Nie brakuje wydarzeń i tematów, które dzielą społeczeństwa. Sytuacja geopolityczna świata dba o to, aby dostarczać nam coraz to nowych bodźców i zmuszać lewicę do wykonywania najprzeróżniejszych łamańców.
Ogólnie rzecz biorąc, od czasów Nowej Lewicy zachodnia demokracja pozostaje punktem odniesienia dla wszelkich postępowych ruchów na świecie, chociaż, mimo to, a może i dlatego, pozostaje także najgorszym systemem, który należy znieść, ponieważ jest atrybutem kapitalizmu, a poza tym rodzi konsumpcjonizm i drobnomieszczańskie przesądy w kwestiach obyczajowych.
Zachodnia demokracja jest wzorcowym modelem dla lewicy, albowiem pozwala na radykalne stwierdzenie, co jest postępowe, a co nie, a w rezultacie pozwala na odmówienie prawa do ekspresji pewnych wartości, które przeciwstawiają się wolności jednostki. Nawet jeśli jednostka powołuje się na prawo do ekspresji swoich odmiennych od progresywnych wartości.
W pewnym sensie ma to sens.
Jeżeli przyjąć za absolutne odniesienie to, żeby jednostka miała możliwość swobodnej ekspresji swoich nieskrępowanych postulatów, to sam fakt, że chodzi o jednostkę sprawia, że nie jest to ograniczenie dla innych jednostek. Wystarczy nie zwracać uwagi na jednostkowe przejawy wolnej woli i radykalnie dbać o to, aby nikt inny nie stawiał ograniczeń dla naszej indywidualistycznej postawy i wszystko będzie dobrze.
Problem w tym, że analogicznie do działania wolnego rynku, w miarę jak wolny rynek coraz dłużej działa swobodnie, tym częściej powtarzalne sytuacje rodzą monopole. Wiadomo, że monopole są emanacją wolnego rynku, tak jak światło jest emanacją słońca. Podobnie wolne działania jednostek sprzyjają powstawaniu aglomeratów pewnych zachowań i wzorców zachowań, które przejawiają naturalną tendencję do stawania się normami społecznymi. I bardzo dobrze, potwierdza lewicowy sposób myślenia, bo jest to spontaniczny proces prowadzący do ustanowienia idealnego modelu społecznego, w którym nic nie zostało z góry narzucone, a wszystko zostało wypracowane oddolnie.
Podobnie jak oddolnie, z żywiołowej walki partykularnych przedsiębiorstw powstały monopole.
Spełnioną utopią jest niepodawanie w wątpliwość prawomocności powstałego w ten sposób społeczeństwa. Indywidualna wolność rodzi swoje przeciwieństwo, a mianowicie tradycję. Tradycja ma silniejsze oddziaływanie na ludzi aniżeli system prawny.
Gorzej jest, kiedy model aspirujący do stania się „nową świecką tradycją” zostaje podważony w wyniku zderzenia z interesami części społeczeństwa.
Banałem jest spostrzeżenie, że możliwość zaistnienia względnie egalitarnego, indywidualistycznego i wolnego społeczeństwa zachodniego ma związek z sytuacją podporządkowania i opresji dotykającej tzw. otoczenia niekapitalistycznego. W sposób sztuczny zostały usunięte naturalne przeszkody, które sprawiają w innych okolicznościach, że utopia nie może się spełnić. Utopia, jak wiemy od Platona, może mieć albo charakter elitarny, albo pozostać utopią.
W każdym razie, utopia zachodniego modelu demokracji pozostaje wciąż atrakcyjna nie tylko dla społeczeństw zachodnich. Wszystkie systemy polityczne mają swoje elity. Elity te chętnie dołączają do modelu zachodniej utopii. W efekcie mamy do czynienia z sytuacją, w której jedyną metodą utrzymania utopii jest jej elitaryzacja zarówno w Centrum, jak i na Peryferiach.
Społeczeństwa zachodnie burzą się, ponieważ odbiera się im marzenia o powszechnym charakterze utopii. Utopia może się zrodzić tylko w systemach hegemonicznych. Dla jej utrwalenia potrzeba tego samego, co jest potrzebne dla utrzymania utopii wolnego rynku – zepchnięcia rywalizacji, czyli konieczności szukania metod protekcjonistycznych, na zewnątrz.
Celem amerykańskiego imperializmu jest utrzymanie wyłączności na demokratyczne społeczeństwo w Centrum kapitalistycznym. Jednocześnie to Centrum się kurczy, ponieważ rozbudowuje się elita państw peryferyjnych, których utrzymanie jest konieczne dla niedopuszczenia społeczeństw Peryferii do demokracji rozumianej jako wolność jednostki.
Wolność jednostki jest bowiem wymaganiem istnienia przestrzeni dla monady. W warunkach ściśnięcia przestrzeni, monada staje się fikcją i przechodzi w stan budowania większych molekuł. Wolność jednej monady ogranicza więc ostatecznie wolność innej monady.
Ale nie o tym dziś mowa.
Ideologia lewicowa w zachodnim społeczeństwie staje się coraz mniej adekwatna, co znalazło zresztą wyraz w dawnej już konstatacji o braku różnic istotnych między lewicą a prawicą. Zgłaszając akces do wolności jednostkowej jako kryterium absolutnego wartości lewica przybliża się do prawicowego, burżuazyjnego sposobu myślenia.
Co jednak miałoby być złego w wolności jednostki?
Nic.
Aby jednak można było zachować stabilność modelu, w którym jednostka jest wiecznie wolna, musielibyśmy albo założyć świat, w którym istnieje tylko jedna jednostka, albo taki świat, w którym zderzenie jednostek skutkuje eliminacją przynajmniej połowy z nich. Świat przyrodniczy jest mniej więcej w taki sposób skonstruowany – brak możliwości manipulowania własną sytuacją w sposób trwały (czyli brak możliwości przekształcania przyrody) jest warunkiem utrzymania wolności jednostek. Świadomie wyraża się to w racjonalnej koncepcji liberałów, że kryzysy i katastrofy społeczne sprzyjają ostatecznie odrodzeniu warunków dla wolności jednostki.
Lewica usiłuje obejść sprawę w ten sposób, że przystaje na świadome strukturyzowanie świata przyrodniczego po to, aby poszerzyć możliwości psychicznego poczucia wolności jednostki. Ponieważ jednostka nie może nic zrobić ze swoim zaprzężeniem w tryby mechanizmu funkcjonowania społeczeństwa, to powinna mieć możliwość pełnego dysponowania światem, który sama stanowi. W ten sposób lewica ograniczyła postulat wolności do obszaru ciała jednostki i tego, co je okrywa.
Oczywiście, istnieje zasadnicza różnica między formami wolności różnych klas i grup społecznych. Wolność niektórych klas ma charakter bardziej realny i mniej wirtualny niż innych. Niemniej, dla klas panujących, ograniczeniem ich indywidualnej wolności jest życie w świecie, w którym istnieje i jest widoczna cała nędza i zaplecze ich dobrobytu. Przyroda ma możliwość neutralizowania i likwidowania śladów destrukcyjnej działalności człowieka. W zatłoczonym społeczeństwie ta praca trwa zbyt długo i nie jest skuteczna, bo przyroda jest wyczerpana. Elity domagają się więc zatrudnienia technologii, która zastąpi opieszałą przyrodę. W celu ratowania samej przyrody, która staje się coraz mniej przyrodą w stanie pierwotnym…
Przede wszystkim jednak, aby zachować zdrową proporcję między przyrodą a sztucznym środowiskiem, nie można dopuścić do nadmiernego tempa niszczenia przyrody. Niemniej, neutralizacja śladów człowieka wymaga przyspieszenia technicznych metod osiągania tego celu. Dlatego nie może być zbyt wielu ludzi. Odtworzenie sił przyrody wymaga pewnego powrotu do użytkowania siły człowieka kosztem technologii.
W takiej perspektywie nie mamy zbyt wiele motywacji, aby skupiać się na sposobach organizowania skomplikowanego mechanizmu społeczeństwa, który wymaga porzucenia idei wolności jednostkowej dla wizji organizacji całości, w ramach której jednostka pozostaje podporządkowana.
W pewnym sensie istnieje tu spore nieporozumienie.
Lewica rozumiejąc problematykę ekologii i wolności jednostki, zgadza się na elitaryzację i wirtualizację wolności, ponieważ nie chce rezygnować z idei. Warunkiem zachowania idei jest pozbawienie jej zawartości rzeczywistej. Z tego wynika nieuchronny kompromis „historyczny” lewicy z globalną elitą dążącą do eliminacji nadmiaru populacji.
W pewnym sensie, lewica ze swoją koncepcją nowoczesnego, progresywnego społeczeństwa jako nowego społeczeństwa tradycjonalistycznego, sprzyja mechanizmowi dopuszczania do spokojnego eliminowania społecznych grup buforowych. Taka eliminacja miała miejsce w całej historii, poprzez wojny i epidemie czy inne katastrofy, które nie były kojarzone z walką klas. Miały charakter, po prostu, naturalny.
W naszych czasach sprawa jest nieco trudniejsza, ponieważ grupy buforowe zaczęły się w pewnym momencie liczyć i są zauważalne. Oczywiście, mechanizmy eliminacji przy pomocy zjawisk naturalnych i braku dostatecznego wspomagania ze strony państwa jak najbardziej działają, ale podważają utopijny charakter systemu.
Czy tradycyjny model lewicowy, związany z ruchem robotniczym, jest pozbawiony elementu dialektycznego samozaprzeczenia?
Otóż, wydaje nam się, że nie jest go pozbawiony. Weźmy pod uwagę, że wzrost dobrobytu społecznego pociąga za sobą ograniczenie rozrodczości, a więc ten mechanizm jest wbudowany w wizję społeczeństwa bezklasowego. Po szczycie rozwoju technologicznego, przy założeniu działania mechanizmu udziału każdego członka społeczności w aktywności produkcyjnej, również arbitralna wola jednostki działa w kierunku zwolnienia nacisku na przyrodę i na jej nadmierną eksploatację. Przy okazji nie są to mechanizmy stojące w poprzek logicznej, tj. racjonalnej ewolucji systemu, ale wynikające z niej.
Zamiast uważania, że przyroda jest alienująca i ograniczająca wolność jednostkową, można uznać, że konieczności i ograniczenia są jedynym polem, na którym nasza wolność może się ujawnić i urzeczywistnić. Jak mówił klasyk – wolność jest zrozumieniem konieczności. Należy to rozumieć dwojako: (a) tylko dobre zrozumienie ograniczeń pozwala na ich przezwyciężenie, (b) tylko dostrzeganie ograniczeń pozwala nam racjonalnie ocenić, na ile te ograniczenia zapobiegają naszemu samobójstwu.
RADYKALIZM I AKTYWIZM
Wracając do naszej rzeczywistości, której rozumienie nas dzieli.
Lewica, nawet jeśli opowiada się za uciskanymi i poniewieranymi tego świata, nie może się oderwać od zachodnich wartości, a więc pozostaje nieskuteczna. Objawia się to w przypadku tak kwestii wewnętrznych świata zachodniego, jak i tego, co się dzieje poza jego obrębem.
Przypomnijmy, że niedawne mocne protesty społeczeństwa francuskiego przeciwko drożyźnie i przeciwko uderzeniu w prawa pracownicze w postaci narzucenia niekorzystnej reformy emerytalnej zakończyły się fiaskiem. Dlaczego, mając poparcie 99% społeczeństwa (w tym prawicy populistycznej), lewica jest mniej skuteczna niż kiedy działała w ramach rewolucyjnego ruchu robotniczego?
Odpowiadamy nie od dziś, że ma to związek z tym, że lewica społeczna nie ma jasnej wizji, czyim interesom klasowym jest podporządkowana. 99% społeczeństwa to konglomerat najróżniejszych, w tym sprzecznych interesów. Co więcej, lewica nie proponuje zamiany kapitalistycznego sposobu produkcji na inny, socjalistyczny, a więc nie proponuje zasadniczo nic. Stąd i rezultat jest żaden.
Socjalistyczny sposób produkcji jest zastępowany walką o tzw. wartości. Stosunek do kwestii sposobu produkcji jest realizowany w postulacie, aby wielkie korporacje dzieliły się swoimi zyskami ze społeczeństwem. Narzędziem realizacji tego postulatu jest aparat państwa burżuazyjnego mający pracować wedle mechanizmu narzuconego przez powyższe wartości (czyli poprzez instytucje demokratyczne). Najwyraźniej jednak ten mechanizm nie działa.
Albo raczej działa, ale w sposób typowy dla społeczeństwa tradycyjnego, w jakie lewica przekształciła wieczną walkę klasową w kapitalizmie: utrzymując pokój społeczny w sytuacji proletaryzacji grup buforowych. Świadomość, że istnieją mechanizmy, a tylko zły Macron czy inny chwiejny przedstawiciel wielkiego kapitału nie pozwala, aby działały one w sposób niezakłócony, jest typową świadomością społeczeństwa niedojrzałego do wydania ze swego łona rewolucyjnej klasy dla siebie.
Co jest dość śmieszne, część radykalnej lewicy, robiącej całkiem dobrą robotę w mediach, przejawia w przypadku poparcia dla walki Palestyńczyków charakterystyczną schizofrenię. Stając w obronie mieszkańców Gazy, którzy raczej nie mają dużej swobody wyboru w dobieraniu sobie obrońców, demaskują hipokryzję takiego Iranu, który gotów jest (podobno) rozpętać wojnę światową, czy takiego Putina, który ponoć napadł na Ukrainę w obronie ludności Donbasu – fakt, nieco krócej ostrzeliwanej przez bohaterską armię Ukrainy niż mieszkańcy Gazy przez nie mniej zasłużoną armię Izraela. Gdyby Palestyńczycy mieli wybór, żeby się oprzeć na sile zachodniej lewicy… Ale, jak zauważyliśmy wyżej, zachodnia lewica nie jest nawet w stanie przeprowadzić skutecznej walki z własną, demokratyczną burżuazją.
Charakterystyczne jest, że argumentem dowodzącym hipokryzji Iranu jest niedemokratyczne tłumienie protestów przeciwko ograniczaniu wolności kobiet irańskich, które nie chcą nosić tradycyjnego stroju. Lewico, a czy ty sama wiesz czego chcesz? Noszenie tego stroju we Francji jest symbolem wolności kobiet muzułmańskich.
No właśnie, chusty islamskie nie są zwykłym elementem stroju, tylko symbolem oznaczającym po stronie jakich wartości opowiada się dana osoba. Ile trzeba włożyć wysiłku, żeby tego nie rozumieć. Ta sama chusta ma całkowicie odmienne znaczenie we Francji i w Iranie. To symbol polityczny, a nie przejaw wolności jednostkowej. Nosisz czy nie nosisz, nie jesteś suwerenny w swoim wyborze. Jest on pochodną zbiorowego systemu wartości, jakie wyznajesz.
Inny przykład – niedawna audycja w niezależnym radio francuskim, pod ciekawym tytułem głoszącym, że to nie imigracja jest źródłem zamachów terrorystycznych na Zachodzie. Wykonanie zapowiedzi i argumentacja posłanki z ramienia koalicji Mélenchona – słabe. Pierwsza sprawa – gdy Czeczeni dokonywali zamachów w Moskwie, byli bohaterami zachodnich demokracji. Gdy robią to we Francji czy w Belgii – są uważani za terrorystów.
Druga sprawa – faktycznie, powodem indywidualnego terroru jest rozczarowanie systemem, który obiecywał więcej, niż dał. Istotą systemu zachodniej demokracji jest obietnica, pusta obietnica. Jak pokazaliśmy wyżej, nie może ona nie być pusta dla grup buforowych. A w większości przypadków imigranci są pierwszą grupą buforową. Lewica nie ma innej polityki niż imigranci – oczekuje realizacji swoich postulatów przez wielką burżuazję. Dlatego nie może dać imigrantom perspektywy walki klasowej, w której terror indywidualny jest wykluczony i zbyteczny.
Tzw. terror rewolucyjny jest manifestacją pretensji do przejęcia odpowiedzialności za przemoc państwową, co do której panuje powszechna zgoda w prawodawstwie demokratycznym – państwo ma legalny monopol na przemoc.
Popieraniem dla noszenia symboli, które na całym świecie są rozumiane jako symbole opozycji wobec wartości świata zachodniego, radykalna lewica podkłada się politycznemu establishmentowi swoich państw. Można na nią symbolicznie zrzucić winę za terroryzm. W istocie rzeczy jest ona winna temu, że nie proponuje mechanizmów walki klasowej właściwych dla systemu rozwiniętego kapitalizmu, dojrzałego do swego przezwyciężenia. Może więc tylko wlec się w ogonie populistycznego radykalizmu, czyli naraża się na eliminację z pola politycznego. To, że jest wielu, którzy tylko na to czekają, pokazuje nagonka medialna na LFI. Ta nagonka jest niezasłużonym komplementem dla tej koalicji.
Niemniej, warto podkreślić, że obecna sytuacja geopolityczna i brak adekwatnej odpowiedzi lewicy na nią może być preludium do ostatecznego zniknięcia lewicy ze sceny politycznej. W pewnym sensie jest to ostatnia siła, która nawiązuje w jakimś stopniu do modelu przeciwstawiającego się nacjonalizmowi, przynajmniej w warstwie deklaratywnej. W praktyce, lewica socjaldemokratyczna ma historyczną tradycję, aby kapitulować przed nacjonalizmem. Pod warunkiem, że będzie reprezentowany przez światłych mężów stanu. Populizm wśród mas potępia zdecydowanie.
REMEDIUM: nawiązanie do idei internacjonalizmu, przy całej retoryce nacjonalistycznej, zachował się w ruchach społecznych w Afryce. Jest więc do czego nawiązywać.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
18 października 2023 r.