Zasadnicze pytanie, jakie zadają sobie protestujący: skoro sytuacja gospodarcza Francji, jak zapewnia rząd Macrona, jest tak dobra, to dlaczego niewielki deficyt funduszu emerytalnego miałby skutkować koniecznością wydłużenia wieku przejścia na emeryturę lub obniżeniem wysokości świadczenia? Skoro przecież Francji udało się pokonać trudności związane z Covidem, z inflacją oraz obniżyć poziom bezrobocia do niewidzianego od 15 lat…

Przyjmując te pochwały francuskiej gospodarki za dobrą monetę, protestujący oraz lewica francuska szukają wyjaśnienia w stwierdzeniu, które się samo narzuca: niewielka uprzywilejowana mniejszość przechwytuje całość korzyści wynikających z kwitnącego stanu gospodarki. Rozwiązaniem jest więc narzucenie bardziej sprawiedliwego i egalitarnego podziału owych nadzwyczajnych zysków.

Trudno jednak nie zauważyć, że część ekonomistów dostrzega trudności ekonomiczne oraz kryzys, który bynajmniej nie rozpoczął się wraz z wojną rosyjsko-ukraińską. Jeszcze przed wybuchem pandemii ekonomiści ostrzegali przed recydywą nie do końca rozwiązanego kryzysu lat 2008-2010, w nieporównanie gwałtowniejszym wydaniu.

Skoro więc jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?

Zespół Le Fil d’Actu zadał sobie trud (niewątpliwie była to tytaniczna praca), aby sprawdzić, jaki jest rzeczywisty stan francuskiej gospodarki. Jak konstatuje prezenterka efektów owej pracy, wynik był szokiem dla członków zespołu.

Ujmując sprawę najkrócej, zespół odkrył, że „zwyczajowe wskaźniki ekonomiczne, począwszy od PKB, wykorzystywane przez polityków, zostały skonstruowane w taki sposób, że ujmują rzeczywistość przez pryzmat deformujący rzeczywistość, dzięki czemu służą do kamuflowania stanu rzeczywistego gospodarki, która znajduje się na etapie strukturalnego schyłku”. W efekcie wyszło na to, że „w ostatnich dekadach Francja była regularnie ograbiana ze swego bogactwa (…) a pod wieloma względami kraj jest uboższy niż 50 lat temu, zaś wyobrażanie sobie, że można to uporządkować dzięki lepszemu podziałowi tego bogactwa, jest złudzeniem”.

Jeśli chodzi o dowód, że trzymając się wyników gospodarczych można obalić argumentację o tym, iż wydłużenie czasu pracy miałoby skompensować wzrost liczby emerytów pozostających na utrzymaniu osób aktywnych zawodowo, to został on już przeprowadzony wielokrotnie i polega na wskazaniu, iż produktywność pracy we Francji rekordowo wzrosła, co potwierdza regularny wzrost PKB (od 1976 do 2019 r. przyrost ten wyniósł 127%, zaś każdy pracownik jest trzykrotnie bardziej wydajny niż w latach 70-tych).

Le Fil d’Actu stawia więc tezę o tym, iż niezależnie od wagi problemu niesprawiedliwego podziału bogactwa we Francji, istnieje problem dużo poważniejszy, a mianowicie problem tworzenia bogactwa. Wynika on ze zjawiska destrukcji możliwości produkcyjnych kraju.

Jak to się stało, że problem nie został dostrzeżony w porę, chociaż kilku uznanych statystyków zwracało uwagę na ograniczenia nowego sposobu liczenia dochodu kraju i przeciwstawiało się wprowadzeniu tego typu rachunkowości? Warto zauważyć, że Francja faktycznie dość długo opierała się tej zmianie i wprowadziła ją dopiero w 1976 r., mimo że była ona reszcie zachodniej Europy narzucona już w ramach Planu Marshalla.

Warto przytoczyć wywód zespołu, który analizuje definicję PKB mówiącą, iż na PKB składa się suma nowych wartości dodanych wszystkich firm działających na danym terytorium, od czego odejmuje się sumę wszystkich wartości czynników zużytych w procesie wytwarzania bogactwa narodowego, aby nie liczyć ich podwójnie.

„Można się zdziwić szerokością palety różnych zajęć, które wchodzą w tę rachubę PKB. Przede wszystkim jest to produkcja dóbr materialnych, z grubsza produkcja rolnictwa, przemysł, budownictwo (…), a także usługi obsługujące owe gałęzie, handel, transport czy organizacja wyżywienia. Ale także PKB obejmuje opłaty za różnego rodzaju porady czy miesięczne składki ubezpieczeniowe – to wszystko jest uważane za kreację bogactwa, podobnie jak kwota kredytu, jaki otrzymacie z banku (…) lub wszystkie zakupy na kredyt (…) także badania naukowe (…), nawet jeśli okaże się, że nie prowadzą do żadnego wyniku (…) także opłaty za mieszkanie (…) włączając w to opłaty fikcyjne, które właściciel sam by sobie wypłacał, gdyby mieszkanie wynajmował (…)” – snuje swoją analizę prezenterka autentycznie godna pędzla samego Tycjana. I wiele innych zajęć, których znaczenie dla ogólnego dobrobytu wynika z ich wartości użytkowej, ale niekoniecznie z wymiennej. Jednym słowem, wyliczenie PKB obejmuje jabłka i gruszki, różne zjawiska, które do siebie nie przystają.

Nie wartościując wagi konkretnych usług niematerialnych (wartość użytkowa), „… produkcja przedmiotów jest pierwszym celem gospodarki wszelkich epok, niezależnie od rozwoju stosunków społecznych, zwyczajnie dlatego, że jest ona warunkiem nieprzerwanego procesu utrzymania gatunku”. Co więcej „produkcja towarów (przedmiotów) jest warunkiem produkcji usług oraz stosunków produkcji. Oczywiście, to rozróżnienie może się wydawać bardzo teoretyczne, niemniej (…) ma ono znaczenie zasadnicze, albowiem skoro ustaliliśmy już, że wartość wymienna wynika z ilości pracy niezbędnej (…) i jeśli zgadzamy się co do tego, iż produkcja usług stwarza warunki dla produkcji towarów, to z obu tych stwierdzeń wynika, że produkt aktywności usługowej jest już wliczony w kreację wartości wymiennej dóbr materialnych jako praca niezbędna do produkcji owych dóbr. W konsekwencji, włączenie do rachunku PKB zarówno produkcji przedmiotów, jak i produkcji usług, oznacza wielokrotne liczenie tych samych wartości. Dokładnie tak samo, jak gdybyśmy dodawali do końcowej wartości dodanej spożycie pośrednie wchodzące w proces produkcji. Z tego powodu PKB, tak jak jest liczone obecnie, nie mierzy dokładnie bogactwa wytworzonego przez dany kraj w kategoriach wartości wymiennej i prowadzi, przeciwnie, do poważnego nadszacowania bogactwa (…)”

Zainteresowanych przykładem liczbowym odsyłamy do załączonego wideo. Ważne jest stwierdzenie, iż zjawisko usług nieprodukcyjnych pozostaje wyłącznie transferem bogactwa, nie zaś jego kreacją. W sytuacji, w której nie ma materialnego bogactwa (np. chleba czy energii elektrycznej) ustaje transfer w sferze usług, ponieważ z opłacania fryzjera czy doradcy finansowego nie przyrośnie liczba bochenków chleba.

Oczywiście, w „normalnej”, niekryzysowej gospodarce mamy sytuację, w której teoretycznie pieniądze zapłacone przez doradcę finansowego piekarzowi posłużą do zwiększenia produkcji chleba. Jednak nie wówczas, gdy nie mamy mocy produkcyjnych.

W pewnym sensie, sytuację już przećwiczył model Keynesa. Oszczędności ludności powinny zostać – wedle tego modelu – uruchomione po to, aby ożywić gospodarkę. I, rzecz jasna, przezwyciężyć grożącą krajowi recesję. Jednak, jak wiadomo, kiedy moce produkcyjne (maszyny i siła robocza) są w pełni wykorzystane, wrzucenie oszczędności (czyli zwiększenie popytu efektywnego) nie będzie miało przełożenia na wzrost aktywności gospodarczej. Efektem będzie inflacja.

Kiedy moce produkcyjne (aparat produkcyjny) są w zaniku, można powiedzieć, że jest to równoznaczne sytuacji, w której są w pełni zatrudnione. Również siła robocza we Francji jest niemal całkowicie wolna od bezrobocia. W tej sytuacji model Keynesa nie może działać, co jest ostatecznym ciosem zadanym lewicowej doxie, która w owym modelu widzi panaceum na wszelkie bolączki gospodarcze. Aksjomatem jest bowiem opinia, że rozwijanie sfery usług nieprodukcyjnych zwiększa w nieskończoność popyt, a więc gospodarka rynkowa dostosowuje się i zwiększa podaż, uruchamiając nowe siły wytwórcze.

Zwiększony popyt krajów wysokorozwiniętych spowodował nieuchronny rozrost sił wytwórczych akurat tam, gdzie znajdował się przemysł zaspokajający ów popyt, tj. w krajach Trzeciego Świata, dokąd zaczęto delokalizować przemysł równolegle do przestawiania gospodarki europejskiej na gospodarkę w dwóch trzecich złożoną z sektora usług (lata 70-te).

Podporządkowanie produkcji przemysłowej ulokowanej w regionach słabiej rozwiniętych potrzebom społeczeństw wysokorozwiniętych krajów ma jako efekt utrwalenie braku własnego rozwoju, a więc utrzymywanie się w stanie biedy. Niemniej, zmiany w krajach uprzemysławiających się muszą ostatecznie doprowadzić do zmiany relacji sił w skali globalnej. I z tym zjawiskiem mamy obecnie do czynienia.

Oczywiście, Le Fil d’Actu dobrze zauważa, że usługi (w tym nieprodukcyjne) są warunkiem rozwoju gospodarki realnej. Dlatego kraje uprzemysławiające się potrzebowały usług Centrum dla swego rozwoju. Przewaga technologiczna Zachodu nie została jeszcze unicestwiona. Niemniej, nawet w tej sytuacji, zyski z owej przewagi nie wystarczą dla utrzymania społeczeństw zachodnich na tym samym poziomie dobrobytu. Co więcej, koszt utrzymania kreacji usług służących rozwojowi krajów nowouprzemysłowionych staje się coraz wyższy – dla krajów rozwiniętych.

Dlatego społeczeństwo jest uważane za ciężar dla gospodarki. Alternatywą jest zatrudnienie tego społeczeństwa do produkcji materialnej, która da krajowi samowystarczalność. Ale do tego potrzebna jest inna kategoria pracowników. Dlatego społeczeństwo musi przejść swoistą „reedukację”, spauperyzować się i sproletaryzować, aby pasowało do obrazu pokornej siły roboczej znanej z XIX-wiecznej literatury. Nowa globalna relacja sił spowodowała, że Zachód przestaje być jednolitą masą solidarnie wyzyskującą resztę świata i gdzie walka klasowa mogła się sprowadzić do postulowania bardziej sprawiedliwego podziału materialnego bogactwa, którego zawsze jest niedostatek.

Sądząc po faktach, rządy zachodnie zdecydowały, że dokonają transformacji swego systemu społeczno-politycznego na klasyczny, kapitalistyczny model rynkowy z gospodarką, w której istnieją wszystkie niezbędne sektory, z sektorem produkcji materialnej jako fundamentem.

Zespół Le Fil d’Actu przeprowadził bardzo gruntowne śledztwo w kwestii metodologii wyliczania bogactwa narodowego. Wychodzą na jaw bardzo interesujące fakty. Zespół natrafił na zapomniane ślady całkiem niedawnej historii, w której istnieli przemilczani dziś krytycy obecnie panującej metodologii statystycznej. Otóż, dopiero w 1976 r. dokonano podmiany desygnatu rozumianego pod skrótem PKB. O co tu chodzi?

Narodowa rachunkowość powstała w wyniku Wielkiego Kryzysu lat 30 XX w. Od siebie możemy dodać, że nie bez wpływu były tu sukcesy radzieckiej gospodarki planowej. PKB (PIB po francusku) został wprowadzony we Francji w 1949 r. – na fali całkiem podobnego zjawiska, jakim było poszukiwanie wzorców mogących prowadzić do szybkiej rekonstrukcji gospodarki. Komisariat Planu i ministerstwo finansów potrzebowały narzędzia optymalizującego alokację pomocy finansowej w ramach Planu Marshalla. Jednak, co ciekawe, francuskie PKB nie oznaczało tego samego, co narzucane przez USA metody rachunkowości, idące w pakiecie z pomocą.

Obecne PKB zaczęto stosować dopiero od 1976 r., kiedy to przeliczono wyniki gospodarcze kraju wedle nowej metodologii cofając się aż do okresu powojennego (1949 r.) Jak mówi nam rudowłosa Tatiana, „przed 1976 r. głównym wskaźnikiem stanu gospodarki narodowej nie było PKB (produkt krajowy brutto), ale PKB – produkcja krajowa brutto (…) Redefinicja wskaźnika wprowadziła nie tylko zerwanie ze starym sposobem wyliczeń, ale i głęboką reorientację polityki ekonomicznej (…) , a nawet, na poziomie bardziej podświadomym do zmiany kolektywnych skojarzeń związanych z pojęciem bogactwa. Ściślej mówiąc, to właśnie pojęcie bogactwa zostało zredefiniowane w narodowej rachunkowości w roku 1976. Do tamtej pory produkcja była określana jako wytwarzanie dobra lub usługi efektywnie wymienialnych na rynku lub mogących podlegać takiej wymianie (…)”

Zmiana nie przeszła bez krytyki. Już w 1975 r. Jean-Claude Delaunay zadawał sobie pytanie o prawidłowość takiego rachunku. Od tamtej pory metodologia została przyjęta w skali globu. Przypomnijmy, że także Polska przeszła na nowy sposób liczenia porzucając stary, poczciwy dochód narodowy, który nie uwzględniał niezwykle ważnej pracy domowej czy innych sfer aktywności.

Metodologię wypracowano w oparciu o prace think tanku (Association internationale pour le revenu et la fortune), który skupiał w okresie powojennym głównie ekonomistów z kręgu anglosaksońskiego, prace podjęte przez OECE, organizację stworzoną w 1948 r. (od 1961 – OECD) w celu nadzorowania dobrego użytku czynionego przez państwa europejskie z funduszy amerykańskich w ramach Planu Marshalla. O innych problemach związanych z nowym wskaźnikiem można przeczytać w artykule Afreda Sauvy, ekonomisty i demografa, pt. „Les organisations internationales de comptabilité économique” („Economie et Statistique”, 1970).

Rodzi się zasadne pytanie, co skłoniło Francję, która opierała się nowince rachunkowej od 1949 r., do kapitulacji w 1976 r. Odpowiedź Le Fil d’Actu podkreśla nie nowy już dla czytelnika trop, a mianowicie dążenie do zamaskowania idącego pełną parą procesu zmian w gospodarce – dezindustrializację.

Odczytany na nowo stan gospodarki francuskiej w świetle tych ustaleń nie jest budujący.

Przede wszystkim, jeśli ustosunkować się do liczby 127%, która ma obrazować wzrost gospodarki francuskiej między 1976 a 2019 r., to wkład gospodarki rzeczywistej w tym okresie, oczywiście, spadł: budownictwo reprezentuje w 1976 r. 7,2%, zaś w 2019 r. już tylko 5,7%; przemysł: odpowiednio 24,3% i 13,8%; rolnictwo: 5,1% i 1,7%. Jednak wzrost PKB pozwolił na kamuflowanie przez ostatnie 50 lat zjawiska stagnacji, a nawet załamania w przypadku niektórych gałęzi.

Odsyłając czytelników do wideo po szczegóły, wskażemy na to, że zespół wyliczył, iż faktyczny wzrost nie wynosił 127%, ale 92%. Wzrost jest związany w dużej mierze z tym, że wartość dodana budownictwa (jak liczona, pokazano wyżej) przyrosła o 318%. Jeśli jednak odjąć tę wartość, bogactwo narodowe spada do poziomu wzrostu 63%. Jeśli nadal czyścić rachunek z liczonych wielokrotnie wkładów wartości, zespół dochodzi do wniosku, że faktyczny wzrost gospodarczy wyniósł przez 43 lata nie 127%, ale coś poniżej 48%.

Oszczędzimy czytelnikom dalszych rewelacji zespołu, ponieważ wydaje się że do tej pory wyjaśniła się główna myśl zespołu.

Warto też dodać, że żadnym momencie zespół nie powołuje się na Marksa, zaś powołanie się na Alfreda Sauvy mogłoby zespół dyskwalifikować w oczach części lewicowych purytanów. Smutne jest to, że marksiści mają gotową metodologię marksistowską i zasadniczo nie musieliby czekać aż niemarksiści odkryją przed nimi Amerykę w konserwach.

Ważne, że wnioski z wideo pokrywają się z wnioskami marksistowskimi – żadna, nawet skuteczna walka o sprawiedliwy podział superzysków kapitalistycznych nie rozwiąże problemu niedostatecznych mocy produkcyjnych. Tak, to prawda, że kapitalizm stwarza unikalną szansę na przejście do społeczeństwa bezklasowego, bez widma pauperyzacji. Jednak droga na skróty do elitarnego komunizmu à la Platon, gdzie elita jest jak najbardziej komunistyczna, ale kosztem pracowników produkcyjnych, którą wybrała nowoczesna lewica prowadzi co najwyżej do niesprawiedliwości w skali globalnej. W praktyce mamy do czynienia z alternatywą: elitarny, wykluczający „komunizm” lub recydywa wojujących nacjonalizmów.

To, co się dziś dzieje w Europie, to prowadzenie przez rządy tymczasowej, bieżącej polityki dwutorowej: z jednej strony, próba utrzymania solidarności europejskiej jak najdłużej, dając sobie czas na odbudowanie przemysłu, po czym, z drugiej –  nastąpi wojna każdego z każdym o zapewnienie tym izolowanym gospodarkom korzystnego dostępu do rynków zagranicznych i międzynarodowych. Gospodarki te bowiem, jako kapitalistyczne, muszą rosnąć lub ginąć.

Społeczeństwo francuskie w większości rozumie, że reforma systemu emerytalnego jest tylko pretekstem. Przedstawione wideo daje temu świadectwo. Lewica chciałaby powrotu do „30 chwalebnych lat” powojennych, ale – jak mówią Czesi – to uz se ne vrati. A na pewno nie w tej samej konfiguracji aktorów. Prawica dąży do stworzenia „normalnego” społeczeństwa klasowego, w którym nie trzeba udawać, że każdy ma równe prawa. Argumentem jest to, że gospodarka oparta na wolnym rynku daje możliwość efektywnego gospodarowania. Co to oznacza? To mianowicie, że wolny rynek daje możliwość wymuszenia dostosowania aktorów wymiany do zmieniających się warunków. Dostosowanie nierzadko oznacza unicestwienie.

Lewica w zasadzie nie ma nic przeciwko, zaś jedyną próbę stworzenia alternatywnego modelu w ZSRR uważa za przestrogę uniemożliwiającą nawet pomyślenie o negacji wyższości gospodarki kapitalistycznej nad dowolną inną.

Metodologia wyliczania PKB – jak pokazał zespół Le Fil d’Actu – jest więc aktem mistyfikacji ideologicznej. Dla lewicy jest aktem samookłamywania się co do możliwości kreacji wartości z niczego. Wbrew Marksa teorii wartości opartej na pracy.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
16 kwietnia 2023 r.