(felieton z cyklu „Jaja jak czerwone berety”)

Na portalu Władza Rad opublikował: tres, ndz., 25/11/2018 – 00:30

Publikujemy felieton dotyczący ostatniej konferencji poświęconej ruchowi robotniczemu w roku 1918. Nie zgadzamy się z przedstawioną w nim krytyką organizatorów konferencji, uważamy, że poziom merytoryczno-polityczny spotkania zorganizowanego 17.11.2018 przez Historię Czerwoną był wysoki, a jedyne niedociągnięcia miały charakter czysto techniczny.

Publikacja niniejszego felietonu ma z naszej strony charakter czysto polityczny i jest wyrazem naszej niezgody na cenzurę polityczną w szeregach lewicy, której ofiarą padł autor tekstu, Włodek Bratkowski. W efekcie rozłamu, jaki nastąpił w szeregach Stowarzyszenia Marksistów Polskich po konferencji z okazji 100. rocznicy Rewolucji Październikowej, która miała miejsce 18 listopada 2018 r., portal dyktatura.info, prowadzony przez ostatnie 15 lat przez Włodka Bratkowskiego i Ewę Balcerek, przestał istnieć, ponieważ Piotr Strębski – właściciel strony – nie zgodził się z powodu różnic politycznych na dalsze publikowanie artykułów autorstwa Włodka Bratkowskiego i Ewy Balcerek na serwerze, będącym jego prywatną własnością. Sytuacja była o tyle ohydna, że ludzie mieniący się marksistami, którzy jednocześnie wierzą w spiskowe teorie dziejów, cenzurują marksistów tylko za to, że mają oni odwagę publicznie bronić honoru Lenina i Rewolucji Październikowej w setną rocznicę tej ostatniej.

W obliczu tej sytuacji publikację tego artykułu – jak również i innych materiałów autorstwa Włodka Bratkowskiego i Ewy Balcerek – z którymi niekoniecznie się zgadzamy, traktujemy jako akt solidarności i sprzeciwu wobec cenzury politycznej na lewicy.

Redakcja WR
*******************************************************************************************
MIĘDZY PODSUMOWANIEM A WROGIM PRZEJĘCIEM

W sobotę 17 listopada 2018 r., w cytadeli albo w jakiejś innej celi, a konkretnie w sali kinowej Muzeum X Pawilonu Cytadeli Warszawskiej, odbyła się konferencja wpisująca nieco przekornie rewolucyjny ruch robotniczy w obchody 100.0 rocznicy uzyskania przez Polskę niepodległości. Stąd tytuł konferencji ograniczony do Polski: „Polski ruch robotniczy w 1918 roku” – po części nieadekwatny do wywodów „zakapturzonych” prelegentów i sprzeczny z tradycją rewolucyjnego ruchu robotniczego na ziemiach polskich.

Tradycyjnie nowa radykalna lewica bawi się w podchody, szturmując Muzeum Niepodległości, o którym słów kilka za Mazowiecką Regionalną Organizacją Turystyczną:

„Muzeum ma swoją siedzibę w Warszawie w Pałacu Przebendowskich-Radziwiłłów, mieszczącym się przy al. Solidarności 62. Posiada trzy oddziały: Muzeum X Pawilonu Cytadeli Warszawskiej, Muzeum Więzienia Pawiak, Mauzoleum Walki i Męczeństwa. To jeden z najważniejszych obiektów muzealnych w Warszawie – kamień milowy w poznawaniu historii Polski. (…)

Muzeum powstało 30 stycznia 1990 r. w wyniku przekształcenia Muzeum Historii Polskiego Ruchu Rewolucyjnego oraz Muzeum Lenina w Muzeum Historii Polskich Ruchów Niepodległościowych i Społecznych. Obecną nazwę nosi od 12 sierpnia 1991.

Główna siedziba muzeum została ustanowiona przez Ministerstwo Kultury i Sztuki w Pałacu Radziwiłłów, gdzie poprzednio mieściło się Muzeum Włodzimierza Lenina (1955-1989). W 1992 r. Muzeum Niepodległości uzyskało status Narodowej Instytucji Kultury.

W latach 1990-2008 placówka zorganizowała ponad 200 wystaw, które zwiedziło blisko 2 mln widzów. Muzeum Niepodległości prowadzi od początku urozmaiconą, intensywną działalność edukacyjną (lekcje muzealne, konkursy, seanse filmowe, spektakle teatralne, odczyty i sesje popularnonaukowe), artystyczno-kulturalną (koncerty, programy słowno-muzyczne), popularyzatorską (spotkania autorskie, promocje książek) i wydawniczą. Siedem wystaw zostało nagrodzonych lub wyróżnionych w dorocznych konkursach na ‘Muzealne wydarzenie roku’.

Od 1 stycznia 1999 r. muzeum jest samorządową instytucją kultury, jej organizatorem jest Zarząd Województwa Mazowieckiego.”

Dyrekcję Muzeum Niepodległości na konferencji reprezentował (robił zdjęcia) Jan Engelgard, notabene rozpoznany przez zszokowanego Dawida Jakubowskiego.

Dlatego zapewne nie doszło do wrogiego przejęcia konferencji. Szok i zaborcza mamuśka – tego aż nadto.

Wrócę do opończy konferencji – Jana Engelgarda. Oto jego życiorys za Wiki:

„W 1983 ukończył studia na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego, pracę magisterską ‘Kadra I Korpusu Polskiego w niepodległej Polsce (1918-1921). Aspekty wojskowe i polityczne’ napisał pod kierunkiem Tadeusza Jędruszczaka. Od 1983 do 1984 należał do Polskiego Związku Katolicko-Społecznego, a od 1984 do 1990 był członkiem Stowarzyszenia ‘Pax’. W 1991 wstąpił do Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego, w którym objął funkcję wiceprezesa. Wszedł w skład zarządu stowarzyszenia ‘Civitas Christiana’.

Publikował m.in. w ‘Najwyższym CZASIE!’, ‘Nowym Świecie’ i ‘Ładzie’. Od 1992 do 1993 pracował jako komentator ‘Słowa Powszechnego’. Następnie był dziennikarzem ‘Katolika’ i ‘Kierunków’. Od 1993 publikował w następcy ‘SP’ – ‘Słowie. Dzienniku Katolickim’ (będąc zastępcą redaktora naczelnego tego pisma). W okresie 2005–2006 pełnił funkcję członka zarządu województwa mazowieckiego. Później zatrudniony w Muzeum Niepodległości w Warszawie. Został redaktorem naczelnym tygodnika ‘Myśl Polska’ i jego kontynuacji pod nazwą ‘Nowa Myśl Polska’.

Z ramienia Ligi Polskich Rodzin bez powodzenia kandydował w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2004 i w wyborach parlamentarnych w 2005. Pełnił później funkcję wiceprzewodniczącego zarządu głównego Ruchu Ludowo-Narodowego. Działa w Kresowym Ruchu Patriotycznym”.

W związku z tym krzyczącym życiorysem pozostałych pracowników Muzeum nie ma pewnie potrzeby wymieniać z nazwiska.

Przejdźmy zatem do meritum, czyli wprowadzającego referatu historyka, pracownika Dziennika „Trybuna” Grzegorza Walińskiego, który krytycznie nawiązał do stanowiska dyrekcji i oficjalnych obchodów setnej rocznicy uzyskania niepodległości, z których – ze zrozumiałych względów – usunięto rewolucyjne tradycje ruchu robotniczego, włącznie z Rewolucją Lutową i Październikową.

Tu zaznaczę: wychodzi na to, że odgłosom rewolucji na ziemiach polskich poświęcona była tak naprawdę omawiana konferencja.

Nasuwa się pytanie: Co Polska ma do Wielkiej Rewolucji Rosyjskiej (nazwa lansowana przez współczesną historiografię rosyjską – na wzór Wielkiej Rewolucji Francuskiej)? Według obowiązującej wykładni to wpływy obce, imperialne i mocarstwowe odbite w krzywym zwierciadle.

Skrzywienie można prostować na różne sposoby, nie przeginając pały przy rozprawie z obowiązującą wykładnią.

Zajmijmy się zatem SZLACHECKIM RODOWODEM „PARTII ROBOTNICZYCH”, których aktywiści gremialnie wywodzą się z klas wyższych, warstw pośrednich, w tym inteligencji. Z tą opinią dyrekcji Muzeum (po części SDKPiL-owską) nie zgodził się Grzegorz Waliński, za cezurę przyjmując początek XX wieku. Co do PPS, to raczej ją kupił, pewnie sugerując się wszechwładną w PPS irredentą niepodległościową na czele z Józefem Piłsudskim, skoro uznał, że PPS nie była partią robotniczą (przeginanie pały).

Według tej wykładni „partia robotnicza” jest w zasadzie darem klas wyższych dla niższych (przypadek PPS), w przypadku SDKPiL – w dodatku – KONIEM TROJAŃSKIM. Na czele tych partii i wśród aktywu (dziś mówi się aktywistów) nie uświadczysz robotników, nawet na funkcjach podrzędnych. Potwierdzenia dyrektorskiej tezy można szukać w imiennym, monumentalnym i niedokończonym PRL-owskim Słowniku działaczy polskiego ruchu robotniczego (ukazały się 4 tomy).

Z BRAKU LAKU

Nie ma imiennego spisu aktywu robotniczego. Z imienia znani byli wszyscy działacze wywodzący się z warstw wyższych, z inteligencją włącznie – zakonspirowany aktyw robotniczy nielegalnych partii znany jest tylko wyrywkowo. Słownik uwzględnia tych, co się przebili lub zostali zdekonspirowani – co czasem na jedno wychodzi. EFEKT NIE MUSI BYĆ POWALAJĄCY. NIEMNIEJ SĄ PODSTAWY, BY TEZĘ OFICJELI ZAKWESTIONOWAĆ.

Przy zerwanej ciągłości organizacyjnej (rozwiązanie KPP przez MK), a nawet tradycji, w czasie II wojny światowej pogubiły się nazwiska i imiona robotników-internacjonalistów wychowanych w duchu „luksemburgizmu” i internacjonalizmu, którzy w PPR i PZPR z oczywistych względów odnaleźć się nie mogli. Ba, często traktowani byli jako wrogowie. Nie ma się co dziwić, że zaginęli gdzieś po drodze do „realnego socjalizmu”. Przepadł po nich ślad, nie licząc urywków wspomnień w szczegółowych opracowaniach dotyczących konkretnego miasta lub regionu.

W tej sytuacji musimy liczyć się z okolicznościami, z zawodną pamięcią do nazwisk i reakcją na obowiązującą wykładnię – przeginaniem pały.

Wróćmy zatem do referatów, tym razem do wypowiedzi Floriana Nowickiego (wyraźnie preferującego SDKPiL i PPS-Lewicę), który – tak na marginesie – pokazał, że nawet w 1918 r. PPS, której trzon wywodził się z „fraków” (PPS-Frakcja Rewolucyjna), mocno osadzona była w środowisku robotniczym, skoro mogła organizować i wygrywać wybory do rad delegatów robotniczych nawet bez poparcia władz, tworząc własne rady. Najwyraźniej w 1918 r. w licznych zakładach PPS występowała wręcz w roli gospodarza. Miała się za takiego, choćby w Warszawie, przecież nie bez podstaw.

Przejdźmy do tezy apologetów PPS, która na konferencji nie padła. Zdaniem historyków zajmujących się PPS była to PARTIA WIELONURTOWA, jakbyśmy dziś powiedzieli – PLURALISTYCZNA.

Nie będę ukrywał, że również co do tego wytrycha mam pewne obiekcje. Nie przesadzałbym z pluralizmem i nurtami. Irredenta niepodległościowa w PPS była w gruncie rzeczy naleciałością zewnętrzną. W sytuacji rewolucyjnej, w PPS przeważał trzon robotniczy. Irredenta by utrzymać w ręku cokolwiek musiała postawić na radykalizującej się scenie politycznej na demagogię rewolucyjną. Stąd PPS-Frakcja Rewolucyjna gotowa była w rewolucyjności każdego przelicytować… Niemniej, większość – w latach rewolucji 1905-1907 – znalazła się w rękach „młodych”, po rozłamie zwanych PPS-Lewicą.

Po klęsce rewolucji 1905-1907 r. możemy mówić w zasadzie o kadłubowym charakterze wszystkich partii robotniczych. Odbudowa PPS zaczyna się wraz z wojną w 1914 r., na bazie PPS-Opozycji Feliksa Perla, odcinającego się od pomysłów Józefa Piłsudskiego. Struktury PPS rozbudowywane są w oparciu o zradykalizowane masy robotnicze i działaczy opowiadających się za niepodległością Polski.

Nie bez powodzenia.

W latach 1917-1921 odrodzona PPS uzyskała nawet przewagę, konkurując z SDKPiL i PPS-Lewicą, a następnie KPRP, w środowisku robotniczym. Dzięki temu mogła rozbić rady robotnicze. Na tym etapie przewagę decyzyjną w PPS miało partyjne centrum i prawica, lewica – mając za sobą zradykalizowaną większość – formowała się dopiero na poziomie organizacyjnym. W wyniku ostrych walk frakcyjnych z PPS na tle rozłamu w radach w 1919 r. wyłamała się grupa Tadeusza Żarskiego i Zofii Maciejewskiej. Z punktu widzenia KPRP rozłam ten był pożądany. Nie mógł jednak przywrócić do życia rad robotniczych. Ci, co odeszli, po części wessani zostali do KPRP. Dla Tadeusza Żarskiego i jego partnerki to nie był sukces, raczej wielka przegrana – zostali na lodzie. Osłabienie lewicy PPS w przeddzień zasadniczej rozgrywki stało się faktem. Pamiętajmy, że Wielka Rewolucja Rosyjska, postrzegana wówczas jako REWOLUCJA ŚWIATOWA parła jeszcze do przodu. Daleko jeszcze było do CUDU NAD WISŁĄ. Przy szerszym oglądzie niż poziom krajowy widać, że w 1918 roku rewolucja jest w toku. Rozbicie rad nie kończy sprawy.

Lewica w PPS działa odtąd jak PARTIA W PARTII. To nowa formuła wielonurtowości PPS – adekwatna do rewolucyjnych czasów 1918-1921. Apologeci PPS mówią w tym przypadku o agenturalności.

Tymczasem, wszelkie przypływy i odpływy nierozdzielnie związane są z postępem rewolucji światowej. Rosja radziecka zwycięsko wychodzi z interwencji i wojny domowej. Gromi wyprawę na Kijów. Wyzwala Mińsk. Idzie na Berlin przez Warszawę. W międzyczasie dopalają się mniejsze ogniska światowej rewolucji – polskie jeszcze się żarzy i nie gaśnie. Decyzja grupy Tadeusza Żarskiego to gest rozpaczy. Nurt lewicy rewolucyjnej w PPS gra dalej, wiążąc socjalizm i światową rewolucję z hasłem niepodległości Polski.

Nie ma w tym haśle jednak przełożenia na projekt „realnego socjalizmu”, zwany PRL. W końcu inna jest perspektywa – to, co łączy nurt rewolucyjny PPS-u z KPRP, to rewolucja światowa. Stąd w końcu ścisła współpraca i rozłam w PPS po Cudzie nad Wisłą, zamykający rozdział i podział ruchu robotniczego na reformistyczny i rewolucyjny, z wiodącą rolą MK i KPP. Tzw. grupy członków PPS zostały z partii usunięte, poznański OKR został rozwiązany. Historycy związani z PPS minimalizują sprawę.

W PPS nurt rewolucyjny już się nie odrodzi; za taki trudno uznać zmienne nastroje jednolitofrontowe.

Do czasu najgorszego z wariantów kolektywizacji – skutkującego wielkim głodem – Komunistyczna Partia Polski, KPZU, KPZB i ruch rewolucyjny na ziemiach Drugiej Rzeczypospolitej miały jeszcze swoją szansę. Druzgocącą przewagę nad reformistycznym zapewniały im radykalizujące się mniejszości narodowe, w tym 100-tysięczna „Hromada” pod wodzą Bronisława Taraszkiewicza i zrewoltowana wieś od lat bezskutecznie oczekująca na reformę rolną na czele z Niezależną Partią Chłopską i Sylwestrem Wojewódzkim.

Pat w polskim ruchu robotniczym mógł być przełamany.

W grze o wszystko nie bez znaczenia są błędne decyzje na górze. Tak się przynajmniej dzieje w przypadku partii skrajnie scentralizowanych. W końcu KPP była tylko sekcją MK, a w tej główną rolę odgrywał, po wygraniu walk frakcyjnych, Józef Stalin, który – wybierając ten wariant kolektywizacji – całą misterną konstrukcję, na której opierał się ruch rewolucyjny w Drugiej Rzeczypospolitej, zwalił. Nie tylko zresztą tę – weźmy choćby poprzedzającą kolektywizację rewolucję 1925 r. w Chinach. Gdy w Chinach zgasło światło, brnął dalej.

My tymczasem, by przerwać roztaczaną przez Beatę Karoń sielankę, wracamy do dyskusji o przynależności do Międzynarodówki Komunistycznej, poprzedzającej zjednoczenie SDKPiL i PPS-Lewicy w KPRP.

SDKPiL, jak wiadomo, optowała za przynależnością do MK jednej partii z każdego kraju. Kierownictwo PPS-Lewicy miało odmienne zdanie, podobnie „Bundu” i pozostałych partii robotniczych, grupujących mniejszości narodowe na ziemiach polskich. Gdy zapadła decyzja zgodna z oczekiwaniami SDKPiL, PPS-Lewica została wchłonięta. Zjednoczenie organizacji krajowych w KPRP to formalność. Polecenie przyszło z MK – z góry. Nie pozostało nic innego, trzeba było się podporządkować. Robotnikom to pasowało. Prestiż zwycięskiej rewolucji robił swoje. SDKPiL tryumfowało. Kierownictwo PPS-Lewicy położyło uszy po sobie. To, co się stało, trudno nazwać sielanką. Ruszył proces docierania. Od biedy nazwać go można bolszewizacją. Gdy rozgorzały walki frakcyjne po śmierci Lenina wraz z nowymi szefami MK zmieniała się wykładnia bolszewizmu. W końcu rozgrywając frakcje dobrano się w ramach stalinizacji KPP i do SDKPiL-owskiego rdzenia do wyklętego przez Stalina „luksemburgizmu”, przy okazji jak chwasty wyrywając PPS-owskie korzenie.

Dopiero autorzy Słownika biograficznego działaczy polskiego ruchu robotniczego ujawnili, że Bolesław Bierut, podobnie Władysław Gomułka, od początku obracali się w skomunizowanym kręgu PPS-u. W końcu proces stalinizacji zakreślał coraz większe koła, by w finale stoczyć się do spaghetti westernu.

Polegli wszyscy. Co bynajmniej nie gwarantuje spokoju na cmentarzu. Ogólnie biorąc, w Polsce lewicy się nie układa – stąd zamazywanie sprzeczności i wspólne modły pod patronatem:

– Dziennika „Trybuna” i portalu Strajk.eu.

DYSKUSJI NIE PRZEWIDZIANO. TO NIE PRZYPADEK. TA MISTERNA KONSTRUKCJA KUPY SIĘ NIE TRZYMA, GUBI SIĘ W CIEKAWOSTKACH I SZCZEGÓŁACH.

Na felieton reaguje jak na zły dotyk.

Panowie szlachta, byłem chamem i chamem zostanę.

Wkraczam z uśmiechem na wasze salony.

Niektórzy zowią mnie złodziejem, inni – robolem.

Tak naprawdę, to jestem tylko grafomanem i felietonistą. Z jakiej racji miałbym być do dyskusji przez was dopuszczony.

Grunt to lewicowa rodzinka, która dyskusji boi się jak ognia. Co nie gwarantuje KPP(bis) przetrwania.

Włodek Bratkowski
21 listopada 2018 r.