja jest wprost proporcjonalna. Lewica, dla której ZSRR był i jest uosobieniem diabolicznej siły Zła (w tym posttrockiści z wszelkimi odgałęzieniami), są otwarcie za wojennym rozwiązaniem „kwestii rosyjskiej”, oczywiście pod pretekstem moralnego oburzenia na agresję wobec Ukrainy, oczywiście „niczym nie sprowokowaną” i najzupełniej „niespodziewaną” ze strony koalicji Dobra. Inna lewica, dla której upadek ZSRR jest klęską zapoczątkowanej drogi w kierunku socjalizmu, realizowanej co prawda w sposób wypaczony i zapominający o korzeniach, ale wciąż utrzymujący projekt socjalistyczny przy życiu w świadomości społecznej, przenosi swoje krytyczne poparcie dla ZSRR na Rosję.

Powiedzmy otwarcie, poparcie bywa mniej lub bardziej krytyczne, co idzie w parze ze stopniem krytycyzmu wobec ZSRR. Poststaliniści mają tendencję do idealizowania Rosji jako spadkobierczyni ZSRR, zapominając o głównej zasadzie, która decyduje o krytycznym poparciu, a mianowicie o stopniu przydatności dla realizacji socjalistycznego celu. Rzecz jasna, Rosja Putina nie jest prosocjalistyczna. Rządy Putina są kontynuacją radzieckiej, biurokratycznej polityki widzącej w burżuazji zachodniej gwaranta swoich przywilejów przeradzających się w wyniku transformacji w przywileje klasowe.

W tym kontekście, dowolna lewica nie ma powodu, aby idealizować Rosję. Jednak pozostaje przekonanie, że w warunkach kapitalistycznego świata, nawet przy pogrzebaniu nadziei na szlifowanie modelu socjalistycznego przez chciwe elity tzw. postkomunistyczne, wartością rezydualną okresu radzieckiego jest utrzymanie możliwości pokojowego i przyjaznego współżycia narodów stanowiących niegdyś obóz socjalistyczny, a chociażby jedno państwo – ZSRR.

Jasne jest bowiem, że w kapitalizmie pokojowe współżycie owych nowoupieczonych państw narodowych stanie pod znakiem zapytania.

Oczywiście, niechętni utrzymaniu całości Federacji Rosyjskiej będą twierdzić, iż wzajemna wrogość nowych państw, którym została nadana niezależność polityczna, wynika z przeszłości uosobionej w caracie oraz w systemie radzieckim. Wedle tych opinii, społeczeństwom tym należy się jakiś okres stosunkowej suwerenności, zapewne w celu dania im zadośćuczynienia za stulecia narodowej opresji.

Rzecz jasna, okres radziecki nie liczy się w tych opiniach w najmniejszy sposób jako okres przezwyciężenia owej opresji, jako okres braterstwa narodów niezależnie od zmiennych interesów elit owych narodów tak w okresie caratu, jak i w okresie radzieckim. Ludziom widzącym w okresie socjalizmu realnego wielką, choć niedokończoną, próbę nadania stosunkom między społeczeństwami charakteru relacji kształtowanych z perspektywy interesów społeczeństw, a nie elit, wizja rozpadu Rosji na szereg państw narodowych jawi się jako cofnięcie w ewolucji procesów społecznych dążących do przezwyciężenia narodowych animozji, na których mogą grać klasy panujące.

Warto zaznaczyć, że z dzisiejszej perspektywy, w jakiej praktyczna lewicowość zachodnia staje po stronie radykalnego przezwyciężenia etnicznej monolityczności państw narodowych, trudno zrozumieć przyzwolenie na rozbicie już osiągniętego poziomu przezwyciężenia uprzedzeń narodowych w okresie radzieckim inaczej jak paradoks, ewentualnie jako ujawnienie tego, że perspektywą owej lewicy nie jest interes społeczeństw, ale elit rządzących z nadania klas panujących.

Wzorcem przezwyciężania uprzedzeń narodowych nowoczesnej lewicy nie jest zgodne współżycie suwerennych narodów (symbol nacjonalizmu prawicowego), ale rozmycie społeczeństw jednorodnych etnicznie. Czyli – uniemożliwienie wrogości poprzez rozsadzenie od wewnątrz jej uwarunkowania. Narody nierozróżnialne między sobą pod względem etnicznym miałyby być zapewne niezdolne do wzajemnej wrogości.

Jeśli taki jest zamysł, to dowodzi on tyko tego, że nowoczesnej lewicy jest z gruntu obca myśl Marksowska. Państwa nie określają swego charakteru poprzez charakterystyki etniczne, ale poprzez swoje polityki klasowe. Nawet skrajnie zróżnicowane etnicznie państwo utrzymuje swoją wrogość z innymi państwami ze względu na interesy klas panujących, a nie ze względu na rozbieżności folklorystyczne. Warto w tym kontekście przypomnieć sobie choćby o osławionej obojętności chłopów polskich na walkę narodowowyzwoleńczą przeciwko caratowi, prowadzoną przez szlachtę, której towarzyszyła równoległa obojętność, a nawet wrogość części elit arystokratycznych, które konkretny miały interes w stopieniu się z carskim establishmentem. W obecnej wykładni, brak odruchów patriotycznych u elity narodu podbitego jest życzliwie tłumaczony powoływaniem się na to, że carat pozwalał na zachowywanie i kultywowanie polskości w ramach klasowego ustroju imperium. Co pozwala na łagodne potraktowanie okresu rozbiorowego, w przeciwieństwie do okresu „imperium radzieckiego”. Chociaż, z punktu widzenia technicznego, różnicy nie było – polskość w wymiarze kulturowym była kultywowana nie mniej niż za cara, jeśli nie bardziej, jeśli porównać ją z zanikiem narodowej tożsamości w epoce po kapitalistycznej transformacji.

Jako marksiści rozumiemy jednak niechęć elit III RP do takiej analogii historycznej. System radziecki to jednak nie naturalnie przyjazny elicie system klasowy, choćby i carski. Co więcej, od elit nie wymaga się, aby były ucieleśnieniem cnót narodowych z ich partykularnymi cechami charakterystycznymi. Elita ma zawsze charakter ponadnarodowy, jest patriotką wyższej kultury ogólnoludzkiej, która znajduje w partykularyzmie swojego ludu niezbędną cząstkę odrębności czyniącą z niej ambasadorkę wyższej kultury w oczach swego ludu oraz reprezentantkę inspirującej ciekawostki folklorystycznej w oczach elity ponadnarodowej. Lud, poprzez swoje odcięcie od wyższej, ponadnarodowej kultury, jest nosicielem tych odrębności, których elita z przyczyn naturalnych nie może być nosicielką, a które są niezbędne dla zachowania zdrowej różnorodności.

Kultury etniczne, które zdegradowały się do poziomu folkloru w warunkach tak modelu radzieckiego, jak i burżuazyjnego, nie są więc wartością, którą pozwala zachować współczesny kapitalizm globalny. Mamy raczej do czynienia z zastąpieniem przez elitę globalną różnorodności folklorystycznej (a więc poniekąd sztucznej) przez jednolitą kulturę folklorystyczną narzuconą przez amerykański styl życia. Jedynym faktycznym zróżnicowaniem współcześnie nie jest różnorodność kultur etnicznych, zdegradowanych do różnic folklorystycznych, ale różnica między globalnym folklorem stopionego w tyglu narodowościowym plebsu w kulturę amerykańską a wyższą kulturą, która sama zajęła miejsce swoistego folkloru europejskiego, przebrzmiałego i interesującego jedynie co bardziej ukształtowane pod względem gustu jednostki.
Odrębność narodowa wymaga więc kultu utrzymywania ludu (jakkolwiek zdefiniowanego) w sztucznym zamknięciu na szerszą kulturę ogólnoludzką. Mamy z tym do czynienia w apologii prostych wartości wytrwałości i pracowitości ludu francuskiego, z jaką stykamy się obecnie, kiedy śledzimy perypetie protestu rolników, rozlanego zresztą po całej Europie. Wartości ludu są tymi, którymi elita właśnie zasadniczo pogardza, ale w sytuacji akcji „chodzenia w lud” (na blokady rolnicze Paryża czy Brukseli) w ponad sto lat od swego prototypowego zjawiska w Rosji carskiej, te wartości stają się busolą odrodzenia moralnego prawicowych elit.

*

Burżuazja kompradorska Rosji jest kość z kości prozachodnia z powodu interesu klasowego. Problemem burżuazji rosyjskiej jest odrzucenie ze strony Zachodu, mimo totalnej uległości wobec zachodniego imperializmu. Ta uległość została w swoim czasie doceniona przez zachodni kapitał i skutecznie wykorzystana dla wzmocnienia własnej, pasożytniczej gospodarki wyzyskującej – przy przyzwoleniu i poparciu Rosji Jelcyna i Putina – tzw. globalne Południe czy, inaczej, Trzeci Świat.

Z tego względu zachodni kapitał i reprezentująca jego interesy prawica narodowa słusznie nie widzą w Rosji zagrożenia dla swego imperialistycznego panowania. Współpraca gospodarcza z Rosją była tego wynikiem i to wynikiem nadzwyczaj korzystnym dla Zachodniej Europy. Jednak wraz z rozszerzeniem UE na kraje byłego bloku socjalistycznego, interpretacja stosunku do Rosji nabrała kolorytu ściśle politycznego, nie tylko ekonomicznego.

Dla krajów Europy Wschodniej, jak np. dla Polski, tradycyjnym zagrożeniem politycznym jest sojusz niemiecko-rosyjski, który skutecznie przekształca obszar Europy Środkowo-Wschodniej w poszerzone Kresy dzielące Europę Zachodnią od imperium carów. Oznacza to, że imperializm niemiecki traktuje te obszary jako ziemie niczyje, niezamieszkałe przez społeczeństwa godne tego miana, pół dzikie, pół barbarzyńskie. Jednym słowem, tak jak Polacy traktowali i często jeszcze traktują ziemie Ukrainy czy Białorusi. Na naszych terenach przebiega granica między polityczną Europą i Azją, skoro zasadniczo w świadomości zachodnich Europejczyków Rosja jest już Azją i to bynajmniej nie od Uralu.

Oczywiście, jeśli rozumiemy, że Europa i Azja są tylko dwoma krańcami tego samego, wielkiego kontynentu, wówczas – wedle schematu rozwoju mocarstw kontynentalnych, rozwijających się horyzontalnie, wedle tej samej strefy klimatycznej – mamy do czynienia z absolutnym mocarstwem politycznym i gospodarczym, któremu nie jest w stanie zagrozić żadna inna potęga. Otóż, ta siła zaczęła się materializować wraz z rozwojem gospodarczym Chin i ekspansją chińskiej gospodarki na kontynent europejski, przechodząc przez bogactwa Syberii, które czynią kontynent niezależnym od reszty świata.

W globalnej gospodarce faktycznie uzasadnione jest rozważanie konfliktów interesów w takiej skali. Jest to pewna naturalna ewolucja, w której Unia Europejska powinna się naturalnie rozwijać w stronę unii euro-azjatyckiej.

Pojawia się jednak pytanie (nurtujące lewicę nowoczesną) o to, czy ta unia będzie miała charakter demokratyczny, czy też nie.
Wydaje się, że nie bardziej ani mniej niż obecna Unia Europejska. A tu zdania są mocno podzielone.

Możemy pokusić się więc o zrozumienie intencji leżących u podstaw rozumowania lewicy antytotalitarnej. Taki naturalny rozwój ekonomiczny superkontynentu euroazjatyckiego jest równoznaczny z przyjęciem metody imperializmu carskiego, czyli kolonizacji poprzez wchłanianie, włączanie terytoriów zdobytych w ramy własnego organizmu państwowego. Oznacza to integrowanie elit lokalnych, które będąc częścią establishmentu stają się strażnikiem podporządkowania podległych im społeczności. Z zachowaniem, jako pokazaliśmy wyżej, wartości lokalnego folkloru i zakorzenienia odrębności, której nosicielką, z przyczyn naturalnych, nie może być kosmopolityczna z gruntu elita – klasa panująca.
Alternatywą dla tego sposobu kolonizacji jest równoległe funkcjonowanie państw suwerennych, które znajdują się w stanie nieustannej rywalizacji i konfrontacji wzajemnej. To jest model preferowany przez prawicę suwerenistyczną, która zamiata pod dywan fakt, że prowadzi to do wzajemnych konfliktów, w których polityka i gospodarka znajdują przedłużenie w działaniach militarnych, gdy zajdzie tego potrzeba.

Dla lewicy antytotalitarnej alternatywą jest forsowanie antysuwerenistycznego modelu superrządu unijnego, którego celem byłoby łagodzenie ewentualnych konfliktów na tle gospodarczym. A raczej zamiast łagodzenia, mielibyśmy tu do czynienia z brutalnym uniemożliwieniem takich konfliktów.

Sprawy bardzo ładnie wychodzą na wierzch przy obecnym kryzysie europejskiej tożsamości.

Ambicje, aby przywrócić swoim krajom suwerenność gospodarczą i polityczną, idą ręka w rękę z koniecznością odbudowy gospodarki. Sprowadza się to do kwestii reindustrializacji gospodarki narodowej. W pakiecie tych rozwiązań znajduje się sprzeciw wobec wizji gospodarki, która ignorowałaby konieczność lokalnej produkcji dóbr pierwszej potrzeby, czyli czegoś w rodzaju niepełnej autarkii.

Swoją drogą, rozwiązania mające na uwadze lokalną produkcję dóbr podstawowych zbiegają się w rozwiązaniach lewicy antytotalitarnej i prawicy suwerenistycznej, chociaż realizowane są te cele w odmienny sposób, mniejsza teraz o to, w jaki. Niemniej, lewica antytotalitarna, której projekt jest w odległej przyszłości nieco odmienny od projektu lewicy burżuazyjnej, spotyka się z lewicą burżuazyjną w negowaniu konieczności reindustrializacji gospodarki narodowej. Oczywiście, rozumianej na sposób tradycyjny, bo przecież rozwiązaniem dla lewicy jako całości jest oparcie gospodarki na usługach i pracy kreatywnej. Aksjomatem lewicy w ogóle jest teza o możliwości przezwyciężenia oparcia gospodarki na sferze produkcji materialnej.

Działki upraw permokultury są tu niezwiązane z systemem produkcji państwowej, należą do sfery realizacji osoby ludzkiej czy istoty gatunkowej, przeciwnie do pracy w sektorze IT czy w branży badań naukowych, które przejęły rolę tradycyjnego sektora produkcyjnego.
Lewica antytotalitarna rozmija się, ale i taktycznie schodzi z lewicą burżuazyjną w kwestii postępu technicznego, który ma rozwiązać raz na zawsze problem przekleństwa ludzkości, związanego z zależnością od przyrody. W dużym skrócie można tu stwierdzić, że rozważania Klausa Schwaba, które kontynuują analizy Klubu Rzymskiego, reprezentują sposób widzenia ewolucji przez lewicę jako taką. Cóż bowiem proponuje rewolucja przemysłowa 4.0? Otóż ni mniej, ni więcej, jak całkowite zapośredniczenie między człowiekiem a przyrodą przez zautomatyzowany system sztucznej inteligencji, która będzie brała na siebie eksploatację przyrody (w pobożnym życzeniu zoptymalizowaną) i dostarczała surowców i półproduktów dla zindywidualizowanej produkcji niezbędnych i spersonalizowanych przedmiotów przez każdego obywatela w zależności od swoich potrzeb. Tak jakby szedł na pole i wyrywał sobie marchewkę dla bezpośredniej konsumpcji. Obecnie może sobie wydrukować w drukarce 3D konieczny gadżet, w tym syntetyczną marchewkę przewyższającą naturalną zawartością syntetycznych witamin i mikroelementów, ewentualnie mięso nie zawierające protein zwierzęcych.

To uwalnia ludzkość od zależności od przyrody, co jest postrzegane jako sytuacja głębokiej alienacji gatunku ludzkiego w oczach lewicowego intelektualisty dowolnego chowu.

Ten cały wywód był nam potrzebny dla zrozumienia dlaczego lewica antytotalitarna nie popiera Rosji w obecnym konflikcie. Dzieje się tak dlatego, że nieuchronne zmiany w systemie produkcji, tj. w społecznym sposobie produkcji, są dla lewicy korzystne, albowiem znoszą naturalną alienację człowieka wobec przyrody. Jak to pogodzić z wszechobecną na lewicy propagandą ekologiczną? Po prostu, następuje oddzielenie człowieka od przyrody, która przestaje być eksploatowanym przez człowieka środowiskiem, wyniszczanym przez stałe czerpanie z jej zasobów. Ta eksploatacja jest minimalizowana przez technologię, zaś człowiek staje się zależnym od sztucznych dóbr konsumpcyjnych. Pomijamy inne założenia tego projektu.

Należy zwrócić uwagę na to, że w takim projekcie bardzo łatwo uwidoczniają się rysy totalitarne. Szczególnie, że projekt lewicy już dawno przestał zakładać zniesienie kapitalistycznego sposobu produkcji – ma być on zneutralizowany dzięki postępowi technologicznemu. Tym większą wagę ma przypilnowanie, aby projekt ten był wyposażony w gwarancje demokratyczne.

W odległej przyszłości realizacji owej wizji świata po rewolucji przemysłowej 4.0, drogi lewicy antytotalitarnej i burżuazyjnej rozejdą się, albo zbiegną, ponieważ każda jednostka będzie miała totalną autonomię w zabezpieczaniu swoich potrzeb.

Cały problem polega na tym, kto będzie dbał o to, aby mechanizm oddzielający człowieka od świata przyrody funkcjonował bez zarzutu i nieprzerwanie. Czyli kto będzie kontrolował i regulował sferę eksploatacji przez sztuczna inteligencję sfery produkcji materialnej, a mianowicie sferę kontaktu między społeczeństwem a przyrodą. Tak więc w kwestii przywłaszczania bogactwa materialnego, nic nie ulega zmianie. Możliwość przerwania zabezpieczenia potoków surowców i półfabrykatów stanowi wszak możliwość stałego terrorystycznego cyberataku na społeczeństwo. Lewicy chodzi więc o to, aby cały system był skonstruowany w sposób zapewniający oddolną kontrolę społeczeństwa nad tymi, którzy naciskają na odpowiednie guziki. Trudno sobie to wyobrazić w społeczeństwie tak zindywidualizowanym jak planowane, ale właśnie na tym polega istota myślenia utopijnego.

Dlatego krytycy tego projektu dostrzegają w nim zarys modelu totalitarnego.

Lewica antytotalitarna, i nie tylko, uważa, że stanie po stronie reżymów autorytarnych jest przyczyną przetrwania tendencji do totalitaryzmu. Stąd przekonanie, iż należy zlikwidować współczesne systemu autorytarne pod dowolną formą, aby w przyszłość wkroczyć z monopolem systemu najbardziej demokratycznego z możliwych, ponieważ realizacja projektu „post-rewolucja przemysłowa 4.0” jest sama w sobie projektem rodzącym niejakie obawy z tego powodu.

Ani model rosyjski, ani model chiński nie mogą się cieszyć poparciem, ponieważ propagują autorytarny model zarządzania społeczeństwem przy przechodzeniu przez stadia rozwoju technologicznego.

Oczywiście, także w naszym rozumowaniu, które promuje rozwiązanie Marksowskie, musimy uwzględniać ewolucję technologii. Niemniej, naszym zdaniem, rzecz nie polega na całkowitym woluntaryzmie i spontaniczności, które są fetyszem lewicy antytotalitarnej. Tu jest dialektyka.
Woluntaryzm klasy bezpośrednich producentów (którzy obecnie znowu stają ramię w ramię po okresie rozdzielenia: robotnicy i chłopi) jest żywiołowością procesu obiektywnego.

Sztuczne stawianie problemu stopnia naturalności naszej gospodarki i stopnia dopuszczalnego rozwoju technologii w kategoriach decydowania o tym przez ludzi oderwanych od procesu produkcji zderza się faktycznie z problemem kryteriów wyboru, które nie będą zadowalające dla wszystkich zainteresowanych skutkami owego wyboru. Tak, naturalną formą zachowania spontaniczności procesu, mechanizmu, o który chodzi, jest pozostawienie arbitralnej decyzji w gestii bezpośrednio zainteresowanych samym procesem produkcji. Bo o proces produkcji tu chodzi. Niezależnie od tego, czy chcemy nadać mu wagę, czy całkowicie go wyeliminować z pola stosunków społecznych.
Trzeba to zrozumieć. Mechanizm zmian w sposobie produkcji jest obiektywny i nieuchronny. Sztuczne, arbitralne, demokratyczne nawet, głosowanie nad wyborem jest procesem nienaturalnym, zakładającym wyższą racjonalność, której posiadanie, jakby przypadkiem, przypisuje sobie Klaus Schwab reprezentujący mentalność eurobiurokracji. Ten wybór będzie zły, bo autorytarny.

Arbitralny wybór bezpośredniego producenta jest i pozostaje NATURALNYM, spontanicznym wyborem w ramach procesu społecznego. A więc jest jedyną podstawą demokracji skrojonej na potrzeby rzeczywistych ludzi.

Nie jakiś supermózg, który zawsze ma jakieś imię i nazwisko, ewentualnie pieczęć klasową, ma podejmować decyzję, ale masa bezpośrednich producentów. Co zresztą owe masy dzisiaj rewindykują. Mamy nadzieję, że skutecznie.

Lewica antytotalitarna stawia na supermózg. Dowodzi tego w swojej postawie wobec postulatów bezpośrednich producentów, których uważa za agentów populizmu prawicowego. Związki z prawicowym populizmem są wynikiem rozejścia się lewicy z klasą bezpośrednich producentów. Nie stało się to po degeneracji systemu radzieckiego, ale na dziesięciolecia wcześniej, jeszcze za czasów Marksa. I to rozejście tylko się pogłębiało z czasem.

Dzisiaj mamy przed oczami rzeczywistą stawkę tego rozejścia.

Przez jakiś czas lewica radykalna flirtowała z prawicą uważając, że podział ten nie ma sensu. Faktycznie, ten podział nie ma i nie miał sensu od zawsze. Lewica i prawica znajdują się we wspólnym froncie przeciwko koncepcji Marksowskiej. Zawsze spotykały się na gruncie wrogości wobec ruchu robotniczego.

Prawica walczy o podporządkowanie klasy producentów bezpośrednich swoim zyskom i bogactwu, zaś lewica antymarksowska – o jej likwidację. Z perspektywy tej klasy różnica nie jest istotna.

*

W sposób dość zaskakujący dla świata, prowokacja Zachodu wobec Rosji na Ukrainie stała się zaczynem zmian, których planiści Białego Domu nie przewidzieli. Jeżeli Europa Zachodnia upiera się przy stanowisku, że efektem wojny rosyjsko-ukraińskiej musi być zdemontowanie Federacji Rosyjskiej (zdekolonizowanie FR), to w tej koncepcji spotykają się koncepcja geopolityczne USA z koncepcją lewicy antytotalitarnej, dla której dekolonizacja FR jest celem nie od wczoraj. Dla owej lewicy, pojawienie się perspektywy świata wielopolarnego łączy się z zagrożeniem powrotu do odrzucanej, przezwyciężonej przeszłości, w której pozycję dominującą w walce klasowej zaczynają odzyskiwać klasy społeczne póki co skutecznie wypchnięte poza obręb gospodarki nowoczesnej w regionach najwyżej rozwiniętych. Dla tej lewicy jest to oznaka regresu cywilizacyjnego.

Inne wartości kulturowe czy cywilizacyjne, których odrębności lewica ta pilnuje jak źrenicy oka w Europie czy ogólnie na tzw. Zachodzie, nie są wartościami, które miałyby zastąpić burżuazyjne wartości społeczeństwa kapitalistycznego. One także noszą charakter autorytarny czy wręcz totalitarny. Rozwój sytuacji związany z konfliktem ukraińskim tylko utwierdza ową lewicę w takim przekonaniu, ponieważ poza konfliktem militarnym, ideologiczna część konfliktu dotyczy właśnie wartości. Wygrana Rosji oznacza dla lewicy upadek całej żmudnie budowanej konstrukcji ideologicznej w opozycji do tradycyjnego marksizmu proponującego inny sposób przezwyciężania starych, opartych na stereotypach klasowych systemach wartości.

Zgodnie z koncepcją Marksa, zmiany w nadbudowie powinny iść w ślad za zmianami w sposobie produkcji, co dla lewicy antytotalitarnej jest kamieniem obrazy.

Niezależnie od ostatecznego wyniku tego konfliktu, proces ewolucyjny stracił swoją dotychczasową (po upadku ZSRR) niezakłóconą i niekwestionowaną liniowość zaprogramowaną po upadku ZSRR, co stanowi zarówno szansę, jak i zagrożenie dla świata. Wbrew powszechnej opinii, oba walczące obozy nie stanowią zasadniczego przeciwieństwa pod tym względem. Żaden obóz nie proponuje zniesienia elity panującej. W najlepszym razie, sukces dotychczasowej Peryferii będzie odnowieniem sytuacji, w której obóz socjalistyczny pełnił funkcję czynnika restaurującego możliwość globalnego kapitału dla jego dynamicznego rozwoju. Racjonalizując gospodarkę światową i odbudowując gospodarki regionalne, poddane nie zmienionej grabieży przez logikę mocarstwa morskiego (żeby użyć tego ciekawego narzędzia analitycznego), racjonalna, planowa gospodarka skutecznie odtwarza „otoczenie niekapitalistyczne”. Tymczasem, zrównoważona gospodarka oznacza faktycznie przyjęcie modelu rozwoju kontynentalnego, powolnego i wchłaniającego we własne struktury. A to dla lewicy antytotalitarnej jest synonimem braku demokracji i kolonizacją wewnętrzną, której przykładem krzyczącym jest Rosja carska i ZSRR, a obecnie Federacja Rosyjska.

Bez zniesienia klas, nie jest możliwe stworzenie nieautorytarnego reżymu zrównoważonej gospodarki. W takich to ramach trzeba postawić zagadnienie, aby wyrwać się z błędnego koła.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
2 lutego 2024 r.