Taką tezę stawia Alan Posener w swoim komentarzu zamieszczonym w „Die Welt”, analizując fenomen Trumpa stojącego na czele rewolty białych mężczyzn z niższej warstwy społecznej.

„[…] budowanie społeczeństwa, w jakim szanse życiowe zależą wyłącznie od ‘merit’, czyli talentu i intelektu, doprowadzi do panowania ‘zarozumiałej elity’, która będzie nie do zniesienia, ponieważ panować będzie z całkowicie czystym sumieniem” – cytuje Posener autora książki „The Rise of Meritocracy”, Michaela Dunlopa Younga, który już wcześniej przewidział taki rozwój.

W Polsce, w ten klimat uzasadniający odmowę zrozumienia racji klasowych przeciw kulturowo-obyczajowym wpisuje się filozof, Andrzej Leder. Na łamach „Krytyki Politycznej” propaguje nawiązanie do „rajdów wolności” przeprowadzanych w USA przeciwko segregacji rasowej, obowiązującej tam jeszcze na początku lat 60-tych XX w. (patrz: Leder: Po wydarzeniach w Białymstoku potrzebujemy „rajdów wolności”)

Ledera nie interesuje kwestia, na ile zniesienie segregacji rasowej przyczyniło się do podważenia stosunków kapitalistycznych. Gdyby Leder był tylko chrześcijańskim moralizatorem, to nasza pretensja byłaby zapewne nieuzasadniona. Jednak Leder wprost nawiązuje do Nowej Lewicy, która przynajmniej teoretycznie nie może uciekać od tego typu kwestii.

Tzw. nowa radykalna lewica, powstała z transformacji trockizmu w posttrockizm, w której to postaci stała się współcześnie kompatybilna z poststalinizmem, popiera działania lewicy drobnomieszczańskiej, której opozycja wobec wielkiej burżuazji wspiera się na żądaniu poszerzania swobód obywatelskich w sferze kulturowo-obyczajowej, bez kwestionowania panowania kapitału. Kapitał jest tu akceptowany pod warunkiem, że wywiąże się z obowiązku zapewnienia budżetowi państwa środków na redystrybucję dochodu i dochodów opartą na zasadach przezwyciężających stare zasady wynagradzania za pracę dla kapitału i jego zysku (a której brakuje także dla wykształconych, białych mężczyzn z klasy średniej – problem nierozwiązanych stosunków kapitalistycznych).

„Rozwiązanie” problemu segregacji w USA zaskutkowało wprowadzeniem tzw. poprawności politycznej i punktów za pochodzenie, czyli zafundowaniem kolejnej grupie społecznej (czarnym, którym udało się wyrwać ze swojego środowiska) pozycji wśród innych grup cieszących się przywilejami wynikającymi z miejsca danego kraju w międzynarodowym kapitalistcyznym podziale pracy, a nie z zadania ciosu kapitalistycznym stosunkom produkcji.

Budżet USA zniósł to nieznaczne poszerzenie grup uprzywilejowanych, zwłaszcza, że odpuszczenie dyskryminacji rasowej odbyło się zasadniczo bezkosztowo, poza kosztem poszerzenia warstwy uprzywilejowanych przedstawicieli intelektualnej elity. Koszty te zresztą ponieśli wyzyskiwani przez kapitał przedstawiciele grup niższych społeczeństwa.

To, że „sukces” szlachetnych studentów miał swoją drugą stronę medalu, stronę klasową, to już nikogo nie obchodzi. Lata 60-te ub. stulecia stworzyły wrażenie, że można uzyskać postęp społeczny i państwo socjalne bez obalania kapitalizmu drogą socjalistycznej rewolucji – i to pozostaje dogmatem lewicy burżuazyjnej do dziś. Tzw. nowa radykalna lewica w pełni przyjmuje przywództwo lewicy burżuazyjnej, uważając walkę o wolności liberalno-demokratyczne za pierwszy etap walki klasowej, a nie za jej zastąpienie. Mimo tego, że tak właśnie było już w czasach Marksa, co skutkowało traktowaniem Marksa przez wszystkie siły postępowo-liberalne jako antydemokratę z totalitarystycznymi zapędami.

Dopóki lewica rewolucyjna nie zda sobie sprawy z tego, że walka kulturowo-obyczajowa, prowadzona przez lewicę burżuazyjną, toczy się zamiast walki klasowej i że tak było od zawsze, to nigdy nie stanie się siłą samodzielną.

Andrzej Leder przypomina lata 1980-81: „Wtedy naprawdę górnicy strajkowali, gdy potrzebowały wsparcia pielęgniarki, a warszawskie zajezdnie zatrzymywały ruch autobusowy wspierając studentów”. Jest to pochwała, podnosząca zmianę postawy robotników, których lewica przestała ostatecznie uważać za sojuszników w 1968 roku. Robotnicy „zrehabilitowali się” w jej oczach!

Kiedy jednak latem 1980 r. trwały strajki robotników na Wybrzeżu i na Śląsku, studenci nie strajkowali solidarnościowo. Lewicowa opozycja demokratyczna przysłała natomiast swoich doradców, aby przesunąć ostrze strajków na żądania polityczne, które później dały rządzącej elicie pezetpeerowskiej możliwość przeprowadzenia wraz z „wrogiem klasowym” bezalternatywnej transformacji do kapitalizmu. Do dziś zresztą, obrońcy tzw. nowych ruchów społecznych i antykomunistycznej lewicy burżuazyjnej nadającej ton na lewicy, w rodzaju Jerzego i Tymoteusza Kochanów, ni z gruszki, ni z pietruszki oskarżają robotników o zdradę socjalizmu PRL-owskiego. Chociaż sami w pełni solidaryzują się z antykomunistcyzną lewicą obyczajowo-kulturową, która jako formacja była aktywnym architektem transformacji ustrojowej.

Leder pisze: „Jeśli chodzi o prawa osób LGBT, już teraz większość Polaków ma do nich pozytywny stosunek. Nie mówiąc o tak oczywistych sprawach, jak przekonanie o konieczności chronienia publicznego systemu ochrony zdrowia czy edukacji”.

Nie bardzo wiadomo dlaczego Leder na wyrost przypisuje troskę o publiczną służbę zdrowia rządom realnie alternatywnym do PiS, nawet gdyby zasiedli w nich lewicowi fani „Krytyki Politycznej” i ich guru, Leszka Balcerowicza. Nie przystoi intelektualiście demagogiczne umieszczanie w jednym zdaniu LGBT i ochrony publicznych usług. Wydaje się, że „zdrowy rozsądek” mas ma tu teoretyczną przewagę nad „merytokratyczną” elitą intelektualną.

Ponadto, jeśli już większość Polaków ma pozytywny stosunek do praw osób LGBT, to nie oznacza to, że są oni zgodni z opiniami, że publiczne promowanie seksualnych zachowań osób LGBT nosi znamiona takiej samej pornografii, co seksualne zachowania osób heteroseksualnych. Tolerancja dla prywatnych zachowań seksualnych jest głoszona nawet przez przedstawicieli Kościoła katolickiego. Tolerancja na tym polega, że niekoniecznie odnosi się do tolerowanych zachowań entuzjastycznie. Zmuszanie społeczeństwa do entuzjazmu wobec LGBT wykracza poza granice tolerancji i staje się, dialektycznie!, nietolerancją wobec osób, które już tolerują z niechęcią.

Tu mamy zasadniczą różnicę między segregacją rasową a tolerancją wobec osób LGBT. Kolor skóry był faktyczną, realną przyczyną dyskryminacji materialnej, bytowej. Przynależność do grupy LGBT nie stanowi przyczyny takiej dyskryminacji. Kwestia orientacji seksualnej nie stanowi więc elementu pojawiającego się w relacji produkcji. Niektóre osoby LGBT doświadczają dyskryminacji ze strony osób, które są po tej samej stronie barykady, jeśli chodzi o walkę klasową, inne znajdują się po przeciwnej stronie barykady, po stronie kapitału. Tylko uznanie, że walka klasowa straciła na znaczeniu we współczesnym społeczeństwie może powodować zastąpienie jej przez kwestie obyczajowo-kulturowe. Nie sposób jest spójnie połączyć obu kryteriów walki klasowej, a więc i marzyć o skuteczności tej walki.

Tzw. nowe ruchy społeczne pojawiły się masowo na Zachodzie w latach 60-tych, na fali kryzysu i upadku mitu ZSRR jako sukcesu „realnego socjalizmu”. Były reakcją tych nurtów antykomunistycznej lewicy burżuazyjnej, koncyliacyjnej wobec burżuazji i kapitału, które były zmuszone do milczenia i gryzienia się ze swoimi wątpliwościami przez 25 lat propagandy sukcesu uprawianej przez stalinowskie ekipy w ZSRR i państwach satelickich. Nie było nowością zastępowanie marksowskich kryteriów walki klasowej kryteriami przedkładanymi przez przeciwników Marksa wśród postępowych liberałów i demokratów, a także w łonie samych masowych partii robotniczych. Spór nie jest więc ani nowy, ni wyssany z palca. To Nowa Lewica udaje, że splendoru nowości nadaje jej tezom postęp technologiczny itp. Stary spór toczy się w nowych dekoracjach, nie zmieniając istoty sprawy.

Protesty przeciwko „paradom równości” są więc z pełną hipokryzją ośmieszane jako demonstrowanie odruchu niższości przez „gorszych”, mniej „luzackich”, mniej „cool” przedstawicieli społeczeństwa. Wracając do Younga i Posenera: „Ta ‘deprymująca prawda’ uderza szczególnie mocno w tych, którzy nie mają żadnego usprawiedliwienia dla swojej porażki – nie są ani imigrantami, ani czarnoskórymi, ani niepełnosprawnymi, ani też kobietami, którzy mogliby się skarżyć na dyskryminację i domagać się wsparcia”.

Fakt, poza kapitalistycznymi stosunkami nie mają oni żadnego usprawiedliwienia dla swego „nieudacznictwa”, ba, na ich „nieudacznictwie” opiera się sukces gospodarki kapitalistycznej. A sukces gospodarki kapitalistycznej jest warunkiem realności pozapłacowych tytułów do udziału w podziale dochodu i dochodów.

Dlatego stosunek Nowej Lewicy do robotników ma charakter klasowy, Nowa Lewica w tym względzie znajduje się po tej samej stronie barykady, co kapitał. Dla niej robotnik jest „Innym”.

Kapitał unika konfrontacji w walce klasowej. Lewica walczy z ofiarami kapitalistycznego wyzysku, jasno wyrażając swój wybór polityczny i klasowy. Lewica radykalna natomiast odmawia „dzielenia lewicy”. Czyżby w imię skuteczności walki z kapitałem? Zastępuje nie od dziś klasę robotniczą warstwami pośrednimi, co bardzo pomaga w kamuflowaniu kapitulacji przed kapitałem.

Zaiste – porażka klasy robotniczej jest rzeczywistym programem współczesnej lewicy.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
28 lipca 2019 r.