Rosja jest agresorem. Bezsprzecznie. Gdyby Rosja nie dokonała agresji na Ukrainę, nowoczesna, demokratyczna lewica byłaby niepocieszona.

W 1991 r. upadł ZSRR. Nowe władze Rosji, z Borysem Jelcynem jako pierwszym prawdziwym demokratą od czasów Kiereńskiego, były noszone na rękach za zaprowadzenie prawdziwie demokratycznego systemu władzy oligarchów, którzy zapewnili Zachodowi 30 lat niezakłóconego udziału w rabunku bogactw Federacji. Odmiennie niż pozostałe kraje tzw. bloku wschodniego, Rosja nie została jednak zintegrowana ani z gospodarką, ani ze strukturami politycznymi, a tym bardziej wojskowymi, Europy Zachodniej.

O tym dlaczego tak się stało piszemy gdzie indziej. Ważny jest wniosek, iż zachodnia nowoczesna lewica nie domagała się naprawienia owego niewątpliwie przypadkowego przeoczenia. Nawet jeśli polska radykalna lewica obwoływała rządy prawicowych populistów z PiS wdzięcznym mianem „faszystowskich”, to bynajmniej nie domagała się (ani jej zachodni odpowiednik) wyrzucenia Polski z UE, tej wielkiej rodziny zachodniej demokracji. A nawet przeciwnie, wszelkie aluzje do wystąpienia Polski z Unii były przyjmowane jako widomy znak arogancji narastająco (jeśli w ogóle możliwe było stopniowanie) faszystowskiego rządu PiS. Z perspektywy czasu wydaje się, że lewica powinna była domagać się od rządu czegoś wręcz przeciwnego, a mianowicie honorowego usunięcia się hańby zachodniej demokracji z przyzwoitego grona.

Tym śmieszniejsze jest to, że od czasu agresji Rosji na Ukrainę, z retoryki lewicy polskiej znikł epitet „faszystowski” w odniesieniu do reżymu PiS. Lewica nabrała wody w usta i liczy na zbiorową amnezję Polaków. W sumie, dołączyła do Ikonowicza, który już wcześniej dokonał swoistej rehabilitacji PiS w ramach wdzięczności za jego populizm ułatwiający życie polskiemu, rewolucyjnemu społecznikostwu w ramach zbiorowego karierowiczostwa posuniętego do stwierdzenia, że przy drobnej pomocy każdy w kapitalistycznej Polsce może wykazać się przedsiębiorczością i ruszyć jak burza do podboju wolnego rynku. Taki więcej niż komunista, a nawet zwolennik „faszystowskiego” reżymu peryferyjnego modelu kapitalizmu.

W ramach chrześcijańskiego „wybacz, jako i ja ci wybaczam”, lewica wzniosła się na wyżyny obiektywizmu i braku sekciarstwa przyjmując za Ikonowiczem, że kapitał i NATO tym razem opowiedziały się po dobrej stronie mocy. Takich punktów zbieżności i wzajemnego zrozumienia między lewicą a kapitałem jest, oczywiście, więcej. Topór wojenny został zakopany, gdy rzecz idzie o wartości cywilizacji zachodniej. Warunkiem koniecznym aprobaty lewicowej pozostaje respektowanie instytucji demokratycznych, bez czego działalność lewicowa, tj. nowoczesnolewicowa, jest niemożliwa. Co prawda, jeszcze rok temu lewica i zaprzyjaźnione z nią kręgi liberalno-burżuazyjne zaklinały się, że PiS niszczy instytucje demokratyczne, ale okazało się, że nie miało to większego znaczenia w obliczu konfliktu wojennego. Może więc nie miało sensu nadużywanie epitetu „faszystowski” w odniesieniu do PiS? Sensem użycia tego określenia było okazanie, że postawa szczerych obrońców demokracji jest nieprzejednana, nieustępliwa i że do ostatniego aktywisty nie ustąpią oni pola PiS-owi. Faszyzm nie przejdzie!

Problem w tym, że Polska to nie Syria czy Libia, czy nawet nie Ukraina w 2014 r.

Ambasada amerykańska nie przyniosła ciasteczek na barykady KOD-u i „kolorową rewolucję” antypisowską szlag trafił, zanim się jeszcze nie rozwinęła poza etap stylizowanych na powstańczą żałobę wdzianek celebrytów.

Suwerenna i niezłomna lewica liberalna w każdym tego przymiotnika znaczeniu musiała przełknąć upokorzenie. Okazało się, że wewnętrzny brak demokracji można powetować sobie bardziej pragmatycznie nakierowanym oskarżeniem braku demokracji w odniesieniu do reżymu, który ambasada amerykańska pozwala krytykować.

Wydaje się, że zachodni konserwatyzm zadowolił się wygraną w Zimnej Wojnie. Logiczne jest, że nie wiąże z Rosją nadziei na rozwijanie demokracji w stylu lewicowym. Co konserwatyzm rozumie pod hasłem lewicowego modelu demokracji, najlepiej można zrozumieć zapoznając się z krytyką XX-wiecznej lewicowości wykreowanej w opozycji do modelu radzieckiego gospodarczego i politycznego. No cóż, wydaje się, że po upadku tej alternatywy wobec kapitalizmu, zachodnia Nowa Lewica i jej spadkobiercy stracili na popularności wśród tzw. mas ludowych. Pogrzebana ostatecznie sprzeczność między lewicą a prawicą zdaje się przeżywać swój renesans polityczny. Co więcej, w wyniku rozmycia się lewicowości w nurcie globalnego postkapitalizmu nie obawiającego się już alternatywy komunistycznej, dominująca opozycja rysuje się między opartym na nacjonalizmie konserwatyzmie a ponadnarodową strukturą rządu globalnego, który nie czyni rozróżnienia między poszczególnymi narodami, zastępując nowocześnie konflikty narodowe globalnym konfliktem klasowym. Nowoczesna lewica wpisuje się w ten globalny układ klasowy, przenosząc z krajowego podwórka na arenę globalną permanentną walkę „rewolucyjną” o poszerzanie enklaw działania instytucji radykalizującej się stale demokracji. Tak jak nowoczesna lewica nie dąży do zniesienia klasy kapitalistów – bo kogo wówczas mogłaby opodatkować? – tak i nie dąży do uniemożliwienia realizacji projektu globalnego zarządzania redystrybucji dochodu i dochodów. Wykorzystywanie owoców owej redystrybucji jest przy tym pomyślane w skali lokalnej, co pozostaje wkładem lewicy wolnościowej w ruch alterglobalistyczny. Globalne zarządzanie polegające na interwencjonizmie aparatu państwa globalnego w stosunki produkcji materialnej z czapą pozaprodukcyjnej nadbudowy, pozostawiającej sektorowi pozaprodukcyjnemu pełną wolność w sferze przedsiębiorczości – jej organizacji i organizacji jej stosunków podziału. Na tym polega alterglobalizm – decentralizacja połączona z państwowym interwencjonizmem mającym na celu powściąganie aspiracji bezpośrednich producentów do kontrolowania warunków swej produkcji i redystrybucji. W tej sferze produkcji materialnej nie ma mowy o zniesieniu relacji kapitalistycznych, które gwarantują efektywność, na której opiera się możliwość rozwijania pozakapitalistycznych relacji społecznych w sferach nieprodukcyjnych.

Konserwatyzm natomiast nawiązuje do bardziej tradycyjnego podział na narody, ich sojusze oraz na sprzeczności interesów generowane przez tego typu organizację społeczności ludzkiej. W efekcie, konserwatyzm uznaje prawo rywali do formułowania własnych interesów, respektuje je, chociaż niekiedy wynikają z tego konsekwencje prowadzące do konfliktów wojennych.

Konserwatyści są więc skłonni uznać prawo Rosji do definiowania własnych interesów i do wyciągania z tego konsekwencji w postaci działań prowadzących do zabezpieczenia owych interesów. Polscy konserwatyści, jak to ma miejsce w przypadku państwa nie do końca suwerennego, są podzieleni w stosunku do Rosji. Dla jednych, endeckiej proweniencji, Rosja pozostaje jakimś odnośnikiem jako ewentualny protektor chroniący kraj przed zwasalizowaniem przez kapitalistyczny Zachód. Inni, jak obóz PiS, wolą nawiązywać do tradycji walki z imperializmem Rosji carskiej, który grozi wymazaniem Polski z mapy świata w ramach realizacji ambicji imperialnych Rosji. W konkretnym przypadku konfliktu rosyjsko-ukraińskiego, nowoczesna lewica, która postrzega w Rosji jako spadkobierczyni ZSRR jedynie realizację planu imperialnego dowolnymi metodami, w tym w odwołaniu do idei socjalistycznej, lewica znalazła się w jednym obozie antyrosyjskim wraz z politycznym oponentem w postaci konserwatywnego, populistycznego PiSu.

Dla coraz liczniejszych politologów i myślicieli, głównie na Zachodzie i na globalnym Południu, coraz oczywistszym się staje, że popularność konserwatywnej ideologii rosyjskiego nacjonalizmu, idei mesjanistycznej Rosji, jest efektem niepowodzenia – czy raczej niepodjęcia przez Zachód – zadania integracji Rosji w demokratyczne struktury Zachodu. Demonizowanie Rosji może tylko wpływać na przyjmowanie przez rosyjskie społeczeństwo jako prawdziwej, zasadniczej tezy owych koncepcji, mówiącej o radykalnej, nieprzezwyciężalnej obcości rosyjskiej i zachodniej mentalności.

Lewica stawia natomiast społeczeństwu rosyjskiemu niewykonalne zadanie, aby w warunkach konsekwentnego od 3 dekad odrzucania kandydatury Rosji do demokratycznych struktur Zachodu, społeczeństwo rosyjskie wymusiło na swoim rządzie wprowadzenie instytucji demokratycznych. Dla Zachodu nie jest na rękę taka integracja. Grozi ona przede wszystkim podważeniu własnych instytucji demokratycznych, które trzymają się jeszcze resztką sił. Potraktowanie Rosji jako równorzędnego partnera, a nie jako peryferyjny obszar wyzysku surowcowego i rynek zbytu, ma skutek w pogorszeniu się standardu życia społeczeństw zachodnich. Co jest wodą na młyn tendencji politycznych dalekich od demokracji. Jednym słowem, kraje Zachodu i tak coraz bardziej zaczynają przypominać Rosję, jeśli chodzi o realność faktycznych instytucji demokracji burżuazyjnej. Co się wyraża w popularności prawicowopopulistycznych sił politycznych.

Rzecz w tym, że przy takim trendzie, postulat demokracji ma tendencję zanikającą. Elity konserwatywne i elity globalistyczne są tylko elitami i jako takie znajdą ostatecznie wspólny język na plecach klasy wyzyskiwanej. To zakłada zmianę paradygmatu struktury politycznej społeczeństwa i postulat demokracji przestaje być jakimś kryterium, kiedy zniknie sprzeczność w łonie samej elity panującej. Demokracja jest sprzeczna z ekologią, a więc wynik walki jest z góry przesądzony.

Konserwatyzm po obu stronach barykady podnosi głowę w oczekiwaniu na antycypowane zwycięstwo. Demokracja w warunkach nędzy nie jest funkcjonalna. Kapitalizm nie jest w stanie zapewnić dłużej ucieczki do przodu, ponieważ fizyczna możliwość poszerzania obszaru dynamicznego rozwoju rynku kapitalistycznego została wyczerpana. W pewnym sensie Zachód nie jest w stanie wygrać konfrontacji z Rosją, ponieważ jego model ekspansji ekonomicznej wyczerpał się. Możliwość nowej dynamiki mają kraje globalnego Południa i kapitalistycznych Peryferii, a te są negatywnie nastawione do modelu demokratycznego, z którym mają złe doświadczenia. Wizja, która im przyświeca ma naturę konserwatywną i nacjonalistyczną. W wizji rosyjskiego miru pociąga je bliskość do własnego wyobrażenia o świecie pozbawionym sprzeczności i kierującym się wyższą duchowością.

Dlatego, nawet jeśli elita oligarchiczna Rosji i kadra zarządzająca jej interesami w postaci reżymu Putina aspiruje do wartości świata zachodniego, to odrzucenie Rosji przez ten świat powoduje, że model radziecki w wersji stalinowskiej promieniuje i stapia się w jedno z modelem nowej humanistyki konserwatywnej, która rezonuje z mentalnością społeczeństw skolonizowanych i już nawet nie aspirujących do zachodniej demokracji. Charakterystyczne jest solidaryzowanie się, np. młodzieży panafrykańskiej z rosyjskim odrzuceniem przez świat zachodni. Podleganie temu odrzuceniu stało się wręcz modne, a nawet stało się pożądane i jest wyprzedzane jako odrzucenie Zachodu z jego wartościami.

Z lewicowego punktu widzenia, jest to cofnięcie koła historii. Niestety, nie można liczyć na lewicę w kwestii zaproponowania modelu, który dorównałby modelowi solidarności ludzi pracy proponowanej przez obóz socjalistyczny w II połowie XX wieku. Ten model był jedynym modelem zdolnym zyskać cechę atrakcyjności dla społeczeństw Peryferii kapitalistycznego rozwoju, a nie będącym zaprzepaszczeniem wartościowych osiągnięć rewolucji przemysłowej i kapitalistycznego wzrostu stanowiącego ekonomiczny warunek zniesienia społeczeństwa klasowego.

Konflikt na Ukrainie wpisuje się w tę stawkę. Niedostrzeganie przez nowoczesną, radykalną lewicę szansy na zastąpienie nacjonalistycznego projektu ruskiego miru z jego kompatybilnością do zachodnich modeli konserwatywnych przez projekt radykalnie przekraczający ograniczenia czysto kapitalistycznego, utopijnego dziś, projektu odtworzenia państwa dobrobytu z demokratycznymi instytucjami, niweczy nośność projektu socjalistycznego w skali świata.

Ze względu na fakt, że to Zachód odrzucił możliwość integracji Rosji wraz z możliwością włączenia jej w struktury globalnego podporządkowania ze względu na egoistyczne, choć krótkowzroczne interesy amerykańskiej elity politycznej, kapitalizm globalny popełnił samobójstwo na rzecz recydywy nacjonalizmów i powrotu do społeczeństw sprzed Rewolucji Francuskiej, a więc nietkniętych ideą jakiejkolwiek demokracji poza demokracją ograniczoną do platońskiej elity panującej. To samobójstwo dostrzegają amerykańscy politycy efektywnego pokolenia Zimnej Wojny w rodzaju Henry Kissingera.

No cóż, degeneracja amerykańskiej klasy politycznej pociąga za sobą degenerację i niemoc europejskiej klasy politycznej, ukształtowanej przez dekady nowolewicowej aktywności. Paradoksalnie, podobnie jak sankcje wobec Rosji są dla niej szansą na niechcianą suwerenność ekonomiczną i otwarcie na rynki globalnego Południa, tak i tępa bezwzględność polityki międzynarodowej, kształtowanej przez nowolewicowe uprzedzenia i zaślepienia, staje się dla oligarchicznej Rosji równie niechcianą szansą na światowe przywództwo.

Rechot starej Klio pobrzmiewa w mrokach dziejów…

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
22 sierpnia 2022 r.