Wydaje się to co najmniej trudne. Gorączkowe przepychanki pozostają zasadniczo niezrozumiałe. W tej sytuacji opinia publiczna koncentruje się na gotowych tezach podawanych przez zaangażowanych w walki polityczne. Tezy te w większości przypadków tylko zaciemniają perspektywę. Gwarantują jednak przychylność ewentualnego elektoratu, którego nie należy rozbijać komplikowaniem interpretacji kierując się jakże chwalebnym dążeniem do prawdy. Chodzi raczej o maksymalne upraszczanie po to, aby nie tworzyć barier na drodze maksymalizowania poparcia, choćby w konsekwencji wpadało się w czczą demagogię.

Walka polityczna dawno już straciła powab dyskusji o pryncypiach i perspektywach, a przeistoczyła się w mobilizowanie zwolenników pod sztandarami walki Dobra ze Złem, co okazało się nader skuteczną metodą zastosowaną do socjalistycznej alternatywy wobec kapitalizmu. Nie ma już mowy o świadomym społeczeństwie obywatelskim rozstrząsającym wszelkie za i przeciw w demokratycznej debacie, tylko godne krzyżowców seanse nienawiści, w których prym wiodą obrońcy wolności słowa i tolerancji.

Swoją drogą, trudno im się poniekąd dziwić – w spektrum politycznym przypadło im mało zaszczytne miejsce po lewej stronie sceny, a to ze względu na fakt, że lewica jako taka jakiś czas temu sama zeszła z niej dyskretnie i ulotniła się po angielsku pozostawiając puste miejsce. Przyroda, szczególnie polityczna, próżni nie znosi i wnet zapełniła wolne pole tym, co niegdyś kojarzyło się ze zgniłym centrum, czyli polityczną prostytucją.

Analizując więc scenę polityczną powinniśmy zacząć od najszerszego oglądu, aby nie uniemożliwiać rozeznania nadmierną komplikacją od samego początku. Tzw. realny socjalizm upadł pod ciężarem przekonania (na lewicy), że nie ma już przedmiotu kontestacji, czyli „dzikiego kapitalizmu”, który uzasadniałby staromodne odwoływanie się do ruchu robotniczego. Postkapitalizm z jego państwem socjalnym był skuteczną alternatywą dla społecznych funduszów spożycia, a dodatkowo gwarantował wolność obywatelską i demokrację, z czym w „realnym socjalizmie” było krucho.

Lewicy do dziś dnia trudno przyjąć do wiadomości, że kapitalistyczne „państwo socjalne” było tylko wyczerpującą dla kapitału grą propagandową, mającą na celu obrzydzenie antykapitalistycznej alternatywy. Dlatego też kapitał wyrzucił na śmietnik ten gadżet natychmiast potem, jak ujawnił on swoją zbędność. To stworzyło jednak pewien problem: kraje, które zasiliły zjednoczoną Europę, przeszły konieczną z punktu widzenia kapitału transformację polegającą na likwidacji ich samodzielności ekonomicznej. Dało to kapitałowi zachodniemu możliwość zdobycia nowych rynków zbytu oraz nowego rezerwuaru taniej siły roboczej. Niemniej, impuls dla kapitału naruszył kruchą równowagę, do której przyzwyczajono się w okresie 40 lat powojennych.

Szczególnie to zjawisko mogło sprzyjać gospodarce niemieckiej, jedynej zdolnej do zagospodarowania w dalszej perspektywie bogactw naturalnych Rosji. Unia Europejska zaczęła przeżywać kryzys i pęknięcia. Gospodarka europejska usiłuje odbudowywać równowagę dzięki odwlekaniu momentu zagospodarowywania surowców rosyjskich. Stąd polityka sankcji, która z pragmatycznego punktu widzenia ma na celu powstrzymanie konkurencji od wysforowania się do przodu i zmonopolizowania współpracy ekonomicznej z Federacją. Szczególnie delikatne zadanie ma w tym względzie gospodarka Niemiec, która z jednej strony dąży do ścisłej kooperacji, z drugiej – musi liczyć się z europejskimi partnerami, a także z największym zagrożeniem: amerykańskim rywalem.

Wszystkie strony uderzają zastępczo sankcjami po Rosji, wybijając w ten sposób Niemcom z ręki możliwość umocnienia swojej gospodarki.

Z sytuacji chciały skorzystać Chiny, co jednak postawiło je w pozycji strategicznego wroga USA oraz Unii Europejskiej. Ten pat polegający na niemożliwości dołączenia nowych państw unijnych do grupy krajów czerpiących swój dostatek dzięki wysokiemu poziomowi rozwoju, który zawdzięczały miejscu w historycznym Centrum i kontynuacji polityki korzyści z uzależnienia byłych kolonii oraz wysiłkowi obozu socjalistycznego, aby zracjonalizować zanarchizowany międzynarodowy, kapitalistyczny podział pracy, doprowadził do konieczności odrodzenia się wyciągniętych z lamusa historii koncepcji całkowicie przewracającej powojenny ład polityczny. Stąd popularność nurtów polityczno-ideologicznych, które wydawały się całkowitym anachronizmem na początku XXI wieku.

Kraje, takie jak Polska, zyskały szansę na odrodzenie koncepcji okresu międzywojennego, które czyniłyby z niej lokalne mocarstwo, możliwe dzięki zablokowaniu Niemcom drogi do ukonstytuowania się jako niekwestionowany lider europejski w oparciu o rosyjskie bogactwo surowcowe.

Odrodzenie owych archaicznych koncepcji stało się możliwe z tego względu, że w wyniku zmian po 1989 r. społeczeństwo europejskie uległo gwałtownemu rozwarstwieniu, co położyło kres chwilowemu, choć długotrwałemu, pokojowi społecznemu po II wojnie światowej. Sprzeczności klasowe zaostrzyły się tak w krajach „starej, jak i „nowej” Europy. A brak tych sprzeczności był warunkiem zaistnienia „państwa socjalnego” w nowym rozdaniu. Nieskuteczność struktur europejskich w niwelowaniu narastających przepaści społecznych pozwoliła archaicznym nurtom ideologicznym na skuteczną krytykę owych struktur z pozycji patriarchalnego państwa korporacyjnego.

Fakt, że w tej konfrontacji nie zaistniała lewica z prawdziwego zdarzenia, na samodzielnych pozycjach programowych, spowodował, iż konserwatywna prawica mogła skutecznie uderzyć w centroprawicowe, neoliberalne siły polityczne jako w spadkobierców lewackiej mentalności rodem z pokolenia „dzieci-kwiatów” przyczyniających się do upadku zachodniej cywilizacji, której prosperity prawica przypisała sobie w sposób co najmniej bezczelny.

Prawica neoliberalna oraz prawica konserwatywno-liberalna nie odróżniają się od siebie, jeśli chodzi o stosunek do klas wyzyskiwanych. Konserwatyści mają jednak więcej szans w społeczeństwach, które odczuwają silny zawód związany z zawiedzionymi nadziejami społeczeństwa na dołączenie do grona uprzywilejowanych tego świata. Wystarczy przypomnieć sobie, jaki był nastrój mentalny sporej większości Polaków, którzy w transformację wkraczali z niezachwianym poczuciem pewności, że zasiłek dla bezrobotnych w społeczeństwie kapitalistycznym jest lepszym modelem życia niż wynagrodzenie w sektorze państwowym w siermiężnym socjalizmie.

Prawica konserwatywna nie różni się od prawicy neoliberalnej na tyle, że kryterium odróżnienia obu między sobą jest obce obu im kryterium zaczerpnięte z arsenału politycznego nurtów, które w minionym okresie nadawały ton przodującym krajom Zachodu, a mianowicie kwestie swobód obywatelskich, w tym seksualnych. Prawica neoliberalna, podobnie jak i prawica konserwatywna, zasadniczo uważa, że tego typu swobody są oczywiste w przypadku elity, która nie zawraca sobie głowy problemami, jakie tego typu obyczaje za sobą pociągają, a już na pewno nie zawracają sobie głowy kwestią konieczności upowszechniania danego modelu życia na całe społeczeństwo. Pociąga to za sobą konieczność rozwijania sfery świadczeń socjalnych i zobowiązań państwa, których nie chce ono brać na siebie w epoce nadwątlonej siły ekonomicznej.

W związku z tym jednak, tendencje lewicowe uważają, że w ten sposób walczą o obalenie kapitalizmu, ponieważ stawiają mu niemożliwe do spełnienia warunki. Jest to przekonanie wyższej warstwy średniej, że państwo będzie musiało się ugiąć przed żądaniami uciskanej mniejszości, jeśli chce zachować dumne miano demokracji. W ten sposób rodzi się klasyczna sytuacja, w której państwo burżuazyjne w celu swej ochrony zaczyna się oglądać za takimi siłami politycznymi, które niekoniecznie ugną się przed szantażem, że opinia publiczna uzna je za niedemokratyczne.

Antykomunistyczna lewica po raz kolejny wciągnęła społeczeństwa Europy w niewątpliwy konflikt, w którym bynajmniej nie stoi po stronie klasy robotniczej, ale po stronie warstw sfery nadbudowy jako reprezentujących interesy szeroko pojętego społeczeństwa. To właśnie szeroko pojęte społeczeństwo jest podmiotem progresywnej ewolucji historycznej, przeciwnie do doktryny komunistycznej, która ów podmiot interpretuje „zbyt wąsko”, przez co rozmija się z demokratyczną normą polityczną.

Tymczasem, klasa robotnicza nie czuje się w żaden sposób przedmiotem troski takiej lewicy, która wyobraża sobie, że materialny dobrobyt bierze się z hipermarketu, a cały problem sprowadza się do tego, jak podzielić dochody, aby grupy zbędnej z punktu widzenia kapitału warstwy nadbudowy mogły zakupić w hipermarketach jak najwięcej w złudnym przekonaniu, że zwiększając swoją konsumpcję napędzają gospodarkę.

Konserwatywna prawica – w tym w Polsce – podziwia samą siebie za swoje heroiczne, realne przeciwstawienie się polityce liberalnej i wciągnięcie hasła solidarności społecznej na swoje sztandary. Ta solidarność jest uwarunkowana geopolityką, której przeszkadza „kosmopolityczne” lewactwo z jego ideą ponadnarodowego sojuszu elit establishmentowych patrzących z wyższością na prostego człowieka pracy fizycznej.

Trzydzieści lat transformacji pokazało, że „nowi Europejczycy” nie doszlusują do „starych” warstw średnich. Swoje miejsce w gospodarce europejskiej trzeba sobie wywalczyć, zwłaszcza, że nawet stare państwa zajęte są silną, wzajemną rywalizacją. To dało nowym krajom szansę na poczucie, że mogą wziąć udział w owej rywalizacji, a poparcie USA daje im nawet nadzieję na zwycięstwo.

W międzyczasie ustaliły się podziały klasowe, wierna kopia historycznych modeli społecznych. Z tą drobną różnicą, że wśród sił politycznych, które się konfrontują, zabrakło samodzielnej lewicy. O ile w okresie Solidarności, lewica radykalna, importowana z Zachodu, schlebiała nacjonalistycznym nastrojom uzasadnianym sprzeciwem wobec Wielkiego Radzieckiego Brata, o tyle obecnie owa lewica jest ofiarą owego nacjonalizmu, który sama pielęgnowała w celu „pięknego odróżnienia się” od totalitarnej, komunistycznej lewicy i wygrania z nią rywalizacji o zagospodarowanie lewicowej piaskownicy.

Odżyły spory między nacjonalizmem antyradzieckim a nacjonalizmem prorosyjskim, oba nurty obecne na prawicy. Podobnie jak i historycznie, opcja prorosyjska jest w tej konkurencji słabsza i usiłuje oprzeć się na radykalnej lewicy, aby zyskać na sile. W wyniku braku lewicowej alternatywy wobec elitaryzmu postulatów „sił postępowych”, prawica identyfikuje się z interesami narodu, a więc z interesami jego podstawowego segmentu związanego z tradycyjną gospodarką drobnego sektora. W tej opcji znajdują się także i robotnicy, którzy są zmuszeni – brakiem alternatywnej perspektywy – zaufać tym, którzy twierdzą, że sprzeczności klasowe są efektem opanowania gospodarki narodowej przez obcy kapitał. W ten sposób robotnicy są mięsem armatnim w walce prawicy o realizację wstecznej i utopijnej koncepcji, w której Polska stałaby się lokalnym hegemonem, co zapewniłoby Polsce możliwość ciągnięcia korzyści z podporządkowania innych gospodarek narodowych regionu.

Ponieważ ta sama lewica miała pomysł na przyłączenie się do wyzysku przez Centrum krajów Peryferii, w jej programie nie ma pomysłu na zagospodarowanie potencjału klasy robotniczej. Co więcej, przeczy ona twierdzeniom, że klasa ta w ogóle istnieje jako jakaś samodzielna, podmiotowa siła. Tymczasem to właśnie ta klasa daje europejskim nacjonalistom podstawę dla patrzenia przez nich z ufnością w przyszłość polityczną.

W efekcie, część lewicy (patriotyczna) zlewa się niepostrzeżenie z populistyczną prawicą, podobnie jak wcześniej całościowo zlewała się z neoliberalną prawicą w obronie procesów demokratyzacyjnych. Jedno pozostaje niezmienne – lewica nie stanowi żadnej samodzielnej siły politycznej.

Reindustrializacja i odbudowa klasy robotniczej pozostawia więc lewicę w stanie śpiączki, ponieważ fakty nie zgadzają się z ich wizją społeczeństwa. Warstwy, z którymi wiąże się współcześnie lewica, są z gruntu (i zawsze były) antyrobotnicze, poza momentami, kiedy zwycięska klasa robotnicza potrafiła pokonać siłę zjednoczonego kapitału w trakcie rewolucji.

Jeżeli więc patrzymy na polską scenę polityczną i zadajemy sobie pytanie, o co tak naprawdę chodzi w przepychance między PiS a „opozycją demokratyczną nowego typu”, to musimy sobie odpowiedzieć, że chodzi tu o opór starego, odchodzącego świata, który został zbudowany na kompromisie między radykalną reformą kapitalizmu a groźbą jego zmiecenia, wobec recydywy starego, przedwojennego, zamrożonego konfliktu o charakterze nacjonalistycznym. Podobnie, jak w I i w II wojnie światowej, groźbie pożogi wojennej nie jest w stanie przeciwstawić się nikt poza klasą robotniczą. Pozbawiona siły politycznej, samodzielnej, klasa ta wesprze pozornych reprezentantów jej bezpośredniego, partykularnego interesu ekonomicznego. Dla przeciwstawienia się nacjonalistycznemu zderzeniu konieczna jest świadoma siła polityczna klasy robotniczej jako klasy, od której wysiłku i postawy zależy funkcjonowanie podstaw ekonomicznych danego społeczeństwa.

Tendencja polityczna obejmuje wszystkie wysokorozwinięte kraje. W narastającej rywalizacji nie ma już miejsca na stare struktury, które stabilizowały niesprawiedliwy, ale stabilny ład. Tę stabilność zapewniała także i biurokracja krajów tzw. realnego socjalizmu, przyczyniając się do narastania sprzeczności, z którymi dziś się zderzamy. Równowaga, która się pojawi w wyniku rozstrzygnięcia rywalizacji musi brać pod uwagę koszty ewentualnego rozstrzygnięcia, koszty nieobliczalnej wojny imperialistycznej.

Upadek Rosji wywoła zapewne efekt runięcia wszelkich barier, które powstrzymywały dotychczas kraje imperialistyczne od wzajemnego wyrzynania się w imię przejęcia masy upadłościowej.

Lewica przyłącza się tymczasem do obozu, który upiera się przy zachowaniu modelu życia w sytuacji, w której skończyła się gospodarcza podstawa dla prowadzenia owego modelu życia. Konserwatywna prawica podnosi kwestię konieczności zmiany modelu społecznego. Propagandowo wykorzystuje dla wzmocnienia efektu argument, że ów model wiąże się z lewackim, narzuconym „marksizmem kulturowym”, który uderza w tradycyjne wartości. Neoliberalna prawica niekoniecznie pragnie znaleźć się w takim towarzystwie, niemniej prawica konserwatywna celnie bije w lewicowe (antykomunistyczne – bez podkreślania tego faktu) korzenie powojennego ładu gospodarczo-politycznego w Europie.

Model jednak się wyczerpał, ponieważ dla swego sukcesu potrzebował współpracy kapitału. Dziś kapitał ma kłopoty, z których zasadniczym jest zbytnie upowszechnienie modelu demokracji zagrażającej spokojnemu cieszeniu się kapitału swymi bogactwami. System gospodarki kapitalistycznej stwarza zagrożenia ekologiczne. Dziś lewica wdaje się w spór między tymi, którzy twierdzą, że zagrożenie ekologiczne stwarza głównie przemysł, a tymi, którzy utrzymują, że są to głównie prywatni użytkownicy zasobów przyrody. Nie bierze się pod uwagę, że dla utrzymania licznych społeczeństw niezbędna jest scentralizowana i racjonalna gospodarka podstawowymi zasobami planety. Alternatywą jest feudalizacja społeczeństwa globalnego, w ramach której stanie się naturalnym zróżnicowanie modelów życia różnych stanów społecznych, co również wpłynęłoby na poprawę ekologii planety.

Tak więc, brak alternatywy lewicowej również nie będzie koniecznie oznaczał końca świata, niemniej wiąże się z regresem cywilizacyjnym i chaosem związanym z koniecznością ustalenia siłą nowego ładu. Ten ład będzie się wiązał także z utrzymaniem jego klasowej istoty.

Mechanizacja rolnictwa spowodowała zarówno rozwiązanie problemu chłopstwa – poprzedzającej robotników klasy producentów bezpośrednich – oraz powstanie problemu ekologicznego. Nadzieje, jakie lewica wiąże z rozwiązaniem problemu klasy robotniczej przez zastosowanie automatyzacji i robotyzacji może okazać się ścieżką analogicznego narastania nowego problemu bez rozwiązania starego. W tym sensie należałoby, z lewicowej perspektywy, postrzegać i interpretować historię biorąc pod uwagę losy i dzieje naszych poprzedników, a nie tylko historię władców i ich dynastii, czy to koronowanych głów, czy to umownych królów jakiegoś segmentu gospodarki lub finansów.

Prawica konserwatywna mami społeczeństwo wizją, która zapowiada katastrofę, ale działanie jest z gruntu pragmatyczne i odnosi się do rzeczywistej rywalizacji. Koncepcje centroprawicy, do której dołącza się tzw. radykalna lewica, nie są możliwe do realizacji bez równie katastrofalnych walk o ocalenie świata Zachodu i utrzymanie sytuacji, w której koszty ponoszą regiony oddalone od Centrum.

Mamy przed sobą perspektywę proletaryzacji społeczeństw. Warstwa wysokokwalifikowanych specjalistów nie musi być wielka, aby zaspokoić potrzeby garstki posiadaczy kapitału. Ta wąska warstwa wysokokwalifikowanych specjalistów będzie odczuwała solidarność raczej z posiadaczami kapitału niż ze spauperyzowaną resztą społeczeństwa. Lewica nie ma więc powodu, aby liczyć na to, że owa warstwa stanie się jej oparciem i bazą społeczną powołaną do zmiany społeczeństwa na bezklasowe.

A jednak to właśnie ku tej grupie społecznej zwracają się nadzieje i oczekiwania lewicy. Klasa robotnicza z tej perspektywy wydaje się predestynowana do podtrzymywania i uwieczniania przestarzałego sposobu gospodarowania, idącego w poprzek postępowi i nowoczesności. Populiści prawicowi mogą więc liczyć na to, że owa klasa pozwoli im odtworzyć tradycyjne społeczeństwo i ekonomikę. Jeśli jednak – zgodnie z własnymi teoriami – uznamy, że rozwiązania domaga się kwestia podstawowa, kwestia bezpośredniej, materialnej produkcji dla utrzymania i odtworzenia społeczeństwa, to okaże się, że bez rozwiązania tego problemu nie będzie możliwy dalszy postęp ludzkości. Klasy panujące nie są zainteresowane powszechnym postępem produkcji przemysłowej, która jest podstawą utrzymania takiego społeczeństwa, jakie dziś znamy. To dla utrzymania takiego właśnie społeczeństwa musimy znaleźć rozwiązanie kwestii masowej produkcji dóbr materialnych i bogactwa społecznego.

W przeciwieństwie jednak do teoretyków bazujących na teorii stalinowskiej, nie utożsamiamy pracy produkcyjnej z wszelką materialną produkcją. Warunkiem jest materialność owej produkcji (plus związane z nią sfery bezpośredniej obsługi niezbędnej dla wytworzenia dobra), ale w grę wchodzi także element społeczny, czyli to, na ile dane dobro stanowi niezbędny element masowej produkcji dla masy społecznej. Wiąże się to z kategorią siły roboczej, które to pojęcie nie ma sensu bez założenia, że chodzi o kategorią stochastyczną, powszechną. Konieczny jest także element przeciwstawienia abstrakcyjnej kategorii posiadacza środków produkcji z kategorią wytwórcy, który został tych środków pozbawiony. To jest wówczas relacja antagonistyczna. Wytwórca, który włącza się w relację wyzysku, ale nie jest historycznie pozbawiony owych środków produkcji, nie znajduje się w relacji antagonistycznej, chociaż podlega wyzyskowi. Taka relacja przysługuje jedynie historycznej linii producentów bezpośrednich środków powszechnej konsumpcji, którzy zostali pozbawieni środków pracy, którą wykonywali. Nie są to zawody powołane przez kapitał dla poszerzenia swego komercyjnego oddziaływania.

W tej mierze jesteśmy odporni na argumentację o zmianach w strukturze pracy i w strukturze zawodowej. Konflikt klasowy o charakterze antagonistycznym przewija się czerwoną linią przez całe pisane dzieje ludzkości i jako taki wymaga rozwiązania.

Elastyczność struktury profesjonalnej jest tu sprawą wtórną, chociaż istnieje i wpływa na konkretny kształt aktualnych form wyzysku.

W tej kwestii leży rozróżnienie między teorią Marksowską a teoriami, które podchwytują kategorię wyzysku jako wytrych dla własnej propagandy i poszerzania własnych wpływów kosztem rzetelności teoretycznej.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
19 września 2020 r.