„… strajki klimatyczne – podobnie jak strajki kobiet – SĄ strajkami. Ich stawką polityczną jest poszerzenie walki klasowej ze sfery wąsko rozumianej produkcji w murach zakładu pracy do szeroko rozumianej reprodukcji, obejmującej to, co robimy w czasie wolnym, jak i co konsumujemy, wypoczywamy, podróżujemy, pozbywamy się śmieci, zużywamy energię itp. itd.”

Te słowa Łukasza Molla w punkt oddają mentalność współczesnej lewicy i tłumaczą jej polityczną impotencję.

„Szeroko rozumiana reprodukcja”, czyli „to, co robimy w czasie wolnym”, jest określona przez to, co dzieje się w sferze produkcji. To, jak „konsumujemy, wypoczywamy, podróżujemy, pozbywamy się śmieci, zużywamy energię itp.” jest podyktowane przez producentów, którzy potrzebują naszej konsumpcji, wypoczynku, podróżowania, śmiecenia i pozbywania się śmieci, zużywania energii itp. po to, aby realizować swoje zyski. To dostępne, materialne produkty narzucają nam kształt naszej konsumpcji itd. Konsumujemy itd. pod dyktando.

Co więcej, nie wyobrażamy sobie, żebyśmy mieli z czegokolwiek zrezygnować, a więc stajemy się niewolnikami dyktatu produkcji.

Nagle, na tym tle, fanatyczni konsumenci krzyczą o zagrożeniu dla środowiska z powodu nieodpowiedzialnej konsumpcji.

Czy nie jest to jakaś sprzeczność?

Najbardziej zaangażowani w obronę ekologii przestawiają się na rowery i hulajnogi, na ekologiczne jedzenie i ubrania. To podraża koszty i napędza produkcję normalnym trybem, podtrzymując konkurencję – kapitał musi się przeorganizować, co zawsze było motorem jego żywotności, kosztem jednych producentów bankrutujących na rzecz innych, którzy mają szansę wskoczyć z ostatniego miejsca do peletonu. Dużo krzyku i dużo ruchu po to, aby nic się nie zmieniło.

Problem nie w tym. Problem, który powoduje, że drobnomieszczaństwo, czyli ta grupa społeczna, która środki utrzymania czerpie z nadwyżki wytwarzanej w sferze produkcji warunków reprodukcji społeczeństwa, zaczyna odczuwać niepokój po okresie sennej, leniwej i biernej konsumpcji (państwo opiekuńcze), leży w niepewności sfery produkcyjnej.

Jak zwykle, radykalizm drobnomieszczaństwa przejawia się w agresji wobec domniemanego wroga, bez refleksji nad rzeczywistymi przyczynami konfliktu klasowego. Kryzys środowiska naturalnego jest faktem, ale racjonalna analiza tego zjawiska nie jest mocną stroną spanikowanego drobnomieszczaństwa.

Istotę problemu oddaje poniższy fragment, w którym autor, Lorenzo Feltrin, usiłuje przedstawić swój drobnomieszczański radykalizm pod pozorem teorii marksistowskiej: „Strajk ma miejsce, gdy pracownicy i pracownice powstrzymują się od pracy, aby naciskać na prywatnych przedsiębiorców lub państwo w celu osiągnięcia ustępstw” (patrz: Lorenzo Feltrin, Strajki klimatyczne i strajk społeczny: ekologizm klasy pracującej i reprodukcja społeczna ).

To podejście obnaża oczywistość postrzegania rzeczywistości społecznej i przyjęcie do akceptującej wiadomości, kto w tym układzie jest podmiotem decydującym, mogącym podejmować rzeczywiste działania, a kto podporządkowanym, mogącym, co najwyżej, zgłaszać swoje postulaty.

Walka typu związkowego, czyli presja na uznanych decydentów (drobnomieszczaństwo ma nieodparcie autorytarne ciągoty pokrywane nieodpowiedzialnym ekstremizmem i skłonnością do szantażu emocjonalnego i histerycznej przemocy), od zawsze ogranicza się do tego typu działalności. W całej historii Nowej Lewicy, w odróżnieniu od leninowskiego (nie stalinowskiego) bolszewizmu, utopizm tej formacji polegał właśnie na tym – na wywieraniu presji, choćby i aktami terrorystycznymi, ale pozostającymi aktami bezradności. Nic się pod tym względem nie zmieniło.

Warstwy pośrednie nie tkwią swą codziennością w produkcji materialnej, więc nie mogą wyjść poza nacisk na tych, którzy podejmują decyzje z racji posiadania środków realnej władzy ekonomicznej. To zrozumiałe. Szkodliwe jest jednak to, że ze względu na swą masę, drobnomieszczaństwo uważa, iż może stać się samodzielną siłą polityczną – bez programu odpowiedzialnego przejęcia produkcji. Drobnomieszczaństwo zawsze odda władzę z powrotem kapitałowi, ponieważ nie posiada ani kompetencji, ani motywacji, aby przejąć kierownictwo produkcją. Skupia się na szeroko rozumianej konsumpcji, czyli na celebrowaniu życia prywatnego w czasie wolnym od pracy.

W kwestii klimatu trwa dyskusja o rzeczywistych przyczynach zjawiska ocieplenia i anomalii pogodowych. Dyskusja będzie trwała bez końca, zaś tarcia między zwolennikami jednej i drugiej opcji będą w życiu realnym napędzały produkcję kapitalistyczną.

Marksizm już 150 lat temu stwierdził, że warunkiem przezwyciężenia kryzysu, do jakiego prowadzi produkcja kapitalistyczna, jest przejęcie produkcji przez bezpośrednich producentów. Drobnomieszczaństwo jest obojętne (w najlepszym wypadku neutralne) wobec tego rozwiązania, ponieważ nie zmienia ono na jotę jego sytuacji społecznej. Zarówno w stosunku do kapitalistów, jak i do robotników, drobnomieszczaństwo pozostaje petentem, który może co najwyżej zanosić petycje, zgłaszać postulaty. Drobnomieszczaństwo nie jest więc w stanie organicznie zrozumieć marksizmu nie wychodząc poza swoje opłotki i swoje grupowe interesy.

Na tym polega różnica między Marksem czy Leninem a Łukaszem Mollem z „Praktyki Teoretycznej”, który reklamuje na swoim profilu na Facebooku tekst Lorenzo Feltrina.

Drobnomieszczaństwo nie musi się zajmować zagadnieniami społecznymi stojącymi za decyzjami gospodarczymi. Te decyzje podejmuje kapitał. Drobnomieszczaństwo jest zaniepokojone wyłącznie tym, na jakiej zasadzie będzie mogło korzystać z osiągnięć cywilizacyjnych w przyszłości, aby prowadzić taki tryb życia, jaki prowadzi dziś. Nie dlatego, że jest to coś satysfakcjonującego, ale dlatego, że jest to dla drobnomieszczaństwa model życia dość ascetycznego. W końcu nie latają powszechnie własnymi odrzutowcami jak miliarderzy. Chcą tylko zabezpieczenia tego skromnego standardu, którym cieszą się dziś. Z jednej strony, zmiany w środowisku zagrażają temu standardowi życia, więc alarmują decydentów i usiłują wywierać na nich wpływ wszelkimi możliwymi środkami propagandowymi.

Drobnomieszczaństwo jest dlatego reakcyjną warstwą społeczną, ponieważ nie jest nosicielem rozwiązań przyszłościowych, tylko tych, które orientują się na przeszłość. W obronie własnego poziomu życia biorą się za obronę zniszczonych globalizacją kapitalistyczną społeczności lokalnych z ich tradycyjnymi metodami przetrwania. W ten sposób usiłują wyeliminować konkurentów do tego samego standardu życia, co w krajach Centrum. Nie dostrzegają, bo dostrzec nie chcą, że te społeczności zostały podporządkowane międzynarodowemu kapitalistycznemu podziałowi pracy i że jest to proces nieodwracalny.

Problem klimatu jest ostatecznie problemem społecznym. Drobnomieszczaństwo usiłuje rozwiązać go, tak jak do tej pory – wyrzucając problem poza granice własnego obszaru życia. Bez naruszania struktury kapitalistycznej, która nadal jest uważana za najkorzystniejszy, najefektywniejszy mechanizm gospodarczy. Wolność jest utożsamiana z brakiem ograniczeń, które człowiek miałby sam sobie narzucać. Dotychczas ograniczenia te narzucała przyroda (i władcy środków materialnej reprodukcji społeczeństwa opartej na eksploatowaniu zasobów przyrody w sposób coraz bardziej dynamiczny). Społeczeństwo klasowe zaś spychało skutki owych ograniczeń na zniewolone i poddane wyzyskowi grupy społeczne. Tego typu wolność od samokontroli jest kwintesencją wolnego rynku, który ma bardzo rygorystyczny regulator w postaci śmiertelnej konkurencji.
Nie dajmy się zwariować – nagły przypływ miłości do przyrody, która okazuje swoją nieprzekupną bezwzględność, od której ucieczką była cywilizacja, jest pośrednim przyzwoleniem masy drobnomieszczańskiej na darwinowską selekcję „naturalną”, zdejmującą odpowiedzialność z klas-nosicieli antagonistycznych warunków społecznych.

Współczesne drobnomieszczaństwo, ulokowane w tzw. nowej radykalnej lewicy (antykomunistycznej z klasowej istoty swojej) lansuje pogląd, że postawienie problemu, tak jak to zrobił Marks decydując się na świadomy wybór opcji politycznej: za lub przeciw klasie robotniczej, jest przestarzałe z racji choćby samego upływu czasu. Nierozwiązane problemy społeczne mają swoje konsekwencje – doświadczyła tego rewolucja 1789 r. ze strony chłopstwa. Dziś mamy tego przedsmak w postaci podatności robotników na prawicowopopulistyczną demagogię.

Drobnomieszczaństwo ideologicznie przygotowuje grunt pod reakcyjną doktrynę, która niczym chrześcijaństwo w średniowieczu (bardzo interesujący skądinąd okres pod względem intelektualnym) powinna ustabilizować system w jego gnijącej postaci. Autor cytowanego wyżej artykułu pisze bowiem: „jeśli jednak przyjmiemy szerszą definicję pracy, obejmującą wszystkie działania – płatne i niepłatne, produktywne i reprodukcyjne – które w oczywisty lub ukryty sposób podporządkowane zostały logice akumulacji kapitału poprzez wytwarzanie zysków, wówczas praca nie ogranicza się wyłącznie do miejsca pracy, lecz jest rozproszona w całym społeczeństwie.” (tamże).

Po pierwsze, autor – podobnie jak w poprzednio cytowanym fragmencie – przyjmuje do wiadomości i akceptuje fakt „podporządkowania logice kapitału” podziału i organizacji pracy w społeczeństwie, Ta akceptacja oznacza, że te rodzaje pracy (twórczej), które w perspektywie komunizmu miały być celem egzystencji (swobodna twórczość spełniająca potencjał każdej jednostki), są spetryfikowane jako źródło zarobkowania. W ten sposób te rodzaje pracy są zmonopolizowane przez licencjonowanych wyrobników, co wyklucza pozostałych członków społeczeństwa. Sprzeczne z wizją komunizmu u Marksa – tak na marginesie. Jest to całkowita, faktyczna kapitulacja przed logiką kapitału. Pozostaje postulowanie i wymuszanie szantażem (np. emocjonalnym, z użyciem dzieci wyłonionych w ustawianym castingu na najlepszego dziecięcego aktora).

Po drugie, ta wizja pozbawia teoretycznej legitymizacji klasę robotniczą (podmiot emancypacji u Marksa) swej wyróżnionej roli. Oba rodzaje wykorzystywania siły roboczej zostają zrównane, dzięki czemu zaciera się absurdalność postulatu, aby o podziale wartości dodatkowej decydowały grupy społeczne nie mające związku z produkcją dóbr materialnych, O KTÓRE TOCZY SIĘ KONFLIKT KLASOWY.

Kontrowersja nie jest nowa. Wbrew przekonaniu, że drobnomieszczaństwo lewicowe zajmuje się jakimiś kwestiami, które są nowe i nieznane, spór w tej kwestii trwa od czasów samego Marksa, jego sporów teoretycznych z Proudhonem czy Bakuninem, później był to spór między II Międzynarodówką a Różą Luksemburg, wreszcie – z Leninem. Nierozwiązane problemy wracają w nowych szatach, ale nie są wcale nowe. Zaś problem środowiska naturalnego jest problemem społecznym.

Co przedstawiliśmy powyżej.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
29 września 2019 r.