Od czasu wybuchu epidemii koronawirusa, niemal wszystkie teksty i wypowiedzi zaczynają się od stwierdzenia, że świat nie będzie już taki sam. Porównywanie epidemii z I czy II wojną światową odzwierciedla przekonanie, że w ślad za koronawirusem zamanifestują się warunki sprzyjające zmianie świadomości społecznej. To z kolei umożliwi radykalizację owej świadomości i – w konsekwencji – zmianę stosunków społecznych.
Warto zauważyć, że sygnalizowany od jakiegoś czasu nadciągający kryzys ekonomiczny o przewidywanym natężeniu dorównującym Wielkiej Depresji lat 30-tych XX wieku nie wywoływał tylu obaw i nadziei, co nieprzewidziany atak wirusa. Można by rzec, iż lewica przestała być wiarygodna z jej stałym oczekiwaniem na strukturalny kryzys systemu kapitalistycznego. Trochę jak w bajce o pastuszku, który dla rozrywki zwykł mobilizować okolicznych juhasów do odpędzania nieistniejących wilków i który został sam na sam z problemem, kiedy w końcu prawdziwy wilk podkradł się do jego stada owiec.
Wirus nie jest czczym zagrożeniem, jak cykliczny kryzys czy pęknięcie bańki finansowej, której efekty odczuwają głównie najsłabsi (czytaj: sami sobie są winni). W stosunku do wirusa, wszyscy są w podobnym położeniu. W przeciwieństwie więc do kryzysu, wirus mobilizuje 99% społeczeństwa, a tylko o takie poparcie chodzi lewicy odczuwającej presję stałej, krytycznej oceny swych tradycyjnych koncepcji programowych, zdezaktualizowanych w powojennym świecie kapitalistycznej prosperity.
W praktyce, lewica burżuazyjna nie zmienia swej optyki, oczekując od państwa burżuazyjnego lepszej skuteczności działań, choćby i za cenę dalszego ograniczania swobód obywatelskich, co zostało już przećwiczone od czasu totalnej wojny wypowiedzianej światowemu terroryzmowi. Lewicowość polega tu na postulacie prospołecznej redystrybucji części zysków wielkich korporacji, przeprowadzonej przez aparat państwa kapitalistycznego. Skutki zaniedbań w dziedzinie publicznej służby zdrowia obnażył koronawirus, przemawiając zapewne do rozumu władców tego świata, przekonanych dotąd, że pieniądze ochronią ich przed wszelkimi plagami.
Jednym słowem, kapitał powinien we własnym, dobrze pojętym interesie przywrócić efektywne państwo socjalne. Zamiast „mowy nienawiści”, czyli argumentów klasowych, mamy uzasadnienie wyrażone w przyswajalnej dla wszystkich formie.
Problem w tym, że jest inna możliwość odczytania przestrogi koronawirusa. Z pozycji ekologii, która definiuje problem w kategoriach sprzeczności między interesem człowieka a interesem przyrody (np. w afrykańskich rezerwatach przyrody czy, mniej egzotycznie, w krajach półperyferii europejskich, które po upadku ZSRR usiłowano wtłoczyć w ramy skansenu), pandemia jest takim samym sposobem rozwiązania supła niemożliwego do rozsupłania, co konflikt militarny. Przykre, ale jeśli jest to sposób na odmłodzenie społeczeństw europejskich…
Lewica staje się zakładniczką własnych koncepcji.
To, co zrozumiałe w przypadku lewicy burżuazyjnej, staje się groźne w przypadku lewicy marksistowskiej.
O ile lewica burżuazyjna jest gotowa współzarządzać państwem kapitalistycznym, zachowując dla siebie wygodną pozycję cenzora i poganiacza opieszałych biurokratów, którzy nie dość skutecznie przymuszają kapitał do finansowania swoich programów, o tyle lewica marksistowska, pomna rewolucyjnych korzeni, jest gotowa przejąć władzę i w tych warunkach budować nowe społeczeństwo.
Całkiem dobrze te aspiracje wyraził Fred Weston, redaktor portalu www.marxist.com, który rozwiązanie widzi w podjęciu hasła nacjonalizacji przedsiębiorstw i przejęciu przez państwo służby zdrowia. Społeczeństwo zdobyło już doświadczenie. Rządy dotychczas przede wszystkim zabezpieczały interesy swoich kapitalistów. W trudnych czasach, jak obecnie, świadomość ludzi zmienia się bardzo szybko. Przestają oni wierzyć w serwowane im kryteria ekonomiczne nastawione na wzrost PKB.
Weston przewiduje, że niewypłacalność różnych narodowych gospodarek nabierze powszechniejszego wymiaru. Europa wkracza w kryzys z nadwątlonymi instytucjami, które do tej pory skutecznie pomagały w utrzymaniu kontroli nad społeczeństwami i nad ich świadomością. Można oczekiwać ostrych zwrotów w owej świadomości (patrz: https://youtu.be/a9AD7wkOJMs).
Wszystko to prawda, niemniej sytuacja taka stwarza całkiem sporo sprzeczności i wewnętrznych konfliktów, czego lewica nie chce zauważać.
Z jednej strony bowiem, Weston (a z nim liczni jemu podobni) zwraca uwagę na to, że ludzie przestają „wierzyć w kryteria ekonomiczne”. Jest to faktycznie jeden z punktów lewicowej ideologii, sugerujący postekonomizm, czyli pogląd ufundowany na przekonaniu o osiągnięciu najbardziej efektywnego mechanizmu ekonomicznego, gdzie jedynym problemem jest kwestia redystrybucji. Analogicznie adekwatnym mechanizmem redystrybucji powinien być system demokracji. Kształtu tej demokracji dotyczą polityczne aktywności lewicy.
Mamy więc problem.
Taki pogląd o efektywności istniejącego, kapitalistycznego mechanizmu ekonomicznego odpowiada świadomości warstw pośrednich, które reprezentuje tzw. nowoczesna lewica. Popierają one także postulat demokratycznej redystrybucji dokonywanej poprzez aparat państwa, a nie w przedsiębiorstwach. W ten sposób wydaje się, że dojście do władzy lewicy będzie polegało na przejęciu przez nią kontroli nad aparatem biurokratycznym państwa i dopilnowaniu, aby owa biurokracja wypełniała precyzyjnie swoje obowiązki.
Rozwiązanie nie jest nowe, jak świadczy o tym poniższy cytat:
„Dość powszechnym rozwiązaniem w wielu krajach, które chcą się obronić przed gwałtownym wzrostem bezrobocia, jest niemiecki Kurzarbeit. W ramach programu firmy dotknięte kryzysem mogą odesłać swoich pracowników do domu lub radykalnie skrócić im godziny pracy, a państwo pokrywa dużą część wypłat. Niemcy mają to rozwiązanie niemal od początku XX w., ale jego skuteczność przetestowali podczas kryzysu w 2009 r. Eksperci szacują, że dzięki Kurzarbeit mogło zostać uratowanych ponad 200 tys. miejsc pracy. Niemcy oceniają, że teraz z tego rozwiązania skorzysta ok. 2,4 mln osób, a koszt dla budżetu sięgnie ponad 10 mld euro. W szczycie kryzysu ponad dekadę temu Kurzarbeit obejmował 1,4 mln pracowników. Dopłata trafi do m.in. tymczasowo zwolnionych i wyniesie do 60 proc. ich przedkryzysowego wynagrodzenia.
Niemieckie rozwiązanie zostało importowane przez wiele krajów. Od słynących z państwa opiekuńczego Skandynawów przez Francję czy Hiszpanię po Wielką Brytanię. Minister finansów tego ostatniego kraju ogłosił ostatnio program dofinansowania nawet 80 proc. pensji Brytyjczyków, do kwoty 2,5 tys. funtów miesięcznie. Wszystko po to, aby ludzie nie zostali zwolnieni.
Utrzymanie zatrudnienia jest dla rządów ważne nie tylko ze względów politycznych, lecz także dlatego, że odbudowa miejsc pracy jest zawsze długotrwała. Jeśli uda się ochronić ich jak najwięcej, to można liczyć, że opanowanie epidemii pozwoli na szybkie uruchomienie produkcji, handlu i usług. Dlatego hojne pakiety finansujące płace zaproponowali też Francuzi. Tamtejszy minister finansów Bruno Le Maire zapowiedział już, że przez dwa miesiące na subsydiowanie pensji w firmach, w które uderzyła epidemia, zostanie wydane 8,5 mld euro. Hiszpania, która ma obecnie największy problem po Włoszech z opanowaniem koronawirusa, jest gotowa w ramach niedawno rozszerzonego programu ERTE pokrywać do 70 proc. wynagrodzenia.
U nas rząd chce przeznaczyć ok. 1,5 proc. PKB (30 mld zł) na pakiet bezpieczeństwa pracowników, czyli „polskie Kurzarbeit”. Wynagrodzenie w firmach, które utrzymają zatrudnienie, ma wynieść do 40 proc. średniej płacy w gospodarce. Tyle samo ma wyłożyć pracodawca, a pracownik zgodzić się na obniżkę pensji o 20 proc., ale razem z obniżonym wymiarem pracy. Do tego jest „postojowe” i specjalny zasiłek dla samozatrudnionych czy osób na umowach zleceniach.
W Europie regulacje związane ze zwolnieniem pracowników są dużo sztywniejsze niż w USA. Dlatego wzrost bezrobocia na Starym Kontynencie będzie mniejszy niż za oceanem. Tam szok epidemiczny dla gospodarki szybko doprowadzi do zwolnień, a administracja nie odpowiada subsydiowaniem zatrudnienia, tylko bezpośrednim transferem społecznym z państwa do kieszeni obywateli. Donald Trump i sekretarz skarbu Steven Mnuchin zapowiedzieli, że wkrótce zostaną Amerykanom rozesłane czeki w sumie na 500 mld dolarów.” („Kapitalizm zawieszony na czas epidemii koronawirusa”; https://www.msn.com/…/kapitalizm-zawieszony-na…/ar-BB11CmK3…)
W ten sposób, państwo tak czy inaczej dofinansowuje firmy ze środków budżetu. W przekonaniu większości grup pośrednich, wychodzi na to, że one same się finansują jako podatnicy, odciążając swoje firmy. Następuje tylko redystrybucja dochodów w ramach puli składkowej podatników. Animozje między poszczególnymi grupami podatników są wliczone w koszty niematerialne.
Rozwiązanie jest możliwe na krótką metę. Po jakimś czasie budżet nie będzie miał środków na kontynuowanie programu. Państwo socjalne musi mieć solidną bazę produkcyjną lub zagwarantowaną możliwość czerpania ze środków zewnętrznych dzięki przewadze technologicznej lub sile fizycznej. Zakłada się, że sposoby odciążania firm od kosztów pracy zapewnią owym firmom przewagę konkurencyjną i niezakłócony wzrost. Na to są wszakże obliczone. Jeżeli jednak koszt siły roboczej jest stosunkowo niewysoki, to i oszczędność na tym wydatku stanowi jedynie część zasadniczego problemu. Jeżeli jednak rodzima siła robocza waży w kosztach, to proponowane posunięcie jest w istocie rzeczy wymuszeniem na niej wspomnianego w artykule 20-procentowego obniżenia płac, które przeciągnie się na okres powrotu do zdrowia, po zakończeniu fazy dekoniunktury.
Lewica marksistowska, reprezentowana przez Westona, przewiduje w swoim radykalizmie nacjonalizację przedsiębiorstw należących do podstawowych gałęzi produkcji, a także nacjonalizację systemu służby zdrowia, której prywatny charakter nie sprawdza się w okresie zagrożenia.
Radykalny program przejęcia odpowiedzialności za państwo burżuazyjne nakłada na nową władzę konieczność zachowania wysokości płac, ewentualnie zachowanie się jak państwo burżuazyjne, z tym, że w tym przypadku będzie to odczytane jako sprzeniewierzenie się własnym celom programowym.
Mamy więc sytuację, w której warstwy pośrednie przestaną zasilać budżet z własnych podatków. Przy okazji mogą się skurczyć różne formy dochodów państwa jako takiego ze względu na zamknięcie się możliwości opodatkowania przedsiębiorstw, które najczęściej uzyskują dochody nie z produkcji, ale z wykorzystywania różnych instrumentów finansowych. A właśnie te mechanizmy i te instrumenty zawodzą w sytuacji kryzysu. Zyski z owych instrumentów mają charakter ulotny. Mechanizm działa na zasadzie piramidy – dopóki nie zatnie się jakiś element układanki, strumienie finansowe kontynuują swój obieg w systemie. Problem w tym, że w gospodarce wirtualnej jeden element, który się wyłamuje, powoduje upadek całej konstrukcji.
Lewica, która tak się pali do zastosowania swych prostych rozwiązań, może znaleźć się z ręką w nocniku, w sytuacji podobnej do młodej władzy radzieckiej, kiedy to okazało się, że przejęcie burżuazyjnej machiny gospodarczej jest przedsięwzięciem trudniejszym, niż przewidywano.
W świadomości społecznej istnieje obawa przed zawaleniem się produkcji. W tej właśnie sytuacji wychodzi na jaw, które działy gospodarki mają kluczowe znaczenie. Świadczy o tym choćby sytuacja we Włoszech. Weston przytacza wypowiedź 61-letniej robotnicy, która wyraźnie formułuje opinie, że ona i jej koledzy nie mogą dźwigać na sobie ciężaru podtrzymywania gospodarki narodowej. Czego się po robotnikach przemysłowych dokładnie oczekuje. Dzikie strajki wybuchają jeden po drugim w fabrykach. Robotnicy są traktowani odmiennie niż reszta społeczeństwa – lekceważy się środki bezpieczeństwa, o kwarantannie nie ma mowy, tym bardziej o przerwaniu pracy.
Robotnicy domagają się racjonalnych środków, a ich determinacja powoduje zmianę nastawienia i radykalizację biurokratycznych i skonformizowanych związków zawodowych, które zaczynają popierać oddolne żądania. Żądania te obejmują zamknięcie fabryk produkujących dobra nie zaliczane do podstawowych; zamknięcie fabryk produkujących dobra podstawowe na kilka dni w celu przeorganizowania procesu produkcyjnego, tak aby można było zapewnić podstawowe bezpieczeństwo pracownikom, w tym odesłać do domu pracowników nie niezbędnych dla procesu produkcji.
Te środki nie rozwiązują zasadniczego problemu gospodarczego kapitalizmu. Zmiany organizacyjne na czas epidemii nie mają nic wspólnego z nowymi stosunkami pracy, chociaż pokazują robotnikom ich zasadniczą rolę w systemie produkcji. Są to jednak tylko środki techniczne. Dla skutecznego programu marksistowskiego brakuje spójnej wizji działania czynnika intelektualnego. Niezbędnym elementem jest stworzenie jednolitej koncepcji działania na poziomie państwa i na poziomie międzynarodowym w przypadku dojścia lewicy rewolucyjnej do władzy.
Dla lewicy mającej korzenie w ruchu anarchistycznym bardziej niż marksistowskim, zasadniczą kwestią jest zapewnienie demokratycznej zasady podziału na bazie produkcji, w której decydującą rolę odgrywają bezpośredni producenci. W porównaniu z marksistami, anarchiści nie kwestionują warunków rynkowych otoczenia, w jakim działają przedsiębiorstwa samorządowe. Nie różnicują przedsiębiorstw na produkcyjne i stanowiące opokę władzy państwa robotniczego i na pozostałe, ale traktują jako zasadniczą sprawę demokratyczne reguły panujące w nich. Bezpośrednia decyzyjność załogi w odniesieniu do wytworzonego produktu jest niezauważalnie znoszona dzięki organizacji społeczności lokalnej, która w praktyce znosi władztwo decyzyjne robotników. Załogi robotnicze są bowiem członkami społeczności lokalnych i w ten sposób uważa się ich decyzyjność za zagwarantowaną. Inaczej, ich decyzyjność wewnątrz firmy jest korygowana warunkami rynkowymi, wymuszając jak najbardziej racjonalne ograniczenia. Wynika to z podstawowej sprzeczności, jaką podnosi marksistowska teoria, a mianowicie z tego, że wartość dodatkowa pochodzi z wartości wytworzonej, ale nieskonsumowanej przez bezpośredniego producenta. W warunkach rynkowych, w przedsiębiorstwie samorządowym, załoga może rozporządzać całą wytworzoną wartością, ale socjalizacja wartości dodatkowej odbywa się, jak zwykle w kapitalizmie, poprzez rynek.
System klasowy pozostaje więc niezakwestionowany.
Alternatywa marksistowska zakłada uprawnienia decyzyjne klasy robotniczej na poziomie ponadzakładowym, co jest już zakwestionowaniem kapitalizmu (dyktatura proletariatu).
Faktycznie więc, o ile kapitał tylko czyni pozory troski o zwykłych obywateli, wykazując w całej rozciągłości sytuację zależności grup nieprodukcyjnych od kruchej równowagi między przewagą gospodarczą danego kraju a jego polityką socjalną wyrażającą się w tworzeniu otoczki obsługującej normalne funkcjonowanie państwa. Grupy te mogą funkcjonować dostarczając sobie nawzajem usług pod warunkiem obfitego nasmarowania trybów tego mechanizmu środkami finansowymi. Jeżeli nadchodzi kryzys i sprawdza rzeczywistość danego systemu, stajemy w obliczu konieczności uznania wielkiego odłamu społeczeństwa za „ludzi zbędnych”.
Nie oznacza to deprecjacji ich wysiłku i kreatywności, ale fakt, że mogą oni dobrze funkcjonować tylko w warunkach zdrowych podstaw gospodarczych. A te w przypadku globalnego kapitalizmu już od dawna nie są zdrowe. Postulowane przestawienie gospodarki z produkcji dla zysku na produkcję dla zaspokojenia potrzeb wymaga od lewicy marksistowskiej precyzyjnego zdiagnozowania, jak zorganizowana gospodarka będzie w stanie podporządkować się temu hasłu.
Wydaje się bowiem, że współcześni marksiści są głęboko przekonani, że wszelka aktywność komercyjna stwarza sama dla siebie popyt. Zamiast rozwijać Marksa, cofnęli się do Saya.
Oczywiście, można łatwo przewidzieć, że w przeciwieństwie do postulatu zapewnienia wszystkim chwilowo unieruchomionym w domu rekompensaty utraconych zarobków, wizja zmiany stosunków produkcji nie wywoła równego entuzjazmu.
Przyjęcie wizji marksistowskiej nie musi spotkać się z entuzjastycznym odzewem także wśród najbardziej zainteresowanych – robotników. Kapitał rysuje perspektywę łatwiejszą, a mianowicie utrzymanie systemu globalnej eksploatacji peryferii na rzecz uprzywilejowanej garstki państw Centrum. Populizm jest podsycany wyraźnie elitarnymi cechami współczesnych społeczeństw Zachodu, opozycją między elitami (politycznymi, artystycznymi) a robotnikami, którzy stali się ostatnio preferowanymi kozłami ofiarnymi propagandy obywatelskiej ze względu na swe tradycyjne rysy charakteru.
Sytuacja zapewne faktycznie przekształca się na naszych oczach w rewolucyjną. Niemniej lewica, aby wykorzystać nadarzającą się szansę musi się zmienić zasadniczo.
Z jednej strony, sami utrzymujemy od dawna, że zmiana wymaga przyłożenia maksymalnej siły do właściwego punktu, żeby przezwyciężyć inercję starego systemu. Epoka kryzysu wspomagana w tym sensie przez epidemię, podobnie jak wojna upraszcza widzenie pewnych sytuacji i ułatwia forsowanie rozwiązań, które w innych warunkach nie zostałyby zaakceptowane. Jednak zaraz po tym czai się skomplikowana sytuacja konieczności nadania nowym rozwiązaniom charakteru stabilnego, co nie należy już do zadań łatwych, jak uczy doświadczenie Rewolucji Październikowej.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
24 marca 2020 r.
BIEŻĄCA SYTUACJA A SZANSE LEWICY
Od czasu wybuchu epidemii koronawirusa, niemal wszystkie teksty i wypowiedzi zaczynają się od stwierdzenia, że świat nie będzie już taki sam. Porównywanie epidemii z I czy II wojną światową odzwierciedla przekonanie, że w ślad za koronawirusem zamanifestują się warunki sprzyjające zmianie świadomości społecznej. To z kolei umożliwi radykalizację owej świadomości i – w konsekwencji – zmianę stosunków społecznych.
Warto zauważyć, że sygnalizowany od jakiegoś czasu nadciągający kryzys ekonomiczny o przewidywanym natężeniu dorównującym Wielkiej Depresji lat 30-tych XX wieku nie wywoływał tylu obaw i nadziei, co nieprzewidziany atak wirusa. Można by rzec, iż lewica przestała być wiarygodna z jej stałym oczekiwaniem na strukturalny kryzys systemu kapitalistycznego. Trochę jak w bajce o pastuszku, który dla rozrywki zwykł mobilizować okolicznych juhasów do odpędzania nieistniejących wilków i który został sam na sam z problemem, kiedy w końcu prawdziwy wilk podkradł się do jego stada owiec.
Wirus nie jest czczym zagrożeniem, jak cykliczny kryzys czy pęknięcie bańki finansowej, której efekty odczuwają głównie najsłabsi (czytaj: sami sobie są winni). W stosunku do wirusa, wszyscy są w podobnym położeniu. W przeciwieństwie więc do kryzysu, wirus mobilizuje 99% społeczeństwa, a tylko o takie poparcie chodzi lewicy odczuwającej presję stałej, krytycznej oceny swych tradycyjnych koncepcji programowych, zdezaktualizowanych w powojennym świecie kapitalistycznej prosperity.
W praktyce, lewica burżuazyjna nie zmienia swej optyki, oczekując od państwa burżuazyjnego lepszej skuteczności działań, choćby i za cenę dalszego ograniczania swobód obywatelskich, co zostało już przećwiczone od czasu totalnej wojny wypowiedzianej światowemu terroryzmowi. Lewicowość polega tu na postulacie prospołecznej redystrybucji części zysków wielkich korporacji, przeprowadzonej przez aparat państwa kapitalistycznego. Skutki zaniedbań w dziedzinie publicznej służby zdrowia obnażył koronawirus, przemawiając zapewne do rozumu władców tego świata, przekonanych dotąd, że pieniądze ochronią ich przed wszelkimi plagami.
Jednym słowem, kapitał powinien we własnym, dobrze pojętym interesie przywrócić efektywne państwo socjalne. Zamiast „mowy nienawiści”, czyli argumentów klasowych, mamy uzasadnienie wyrażone w przyswajalnej dla wszystkich formie.
Problem w tym, że jest inna możliwość odczytania przestrogi koronawirusa. Z pozycji ekologii, która definiuje problem w kategoriach sprzeczności między interesem człowieka a interesem przyrody (np. w afrykańskich rezerwatach przyrody czy, mniej egzotycznie, w krajach półperyferii europejskich, które po upadku ZSRR usiłowano wtłoczyć w ramy skansenu), pandemia jest takim samym sposobem rozwiązania supła niemożliwego do rozsupłania, co konflikt militarny. Przykre, ale jeśli jest to sposób na odmłodzenie społeczeństw europejskich…
Lewica staje się zakładniczką własnych koncepcji.
To, co zrozumiałe w przypadku lewicy burżuazyjnej, staje się groźne w przypadku lewicy marksistowskiej.
O ile lewica burżuazyjna jest gotowa współzarządzać państwem kapitalistycznym, zachowując dla siebie wygodną pozycję cenzora i poganiacza opieszałych biurokratów, którzy nie dość skutecznie przymuszają kapitał do finansowania swoich programów, o tyle lewica marksistowska, pomna rewolucyjnych korzeni, jest gotowa przejąć władzę i w tych warunkach budować nowe społeczeństwo.
Całkiem dobrze te aspiracje wyraził Fred Weston, redaktor portalu www.marxist.com, który rozwiązanie widzi w podjęciu hasła nacjonalizacji przedsiębiorstw i przejęciu przez państwo służby zdrowia. Społeczeństwo zdobyło już doświadczenie. Rządy dotychczas przede wszystkim zabezpieczały interesy swoich kapitalistów. W trudnych czasach, jak obecnie, świadomość ludzi zmienia się bardzo szybko. Przestają oni wierzyć w serwowane im kryteria ekonomiczne nastawione na wzrost PKB.
Weston przewiduje, że niewypłacalność różnych narodowych gospodarek nabierze powszechniejszego wymiaru. Europa wkracza w kryzys z nadwątlonymi instytucjami, które do tej pory skutecznie pomagały w utrzymaniu kontroli nad społeczeństwami i nad ich świadomością. Można oczekiwać ostrych zwrotów w owej świadomości (patrz: https://youtu.be/a9AD7wkOJMs).
Wszystko to prawda, niemniej sytuacja taka stwarza całkiem sporo sprzeczności i wewnętrznych konfliktów, czego lewica nie chce zauważać.
Z jednej strony bowiem, Weston (a z nim liczni jemu podobni) zwraca uwagę na to, że ludzie przestają „wierzyć w kryteria ekonomiczne”. Jest to faktycznie jeden z punktów lewicowej ideologii, sugerujący postekonomizm, czyli pogląd ufundowany na przekonaniu o osiągnięciu najbardziej efektywnego mechanizmu ekonomicznego, gdzie jedynym problemem jest kwestia redystrybucji. Analogicznie adekwatnym mechanizmem redystrybucji powinien być system demokracji. Kształtu tej demokracji dotyczą polityczne aktywności lewicy.
Mamy więc problem.
Taki pogląd o efektywności istniejącego, kapitalistycznego mechanizmu ekonomicznego odpowiada świadomości warstw pośrednich, które reprezentuje tzw. nowoczesna lewica. Popierają one także postulat demokratycznej redystrybucji dokonywanej poprzez aparat państwa, a nie w przedsiębiorstwach. W ten sposób wydaje się, że dojście do władzy lewicy będzie polegało na przejęciu przez nią kontroli nad aparatem biurokratycznym państwa i dopilnowaniu, aby owa biurokracja wypełniała precyzyjnie swoje obowiązki.
Rozwiązanie nie jest nowe, jak świadczy o tym poniższy cytat:
„Dość powszechnym rozwiązaniem w wielu krajach, które chcą się obronić przed gwałtownym wzrostem bezrobocia, jest niemiecki Kurzarbeit. W ramach programu firmy dotknięte kryzysem mogą odesłać swoich pracowników do domu lub radykalnie skrócić im godziny pracy, a państwo pokrywa dużą część wypłat. Niemcy mają to rozwiązanie niemal od początku XX w., ale jego skuteczność przetestowali podczas kryzysu w 2009 r. Eksperci szacują, że dzięki Kurzarbeit mogło zostać uratowanych ponad 200 tys. miejsc pracy. Niemcy oceniają, że teraz z tego rozwiązania skorzysta ok. 2,4 mln osób, a koszt dla budżetu sięgnie ponad 10 mld euro. W szczycie kryzysu ponad dekadę temu Kurzarbeit obejmował 1,4 mln pracowników. Dopłata trafi do m.in. tymczasowo zwolnionych i wyniesie do 60 proc. ich przedkryzysowego wynagrodzenia.
Niemieckie rozwiązanie zostało importowane przez wiele krajów. Od słynących z państwa opiekuńczego Skandynawów przez Francję czy Hiszpanię po Wielką Brytanię. Minister finansów tego ostatniego kraju ogłosił ostatnio program dofinansowania nawet 80 proc. pensji Brytyjczyków, do kwoty 2,5 tys. funtów miesięcznie. Wszystko po to, aby ludzie nie zostali zwolnieni.
Utrzymanie zatrudnienia jest dla rządów ważne nie tylko ze względów politycznych, lecz także dlatego, że odbudowa miejsc pracy jest zawsze długotrwała. Jeśli uda się ochronić ich jak najwięcej, to można liczyć, że opanowanie epidemii pozwoli na szybkie uruchomienie produkcji, handlu i usług. Dlatego hojne pakiety finansujące płace zaproponowali też Francuzi. Tamtejszy minister finansów Bruno Le Maire zapowiedział już, że przez dwa miesiące na subsydiowanie pensji w firmach, w które uderzyła epidemia, zostanie wydane 8,5 mld euro. Hiszpania, która ma obecnie największy problem po Włoszech z opanowaniem koronawirusa, jest gotowa w ramach niedawno rozszerzonego programu ERTE pokrywać do 70 proc. wynagrodzenia.
U nas rząd chce przeznaczyć ok. 1,5 proc. PKB (30 mld zł) na pakiet bezpieczeństwa pracowników, czyli „polskie Kurzarbeit”. Wynagrodzenie w firmach, które utrzymają zatrudnienie, ma wynieść do 40 proc. średniej płacy w gospodarce. Tyle samo ma wyłożyć pracodawca, a pracownik zgodzić się na obniżkę pensji o 20 proc., ale razem z obniżonym wymiarem pracy. Do tego jest „postojowe” i specjalny zasiłek dla samozatrudnionych czy osób na umowach zleceniach.
W Europie regulacje związane ze zwolnieniem pracowników są dużo sztywniejsze niż w USA. Dlatego wzrost bezrobocia na Starym Kontynencie będzie mniejszy niż za oceanem. Tam szok epidemiczny dla gospodarki szybko doprowadzi do zwolnień, a administracja nie odpowiada subsydiowaniem zatrudnienia, tylko bezpośrednim transferem społecznym z państwa do kieszeni obywateli. Donald Trump i sekretarz skarbu Steven Mnuchin zapowiedzieli, że wkrótce zostaną Amerykanom rozesłane czeki w sumie na 500 mld dolarów.” („Kapitalizm zawieszony na czas epidemii koronawirusa”; https://www.msn.com/…/kapitalizm-zawieszony-na…/ar-BB11CmK3…)
W ten sposób, państwo tak czy inaczej dofinansowuje firmy ze środków budżetu. W przekonaniu większości grup pośrednich, wychodzi na to, że one same się finansują jako podatnicy, odciążając swoje firmy. Następuje tylko redystrybucja dochodów w ramach puli składkowej podatników. Animozje między poszczególnymi grupami podatników są wliczone w koszty niematerialne.
Rozwiązanie jest możliwe na krótką metę. Po jakimś czasie budżet nie będzie miał środków na kontynuowanie programu. Państwo socjalne musi mieć solidną bazę produkcyjną lub zagwarantowaną możliwość czerpania ze środków zewnętrznych dzięki przewadze technologicznej lub sile fizycznej. Zakłada się, że sposoby odciążania firm od kosztów pracy zapewnią owym firmom przewagę konkurencyjną i niezakłócony wzrost. Na to są wszakże obliczone. Jeżeli jednak koszt siły roboczej jest stosunkowo niewysoki, to i oszczędność na tym wydatku stanowi jedynie część zasadniczego problemu. Jeżeli jednak rodzima siła robocza waży w kosztach, to proponowane posunięcie jest w istocie rzeczy wymuszeniem na niej wspomnianego w artykule 20-procentowego obniżenia płac, które przeciągnie się na okres powrotu do zdrowia, po zakończeniu fazy dekoniunktury.
Lewica marksistowska, reprezentowana przez Westona, przewiduje w swoim radykalizmie nacjonalizację przedsiębiorstw należących do podstawowych gałęzi produkcji, a także nacjonalizację systemu służby zdrowia, której prywatny charakter nie sprawdza się w okresie zagrożenia.
Radykalny program przejęcia odpowiedzialności za państwo burżuazyjne nakłada na nową władzę konieczność zachowania wysokości płac, ewentualnie zachowanie się jak państwo burżuazyjne, z tym, że w tym przypadku będzie to odczytane jako sprzeniewierzenie się własnym celom programowym.
Mamy więc sytuację, w której warstwy pośrednie przestaną zasilać budżet z własnych podatków. Przy okazji mogą się skurczyć różne formy dochodów państwa jako takiego ze względu na zamknięcie się możliwości opodatkowania przedsiębiorstw, które najczęściej uzyskują dochody nie z produkcji, ale z wykorzystywania różnych instrumentów finansowych. A właśnie te mechanizmy i te instrumenty zawodzą w sytuacji kryzysu. Zyski z owych instrumentów mają charakter ulotny. Mechanizm działa na zasadzie piramidy – dopóki nie zatnie się jakiś element układanki, strumienie finansowe kontynuują swój obieg w systemie. Problem w tym, że w gospodarce wirtualnej jeden element, który się wyłamuje, powoduje upadek całej konstrukcji.
Lewica, która tak się pali do zastosowania swych prostych rozwiązań, może znaleźć się z ręką w nocniku, w sytuacji podobnej do młodej władzy radzieckiej, kiedy to okazało się, że przejęcie burżuazyjnej machiny gospodarczej jest przedsięwzięciem trudniejszym, niż przewidywano.
W świadomości społecznej istnieje obawa przed zawaleniem się produkcji. W tej właśnie sytuacji wychodzi na jaw, które działy gospodarki mają kluczowe znaczenie. Świadczy o tym choćby sytuacja we Włoszech. Weston przytacza wypowiedź 61-letniej robotnicy, która wyraźnie formułuje opinie, że ona i jej koledzy nie mogą dźwigać na sobie ciężaru podtrzymywania gospodarki narodowej. Czego się po robotnikach przemysłowych dokładnie oczekuje. Dzikie strajki wybuchają jeden po drugim w fabrykach. Robotnicy są traktowani odmiennie niż reszta społeczeństwa – lekceważy się środki bezpieczeństwa, o kwarantannie nie ma mowy, tym bardziej o przerwaniu pracy.
Robotnicy domagają się racjonalnych środków, a ich determinacja powoduje zmianę nastawienia i radykalizację biurokratycznych i skonformizowanych związków zawodowych, które zaczynają popierać oddolne żądania. Żądania te obejmują zamknięcie fabryk produkujących dobra nie zaliczane do podstawowych; zamknięcie fabryk produkujących dobra podstawowe na kilka dni w celu przeorganizowania procesu produkcyjnego, tak aby można było zapewnić podstawowe bezpieczeństwo pracownikom, w tym odesłać do domu pracowników nie niezbędnych dla procesu produkcji.
Te środki nie rozwiązują zasadniczego problemu gospodarczego kapitalizmu. Zmiany organizacyjne na czas epidemii nie mają nic wspólnego z nowymi stosunkami pracy, chociaż pokazują robotnikom ich zasadniczą rolę w systemie produkcji. Są to jednak tylko środki techniczne. Dla skutecznego programu marksistowskiego brakuje spójnej wizji działania czynnika intelektualnego. Niezbędnym elementem jest stworzenie jednolitej koncepcji działania na poziomie państwa i na poziomie międzynarodowym w przypadku dojścia lewicy rewolucyjnej do władzy.
Dla lewicy mającej korzenie w ruchu anarchistycznym bardziej niż marksistowskim, zasadniczą kwestią jest zapewnienie demokratycznej zasady podziału na bazie produkcji, w której decydującą rolę odgrywają bezpośredni producenci. W porównaniu z marksistami, anarchiści nie kwestionują warunków rynkowych otoczenia, w jakim działają przedsiębiorstwa samorządowe. Nie różnicują przedsiębiorstw na produkcyjne i stanowiące opokę władzy państwa robotniczego i na pozostałe, ale traktują jako zasadniczą sprawę demokratyczne reguły panujące w nich. Bezpośrednia decyzyjność załogi w odniesieniu do wytworzonego produktu jest niezauważalnie znoszona dzięki organizacji społeczności lokalnej, która w praktyce znosi władztwo decyzyjne robotników. Załogi robotnicze są bowiem członkami społeczności lokalnych i w ten sposób uważa się ich decyzyjność za zagwarantowaną. Inaczej, ich decyzyjność wewnątrz firmy jest korygowana warunkami rynkowymi, wymuszając jak najbardziej racjonalne ograniczenia. Wynika to z podstawowej sprzeczności, jaką podnosi marksistowska teoria, a mianowicie z tego, że wartość dodatkowa pochodzi z wartości wytworzonej, ale nieskonsumowanej przez bezpośredniego producenta. W warunkach rynkowych, w przedsiębiorstwie samorządowym, załoga może rozporządzać całą wytworzoną wartością, ale socjalizacja wartości dodatkowej odbywa się, jak zwykle w kapitalizmie, poprzez rynek.
System klasowy pozostaje więc niezakwestionowany.
Alternatywa marksistowska zakłada uprawnienia decyzyjne klasy robotniczej na poziomie ponadzakładowym, co jest już zakwestionowaniem kapitalizmu (dyktatura proletariatu).
Faktycznie więc, o ile kapitał tylko czyni pozory troski o zwykłych obywateli, wykazując w całej rozciągłości sytuację zależności grup nieprodukcyjnych od kruchej równowagi między przewagą gospodarczą danego kraju a jego polityką socjalną wyrażającą się w tworzeniu otoczki obsługującej normalne funkcjonowanie państwa. Grupy te mogą funkcjonować dostarczając sobie nawzajem usług pod warunkiem obfitego nasmarowania trybów tego mechanizmu środkami finansowymi. Jeżeli nadchodzi kryzys i sprawdza rzeczywistość danego systemu, stajemy w obliczu konieczności uznania wielkiego odłamu społeczeństwa za „ludzi zbędnych”.
Nie oznacza to deprecjacji ich wysiłku i kreatywności, ale fakt, że mogą oni dobrze funkcjonować tylko w warunkach zdrowych podstaw gospodarczych. A te w przypadku globalnego kapitalizmu już od dawna nie są zdrowe. Postulowane przestawienie gospodarki z produkcji dla zysku na produkcję dla zaspokojenia potrzeb wymaga od lewicy marksistowskiej precyzyjnego zdiagnozowania, jak zorganizowana gospodarka będzie w stanie podporządkować się temu hasłu.
Wydaje się bowiem, że współcześni marksiści są głęboko przekonani, że wszelka aktywność komercyjna stwarza sama dla siebie popyt. Zamiast rozwijać Marksa, cofnęli się do Saya.
Oczywiście, można łatwo przewidzieć, że w przeciwieństwie do postulatu zapewnienia wszystkim chwilowo unieruchomionym w domu rekompensaty utraconych zarobków, wizja zmiany stosunków produkcji nie wywoła równego entuzjazmu.
Przyjęcie wizji marksistowskiej nie musi spotkać się z entuzjastycznym odzewem także wśród najbardziej zainteresowanych – robotników. Kapitał rysuje perspektywę łatwiejszą, a mianowicie utrzymanie systemu globalnej eksploatacji peryferii na rzecz uprzywilejowanej garstki państw Centrum. Populizm jest podsycany wyraźnie elitarnymi cechami współczesnych społeczeństw Zachodu, opozycją między elitami (politycznymi, artystycznymi) a robotnikami, którzy stali się ostatnio preferowanymi kozłami ofiarnymi propagandy obywatelskiej ze względu na swe tradycyjne rysy charakteru.
Sytuacja zapewne faktycznie przekształca się na naszych oczach w rewolucyjną. Niemniej lewica, aby wykorzystać nadarzającą się szansę musi się zmienić zasadniczo.
Z jednej strony, sami utrzymujemy od dawna, że zmiana wymaga przyłożenia maksymalnej siły do właściwego punktu, żeby przezwyciężyć inercję starego systemu. Epoka kryzysu wspomagana w tym sensie przez epidemię, podobnie jak wojna upraszcza widzenie pewnych sytuacji i ułatwia forsowanie rozwiązań, które w innych warunkach nie zostałyby zaakceptowane. Jednak zaraz po tym czai się skomplikowana sytuacja konieczności nadania nowym rozwiązaniom charakteru stabilnego, co nie należy już do zadań łatwych, jak uczy doświadczenie Rewolucji Październikowej.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
24 marca 2020 r.