To przenikliwe pytanie stawia za Wark w swoim artykule Jarosław Pietrzak.

„W książce Capital Is Dead filozof/ka McKenzie Wark stawia bulwersujące pytanie. Co, jeśli kapitalizm już się skończył? Nic nie zauważyliśmy, bo myśleliśmy, że rezultatem upadku kapitalizmu będzie, oczywiście (bo jesteśmy lewicą, marksistowską), komunizm. Skoro to, w czym żyjemy, to wciąż nie jest komunizm, to znaczy, że wciąż żyjemy w kapitalizmie. A jeśli kapitalizm już przegrał, tylko że nie z nami (lewicą)? Jeśli my (lewica) przegraliśmy razem z nim, i zwycięstwo należy do kogoś/czegoś innego, jeszcze gorszego?

Nie zauważyliśmy, bo upieramy się traktować wszystko, co widzimy, jako manifestacje tego samego systemu, tej samej ‘esencji’, która tylko zmienia formy, kostiumy i rekwizyty? Wark nazywa takie podejście metafizyką. Marks uważał pojawienie się kapitalizmu za fenomen historyczny. Tak jak się pojawił, system ten może zniknąć, zostać zastąpiony. Tak jak zastąpić mogły go siły od kapitalizmu lepsze (socjalizm, komunizm), tak mogą i gorsze, nic nie jest z góry przesądzone.

Wark proponuje eksperyment myślowy: co, jeśli burżuazja została pokonana przez klasę społeczną jeszcze gorszą, która przejęła władzę nawet nad nią? Istnienie wciąż burżuazji i proletariatu nie wystarczy, by podważyć trafność jej hipotezy. Przecież kapitalizm i zwycięstwo burżuazji nie zniosły istnienia starszych klas społecznych – np. feudalnych właścicieli ziemskich, kleru i chłopów. Umieściły je tylko w nowej konfiguracji. W kapitalizmie arystokracja i właściciele ziemscy nie przestali istnieć, nie stracili swoich zasobów i możliwości wyzyskiwania chłopów, tylko zostali włączeni w konfigurację, w której ich pozycja podporządkowana została panowaniu i ekonomicznej racjonalności burżuazji. Tak samo dziś burżuazja – klasa właścicieli środków produkcji – została przechytrzona przez klasę właścicieli informacji (albo: wektora przepływu informacji). Burżuazja wciąż istnieje i zarzyna setki milionów proletariuszy w niekoniecznie potrzebnej pracy przy produkcji jej fetyszy. Ale największa władza wcale nie należy dziś do tych, którzy posiadają środki produkcji” (patrz: www.lewica.pl/…).

Bez wyzłośliwiania się, chcielibyśmy jednak przypomnieć autorowi fascynującego artykułu, że śmierć kapitalizmu Nowa Lewica zaakceptowała już dekady temu, głosząc nastanie postkapitalizmu i nie oglądając się zbytnio na komunizm. By nie rzec – wręcz przeciwnie. Prawdziwy optymizm wybuchł wszak po upadku tzw. bloku wschodniego, odkąd nastąpił nieprzerwany pochód demokracji na kuli ziemskiej. Wnoszonej na umownych bagnetach lub nie, bez znaczenia.

Raczej nie podzielamy opinii autora, że lewica orientowała się na komunizm, czy choćby na socjalizm, jako na formację mającą zastąpić kapitalizm. Przede wszystkim, lewica zaakceptowała kapitalistyczny system produkcji jako najefektywniejszy ekonomicznie. Podstawą demokracji jest konkurencja i to ta cecha stanowi o atrakcyjności tej formacji. Jednak ta cecha, w warunkach rynku, podlega dialektycznemu prawu przechodzenia ilości w jakość, w wyniku którego naturalnym efektem wolnej konkurencji jest dążenie do monopolu. Tendencja do przekształcania się wolności gospodarczej i obywatelskiej w despotyzm jest wbudowana w istotę kapitalizmu. Jeżeli skojarzyć logicznie, że regulatorami utrzymania względnej wolności gospodarczej i konkurencji jest protekcjonizm państwowy, to nie ulegniemy tak łatwo perswazji autora książki, na którą powołuje się J. Pietrzak, że to, co obecnie widzimy, to nowy, zaskakujący byt pojawiający się ni stąd, ni zowąd po trupie kapitalizmu.

W naszych artykułach kładziemy nacisk na wyjaśnienie, że obserwowana ewolucja kapitalizmu jest normalnym, dialektycznym procesem ewolucji kapitalizmu nie w kierunku świetlanego socjalizmu, ale w kierunku systemu, który będzie nadal systemem wyzysku, choć w zmienionej formie. Tak jak to było z feudalizmem, którego ewolucji w kapitalizm nie mogło zapobiec nawet zastopowanie radykalizacji klasy antagonistycznej wobec arystokracji feudalnej – chłopstwa. Wyjaśnialiśmy, za Marksem, przyczyny utopijności programu chłopskiego, leżące w dotychczasowym sposobie produkcji, nie pozwalającym na uzyskanie takiej nadwyżki wartości dodatkowej, która pozwoliłaby na uwolnienie społeczeństwa od przekleństwa klasowości.

Bez świadomości programu rewolucyjnego – w sensie zmiany jakościowej, w przeciwieństwie do ewolucji, która jest zmianą ilościową – nie ma mowy o „naturalnej ewolucji” kapitalizmu w system bezklasowy. Tak się nie dzieje. I dobrze, że Pietrzak pokazał to za Wark.

Rzecz w tym, że system ewoluował w, wydawałoby się, pożądanym kierunku. Zamiast „krwawych bolszewików” mamy tu do czynienia z aparatem państwa socjalnego, które nakłada na burżuazję/kapitał daninę pozwalającą temu państwu na względnie szczodrą redystrybucję, w ideale – w postaci gwarantowanego dochodu podstawowego. Aparat państwa socjalnego bierze za mordę kapitał i zmusza go do służenia społeczeństwu. Po kiego tu grzyba jakaś rewolucja proletariacka?

W momentach historycznych kłopotów, burżuazja chętnie odwołuje się, a nawet podporządkowuje zarządzaniu swymi interesami klasowymi (en masse) przez biurokrację państwową. Biurokracja ta nie jest jednak samodzielnym, realnym w sensie ekonomicznej podmiotowości, bytem. Pozostaje de facto podporządkowana burżuazji, ściślej – jej awangardzie. Swoje władztwo biurokracja okazuje wobec kapitalistów, którzy w swej produkcji są uzależnieni od kredytów i od protekcjonistycznej opieki państwa. Z kolei wielkie korporacje oraz globalne instytucje finansowe „grają” państwami. Jest to jakiś ład, w którym liczy się interes poważnych graczy, a ci pomniejsi wraz z państwami i społeczeństwami mają nie przeszkadzać i stanowić bezwolną masę pionków, którymi można dowolnie sterować w rozgrywce między gigantami.

Lewica „antytotalitarna” odwołuje się do aparatu biurokracji państwowej jako do arbitra i strażnika interesów społeczeństwa. W naszych artykułach wskazujemy, że biurokracja państwowa wydusza z części kapitalistów wartość dodatkową po to, aby budować potęgę „własnego” konglomeratu państwowo-korporacyjnego, ponieważ konkurencja przeniosła się na wyższy poziom. W kształtującym się Matrixie, wszystko idzie prawidłowo: biurokracja, o ile może, o tyle dba o redystrybucję, z tym, że otoczenie działalności gospodarczej jest kształtowane przez byty ponadpaństwowe. To, w jakich warunkach (sprzyjających czy nie) będzie się odbywała produkcja krajowa, jest zależne od usytuowania danego państwa w globalnym podziale pracy, kształtowanym przez rywalizację bytów ponadnarodowych, ale posługujących się „swoimi” państwami dla formowania globalnego rynku, na którym wolna konkurencja jest nadal pochodną protekcjonistycznej polityki państw.

W dialektycznym myśleniu, spór o to, czy to jeszcze kapitalizm, czy już nowa formacja, jest fałszywy. To, co widzimy dziś jest jak najbardziej naturalnym efektem jak najbardziej naturalnego procesu rozwoju kapitalizmu wolnorynkowego.

Z punktu widzenia procesu dialektycznego, naturalnym skutkiem narastania sprzeczności wywołanych żywiołowym charakterem gospodarki wolnokonkurencyjnej jest popadnięcie w sprzeczność, która wyraża się w barierze wydolności przyrody, w tym i modnego dziś klimatu. Wprowadzenie arbitralnej reglamentacji jest więc nieuchronne, a co za tym idzie – nieuchronne jest odwrócenie dotychczasowego trendu traktowania przyrody jako nieograniczonego zasobu dla zaspokojenia potrzeb konsumentów i narzucenie podporządkowania zasobów ludzkich celowi, jakim jest zyskanie czasu na budowę systemu sztucznej Natury, która stanie się naturalnym domem człowieka. W tym systemie nie ma problemu popytu i podaży, ponieważ potrzeby są założone z góry i sprowadzone do elementarnych, bo jednocześnie jedynych dostępnych w świecie, który poprzez swą sztuczność ma dość prymitywny zasób atrakcji, a większość z nich ma charakter wirtualny. Dzięki temu, produkcja dla konsumenta ma charakter nieomal bezkosztowy, zaś wysiłku i nakładów wymaga jedynie infrastruktura produkująca materialne podstawy dla funkcjonowania mechanizmu jako całości.

Produkcja materialna, odizolowana od popytu indywidualnego, zastąpionego redystrybucją socjalną, zostanie podporządkowana rzeczywistym podmiotom rynku globalnego, manipulującym aparatami państwowymi. W zależności od sytuacji na polu konkurencji redystrybucja będzie mniej lub bardziej szczodra, a społeczeństwo będzie miało na to wpływ nie inaczej niż do tej pory – dzięki wygranej w konflikcie spowodowanym przez „swoje” korporacje ponadnarodowe.

Trudno powiedzieć, żeby w takiej sytuacji zmieniła się istota kapitalizmu – nadal chodzi o maksymalizację wartości dodatkowej przez konkretny podmiot rynku. Redystrybucja nie zmienia istoty społeczeństwa, które pozostaje kapitalistyczne. System nabiera jednak cech skrajnie autorytarnych, czemu sprzyja rola biurokracji państwowej łamiącej opór, gdyby się pojawił.

Biorąc pod uwagę stan mentalny współczesnej lewicy, nie będzie czego łamać.

W sposób dialektyczny jednak, w tym modelu ewolucji kapitalistycznej ujawnia się to, że zasadnicze znaczenie, nawet w dobie podkreślanego przez Pietrzaka za Wark dyktatu bytów posiadających i gromadzących informację, zasadnicze znaczenie będzie miała kwestia produkcji materialnej.

Ta kwestia jest zasadnicza z punktu widzenia ewolucji systemów klasowych w dotychczasowej historii. Istotnie, jak sami już podkreślaliśmy, dany system klasowy (tu: kapitalizm) może zostać zastąpiony przez inny system klasowy, jak to już miało miejsce w historii niejednokrotnie. Nie zostanie zastąpiony przez system bezklasowy w sposób „naturalny”. Konflikt klasowy rozgrywa się wokół kwestii produkcji materialnego bogactwa (własności środków reprodukcji fizycznej społeczeństwa).

Problem biurokracji był problemem realnego socjalizmu. Dlatego odzwierciedlał szerszy problem ewolucji systemów społeczno-ekonomicznych po kapitalizmie jako systemie klasowym. Wartością pierwszego państwa proletariackiego było nie skuteczne powielanie modelu rozwoju wysokorozwiniętych państw przemysłowych – co było narzuconym skutkiem lokalnego w ostatecznym rozrachunku zasięgu tego państwa. Doświadczenie realnego socjalizmu pokazało, że biurokracja (partyjno-) państwowa nie jest samodzielnym podmiotem. Charakter państwa zależy od tego, jaka klasa jest klasą politycznie nadrzędną nad biurokracją i czy ta klasa zachowuje panowanie nad środkami produkcji materialnej niezbędnej do reprodukcji społeczeństwa.

Konflikt między kapitałem produkcyjnym a kapitałem finansowym, a współcześnie rentierskim, pasożytującym na kapitale przemysłowym, jest możliwy, ponieważ lewica nie kwestionuje tego pasożytnictwa, albowiem jest ono warunkiem siły biurokracji, która umożliwia jej politykę redystrybucji. A polityka redystrybucji jest przez lewicę uważana za substytut socjalizmu.

Ten substytut zostałby bowiem zakwestionowany przez wybuch realnego konfliktu między kapitałem a robotnikami w sferze produkcji materialnej. Tylko klasa robotnicza jest w stanie zastąpić dyktat korporacji ponadnarodowych nad biurokracją państwową przez swoją dyktaturę proletariatu. Tylko bowiem urealnienie gospodarki może dać alternatywę bezklasową, czyli zamiany systemu kapitalistycznego przez system nie będący kolejną mutacją ustroju klasowego.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
29 lutego 2020 r.