Obrońcy praw kobiet, praworządności (burżuazyjnej) oraz sprawiedliwości społecznej tryumfują, ponieważ marszałek Czarzasty został rzucony na maskę samochodu, z zachowaniem maski na twarzy. W ten sposób Pracownicza Demokracja wraz z pozostałą lewicą obyczajową zyskała po raz kolejny potwierdzenie, że stoi po słusznej stronie, czyli po stronie bitych i poniżanych przez siły policji na służbie faszystowskiego rządu.
Do tej pory opozycja polityczna urządzała święto demokracji i rewolucji, prezentując zachwycone i rozpromienione oczy (reszta oblicza nikła pod praworządnymi maskami). Gdzieś tam w tyle głowy tkwiła jednak jak zadra myśl, że atmosfera święta jakoś nie pasuje do walki z faszyzmem. Wreszcie policja traci nerwy. Tym bardziej, że rozwój sytuacji wskazuje na oczywistą prawidłowość, iż wraz z prawdopodobną coraz bardziej zmianą warty u koryta, trzeba będzie kogoś poświęcić w imię utrzymania mitu o bezstronności sił porządkowych. Szczególnie ostre zachowania policjantów zostaną uznane z pełną hipokryzją za wybryki poszczególnych, sadystycznych jednostek. I wszyscy będą znowu zadowoleni.
W tym całym chaosie, istnieją jednak pewne żelazne prawidłowości. Co pociesza, ponieważ potwierdza użyteczność ludzkiego rozumu dla celu analizy złożonej rzeczywistości.
Ustępujący prezydent USA, Donald Trump, reprezentuje odmianę systemu kapitalistycznego, reprezentującą interesy rzeczywistej, materialnej gospodarki budującej funkcjonalne powiązania struktury ekonomicznej kraju. Akurat ze względu na oddolną przedsiębiorczość społeczeństwa amerykańskiego, taka postawa odpowiada interesom drobnych przedsiębiorców, którzy walczą, jak chłopi w nowożytnej Europie, o utopijną wizję utrzymania swoich drobnych tytułów własności prywatnej środków produkcji. Już dawno te drobne biznesy utraciły swoją samodzielność związaną z minionymi dziejami ogromnych, „wolnych” (uwalnianych od ludności tubylczej) przestrzeni kontynentu amerykańskiego. Te przestrzenie zastąpiły już dawno wielkie korporacje. Drobny biznes stosuje swe tytuły własności do narzędzi produkcji do zasobów zawłaszczonych przez owe korporacje, a także pracuje na zbyt w owych korporacjach. Gospodarka amerykańska znalazła się na etapie swoistego, XXI-wiecznego systemu nakładczego. Jej siła i dynamika, którą przejawiała od początku XX wieku, była związana z ogromem materiału rzeczywistego, który należało dopiero przerobić w kapitalistycznym schemacie. Siła była więc związana z istnieniem i siłą drobnej, realnej gospodarki – był to specyficzny typ wewnętrznego „otoczenia niekapitalistycznego”, który dawał paliwo kapitalistycznemu rozwojowi gospodarki amerykańskiej. Sukcesy tej gospodarki były związane z faktem istnienia takiego właśnie układu; dawał możliwość takiego kierunku rozwoju gospodarki nastawionej na udział w międzynarodowym kapitalistycznym podziale pracy, który pozwalał na przewagę tej gospodarki.
Przewaga w międzynarodowym kapitalistycznym podziale pracy stwarza możliwości wykorzystywania tej przewagi dla przechwytywania wartości dodatkowej pojawiającej się na owym globalnym rynku. Jednocześnie, pociąga to za sobą możliwość odchodzenia od opierania systemu gospodarczego na rzeczywistej produkcji materialnej. Kraj, który ma przeważający udział w globalnej wartości dodatkowej, może odpuścić sobie mało zyskowną produkcję materialną (duże nakłady i stosunkowo małe zyski) i przestawić się na uczynienie z przechwytywania wartości dodatkowej nadzwyczajnej, polegającego na przewadze technologicznej i organizacyjnej, zasadniczego modelu ekonomicznego.
Tak samo postępowały kapitalistyczne państwa Europy w odniesieniu do kolonii. Niewiele krajów ma możliwość odwołania się do swojego wewnętrznego otoczenia kapitalistycznego”. Są to: USA, Rosja i Chiny. Próbą obejścia braku takich możliwości w Europie było stworzenie różnych wspólnot ekonomicznych, które w końcu przemieniły się w Unię Europejską. Po upadku ZSRR i rozszerzeniu Unii wydawało się, że rolę wewnętrznego „otoczenia niekapitalistycznego” będą odgrywały teraz nowe kraje. Problem w tym, że kraje te natychmiast zniszczyły dobrowolnie swoje gospodarki realne. Z jednej strony, był to efekt działania europejskiego kapitału, który tym pociągnięciem zlikwidował konkurencję dla własnej, przechodzącej turbulencje gospodarki, z drugiej, zlikwidował tę szansę zastąpienia kolonii przez europejskie „otoczenie niekapitalistyczne”. Nowe kraje zbyt mocno przejęły się zadaniem dołączenia do kapitalizmu. Na przeszkodzie owej ewentualnej ścieżce rozwoju stała też tendencja do umacniania suwerenności państw unijnych, wzmocniona wstąpieniem nowych krajów.
Zwolennicy kapitalizmu w byłych demoludach byli głęboko przekonani, że kapitalizm jest systemem równie stabilnym, co feudalizm i inne systemy oparte na gospodarce realnej. Nie przerobili lekcji marksizmu, która głosiła specyfikę i wyjątkowość tego ustroju społeczno-gospodarczego. Dynamika kapitalizmu może działać wyłącznie do momentu, kiedy nie zbraknie paliwa dla podtrzymywania owej dynamiki. Ekspansja danej gospodarki na zewnątrz pozwala na podtrzymanie własnego sektora gospodarki „naturalnej”, dającej wewnętrzną stabilność owej gospodarce i potencjał ekspansji.
Europa szła odmienną ścieżką rozwoju, wzorowanym raczej na współpracy niż na hegemonii ekonomicznej. W tym sensie Unia była oparta na wizjach ograniczonego socjalizmu, socjaldemokratycznego typu. Jednocześnie, w tym modelu, Unia nie miała możliwości opierania się na własnym „otoczeniu niekapitalistycznym”, zastępując go systemem opieki socjalnej i rozwojem sfery usług dającej alibi dla faktycznego subwencjonowania sfery usług nieprodukcyjnych, możliwego dzięki nierównoprawnym stosunkom z zewnętrznym, postkolonialnym „otoczeniem niekapitalistycznym” oraz podporządkowanemu statusowi gospodarki tzw. obozu socjalistycznego.
Dlatego gospodarka europejska była bardziej wrażliwa na zmianę okoliczności działania ekonomiki niż gospodarka USA i, paradoksalnie, Rosji. Sytuację wykorzystały Chiny – jak widać nieprzypadkowo.
Gospodarka kapitalistyczna sypie się. Model socjaldemokratyczny, realizowany w Europie, czyli kapitalistyczne państwo socjalne, sypie się szybciej, ponieważ proces jednoczenia Europy został przerwany wraz z akcesją nowych państw forsujących ideę suwerenności państw unijnych. Ta suwerenność była wizją kapitalizmu hołubioną przez tubylców z demoludów. Unia Europejska jawi się tym tubylcom jako czkawka po znienawidzonym modelu socjalistyczno-socjaldemokratycznym, czytaj (wedle nich) – „komunistycznym”.
Po ponad trzydziestu latach mąk intelektualnych, Jarosław Kaczyński zrozumiał w końcu, że bez silnej, własnej gospodarki nie da rady rozwijać jakiegokolwiek kapitalizmu w Polsce. Należy więc odbudować gospodarkę narodową. Ale tej idei sprzeciwia się energicznie (neo)liberalne skrzydło fanatycznych zwolenników tego samego modelu kapitalistycznego. Z tym, że ideałem liberałów jest oparcie bogactwa własnego kraju na wyzysku „otoczenia niekapitalistycznego”, jak to się efektywnie sprawdzało w okresie rozkwitu Unii Europejskiej. Zapominają oni jednak o sprawie zasadniczej – warunkiem skuteczności tego modelu jest przewaga ekonomiczna lub polityczna zdobyta na wcześniejszym etapie rozwoju gospodarczego.
Ponieważ trudno jest strzelić palcami i już mieć efektywną i konkurencyjną gospodarkę, pozostaje wykorzystanie przewagi politycznej. Kaczyński chce ją budować posługując się parasolem politycznej hegemonii USA. Na początek tę przewagę należy narzucić Europie.
Jeżeli gospodarczo ZSRR i obóz socjalistyczny został rozbity bynajmniej nie z powodu nieefektywności gospodarki odrzucającej własność prywatną w odniesieniu do środków produkcji (materialnej), chociaż podkopał go brak przejścia do gospodarki uspołecznionej (dyktatura proletariatu), to tym bardziej utopijnym procesem jest kontynuowanie modelu unijnego, który nawet nie miał możliwości rozwoju w kierunku gospodarki uspołecznionej – ponieważ model socjaldemokratyczny jest tożsamy z niemożliwością odrzucenia logiki gospodarki kapitalistycznej. Argumentem jest efektywność tej gospodarki. Problem w tym, że ta efektywność nie da się pogodzić z ideałem sprawiedliwości społecznej ucieleśnianej przez uspołecznienie gospodarki. Państwo socjalne mogło do pewnego stopnia imitować zasadę sprawiedliwości społecznej, ale wyłącznie dopóki działa system wyzysku „otoczenia niekapitalistycznego” łagodzącego wewnętrzne sprzeczności tego modelu.
Ruchy państw członkowskich UE wskazują na to, że ich przywódcy zdają sobie coraz bardziej sprawę z tego faktu i usiłują budować partykularne interesy z optyką na rozpad Unii, ale próbują w tym rozpadzie załapać się na rolę relatywnie wygrywającego, dziedziczącego pozostałości po dawnej świetności unijnej instytucji. Stąd ruchy hamowania partnerów, przeszkadzania im w odosobnionych wysiłkach wychodzenia z kryzysu kosztem pozostałych.
Wynikający kryzys gospodarki kapitalistycznej usiłuje się zamrozić dzięki pandemii. Walka z koronawirusem i metoda zacieśniania i luzowania lockdownów wydaje się metodą planowego interwencjonizmu rządów w proces nieuchronnej restrukturyzacji gospodarek narodowych, które nie będą mogły sobie pozwolić na kontynuację rozbudowanego programu opieki socjalnej. Rządy przyzwyczajają społeczeństwa do idei, że ulegną one pauperyzacji (obiektywnej, związanej z pandemią) i nie wrócą już minione czasy dobrobytu.
Możliwość przeżycia będzie się wiązała z posiadaniem jakiejkolwiek własności dotyczącej środków produkcji materialnej. Wraz z upadkiem gospodarczego zaplecza biurokracji państwowej (korporacje traktują społeczeństwa jak swoich pracowników, ponieważ dzięki ich grabieży „otoczenia niekapitalistycznego” może być podtrzymywany model socjalny oraz rozbudowana sfera usług nieprodukcyjnych. Przykręcenie przez korporacje kurka skutkuje pauperyzacją całych mas społeczeństwa.
Poszczególne państwa i korporacje chciałyby nawet utrzymania dotychczasowego modelu społecznego, ale zmieniona sytuacja gospodarcza świata nie pozostawia im takiej możliwości. Państwa szykują się do globalnej konfrontacji w walce o hegemonię, która umożliwiłaby podtrzymanie modelu względnego dobrobytu na wybranym, narodowym obszarze. To pozwoliłoby uzyskać jakiś czas pokoju społecznego, niezbędnego do skutecznej walki na zewnątrz.
Tego czasu i wytchnienia nie dają liderom kapitału zbuntowane społeczeństwa, które odczuwają pętlę na własnej szyi.
Alternatywa, przed którą stoi świat jest więc następująca: albo walka o dominację choćby regionalną, ale dającą możliwość ekspansji gospodarczej na dany obszar utrzymywany w stanie gospodarki przedkapitalistycznej (lub postkapitalistycznej), albo orientacja na model gospodarki uspołecznionej, gdzie nie ma perspektywy wyzysku „otoczenia” czy to zewnętrznego, czy to wewnętrznego. Ale do tego potrzebna jest globalna skala przedsięwzięcia, rozciągnięcie modelu na cały świat, ponieważ niekonsekwencja pociąga za sobą możliwość przekształcenia modelu socjalistycznego po raz kolejny w „otoczenie niekapitalistyczne”.
Wizja rozwiązania prosocjalistycznego (uspołecznionej gospodarki) nie jest wizją poputczików „rewolucji”, którą zamyślają siły lewicowe, broniące upadającego modelu społeczno-ekonomicznego jako punktu odbicia do budowania socjalizmu.
Sama ideologia ruchów społecznych sprzeciwiających się powrotowi do wczesnego etapu rozwoju kapitalizmu stawia pod znakiem zapytania sens nieograniczonej ekspansji ekonomicznej. Stawia kwestię granic ekologicznych systemu, kwestię sensowności dalszego przyrostu naturalnego uzasadnianego przez rządzących wyłącznie faszystowskim sloganem „przestrzeni życiowej”, oczywiście kosztem innych. Jednocześnie, te ruchy nie zauważają problemu wewnętrznego niewolnictwa, jakim jest wyzysk produkcji materialnej dla celu utrzymania sfery pracy niematerialnej.
Sfera niematerialnej pracy jest sferą rozwoju kultury i cywilizacji, dobrobytu społecznego. Nie jest to jednak sfera, która sama się utrzymuje materialnie. Praca w tej sferze służy podziałowi dochodów, dla których podstawę stanowi wartość dodatkowa uzyskana w procesie pracy materialnej, mającej na celu reprodukcję materialną społeczeństwa. Konflikt klasowy dotyczy organizacji stosunków w sferze tej materialnej produkcji. Wywłaszczeni potomkowie (duchowi) byłych właścicieli środków produkcji są w antagonizmie ze swymi bezpośrednimi wywłaszczycielami, nie zaś z grupami społecznymi, które żyją z wartości dodatkowej uzyskanej w produkcji, zawłaszczonej z pracy bezpośrednich wytwórców. W przeciwieństwie do kapitalisty, robotnik nie ma prawa własności do całości wytworzonego produktu. Inaczej zapłaciłby kapitaliście za jego usługi logistyczne i na tym by się skończyła rola „kapitalisty”.
Marks zwracał uwagę na to, że rzecz nie w skonsumowaniu przez robotników całości wytworzonego produktu, ale w tytule własności (jak byśmy to dziś ujęli). Kapitalista też nie konsumuje całości produktu. Analogicznie do kapitalisty, klasa robotnicza – jako właściciel produktu – decydowałaby (jak kapitalista), jak zechce podzielić wartość dodatkową. Dla grup pośrednich nie ma różnicy, kto dysponuje wartością dodatkową. W praktyce, wartość dodatkowa mogłaby zostać pomniejszona przez klasę robotniczą o sumy podnoszące jej własny poziom życia. Biurokracja demoludów stała na straży mechanizmu poskramiającego apetyty klasy robotniczej, która mogłaby się poczuć w prawie do większego dobrobytu jako wiodąca klasa społeczeństwa socjalistycznego. Dlatego grupy pośrednie nie są zainteresowane dyktaturą proletariatu. Mentalność kapitalistyczna polega tu na tym, że reguły kapitalistyczne podziału pozwalają grupom pośrednim mieć perspektywę, że wynagrodzenie będzie zależało od zasług merytorycznych. Rozumiano przez to nie sytuację, w której członkowie owych grup będą między sobą konkurowali o stałą pulę dochodu, ale mechanizm, który rozrastającej się warstwie pośredniej będzie „rzucał” (modny w realsocjalizmie model redystrybucji dochodów) powiększające się kawałki wartości dodatkowej. Czyli, konflikt zasadza się na tym, że rosnące warstwy pośrednie naciskają na zwiększenie stopy wyzysku bezpośredniego producenta.
Gospodarki kapitalistyczne rozwiązywały ten problem przerzucając ciężar zwiększania stopy wyzysku na „otoczenie niekapitalistyczne”, co stwarzało pozór pokoju społecznego i możliwości pogodzenia kapitalizmu z ideą sprawiedliwości społecznej.
Aktualny kryzys kapitalizmu kładzie kres tym „optymistycznym” (zależy dla kogo) perspektywom.
Warstwy pośrednie będą podlegały procesowi pauperyzacji przy realizacji modelu „liberalnego”, o którego sukces walczą obecnie w szeregach „antyfaszystów” przedstawiciele radykalnej lewicy. Paradoks polega na tym, że to konserwatyści walczą o odbudowanie podstaw ekonomicznych dotychczasowego modelu socjalnego, zdając sobie sprawę, że nie wszyscy mogą osiągnąć w tym sukces. Odbudowa rodzimej gospodarki jest warunkiem skuteczności w wyzyskiwaniu otoczenia, już nie tylko niekapitalistycznego.
Żyjemy w czasach, kiedy ideologie rozchodzą się ze swym materialnym podłożem. W tych warunkach bardzo trudno jest utrzymać jasną świadomość społeczną.
Zakończmy konkluzją Tymoteusza Kochana dyskutującego z Elą Wisz: „obecnie nawet liberałowie byliby mniej groźni [niż PiS], a praktycznie na pewno musieliby rządzić w koalicji z lewicą”.
Warto pamiętać o perspektywie pauperyzacji grup pośrednich w modelu liberalnym i w zgodnym z nim modelu socjaldemokratycznym opartym na utopijnej idei podporządkowania „otoczenia niekapitalistycznego”, która właśnie padła.
Radykalna lewica broni się jak lew przeciwko jakimkolwiek aluzjom do samodzielności politycznej lewicy. To znak czasu.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
20 listopada 2020 r.