Nic nie jest czarno-białe. Ale nie trzeba wcale robić państwa orwellowskiego, żeby zbudować egalitarne społeczeństwo. Biurokracja partyjno-państwowa nie widzi innej możliwości, bo musi nad wszystkim panować i wszystko kontrolować, inaczej nie ma sama racji bytu.

Ale – biurokracja partyjno-państwowa zyskuje taką nieograniczoną władzę, kiedy partia socjalistyczna przejmuje władzę w danym państwie, ale we wrogim otoczeniu, ponieważ rewolucja nie udała się na świecie. Wtedy aparat państwowy przekształca się w biurokrację partyjno-państwową, czyli ideologia dominująca zyskuje wsparcie aparatu państwa i wtedy pojawia się zagrożenie władzą absolutną. Ekonomicznie, każdy ustrój odchodzący od kapitalizmu jest mniej efektywny w sensie maksymalizacji zysku (czyli mniej atrakcyjny z perspektywy możliwości własnego, indywidualnego czy grupowego wzbogacenia się kosztem pozostałych) i dużo mniej ekspansywny. Wszystkie systemy społeczno-gospodarcze do kapitalizmu były stagnacyjne (w tym najbardziej system chiński – co stanowiło jego siłę aż do przyjścia kapitalizmu).

A więc biurokracja musi mobilizować społeczeństwo nie tylko do walki z zagrożeniem zewnętrznym (interwencje zbrojne w Rosji radzieckiej, które trwały aż do wybuchu kryzysu na Zachodzie, rozwiązanego za pomocą II wojny światowej), ale i z zagrożeniem własnych warstw drobnomieszczańskich, które chcą się bogacić na wzór kapitalistyczny.

Doświadczenie „realnego socjalizmu” pokazuje, że kiedy zmniejsza się bezpośredni nacisk na zniszczenie bloku wschodniego, biurokracja wchodzi jak w masło w koncepcje pokojowej współpracy i rezygnuje z metod autorytarnych na rzecz burżuazyjnej demokracji. Czyli – autorytaryzm biurokracji, jak każdej władzy, jest zależny od zagrożenia, jakie odczuwa dana władza.

Ideologiczna propaganda usiłuje wmówić, że „totalitaryzm” tzw. komunistów jest cechą immanentną (konstytucyjną) władzy komunistycznej, a nie „normalną” reakcją każdej władzy na zagrożenie, że ją straci. Gra parlamentarna jest udawaną rywalizacją przy założeniu, że w jej wyniku nie zmieni się ustrój polityczny i ekonomiczny. A już jakie emocje budzi ta pozorowana w sumie gierka. A co dopiero, kiedy w grę mogłaby wejść zmiana systemowa.

Autorytarna (nie totalitarna) władza biurokracji w okresie „realnego socjalizmu” odpowiadała realnemu zagrożeniu dla systemu, a o tym, że było to zagrożenie realne świadczy fakt, że w końcu udało się systemowi burżuazyjnemu pokonać system, który w niekonsekwentny sposób usiłował go zakwestionować.

Ba, system „realnego socjalizmu” w końcu oddała walkowerem ta sama biurokracja partyjno-państwowa, która niby go tak autorytarne strzegła. Miała w tym swój interes partykularny, ponieważ nomenklatura (inna nazwa biurokracji wyższego stopnia) mogła się nareszcie uwłaszczyć na majątku społecznym. Czyli postąpić jak najbardziej kapitalistycznie.

A więc biurokracja nie jest w żadnym razie pewnym strażnikiem wartości socjalistycznych.

Troska o biednych jest wypadkową poziomu bogactwa społecznego w ogóle i nie jest żadną cechą systemową odróżniającą kapitalizm od socjalizmu czy od feudalizmu. Różne są tylko kanały wspomagania. Socjalizm odróżnia od kapitalizmu (i pozostałych systemów klasowych) to, że o podziale bogactwa społecznego decyduje ta klasa, która wytwarza owo bogactwo. Chodzi o bogactwo materialne, które – jak pokazuje naocznie obecny kryzys – jest wytwarzane w sferze produkcji materialnej (dobra podstawowe).

Jest to ważne, ponieważ inaczej zawsze władzę przejmie biurokracja w imieniu interesu społeczeństwa w ogóle. A społeczeństwo jest zróżnicowane. Tak jak w kapitalizmie klasą panującą jest burżuazja – właścicielka środków produkcji (kapitału), tak w systemie bezklasowym jest nią klasa bezpośrednich wytwórców. Nie sprawuje jej w inny sposób, jak w ten, jaki istnieje w systemie demokratycznym. Pierwotny podział bogactwa jest ustalany w ramach stosunków, jakie istnieją w sposobie produkcji, zaś wtórny podział – w ramach demokratycznych ustaleń. Dokładnie tak samo, jak w społeczeństwie burżuazyjnym, gdzie pierwotny podział jest pozadyskusyjny, zaś cała awantura parlamentarna toczy się o podział wtórny.

Realny socjalizm (już bez cudzysłowu) polega na zagwarantowaniu politycznej władzy klasie bezpośrednich wytwórców. Tego jeszcze w historii świata nie było, dlatego jest to problem skomplikowany i otwarty. Ale biurokracja nie jest rozwiązaniem. To była forma władzy w okresie przejściowym. To była władza nad bezpośrednim wytwórcą, ułatwiona faktem, że na sprawy wewnętrzne ogromny wpływ ma zewnętrzne otoczenie. Co widać dziś gołym okiem. Ludzie nie są nawykli do głębokiego namysłu, więc media manipulują sloganami i prostymi hasłami. Czasy kryzysu powodują, że pewne skomplikowane kwestie stają jednak na porządku dnia i są przekształcane w pewne skrótowe hasła, które są zrozumiałe, choć nierzadko sprymitywizowane. Ale inaczej trudno. To ułatwia zmianę, ale nie powoduje, że jest łatwiej tę zmianę zamienić w coś trwałego. Stąd gwałtowność takich okresów historycznych. Stare, nawet konające, broni się do upadłego, chętnie pociągając za sobą cały świat. Co obserwujemy coraz wyraźniej.

Biurokracja chińska jest stawiana w sytuację wzmożonego zagrożenia (wiadomo, że amerykańskie pogróżki nie są tylko pustym straszeniem), więc musi odwoływać się do metod autorytarnych, bo innych nie zna. Na krok w kierunku socjalizmu się nie odważy, bo ponad 30 lat temu zaangażowała się w odwrotnym kierunku. Może strzelać do ludzi, może ich inwigilować, ale jak zacząć teraz głosić konieczność podporządkowania się rodzimego kapitału robotnikom i ich interesom? Dlatego mają bardzo trudno. Kapitalizm odmienił konfucjańskie tradycje, więc nawet tej podpory dla utrzymywania status quo już nie mają.

Ale raczej, poza inwigilacją i naiwnymi systemami punktacji za karność (przecież to śmieszne), nic nie mają. A idąc coraz bardziej w kierunku kapitalizmu, będą coraz bardziej przypominać schyłkową biurokrację PRL. Czyli raczej terroru nie będzie. Ale wszystko będzie interpretowane w ten sposób przez media zachodnie. Ustępstwa są interpretowane jako słabość, brak ustępstw – jako totalitaryzm.

Ustąpienie biurokracji chińskiej może przypominać nie łagodną transformację w Polsce, łagodzoną przez pomoc finansową Zachodu, ale raczej polityczne gangsterstwo lat 90-tych w ZSRR. I to dopiero będzie krwawa jatka, którą się przedstawi opinii międzynarodowej jako dowód na azjatyckie barbarzyństwo.

Sytuacja bez wyjścia, jeśli nie grać na destabilizację polityczno-ekonomiczną Zachodu. Czy to się uda biurokracji chińskiej, która sama nie bardzo już wie, w co gra?

Ostatnie pytanie pozostawimy otwartym.

Tymczasem, jak donosi „Wolna Prasa” w ręku Wasilija Kołtaszowa i wynoszonej przez niego „grandbiurokracji” do roli historycznego podmiotu, Chiny zadały „cios śmiertelny” dolarowi (https://svpressa.ru/economy/article/264941/…).

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
12 maja 2020 r.