Sprawy świata idą swoim tempem.
Z perspektywy lewicy najbardziej nurtującym problemem jest coraz wyraźniejszy podział tego nurtu politycznego, który ujawnił się najbardziej przy okazji wojny rosyjsko-ukraińskiej. Nie jest tak, żeby podziałów nie było i wcześniej. Niemniej, dominującym nurtem na poradzieckiej lewicy radykalnej okazał się posttrockizm, który wraz z organizacjami i partiami nawiązującymi do programów socjalistycznych miał zawsze charakter dogłębnie antyradziecki.
Nawet te organizacje posttrockistowskie, które zgodnie ze swą tradycją historyczną nie bardzo mogły pozwolić sobie na programowy antykomunizm, swojemu rozumieniu programu komunistycznego zadały cechy skutecznie odgradzające je od modelu komunizmu stalinowskiego.
Zgodnie z nurtami tzw. nowej radykalnej lewicy, posttrockizm głosił do czasu (niekiedy nadal utrzymują tę tradycję niektóre organizacje posttrockistowskie) nawiązanie do przedstalinowskiego rozumienia tego pojęcia. A więc powrót do Marksa i to do źródeł prawdziwego, demokratycznego marksizmu Marksa z okresu młodości jako wyjaśniającego, co „stary” Marks miał na myśli, kiedy w Kapitale zbytnio skupił się na jednostronnym obrazie relacji społecznych, sprowadzonych do relacji w ramach stosunków produkcji.
Aktualny, dość pokraczny obraz opozycji między różnymi skrzydłami tzw. radykalnej lewicy w odniesieniu nie tylko do wojny rosyjsko-ukraińskiej, ale i do wyłaniającego się modelu świata w ogóle, wynika z paradoksu, że spór toczą między sobą nurty: poststalinowski i posttrockistowski. Warto zauważyć, że w ramach obozów posttrockistowskiego i poststalinowskiego nastąpiły przemieszczenia, których owocem było przemieszanie obu, wzajemne oddziaływanie i w efekcie przepływ aktywistów między tymi skrzydłami.
Nurt poststalinowski, zgodnie ze swą ewolucją historyczną, odchodził od programu bolszewickiego powodowany ideą pragmatyzmu, a więc ideą przetrwania ZSRR w ekstremalnie trudnych warunkach izolacji prowadzącej do katastrofy na poziomie samych warunków przeżycia radzieckiego społeczeństwa.
Biorąc pod uwagę zapiekłość, którą dziś możemy obserwować w odniesieniu do Federacji Rosyjskiej, trudno powstrzymać się od myśli, że jest ona identyczna z zapiekłością w stosunku do ZSRR i że przegrana ZSRR skończyłaby się kolonizacją jego obszarów i możliwą eksterminacją jego ludności. Nie są to słowa bez pokrycia. Tym bardziej, że współcześnie te programy eksterminacji w odniesieniu bynajmniej nie tylko do ludności rosyjskiej i rosyjskojęzycznej są bardzo naocznie wprowadzane w życie.
Tradycyjne poparcie dla programu antykomunizmu w łonie społeczeństw europejskich opiera się na rozpropagowaniu tezy o tym, że komuniści (w bolszewickim wydaniu pierwotnie) mają w tym programie zapisaną wrogość wobec zasad demokracji. Komunizm jest więc systemem politycznym z gruntu despotycznym i opartym na tyranii wobec własnego społeczeństwa, co jest wzmocnione tym, że system ten nie jest w stanie stworzyć stabilnie funkcjonującej gospodarki. Z tego powodu musi się opierać na ekspansji i dążeniu do podporządkowania sobie innych społeczeństw i ich gospodarek, które zastępują deficyt własnego mechanizmu ekonomicznego.
Taki jest fundament wrogości wobec modelu radzieckiego jako pierwszej próby realizacji gospodarki socjalistycznej, przejściowego etapu do gospodarki komunistycznej.
Nie będziemy zajmować się w tym momencie zasadnością, a raczej jej brakiem, takiego postawienia kwestii. Ważne, że jest to najprostszy i najbardziej chwytliwy propagandowo element ideologii antykomunistycznej, którego zdolność oddziaływania na świadomość społeczną pozostaje nie do przecenienia.
Warto w tym momencie podkreślić, że argumentacja o gospodarczej bezpłodności modelu radzieckiego była i pozostaje koronnym argumentem tzw. nowej radykalnej lewicy, która była powodem pożegnania bez żalu tzw. realnego socjalizmu w latach 80-90-tych XX w.
W tradycji antykomunistycznej pozostaje także przekonanie o tym, że demokracja burżuazyjna pozostaje najlepszą gwarancją społecznie sprawiedliwych instytucji w państwie, a także pozostaje mechanizmem zabezpieczającym nierewolucyjne (pokojowe, demokratyczne) przejście do socjalizmu rozumianego jako sprawiedliwy podział społecznego bogactwa.
Razem wzięte owe fundamenty myślenia antymarksistowskiego (już nie tylko antykomunistycznego, ale i antymarksistowskiego) dają nam w efekcie obraz współczesnej lewicy: akceptacja kapitalistycznego systemu produkcji z walką o demokratyczne instytucje sprawiedliwego podziału.
Z tego względu, że sposób produkcji przestaje być w tej wizji programowej zasadniczym czynnikiem doktryny, powstaje problem znalezienia sił antysystemowych, zdolnych zastąpić „przestarzałą” klasę robotniczą. Nowa Lewica znalazła je w różnorodnych mniejszościach kulturowo-obyczajowych, podlegających dyskryminacji we współczesnym społeczeństwie burżuazyjnym. Jednocześnie, ze względu na nieuchronna ewolucję tego społeczeństwa, owe mniejszości są perspektywicznie nieuchronnie emancypowane. Powody owej nieuchronności emancypacyjnej leżą w charakterze owych mniejszości. Dążenie do zastąpienia tradycyjnej rodziny przez pary biologicznie niezbyt nadające się do rozmnażania jest zgodne kierunkowo z tendencją do spadku dzietności wraz ze wzrostem poziomu życia.
Sama rodzina heteroseksualna była produktem cywilizacyjnym, mającym na celu ochronę jednostek, które podlegały presji w kierunku rozmnażania się w warunkach braku wystarczających środków do przetrwania indywidualnego. Siła robocza była jednocześnie potrzebna właścicielom środków produkcji. Falowanie zapotrzebowania na rezerwową armię pracy było kompensowane przez solidarność wyzutej z własności części społeczeństwa. Rodzina odgrywała w tej nieustannej walce o przetrwanie ogromną rolę. Konieczność tej walki skończyła się wraz z nastaniem społeczeństwem dobrobytu, a więc walka mniejszości seksualnych była jak najbardziej zgodna z prognozowaną przez lewicę ewolucją kapitalizmu w postkapitalizm (pragmatyczny zamiennik socjalizmu w warunkach zelżenia komunistycznej presji na radykalizm koncepcji antykapitalistycznej).
Nieuchronność pozytywnego rozwoju różnych mechanizmów późnokapitalistycznej ewolucji była jednak związana z niezakłóconym rozwojem społeczeństwa dobrobytu. To, czego nowoczesna lewica nie jest w stanie przyznać, a co stanowi siłę argumentacji odradzającego się nurtu poststalinowskiego (zmutowanego o cechy posttrockistowskiej radykalnej lewicy), to fakt, że państwo kapitalistycznego dobrobytu było bratem-bliźniakiem modelu stalinowskiego, ucieleśnianego przez ZSRR. Pokojowa ewolucja kapitalizmu – ta opoka nowolewicowej, wątpliwej trwałości konstrukcji – była umożliwiona koniecznością rywalizacji z konkurencyjnym modelem społeczno-politycznym. Sam fakt konieczności tej rywalizacji wskazuje na to, że system radziecki był silniejszy w swych fundamentach niż chcą to przyznać lewicowi antykomuniści.
Paradoks wynika jednak z tego, że model stalinowski wyewoluował jako pragmatyczna odpowiedź na zagrożenie istnienia Republik Radzieckich. W tym charakterze nie był on realizacją pierwotnego modelu bolszewickiego, opartego na doktrynie Marksa.
Nie będziemy wchodzić w szczegóły, ponieważ z perspektywy niniejszych rozważań ważne są inne kwestie.
Ważne jest bowiem wyjaśnienie skąd biorą się tak oczywiste i silne animozje między skrzydłami lewicy.
Z historii wiemy, że te animozje są umocowane w nienawiści, jaką opozycja z lewa odczuwała w stosunku do koncepcji politycznej bolszewików od samego początku Rewolucji Październikowej. Nie będziemy tutaj rozpatrywać uzasadnień owej animozji, rozważać kto miał rację, kto jej nie miał i dlaczego. Istnieje jednak zdziwienie ze strony radykalnej lewicy poststalinowskiej (i posttrockistów, którzy w ramach meandrów światopoglądowych ewoluowali w kierunku poststalinizmu – tylko zaznaczymy, że ma to odniesienie do kwestii państwa i narodowości) taką zażartością owej nienawiści do spadkobiercy ZSRR.
A więc, tradycja tej nienawiści nie jest niczym nowym, ma ona korzenie w podziale lewicy już w odniesieniu do Rewolucji Październikowej i programu bolszewików. Ta nienawiść ma z kolei swoje zakorzenienie w sporze między Marksem a lewicowymi liberalnymi demokratami w ramach I Międzynarodówki, a następnie – II Międzynarodówki. Najwyższym wyrazem tej nienawiści był stosunek zachodniej, liberalno-demokratycznej lewicy socjalistycznej i socjaldemokratycznej do Rewolucji rosyjskiej.
Należy pamiętać o tym, że ta nienawiść nie była mniejsza niż współcześnie. Wyrażała się w popieraniu własnej burżuazji w walce ze stalinowskim i poststalinowskim ZSRR.
W optyce prawicy trudno było się rozeznać w tych wzajemnych porachunkach. To, co dla tzw. nowej radykalnej lewicy (spadkobierczyni amerykańskiego chowu Nowej Lewicy) było elementem wyróżniającym od modelu radzieckiego, cała konstrukcja walki o prawa mniejszości kulturowo-obyczajowej, to wszystko było dla prawicy prawomocnym przedłużeniem klasycznego marksizmu. Zresztą Nowa Lewica usiłowała tak to przedstawić – siebie jako przedłużenie klasycznego, jedynie prawowiernego marksizmu, rozwijanego w kampusach akademickich.
Jednocześnie, nie istniała wystarczająco silna tendencja nawiązująca do Marksa, tak jak go rozumiał Lenin (i Róża Luksemburg) w opozycji do współczesnej mu socjaldemokracji.
Sprawę dodatkowo komplikuje fakt, że sztandarowy wróg antykomunistycznej lewicy, stalinizm, był pragmatycznym odejściem od (niezrozumianego skądinąd) Lenina i Marksa z Kapitału na rzecz marksizmu II Międzynarodówki.
Stalinizm jest ojcem dzisiejszych prób rosyjskiej oligarchii (słuszniej – burżuazji kompradorskiej) pogodzenia z zachodnim kapitalizmem. Poststalinizm ewoluował w narodowy kapitalizm mający filiacje z nurtami narodowymi na prawicy. Widać tego przykłady w części polskiej lewicy.
Jako taki znajduje on oddźwięk w populistycznej prawicy o charakterze nacjonalistycznym. Populistyczna prawica suwerenistyczna na Zachodzie i na Wschodzie nie widzi powodu, aby nie pogodzić się z Rosją, która stanowi dla jej narodowych projektów korzystne zaplecze gospodarcze ze względu na tanie nośniki energii. Efektem ubocznym jest utrzymanie Federacji Rosyjskiej przy życiu jako organizmu niezbędnego dla sprawnego zarządzania owymi surowcami i brania na siebie kosztów ich eksploatacji w interesie zachodniego kapitału.
To był deal, na który poszedł upadający ZSRR i z którego FR wywiązywała się celująco przez cały okres kapitalistycznej transformacji od Gorbaczowa przez Jelcyna do całkiem nieodległego Putina.
Tak więc, projekt zniszczenia Rosji nie jest projektem prawicy populistyczno-narodowej, ale lewicy antykomunistycznej.
Jeśli to zrozumiemy, to zrozumiemy skąd bierze się ta z obiektywnego punktu widzenia niepojęta i pozornie nieracjonalna nienawiść do dzisiejszej Rosji.
Wytłumaczeniem jest to samo, co było uzasadnieniem nienawiści lewicy liberalno-demokratycznej do samego Marksa.
Od tamtej pory nic się nie zmieniło.
Kolejnym stopniem do przybliżenia powodów owej nienawiści jest zwrócenie uwagi na to, że owa lewica liberalno-demokratyczna jest z natury lewicą drobnomieszczańską. Sprawę znowu komplikuje fakt, że obiektywny sojusznik klasy robotniczej, klasa chłopska (także bezpośredni producent, ale zachowujący pewne elementy własności środków produkcji i z tej racji mający obiektywny interes niekonsekwnentnie w gospodarce komunistycznej).
Oparcie się na części uwłaszczonej klasy chłopskiej przez opozycję socjalistów-rewolucjonistów było uzasadnione nawiązaniem do utopii chłopskiej, a nie do projektu wynikającego z obiektywnej ewolucji nowego systemu – kapitalistycznego, jak chciał Marks, a potem Lenin.
Rozwój klasy robotniczej jako wyraz rozwoju kapitalistycznego ugruntowywał przemijanie klasy chłopskiej i warstwy rzemieślniczej, które w utopii drobnomieszczańskiej były obrazem właściwych relacji między klasą bezpośrednich producentów a warstwami pośrednimi. Inny jest model pozyskiwania dochodów, bardziej patriarchalny, stanowy, a nie klasowy.
Nienawiść do bolszewików, potem jak skończyły się nadzieje na stworzenie nierealistycznej utopii chłopskiej w ramach społeczeństwa rosyjskiego po Rewolucji, była więc uzasadniona programowo i światopoglądowo i ugruntowana we wcześniejszej historii marksizmu.
Konstruowanie relacji międzyludzkich w takim utopijnym społeczeństwie opiera się na budowaniu wyemancypowanych relacji międzyjednostkowych, ponieważ zbiorowe relacje produkcyjne są sprowadzone do oddzielonej sfery, nie podlegającej zmianom ani wpływom społecznym.
Co charakterystyczne, w tej utopii relacje produkcyjne z przyrodą są oparte na tradycyjnym podejściu chłopskim, któremu nie należy przeszkadzać. Zasadniczo każdy powinien stać się drobnym producentem na własne potrzeby i na tej podstawie drobnej własności powinien budować swoje relacje międzyludzkie. W ten sposób unikamy dehumanizujących relacji kapitalistycznego społeczeństwa. To przyroda wyznacza tempo rozwoju gospodarczego i jego charakter. Wszyscy obywatele mają dostęp do tego modelu życia, który jest najlepszą formą socjalizacji. Część społeczeństwa musi mieć dostęp do środków przetrwania bez łożenia pracy na rzecz rolnictwa. Stąd tak ważny jest problem instytucji gwarantujących sprawiedliwy dostęp do owych dóbr. Sprawiedliwość jest uzależniona od wielkości społeczności lokalnej. Cały program nastawiony jest na ominięcie kapitalistycznych, rynkowych mechanizmów podziału dochodu i dochodów.
Ponieważ jednak nie zostaje zniesiona prywatna własność środków produkcji (podstawa utopii chłopskiej i ekologicznej), konieczne jest stworzenie instytucji nadrzędnej, która pilnuje, aby instytucja demokratycznego podziału nie uległa degeneracji.
Stąd akces nowoczesnej lewicy do autorytarnego projektu ponadnarodowego zarządzania gospodarką światową i społeczeństwem globalnym.
Współcześnie mamy do czynienia z jakimś rodzajem postkapitalizmu, który okazał się etapem przejściowym do systemu przedkapitalistycznego, na co zwraca uwagę rosnąca liczba ekonomistów (w tym i Janis Varoufakis – turbofeudalizm, ale wcześniej mogliśmy to zauważyć w koncepcji neomerkantylizmu Wasilija Kołtaszowa).
Ostatecznie, okazuje się, że projekt nowoczesnej lewicy jest całkiem trafnie odczytywany przez prawicę, która dostrzega, iż lewica – przy całym projekcie demokratycznym – jednocześnie buduje dystopię globalnego zarządzania. Do czego lewica nie chce się przyznać, to do tego, iż nie jest możliwe utrzymanie równowagi między prywatnymi właścicielami środków produkcji a resztą społeczeństwa pozbawionego owej własności. Instytucje demokracji służą do powstrzymywania prywatnych właścicieli przed skrajnym nadużyciem swoich prerogatyw wynikających z owej własności.
Dla marksistów, model zarządzania produkcją i podziałem jej owoców zakłada wyłączną władzę decyzyjną klasy bezpośrednich producentów (dyktatura proletariatu) i skojarzenie uzyskiwania dochodów z miejscem w sposobie produkcji. Jednocześnie w żadnym momencie indywidualni robotnicy nie są prywatnymi właścicielami środków produkcji. W odróżnieniu od nowolewicowej utopii, gdzie niezbędny jest autorytarny, choć ukrywany globalny zarządca, takim zarządcą jest widzialna klasa bezpośrednich producentów, którzy otrzymują dochody na tej samej zasadzie, co pozostali członkowie społeczeństwa. A nie na zasadzie renty z prywatnej własności.
Warto zauważyć, że jest to etap przejściowy do stadium, w którym utrwalenie się tego modelu w tradycji i przyzwyczajeniu pozwala na korzystanie z dóbr niczym z darmowych owoców Natury.
Różnica polega na tym, że zarówno dla kapitalisty, jak i dla wszelkiego, w tym drobnego właściciela prywatnego, istnienie zorganizowanego społeczeństwa nie jest celem w sobie. Etap przedkapitalistyczny, ku któremu zmierzamy, ukazuje to wyraźnie – całe społeczeństwo organizuje się spontanicznie wokół okruchów konieczności wynikających z organizacji prywatnego folwarku lub dworu czy innego latyfundium.
Lewica uważa istnienie współczesnego społeczeństwa za wartość samą w sobie. Globalny zarząd ma rzekomo stać na straży współczesnego społeczeństwa, nie wiadomo dlaczego. Musi trudzić się znajdowaniem rozwiązań, które będą istnienie tego społeczeństwa podtrzymywać. Z punktu widzenia jednak utopii chłopskiej (ekologicznej) społeczeństwo traktowane jest jak dowolnie niszczona przyroda, która odbudowuje się w warunkach dostępnych. Nieważne ile gatunków chronionych czy niechronionych wyginie.
Z pryncypium zachowania społeczeństwa, jakie wynika z rozwoju kapitalistycznego, pracy najemnej i wymiany rynkowej, wychodzi marksizm. Tutaj istnienie społeczeństwa nowoczesnego nie podlega dyskusji, jest wartością, która stanowi fundament wolności jednostki. W społeczeństwach przedkapitalistycznych nie ma mowy o wolności klas podporządkowanych, nawet w sensie formalnym. Dlatego dla marksizmu ważne jest przechodzenie przez etapy ewolucji społeczeństwa, a kapitalizm ma ważne znaczenie jako system produkcji bogactwa i formalnej wolności jednostki. Przejście do socjalizmu jest związane z zachowaniem zdolności rozwoju sił wytwórczych, chociaż jakościowo może to ulegać zmianom. Zmianom zależnym od arbitralnej decyzji klasy bezpośrednich producentów, którzy potrzebują nowoczesnego społeczeństwa, aby ich pozycja bezpośrednich producentów nie pozbawiła ich wolności indywidualnej.
Dlaczego lewica antykomunistyczna nie jest zwolenniczką projektu Marksowskiego i zastąpiła go chłopską utopią?
Wynika to z historii, ze związku chłopstwa z ziemią, z przyrodą, z jej niszczeniem i eksploatacją i jednoczesnym chronieniem przed niszczeniem przez kogokolwiek innego poza jej prawnym właścicielem. Przejście do kapitalizmu było traumatyczną próbą dla chłopstwa, jak i dla drobnomieszczaństwa. Pojawienie się i rozwój klasy robotniczej jest ucieleśnieniem horroru, w jaki popadali ludzie w czasie utrwalania się tego monstrum. Pamięć tej traumy jest podstawą owej głębokiej nienawiści do klasy robotniczej jako obrazu samego siebie w przypadku tryumfu potwora.
Utopia chłopska trzyma się idei własności prywatnej środków produkcji. Drobnomieszczaństwo stworzyło sobie namiastkę własności prywatnej w postaci własności intelektualnej, której w projekcie marksistowskim nie ma. Dlatego praca nieprodukcyjna nie stwarza w tej koncepcji bogactwa, a tylko wartość – narzędzie podziału dochodów. Zabezpieczenie dochodów drobnomieszczaństwa wymaga autorytarnych środków przymusu wobec właścicieli środków produkcji, w tym chłopstwa. Obrazem sprzeczności interesów między chłopstwem a drobnomieszczaństwem była chociażby Kambodża Pol Pota, czy sprzeczności między kułakami a mieszkańcami miast. Władza radziecka raczej lepiej zarządziła kryzysem niż Pol Pot. Ale sedno antagonizmu jest jedno i to samo.
Poparcie lewicy antykomunistycznej dla projektów globalistycznych i zarządzania globalnego jest potwierdzeniem tego, że utopii drobnomieszczańskiej nie da się utrzymać bez metod totalitarnych.
Odpowiedzią na ten ślepy zaułek utopii nowolewicowej, która zdaje się coraz wyraźniej trzeszczeć w szwach, jest prawicowy nacjonalizm. Prawica suwerenistyczna forsuje model społeczeństwa pozbawionego formalnej demokracji, co napawa warstwy drobnomieszczańskie strachem, chociaż model nowolewicowy nie obiecuje nic lepszego. Co staraliśmy się pokazać wyżej.
Oba modele opierają się na zachowaniu nienaruszonych relacji produkcji, sposobu produkcji, uznając go za obiektywnie funkcjonalny. Tylko marksizm podważa konieczność tego modelu sposobu produkcji. W ten sposób stoi w opozycji do zarówno prawicowego populizmu (wspieranego przez robotników jako odsuwającego perspektywę eksterminacji – robotnicy nie mają nawet tej złudnej namiastki chroniącej wolność indywidualną własności intelektualnej), jak i do nowoczesnej lewicy, która nie zamierza rozwiązywać problemu postawionego przez Marksa. Jej antykapitalizm funkcjonuje wyłącznie w odniesieniu do traumy proletaryzacji warstw pośrednich, a nie do wielkiego kapitału, który jest niezbędny jako zarządca globalny. Jednocześnie nie dostrzega, że wraz z zanikiem klasy robotniczej, wali się nieuchronność społeczeństwa burżuazyjnego, w którym drobnomieszczaństwo rozwijało się jako usługa niezbędna do obsługi ewoluującej klasy robotniczej i drobnego kapitału.
Wraz z upadkiem społeczeństwa burżuazyjnego logicznym krokiem jest pauperyzacja i proletaryzacja drobnomieszczaństwa, tej osławionej „klasy średniej”, która nie jest więcej nikomu potrzebna. Zawsze była warstwą usługodawczą, zależną od stanu społeczeństwa jako takiego. Jej interesy są więc związane z interesem klasy robotniczej, ale jej świadomość zbliża ją z klasą panującą, która decyduje o kryteriach podziału bogactwa. Wraz z obumieraniem społeczeństwa kapitalistycznego, zapotrzebowanie na „klasę średnią” jako na twórcę zasad funkcjonowania owego społeczeństwa zanika. W społeczeństwie postkapitalistyczno-przedkapitalistycznym stanie się ono całkowicie znikome. Dlatego też zanika zapotrzebowanie na lewicę taką, jaką ona dziś siebie kreuje.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
25 września 2024 r.