Nowa Lewica skarży się na to, że czas wolny jest czasem wolnym od pracy, a więc czasem wypoczynku i zapominania o pracy, która ma głównie traumatyczny charakter. W ten sposób nie ma możliwości wykorzystać czasu wolnego na twórczość czy na inne zajęcia, które nie mają nic wspólnego z pracą.

To uzasadnia konieczność dochodu gwarantowanego.

Oczywiście, tylko w sytuacji, kiedy jego wysokość pozwala na niewykonywanie żadnej pracy zarobkowej. Bo inaczej znowu czas wolny będzie tylko czasem odpoczynku od pracy, a nie okresem beztroskiej kreatywności.

Tutaj znowu Nowa Lewica popada w sprzeczność sama z sobą, w sprzeczność, która jest zakodowana w jej teorii, ale czego nie przyjmuje do wiadomości odrzucając marksizm Marksa.

Przede wszystkim – praca zarobkowa grup społecznych, które nie należą do klasy bezpośrednich producentów, ma podwójne źródło – z jednej strony, wywłaszczenie bezpośredniego producenta z własności środków produkcji uczyniło z niego wyłącznie producenta. Oddzieliło od jego kondycji pracę nieprodukcyjną, czyli kreatywność. Natomiast z pracy kreatywnej uczyniło osobną kategorię pracy zarobkowej.

Proces ten, oczywiście, był długi i trudno się było rozeznać w jego perfidii, szczególnie w sytuacji osób, które pracują kreatywnie. Początkowo zapotrzebowanie na pracę kreatywną, wykonywaną nie przez siebie, ale przez kogoś innego, zgłosiła klasa panująca i wyzyskująca. To ona stworzyła grupę usługodawczą, która nie identyfikowała się z wywłaszczonymi producentami bezpośrednimi (chłopami, a następnie robotnikami) i ich walką.

Praca kreatywna, która rozwija istotę gatunkową człowieka, raczej nie definiuje się jako praca zarobkowa. Przynajmniej w marksizmie. Jeśli wziąć skargi tzw. klasy kreatywnej na poważnie, to te skargi są wyrazem dojrzewającej sprzeczności między istotą pracy kreatywnej (a ściślej: aktywności kreatywnej) a miejscem w społecznym podziale pracy podporządkowanym mechanizmowi klasowego wyzysku. Tak, to prawda, jeśli praca kreatywna jest pracą zarobkową, to czas wolny nie może być niczym innym, jak odpoczynkiem po zniewalającej pracy zarobkowej.

Dlatego praca kreatywna nie może być – i nie jest w marksizmie – jakimś rodzajem pracy zarobkowej. Praca kreatywna (aktywność kreatywna) jest istotą czasu wolnego, czasu poświęconego na swobodny rozwój potencjału zawartego w każdej istocie ludzkiej.

Oczywiście, z perspektywy nowolewicowej jest to teza nie do przyjęcia. Praca umysłowa jest w tym paradygmacie wyznacznikiem kondycji proletariatu najemnego zupełnie tak samo jak praca produkcyjna i dlatego daje pracownikom kreatywnym prawem kaduka pretekst do uważania się za takiego samego robotnika jak każdy inny robotnik przemysłowy.

Tymczasem, Nowa Lewica rozumuje dokładnie odwrotnie, co można łatwo wytłumaczyć jej miejscem w społecznym podziale pracy: praca producenta bezpośredniego jest przyrównywana i zrównywana z pracą zarobkową pracowników najemnych sfery nieprodukcyjnej. Czyli mamy do czynienia z odwróceniem rzeczywistości. W optyce nowolewicowej to nie mechanizm kapitalistycznego wyzysku ukształtowany na bazie zniewolenia bezpośredniego producenta kształtuje na swoją modłę resztę stosunków społecznych, ale praca robotnika produkcyjnego jest przyrównywana do pracy zarobkowej pozaprodukcyjnej, której istotą jest mechanizm redystrybucji wytworzonego bogactwa, a nie jego produkcja, która kształtuje powszechne stosunki podziału.

Praca umysłowa jest wyzyskiwana na modłę pracy produkcyjnej poprzez system wynagradzania, który jest ukształtowany przez sytuację wywłaszczenia producenta bezpośredniego. Oczywiście, jeśli robotnik opłaca usługę nieprodukcyjną, to podporządkowuje się mechanizmom kapitalistycznym. Przeciwieństwem tego kapitalistycznego sposobu opłacania usługi nieprodukcyjnej nie jest lepszy mechanizm wynagradzania (w tym i dochód gwarantowany, którego wysokością i tak dysponują kapitaliści-właściciele środków produkcji), ale zniesienie rozdzielenia osoby robotnika na producenta dóbr materialnych i konsumenta usług nieprodukcyjnych, połączenie obu aktywności w swojej pełnej istocie gatunkowej.

Rzecz jasna, kapitalista, który może sobie opłacać dużo lepsze usługi nieprodukcyjne, pozostaje także wyalienowanym osobnikiem, który cierpi na kompleks niepełnej, pokawałkowanej osobowości. Tyle że łatwej mu o tym nie pamiętać, ponieważ zakupione przez niego usługi nieprodukcyjne mają wyższą jakość niż te, na jakie mogą sobie pozwolić zwykli pracownicy najemni. Ma więc rentę satysfakcji społecznej, co nie czyni z niego lepszej i wartościowszej jednostki niż wyzyskiwani przezeń pracownicy.

Co więcej, jego czas wolny, poświęcony na konsumpcję usług niematerialnych, jest również czasem wolności od aktywności postrzeganej jako niewdzięczna praca właściciela środków produkcji. W tym sensie, kondycja społeczna wyzyskiwacza kapitalistycznego nie różni się od kondycji pracownika najemnego. Nowolewicowiec – podchodząc do sprawy racjonalnie – powinien zająć się więc w pierwszej kolejności wyciągnięciem z opresji wyalienowania osoby kapitalisty (łatwiej to osiągnąć), a dopiero później – wzorując się na doświadczeniu – zajmować się dezalienacją pracowników najemnych sfery nieprodukcyjnej. Na samym końcu można się zająć dezalienacją pracowników bezpośrednio produkcyjnych, ponieważ dla utrzymania poziomu materialnego, praca niekreatywna jest potrzebna bez dwóch zdań. Dlatego ich dezalienacja jest możliwa dopiero na końcu.

W ramach dezalienacji należałoby zastąpić pracownika bezpośrednio produkcyjnego przez maszyny oraz sztuczną inteligencję. Obfitość dóbr potrzebnych ludziom niezatrudnionym w ramach dezalienacji pracy, która jest możliwa teoretycznie, ma jednak tę cechę, że jest pozbawiona wartości. Albowiem wartość nadaje wyłącznie zawartość pracy żywej. Tego twierdzenia Nowa Lewica nie będzie kwestionować, ponieważ jest to dla niej argument za uzasadnieniem wartościotwórczego charakteru dowolnej pracy żywej, niezależnie od gałęzi gospodarki. Bez pracy żywej nie ma wartości. A więc dobra materialne są pozbawione wartości, czyli teoretycznie dostępne wszystkim za darmo.

Pełny komunizm!

Problem w tym, że właściciele środków produkcji – w tym przypadku przyrody, nie muszą dostrzegać potrzeby utrzymywania za darmo miliardów ludzi, którzy mają tę negatywną cechę, że szkodzą ekologii. Ponieważ środkiem produkcji jest ostatecznie przyroda, zawłaszczona przez właściciela, to kwestia ekologii nabiera wymiaru egzystencjalnego. Ludzie wyzwoleni od konieczności pracy produkcyjnej stają się zasobem przyrodniczym, a nie wolnymi jednostkami.

Oczywiście, w sytuacji, kiedy mamy do czynienia z prywatną własnością środków produkcji, a nie komunizmem, gdzie każda osoba ludzka jest jednocześnie producentem bezpośrednim i wykonuje aktywność kreatywną.

Zawikłanie kwestii pracy polega także na dwuznaczności semantycznej: pracą nazywamy zarówno pracę zarobkową, jak i każdy wysiłek. Tymczasem praca zarobkowa jest atrybutem siły roboczej i marksizm woli posługiwać się tym ostatnim pojęciem zamiast wieloznacznym pojęciem pracy.

Termin „praca” automatycznie uwalnia skojarzenie z zarobkiem, z wynagrodzeniem za pracę. Tak więc wydaje się, że każda praca zasługuje na godną płacę. Chodzi jednak tylko o pracę najemną, podejmowaną z celem osiągnięcia zarobku.

Mamy jednak także do czynienia z pracą kreatywną, pracą podejmowaną dla kreowania siebie, swojej istoty gatunkowej. Ta praca z istoty swojej nie może być pracą wynagradzaną, ponieważ wynagrodzenie sugeruje i określa naszą pracę jako wykonywaną dla kogoś innego, kto z jakiegoś powodu chce się pozbawić własnej kreatywności, aby zastąpić ją cudzą kreatywnością. Bo, np., może sobie na to pozwolić i w ten sposób zastąpić swój brak jako osoby brzęczącą monetą, podkreślając jednocześnie swoją wyższość jako bogacza, maskującą ułomność osoby.

Osoby wykonujące pracę kreatywną nie chcą się pogodzić ze sprzecznością zawartą w pojęciu pracy kreatywnej i pracy zarobkowej. Jeżeli wziąć pod uwagę poziom degradacji istoty ludzkiej, to fakt pozbywania się swoich zdolności kreatywnych, umysłowych, jest bardziej upadlający niż uleganie fizycznemu przymusowi wspartemu prawnym gwałtem, który reprodukuje się codziennie na pracowniku bezpośrednio produkcyjnym. Wynika to z faktu, że pracownicy kreatywni zwykli uważać swoją pracę za bardziej wartościową niż praca w sferze materialnej. Wymaga ona bowiem więcej talentu i kreatywności właśnie. Niemniej handlowanie własną osobą, której psychika jest oddana w pacht cudzych, niekontrolowanych przez siebie potrzeb bardziej przypomina wyrafinowaną prostytucję niż zwykłe, fizyczne niewolnictwo pracownika produkcyjnego, który zaprzedaje siłę roboczą, ale nie umysł.

Zaprzedaniem usługodawców nieprodukcyjnych jest właśnie satysfakcja z tego, że spełniają lepiej i z większym talentem cudze potrzeby, czyli są zadowolonymi prostytutkami zamiast zbuntowanymi lub złamanymi. Ich poczucie wyższości nad prostymi „robolami” sprawia, że uczestniczą oni w niszczącym godność procederze kapitalistycznego zniewolenia, ponieważ stają po stronie wyzyskiwacza-kapitalisty przeciwko bezpośredniemu producentowi.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
14 sierpnia 2023 r.