z cyklu „Dialogi na cztery nogi, jeśli na więcej”

Tak się jakoś porobiło. Nawet ci co na co dzień błyszczą niebywałym wprost intelektem czy erudycją, ba, w oczach nieomal całego świata uchodzą za przodujących pod każdym nieomal względem nowoczesnych i dobrze poinformowanych marksistów – co ważne z zacięciem naukowym, wręcz akademickim – od dawna przymierzających się do profesjonalnej polityki teraz jak niesforne dzieci plotą coś od rzeczy, naigrawając się z dogorywającego reżimu. Zresztą czego można się spodziewać po „demokratycznych socjalistach”, „więcej niż komunistach” i wszelkiej maści antytotalitarystach… na czele z „NOWYM LENINEM”.

Co do nas, jamochłonów marksizmu, NICZEGO SIĘ NIE SPODZIEWAMY, tylko chłoniemy z otwartymi ustami:

Dla nas – W SILE WIEKU – to strawa duchowa. Przy niej każda inna się chowa.

Niezły z niego szermierz na słowa. A jakże. Chyba nikt nie zaprzeczy? I na dodatek z wielkim poczuciem humoru i osobistej godności, jak nie przymierzając Chińczyk odpoczywający pod drzewem mądrości. Nie jakiś tam Rusek, Polak, Żyd czy Europejczyk…

Nie bądźmy detalistami – w końcu każdy może się mylić – zajmijmy się zasadniczym wątkiem. Głównym problemem dla Europejczyków nie jest wzrost cen gazu, ale demontaż państwa socjalnego – twierdzi Borys Kagarlicki. Tym bardziej, że wbrew pogróżkom, a raczej pesymistycznym przewidywaniom zachodnich analityków, na których powołują się rosyjscy propagandyści, nie było przerw w dostawach prądu.

Zachodni analitycy tłumaczą to w ten sposób, że faktycznie już na jesieni 2022 r. w UE położono nacisk na oszczędności w zużyciu energii elektrycznej. Europie udało się obejść problemy z zaopatrzeniem w energię elektryczną dzięki temu, że Rosja usiłowała utrzymać rynki europejskie mimo sankcji. W efekcie tego, na jesieni Europa miała w niemal 100% zaopatrzone przechowalnie. Na rynku międzynarodowym nie ma embarga na dostawy gazu do Europy, tyle że dokonuje się to po wyższej cenie niż wcześniej obowiązujące za gaz rosyjski. Ma się rozumieć, że i ten czynnik inflacyjny odegrał swoją rolę.

Niemcy ponownie otworzyły elektrownie węglowe, natomiast Francja zrezygnowała z zatrzymania kolejnych elektrowni atomowych, które miały przejść planowe przeglądy i remonty techniczne.

Część państw, jak np. Hiszpania czy Portugalia, wynegocjowała z Komisją Europejską wyjście tymczasowe ze wspólnego rynku energii elektrycznej, co dało im możliwość utrzymania cen energii elektrycznej na poziomie niższym niż w przypadku krajów, które pozostały we wspólnym rynku, jak Francja czy Niemcy. Fakt, że Niemcy są największym klientem na energię elektryczną sprowadzaną z zagranicy powoduje, że utrzymują one popyt na wysokim poziomie, a więc i adekwatne do tego ceny. Zwraca się też uwagę na to, że Niemcy jako bogaty kraj mogą sobie pozwolić na zakup energii elektrycznej po wysokiej cenie. A to wpływa na zawyżenie cen energii na rynku europejskim.

Sankcje przeciwko rosyjskiemu gazowi i wysokie ceny na rynku europejskim dały pole do popisu dla firm dostarczających energię elektryczną. Znamienny jest przypadek Francji, która nie jest uzależniona od zewnętrznych dostaw gazu, albowiem udział gazu w produkcji energii elektrycznej pozostaje w jej przypadku na bardzo niskim poziomie. Koszt produkcji energii elektrycznej przez państwową firmę EDF jest dziesięciokrotnie niższy niż obowiązujące na rynku ceny. EDF sprzedaje więc energię firmom redystrybuującym ją indywidualnym klientom po cenie produkcji, zaś te odsprzedają energię swoim klientom po cenach spekulacyjnych, ale w majestacie praw wolnego rynku.

Europejczycy, którzy zasadniczo są nakierowywani przez oficjalną propagandę przeciwko Rosji, są skłonni przyjmować za dobrą monetę retorykę swoich rządów, że trzeba ponieść koszty obrony wolności i demokracji. Jednocześnie nie są skłonni wybaczać rządowi tego, że owe koszty będą się przekładały na ich własną kieszeń. Państwa socjalne służą bowiem temu właśnie, aby koszt obrony wartości zachodnich był ponoszony przez grupy uprzywilejowane.

Pokój społeczny na Zachodzie, przedstawiany jako dowód na kompatybilność kapitalizmu z instytucjami demokratycznymi, mógł być zachowany w sytuacji, kiedy jego fundamentem była tradycyjna eksploatacja krajów Trzeciego Świata oraz możliwe po transformacji kapitalistycznej rozszerzenie eksploatacji gospodarek wschodniej Europy, sztucznie zdezindustrializowanej i dostosowanej do potrzeb zachodniej części kontynentu. Paradoksalnie, ten stan ponadprogramowego luksusu przyspieszył zachodnioeuropejską dezindustrializację. Kraje Europy Wschodniej nie tylko nie stawiały oporu przed sprowadzeniem ich do poziomu krajów Trzeciego Świata, ale nawet same się napraszały – w dobrze pojętym interesie swoich nowowykreowanych elit.

W efekcie, doprowadziło to do poparcia przez społeczeństwa tego regionu partii prawicowych o charakterze nacjonalistyczno-populistycznym, a więc protofaszystowskich w znaczeniu odrodzenia idei solidaryzmu narodowego wobec zewnętrznego (tu: unijnego) zagrożenia oraz korporatyzmu państwa, opartego na owym solidaryzmie.

Z tego względu, że instytucje demokratyczne państwa socjalnego na Zachodzie opierały się na bardzo kruchym podłożu gospodarczym wynikającym z pozycji w międzynarodowym kapitalistyczny podziale pracy oraz na przeciwstawnej logice kapitalistycznej dynamiki ekonomicznej sztucznej konstrukcji braku konkurencji wśród gospodarek kapitalistycznych (Unia Europejska), załamanie się jednego z filarów zachodniego dobrobytu przyspieszone przez własne sankcje Zachodu wobec Rosji spowodowało rozpad europejskiej solidarności.

Kraje Europy Wschodniej wcześniej zwróciły uwagę na fakt, że nie cieszą się równym poziomem rozwoju dobrobytu, co kraje zachodnie, a co było główną motywacją kapitalistycznej transformacji.

Tłumaczenie pokrzywdzonym przez transformację, że są sobie sami winni, bo nie skorzystali z wielkiej szansy, jaką dawała owa transformacja, jest dementowane przez poczucie pauperyzacji grup społecznych na Zachodzie. Ich poziom życia spadł znacząco bez żadnego logicznego wyjaśnienia. PO PROSTU NIE POTRAFILI SKORZYSTAĆ Z MOŻLIWOŚCI OFEROWANYCH PRZEZ KAPITALIZM.

Albo te możliwości były sztucznie dęte, albo istotą kapitalizmu jest to, że znacząca część społeczeństwa (wciąż ta sama) jest trwale, strukturalnie niezdolna do skorzystania z możliwości wolnego rynku. A to stawia pod znakiem zapytania lewicową ocenę kapitalizmu w jego obecnej fazie jako systemu zdolnego do zapewnienia trwałego i powszechnego dobrobytu, w przeciwieństwie do słusznie minionego okresu tzw. dzikiego kapitalizmu XIX-wiecznego, który został już szczęśliwe przezwyciężony, zaś… ŚWIETLANA PRZYSZŁOŚĆ PRZED NAMI.

Zasadnicze pytanie, jakie powinien zadać sobie każdy marksista, brzmi: czy napięcia społeczne, z jakimi mamy dziś do czynienia, wynikają z normalnego przeciwieństwa klasowego, które nie zostało bynajmniej przezwyciężone w ramach „socjalistycznej” (socjalnej) Unii Europejskiej? A może jest wynikiem niefortunnego zbiegu okoliczności, a mianowicie ofensywy sił ekonomicznie zacofanych, ale silnych ideologią nacjonalistyczną, diabli wiedzą skąd się biorącą w europejskim, najlepszym ze światów?

Jeżeli wziąć pod uwagę, że przez ostanie 30 lat społeczeństwom, które miały nadzieję dołączyć do klubu państw socjalnych, by nie rzec – dobrobytu, jakoś to się nie udało i spowodowało wzrost nacjonalizmu, to wszelkie dogłębne pytania są zasadne. Trudno oprzeć się wrażeniu, że argumenty o tym, iż kraje Europy Wschodniej (włącznie z Rosją) nie zdołały zbudować społeczeństw socjalnego dobrobytu z powodu własnych błędów i głupoty, bardzo przypominają argumentację o tym, że poszkodowani transformacji kapitalistycznej są sobie sami winni, bo nie zrozumieli mechanizmu gospodarki rynkowej i byli za głupi, aby skorzystać z nadarzającej się szansy.

Tak więc, Rosja, której nawet nie wpuszczono do UE, jest sobie sama winna, że rozwijała (na chwałę interesów UE i jej taniego dostępu do bezcennych zasobów surowcowych) wyłącznie rabunkową gospodarkę surowcową. Oligarchowie nie inwestowali w rozwój gospodarczy kraju (bo niby jaką mieli po temu kapitalistyczną motywację?), a więc nie tworzyli instytucji demokratycznych, bo trudno pogodzić demokrację z nędzą przytłaczającej części społeczeństwa rosyjskiego.

Reżym kapitalistyczny w Rosji nie ma powodu, aby nie używać tej samej argumentacji, co komitet zarządzający interesami narodowych burżuazji w pozostałych państwach potransformacyjnych – te masy były zbyt głupie, aby wykorzystać szansę stworzoną przez wolny rynek. Na czym miałoby polegać stworzenie owych instytucji demokratycznych wbrew owym głupim masom poza zmarnotrawieniem ciężko wyszarpanego w nierównej konkurencji stabilnego kapitału zachodniego z początkującym kapitałem wschodnioeuropejskim, w tym rosyjskim?

A może to te głupie masy powinny wywalczyć sobie instytucje demokratyczne. Traktując „swoich” kapitalistów jako równorzędnych kapitalistom zachodnim, czerpiącym przewagę ze swego dominującego udziału w globalnym systemie finansowym. Dlaczego miałoby im to wyjść lepiej i sprawniej niż masom w bogatych społeczeństwach zachodnich, które po dziś dzień nie wywalczyły pozycji podmiotowej w społeczeństwie burżuazyjnym (bo przestałoby być burżuazyjnym?), zadowalając się podtrzymywaniem stabilności przewagi własnego kapitału rabującego gospodarkę krajów mniej rozwiniętych?

Jeżeli wymagamy takiego wyczynu od mas rosyjskich czy innych wschodnioeuropejskich, to powinniśmy się puknąć w czoło i poczekać na spektakularny sukces mas zachodnioeuropejskich czy zachodnich w ogóle w ich walce ze swoim kapitałem.

Póki co, nie widać na horyzoncie perspektyw wygranej. Zachodnia lewica szczęśliwie doczekała czasów, w których odradza się rywalizacja międzykapitalistyczna – kiedy kapitał będzie potrzebował zwiększenia wysiłku na zwalczanie zewnętrznej konkurencji, czyli będzie potrzebował taniej siły roboczej. O ile przez okres powojenny, w efekcie odbudowy i konieczności mobilizacji kapitału dla utrzymania atrakcyjności zachodniej witryny demokratycznej wobec radzieckiego zagrożenia, lewica miała ułatwione warunki walki o ustępstwa W RAMACH KAPITALISTYCZNYCH STOSUNKÓW PRODUKCJI, o tyle w obecnych warunkach zaostrzenia sprzeczności wewnątrzkapitalistycznych, lewica będzie prowadziła walkę POD PRĄD AKTUALNEJ TENDENCJI w globalnej gospodarce. Co delikatnie mówiąc nie ułatwia zbytnio zadania.

Jedyne pocieszenie to to, że walka będzie radykalniejsza w sensie programowym. Co sprawi, że spora część dzisiejszej lewicy zmieni obóz polityczny i opowie się za obozem Dobra (i demokracji) przeciwko obozowi autokratów (i Zła).

Sytuacja jest taka, że reszta zależnego świata peryferyjnego nie chce dać się sprowadzić do roli elementu zastępującego izolowaną Rosję i wykorzystać moment dla wygrywania rywalizacji z podobnymi sobie o to, kto dostąpi łaski bycia eksploatowanym przez Zachód w pierwszej kolejności. Skoro zwolniło się miejsce Rosji, pierwszej naiwnej mechanizmu globalizacji. Ta atmosfera już spowodowała, że społeczeństwa zachodnie znalazły się na skraju wybuchu.

Rachuby lewicy zachodniej na realność wyliczeń, że Zachód sam zapracuje na swój dobrobyt, są oparte na fałszywej teorii, w której dowodzi się, że skoro wszelka praca (nawet nieprodukcyjna) tworzy wartość, to wystarczy, np. stworzyć dodatkowe miejsca pracy i podnieść płace, aby fundusz zabezpieczenia emerytalnego sam się zwielokrotnił.

To właśnie wytknęli François Ruffinowi oponenci podczas jednej z audycji telewizyjnych – że z jego wypowiedzi wynika, że należy zwiększyć zatrudnienie w administracji i lepiej ją wynagradzać, aby zwiększyć przychody ze składek na świadczenia socjalne, w tym emerytury. I – w obowiązującej lewicowej logice – problem zostanie rozwiązany ku obopólnemu zadowoleniu: pracownicy zyskają, pracodawcy nie stracą i wszyscy będą szczęśliwi jak za starych, dobrych czasów…

Jeżeli jednak obecne wydarzenia idą w kierunku rozmontowania globalnego systemu światowego opartego na papierowym dolarze, to korzyści (zyski nadzwyczajne) ze spekulacji, która w tym ustawionym mechanizmie zawsze grała na korzyść gospodarek kapitalistycznego Centrum, przestaną zasilać zachodnie gospodarki umożliwiając zabezpieczenie socjalne i pokój społeczny. Przyspieszone tempo reindustrializacji wiele mówi o tym, że pragmatyczny kapitał i realistycznie myślący ekonomiści burżuazyjni zdają już sobie sprawę z istoty problemu.

Niestety, lewicowa teoria ekonomiczna wraz z Borysem Kagarlickim buja w obłokach fantazji. Prawdziwe są walki klasowe i w ich toku zostanie obnażona miałkość lewicowych koncepcji. W najlepszym razie to, do czego zmierzają próby uratowania resztek państwa socjalnego, to recydywa realnego socjalizmu.

Zabezpieczenie opodatkowania zasilającego fundusze społeczne jest możliwe w tej sytuacji wyłącznie w postaci bezpośredniego przejęcia przez państwo materialnych wyników produkcji i wprowadzenia systemu całkowicie arbitralnego rozdziału dochodów. Burżuazja, w przeciwieństwie do władzy radzieckiej, nie pozwoli anarchizującej lewicy na zniweczenie wysiłku wojennego, który ma służyć zdobyciu przewagi przez własny kraj lub sojusz, do jakiego on będzie należał. Tak więc, instytucje demokratyczne zostaną zawieszone, ponieważ będą stały w opozycji do kapitalistycznej istoty mechanizmu zabezpieczenia socjalnego. Borys Kagarlicki jako znany dysydent radziecki tradycyjnie się łudzi. Takie już ma chujowe doświadczenie.

Ambicje globalne programu nowolewicowego, które mogłyby sprzyjać rozszerzaniu zasad wspólnotowości typu UE na cały świat, są zabezpieczane w praktyce przez mafijne struktury ponadnarodowych korporacji podzielających nowolewicowe wartości (patrz: McKinsey w Kanadzie).

W sumie nie jest to mechanizm zbytnio demokratyczny, a raczej elitarno-demokratyczny, tj. zrozumiały i korzystny wyłącznie dla części społeczeństwa. Tej, która potrafi wykorzystać swoją szansę w demokratycznym kapitalizmie. W porównaniu z tym modelem – model realsocjalistyczny wydaje się szczytem demokracji. Oczywiście, w oczach mas…

Jeśli wrócić do wyjściowego stwierdzenia Borysa Kagarlickiego o demontażu państwa socjalnego w Europie Zachodniej, to należałoby zastanowić się nad kwestią, dlaczego następuje ten demontaż. Prawdę mówiąc, o tym zjawisku słyszymy od dawna, by nie rzec od niemal 30 lat, kiedy to wydawałoby się znikły przeszkody na drodze do upowszechnienia zachodniego modelu państwa socjalnego.

Rysuje się ciekawe pytanie, na które współczesna lewica nie za bardzo chce uczciwie odpowiedzieć: dlaczego kapitał uznał mimo wszystko, upadek ZSRR i bloku realsocjalistycznego za właściwy moment, aby wzmocnić atak na instytucje państwa socjalnego? Teoretycznie, można by powiedzieć, że z punktu widzenia lewicy nie ma powodu, aby kapitał odczuł jakąś zmianę, skoro trwanie czy upadek ZSRR nie wpływa (z lewicowoteoretycznego punktu widzenia) na efektywność gospodarki zachodniej. Dlaczego kapitał przedstawia ten upadek jako czynnik w praktyce destabilizujący gospodarkę kapitalistyczną?

Istota sporu między lewicą a kapitałem sprowadza się do tego, że kapitał wiąże brak możliwości kontynuowania równie hojnej polityki socjalnej (np. w kwestii emerytur) z czynnikiem demograficznym – zmniejszenie się liczby osób aktywnych w gospodarce, co powoduje zwiększenie obciążenia tej gospodarki kosztami. A to oznacza spadek konkurencyjności danej gospodarki narodowej na rynku międzynarodowym. Jednak dotychczas ten czynnik nie odgrywał większej roli w świecie zachodnim.

Faktycznie, z perspektywy gospodarki zrównoważonej, takiej jak w socjalizmie, nie ma znaczenia czynnik rywalizacji między gospodarkami narodowymi. W takiej gospodarce zanika potrzeba zwiększania konkurencyjności swoich przedsiębiorstw za pomocą obniżania kosztów produkcji, co w sytuacji rywalizacji o dostęp do zasobów surowcowych i innych czynników produkcji sprowadza się nieodmiennie do obniżania kosztu siły roboczej. W ten koszt wchodzą nie tylko płace, ale i zasiłki od bezrobocia, a także emerytury.

W formie modelowej rozwiązaniem jest gospodarka autentycznie socjalistyczna, w praktycznym doświadczeniu mieliśmy namiastkę tego modelu w postaci socjalizmu realnego. Jeżeli wziąć pod uwagę to, czego domaga się zachodnia lewica w ramach swoich walk społecznych, to ostatecznie sprowadza się do zbudowania modelu bardzo zbliżonego do modelu realnego socjalizmu. W praktyce bowiem mamy domaganie się interwencji państwa w gospodarce, podczas gdy w przypadku realsocjalizmu było to krytykowane przez lewicę jako czynnik niszczący efektywność ekonomiczną. Nie wspominając już o stałym podkreślaniu zgubnej roli państwa jako czynnika szkodliwego dla systemu demokratycznego.

Całkowicie niezrozumiałe jest w tej sytuacji domaganie się, aby program walki o socjalizm był tworzony w oparciu o programy lewicy zachodniej, która – jak widać – nic lepszego poza „socjalizmem realnym” nie potrafi zaproponować. Jedyną różnicą z modelem radzieckim będzie to, że kierownictwo ruchu socjalistycznego będzie należało do lewicy zachodniej, a nie do tych, którzy mają doświadczenie z okresu realsocjalizmu. Trudno z góry powiedzieć czy to atut, czy wręcz przeciwnie.

W każdym razie, współczesna lewica zachodnia nie bierze w żaden sposób pod uwagę tradycji krytyki biurokracji radzieckiej OD WEWNĄTRZ. Wystarczy jej krytyka tej biurokracji z punktu widzenia demokracji burżuazyjnej, co nie sięga istoty problemu i poziomu obecnego wyzwania. Jednocześnie, lewica krajów posocjalistycznych podporządkowała się myśli programowej lewicy zachodniej, zapominając o własnych tradycjach antybiurokratycznych. Dlatego, jak w przypadku Borysa Kagarlickiego, nie wychodzi ona poza horyzont walki o elementy programu socjalnego, możliwe do wdrożenia przy założeniu istnienia systemu kapitalistycznej produkcji.

Socjalistyczna alternatywa zamienia się więc w poparcie dla zachowania przeżytego modelu kapitalistycznego w zderzeniu z modelem gospodarki nowofeudalnej, propagowanej przez nacjonalistyczną prawicę, z własnymi rozwiązaniami socjalnymi, które jako bardziej paternalistyczne niż stosunki kapitalistyczne są łatwiejsze do przyjęcia przez masy tzw. ludowe.

Ujmując sprawę w jej fundamentalnym kontekście – kapitalistyczny sposób produkcji znalazł się na etapie swego naturalnego kresu, a ponieważ nie został w porę zastąpiony socjalistyczną alternatywą, zaś proces dialektyczny musi tak czy inaczej dokonać manewru dostosowawczego, to znajduje go w postaci innego, pozbawionego kapitalistycznej dynamiki systemu klasowego. W starciu między rywalizującymi, klasowymi sposobami produkcji, model socjalistyczny traci adekwatność. Dlatego walki społeczne w imię programu nowoczesnej lewicy mijają się z rzeczywistością i są skazane na niepowodzenie.

CZTERECH W SILE WIEKU NA JEDNEGO, czyli…

Antonio das Mortes, Omega Doom, Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
8 lutego 2023 r.