Klasyczny reformizm z początku ubiegłego stulecia zakładał realizację programu uspołecznienia środków produkcji poprzez ich nacjonalizację, na drodze reform wprowadzanych dzięki walce w parlamencie, czyli w instytucji reprezentującej różne interesy klasowe.

Zdobycie władzy politycznej za pomocą zwycięstwa parlamentarnego partii socjaldemokratycznej wynikało z założenia, że socjaldemokracja reprezentuje interesy szeroko pojętej większości społeczeństwa. Zakładano proletaryzację społeczeństwa w miarę, jak kapitał tracił możliwości realizacji wysokiej stopy zysku. To załatwiało kwestię rozbieżności interesów w grupie pracowników najemnych, wynikającą z różnego miejsca w systemie produkcji.

Kapitał znalazł sobie możliwość przezwyciężenia obiektywnych trudności rozwojowych dzięki polityce imperializmu (wojny, kolonizacja) oraz dzięki politycznym programom angażującym państwo jako aktywnego uczestnika mechanizmu gospodarczego (keynesizm, ordoliberalizm, korporacjonizm…) W okresie prosperity po II wojnie światowej (opartej na mechanizmie odbudowy po zniszczeniach wojennych), kapitalizm uwierzył, że znalazł sposób na odzyskanie dynamiki rozwojowej i że ten mechanizm ma przyszłość. Spokój społeczny ze strony robotników odzyskano dzięki zniszczeniu ruchu robotniczego tak na Zachodzie, jak i na Wschodzie, oraz dzięki delokalizacji przemysłu (źródła niepokoju klasowego). Keynesizm wydawał się działać bez zakłóceń.

Na fali tego uniesienia optymizmem socjaldemokracja mogła się wreszcie uwolnić od „widma komunizmu” ziejącego z resztek marksizmu i zrobiła to podczas konferencji SPD w Bad Godesberg w 1959 r. W nowym programie wykreślono cel, jakim było zastąpienie kapitalizmu przez socjalizm, i postawiono nowy cel – reformowanie kapitalizmu. Związki zawodowe zrezygnowały z żądania nacjonalizacji przedsiębiorstw przemysłowych i ruszyły (w osobach swych liderów) do zapełniania miejsc w zarządach spółek, skupiając się na walce o zwyżki płac i o cele socjalne.

Potem już było tylko ciekawiej.

Polityka interwencjonizmu państwowego zaczynała tracić swoje atuty wraz z oznakami nadchodzącego kryzysu gospodarczego ostatniego ćwierćwiecza ub. stulecia, co wzmocniło szanse Nowej Prawicy i neoliberalizmowi jako adekwatnej odpowiedzi na nowe wyzwania. Program Trzeciej Drogi potwierdzał kurs na zastąpienie walki o socjalizm wizją etyczną jako odpowiedź na ofensywę prawicy i neoliberalizmu. Z wiadomym skutkiem wynikającym z polityki przykładania plastra na sączącą się, gangrenowatą ranę. Plaster ten to były hasła równości szans wiążących się z większej odpowiedzialności osobistej, decentralizacji, która miała zwiększyć prężność biznesu, hasło większego egalitaryzmu mającego wynikać z większego zaangażowania jednostek z ich umiejętnościami zawodowymi, ale przy okazji ze zmniejszeniem wagi redystrybucji dochodowej. Jednym słowem, szybko okazało się, że socjaldemokracja krocząca „trzecią drogą”, w obliczu złej koniunktury, po prostu nie ma programu innego, jak kapitulacja przed rozwiązaniami opartymi na wartościach kapitalistycznych – poza jałowym nawoływaniem do zmiłowania.

Model kapitalizmu liberalnego, podręcznikowo wolnorynkowego, zaproponowany jako rozwiązanie, nie spełnił pokładanych nadziei i dał przez to szansę prawicy populistycznej, co było logicznym następstwem zejścia z tego pola przez lewicę wierzącą w zdolności samonaprawcze kapitalizmu i w to, że okres prosperity powojennej i jego zużytkowanie jako sposobu walki z propagandą „radzieckiego komunizmu”, jest regułą, a nie odstępstwem kapitalizmu od normy.

Radykalizacja radykalnej lewicy polega dziś na „rewolucyjnym” nawiązaniu do socjaldemokracji z okresu Bad Godesberg w tym sensie, że radykalne hasła lewicowe domagają się przywrócenia mechanizmu redystrybucji dochodów, który może funkcjonować jedynie w okresie dobrej koniunktury, a na której deficyt akurat, przypadkiem, cierpimy.

Lewica socjaldemokratyczna nie żąda zniesienia kapitalizmu, ale przywrócenia „dobrej koniunktury” od kapitału, który ma z tym „drobny” problem. Nadzieje lewicy opierają się więc nie na propozycji nowego modelu gospodarowania (jak to jeszcze było w czasach keynesizmu, w kierunku wypracowania którego działały ekonomiczne głowy socjalistów), ale na ponaglaniu kapitału, żeby „coś z tym bałaganem zrobił”. Radykalizm lewicy polega bowiem na radykalizmie wymagań wobec kapitału, a nie na forsowaniu alternatywy wobec kapitalizmu. Te dwie rzeczy mylą się współczesnej lewicy nagminnie, co nie dziwi biorąc pod uwagę pranie mózgów w kwestii „reformowania” kapitalizmu przez socjaldemokrację.

Można sobie poczytać więcej u wujka Google: https://en.wikipedia.org/wiki/Third_Way czy
https://en.wikipedia.org/wiki/Godesberg_Program

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
13 maja 2019 r.