Po upadku ZSRR i modelu radzieckiego, świat zachodni zastanawiał się, czy czeka go koniec historii (bezalternatywność modelu kapitalistycznego w liberalnej wersji, który był konsensusem burżuazji i tzw. nowej radykalnej lewicy), czy może raczej zderzenie cywilizacji (a więc zderzenie poradzieckiego Trzeciego Świata, nieuchronnie odrzuconego w przeszłość po upadku ZSRR, ale nie przeciągniętego do obozu kapitalistycznego ze względu na ich nieistotność – brak samodzielności).

Po upadku modelu radzieckiego i utracie znaczenia przez nurty lewicowe nawiązujące do tradycji komunistycznego ruchu robotniczego (sprowadzonych do pozycji stalinowskich, nawet jeśli nawiązywały one do robotniczego komunizmu antystalinowskiego) lewica wschodnioeuropejska nawiązała bezpośrednio do wyewoluowanej postawy lewicy zachodniej, dla której problem kapitalizmu został przezwyciężony w ramach społeczeństwa liberalno-demokratycznego.

Lewica zachodnia krytykująca kapitalizm skupiła się na kwestii wyzysku warstw pośrednich, które uzyskały decydujące znaczenie w gospodarkach opartych na usługach nieprodukcyjnych. Problem teoretyczny lewica rozwiązała dzięki uznaniu, że usługi nieprodukcyjne są tak samo produkcyjne, co sektor gospodarki wytwarzającej dobra materialne.

Rozwój ekonomiczny, bogacenie się społeczeństwa było możliwe bez trzymania się gospodarki opartej na przemyśle, zaś liczenie produktu krajowego tylko konsakrowało tę metodologię w sensie naukowym. Problem ekonomicznej teorii Marksa – istnienie klasy bezpośrednich producentów jako klasy wyzyskiwanej par excellence – został rozwiązany ostatecznie. Poza faktem, że aspiracje ekonomiczne samej klasy robotniczej zostały zaspokojone. Oczywiście, społeczeństwo burżuazyjne pozostało społeczeństwem, w którym wciąż istnieje wyzysk i ucisk człowieka przez człowieka, tyle że zostało to sprowadzone do nierobotniczej części społeczeństwa. Klasa robotnicza nie potrafi wyjść poza aspiracje ekonomiczne, najbardziej elementarne, które zostały w ramach społeczeństwa burżuazyjnego zaspokojone. Inne, wyższe grupy społeczne zgłaszają bardziej ambitne aspiracje dotyczące rozwoju kulturowego i cywilizacyjnego, a więc to do nich należy rola czynnika walczącego o dalszy postęp społeczny.

W bezgranicznej naiwności lewicy wschodnioeuropejskiej, wejście tego regionu w obręb Unii Europejskiej miało spowodować dołączenie wschodnioeuropejskich społeczeństw do wyższych standardów socjalnych. Rozumowanie mające pozory racjonalności, jeśli ma się złudzenia co do charakteru kapitalizmu jako systemu społeczno-gospodarczego. A ponieważ lewica od dawna przyjęła za oczywistość, że kapitalizm przeszedł do fazy postkapitalizmu z dylematami dalszego rozwoju nie odbiegających od dylematów burżuazyjnych elit, wspomnianych na początku naszego tekstu.

Jednym słowem, dla lewicy jako takiej przyszłość rysowała się w barwach bezspornego rozstrzygnięcia problemów zrodzonych przez marksistowską herezję lewicowości liberalno-demokratycznej XIX w. Zasadniczym problemem nurtu lewicowego był problem demokracji, antytotalitaryzmu, który wedle tego nurtu politycznego był odwieczną kością niezgody z marksistowskim ruchem robotniczym. Fakt, że lewicowy antytotalitaryzm był w głównym nurcie systemem ideologicznym wasalnym wobec klasowej ideologii kapitału i burżuazji, wychodzącym zawsze na powierzchnię nawet w szeregach komunistycznego ruchu robotniczego, przygotował ten nurt do powojennej ugody społecznej w wykonaniu socjaldemokracji.

Lewica radykalna stopniowo odpuszczała walkę bazującą jeszcze na tradycjach ruchu robotniczego na rzecz coraz szerzej przyjmowanej ideologii tzw. nowych ruchów społecznych coraz bardziej utożsamiających się z koncepcjami bazy zastępczej. W tym samym kierunku ewoluowały grupy trockistowskie stając się powoli grupkami posttrockistowskimi, wyznającymi nowe ideologie zrodzone przez grupy społeczne propagujące radykalizm obyczajowy kosztem klasowego, zmiana uzasadniona przez tzw. marksizm akademicki, nawiązujący do nurtów neo- i postmarksistowskich.

W Polsce lewica radykalna jeszcze przed 1989 r. skupiła się wokół tzw. opozycji demokratycznej, która wywodziła się z czysto stalinowskiego pnia aparatu partyjno-państwowego PRL, po przejściu oczyszczenia dzięki przyłączeniu się do ideologii nowolewicowej. Podzielała z nią wszystkie elementy, włącznie z „rozczarowaniem” do klasy robotniczej.

Paradoksalnie, w Polsce klasa robotnicza miała decydujące znaczenie dla skuteczności akcji owej opozycji demokratycznej, co nie uratowało jej przed likwidacją w ramach transformacji prokapitalistycznej, niestety – wraz z grabarzami nie uległa likwidacji klasa kapitalistów. Za to grupa nomenklatury biurokratycznej przekształciła się w klasę burżuazji kompradorskiej, zaś lewica polska – poza uznaniem się za skolonizowaną przez nowolewicowe, zwalczające się frakcje i grupki posttrockistowskie, nie mające już nic wspólnego ze swymi przodkami – nawiązała twórczo, śladem postbiurokratycznej opozycji demokratycznej, do tradycji antymarksistowskich polskiej lewicy narodowej, do PPS. Wystarczy prześledzić karierę polityczną Piotra Ikonowicza, którego jeszcze dziś część radykalnej lewicy uważa za swą niespełnioną nadzieję, aby przekonać się, skąd biorą się decyzje polityczne tego człowieka.

Zawód związany z faktem, że polski świat pracy, zamiast doszlusować do wysokich standardów unijnego prawa pracy znalazł się w gorszej sytuacji niż za PRL, zaś same standardy zachodnie skorzystały z okazji, żeby paść na pysk wraz z mitem państwa socjalnego vel dobrobytu, sprawił, że całkiem naturalnie ta część polskiej lewicy skręciła w stronę nacjonalistycznego populizmu.

Wywołało to nieco zamieszania, ponieważ skolonizowana przez zachodnich posttrockistów lewica krajowa również przeszła etap flirtu z nacjonalizmem na lewicy przy okazji przyklejania się do Solidarności w latach 80-tych.

W pewnym sensie, flirt posttrockistów z nacjonalizmem jest analogiczny do flirtu posttrockistów z migrantami, w szczególności z krajów islamskich. Zamiast bronić własnych pozycji ideowych, posttrockiści obłudnie (w sensie: niekoniecznie z czystymi intencjami) utożsamiając się z poglądami grup, które są ich politycznym celem. Następnie zaś stają się zakładnikami własnych manewrów taktycznych, które stają się strategicznymi elementami programu ze względu na zmianę społeczną bazy, na którą oddziałują oraz skład własnej kadry aktywistów.

Nacjonalizm tzw. opozycji demokratycznej epoki PRL był skierowany przeciwko poststalinowskiej nomenklaturze partyjno-państwowej, łapiącej kontakt z klasą robotniczą dzięki odwoływaniu się do tradycji PPS (jako antagonistki internacjonalistycznej SDKPiL) i jej tradycyjnej, antyrosyjskiej (a następnie antyradzieckiej) polityki. Owa opozycja, która połączyła się z nawróconymi (bez większego problemu ideologicznego i moralnego) tzw. postkomunistami (mającymi tyle wspólnego z komunizmem, co postmarksiści z marksizmem), stała się zalążkiem nowej elity politycznej III RP, nie widzącej nic zdrożnego w recydywie najgorszych tradycji prawicowego nacjonalizmu.
Najgorszych z punktu widzenia jego zagorzałej nienawiści do wszelkiej lewicy, nie mówiąc już o marksizmie i tradycji robotniczej.

Lewica radykalna w Polsce drogą naturalnej ewolucji podzieliła się na nacjonalistyczny populizm lewicowy Piotra Ikonowicza, kontynuatorów tzw. nowej radykalnej lewicy identyfikującej się już tylko z nurtem obyczajowo-kulturowym reprezentowanym przez grupy posttrockistowskie na Zachodzie oraz jednostki ewoluujące od postawy lewicowej i mającej nadzieje, że ta karta lewicowego kombatanta z młodości ustrzeże ich przed staniem się sukinsynem na starość. W istocie, te jednostki ewoluują w kierunku niezbyt odkrywczym, albowiem drogą przetartą przez realistów politycznych: tzw. opozycję demokratyczną z Kuroniem, Michnikiem i Modzelewskim na czele oraz Ikonowiczem w ogonie, a mianowicie w kierunku strażników interesu narodowego i polskiej racji stanu, bez złudzeń na temat aktualności problemu robotniczego (producentów bezpośrednich w gospodarce uprzemysłowionej).

Różnica pokoleniowa oraz przynależność do tradycji umiarkowanej, nieeksponowanej i porzuconej przez tzw. postkomunistów poststalinowskiej elity PRL-owskiej sprawia, że nie mają oni uprzedzeń antyrosyjskich. Interesuje ich polska racja stanu tu i teraz, w czym nawiązują do tradycji pragmatycznych polityków PRL najwyższego szczebla, takich jak Rakowski, Urban czy Jaruzelski.
Od tradycji posttrockistów odstręcza ich w jakiś sposób przechowany w rodzinnej tradycji PRL-owski konserwatyzm i patriotyzm uwolniony od balastu konfliktu PPS-SDKPiL jako minionego i dawno nieaktualnego.

W sensie nawiązywania do wspomnianego na wstępie dylematu stojącego przed zachodnioeuropejską cywilizacją, nic nie różnią się od reszty lewicy. Jeśli chodzi o elementy lewicowej obyczajowości, to ta lewica ewoluowała z wiekiem i z narastaniem akcesu do realnej polityki w cieniu zmiennych interesów wzajemnych Rosji i Niemiec. Trudno się dziwić, że w sytuacji, kiedy interesy geopolityczne USA rozgrywają państwa Europy Wschodniej, tak jak rozgrywają państwa Europy Zachodniej, jedną z możliwych opcji politycznych – poza nurtem robotniczym – pozostaje wybór między koncepcją piłsudczyków a koncepcją Narodowej Demokracji.

Niestety, w sytuacji braku alternatywy marksistowskiej i robotniczej, odgrzewają się relacje właściwe okresowi sprzed I wojny światowej i międzywojnia. Zasadniczą cechą tego podejścia jest możliwość abstrahowania od zmiany sceny politycznej, jaką stworzyła Rewolucja Październikowa. To wydarzenie zmieniające charakter całego XX w. zostało uznane przez nowoczesną lewicę za wydarzenie niebyłe, zaś model stalinizmu – za kontynuację imperium rosyjskiego. Ostatni nurt lewicy, o której wspominamy (reprezentowany tu symbolicznie przez redakcję strajk.eu), nawiązuje do ZSRR na modłę endecką, tj. z perspektywy polskiej racji stanu.

Polska elita polityczna uosabia, z jednej strony, ambicje I RP, a więc nadzieje na odrodzenie polskiej dominacji państwowej w regionie Europy Środkowo-Wschodniej, w tradycji Piłsudskiego; z drugiej – myślenie kategoriach posthistorycznych, a więc w kategoriach dylematu postawionego po upadku ZSRR.

Status quo po II wojnie był budowany z myślą o niedopuszczeniu do przejęcia władzy w Europie Zachodniej przez stalinowskie partie komunistyczne. Innych, dzięki Stalinowi, nie było. Dopóki istniało zagrożenie polityczne, a komuniści trzymali się tradycyjnej polityki ruchu robotniczego w sensie opierania gospodarki na potężnym sektorze gospodarki realnej, produkcji przemysłowej (z możliwościami wynikającymi z przewagi Centrum kapitalistycznego i dbałości bloku socjalistycznego o stałe odtwarzanie tzw. otoczenia niekapitalistycznego w tzw. Peryferiach, dopóty państwo opiekuńcze miało podstawy ekonomiczne.

Upadek ZSRR naruszył równowagę międzynarodowego, kapitalistycznego podziału pracy, w którym Peryferie (II i III Świat) odtwarzały warunki globalnego wyzysku kosztem własnych społeczeństw. Planowość II świata była warunkiem możliwości przekształcenia gospodarek krajów rozwiniętych w gospodarki oparte na usługach, a nie na przemyśle.

Przy okazji, stalinowski reżym utrzymywał III Świat w podległości wobec Centrum, ponieważ sam korzystał z możliwości złagodzenia swoich problemów wywołanych wrogością i sankcjami Zachodu.

Upadek ZSRR zrywał Żelazną Kurtynę dzielącą Zachód Europy od zasobów ZSRR i sprawiał, że parasol atomowy USA przestawał mieć znaczenie. Utrzymanie NATO i zwasalizowanego wobec USA tworu polityczno-gospodarczego w Europie stawało pod znakiem zapytania.

Można by zapytać, dlaczego USA nie były zainteresowane uczynieniem ze świata obszaru pokoju i stabilnego, bezkonfliktowego rozwoju. Otóż ma to wyjaśnienie w samej dynamice kapitalizmu. Zyski w kapitalizmie nie biorą się z samego obrotu towarów czy usług. Również gospodarka polegająca na wymianie usług nie przynosi zysków. To wszystko, to są mechanizmy podziału, a nie wytwarzania dochodu i dochodów.

Marks twierdził, że tylko praca żywa stwarza wartość i to jest prawda. Ale jednocześnie stwierdzał, że bogactwo potrzebuje obojga rodziców: pracy i ziemi. Wartość jest pojęciem związanym z rynkiem, a więc z obrotem i rozdzielaniem dochodów (zysków) między uczestników gry rynkowej. Ale produkcja towarów niezbędnych do wymiany rynkowej i stwarzających warunki dla kreowania zysków jest związana z gospodarką realną, materialną. Poza tym, aby mogły powstawać zyski, konieczna jest nierówność wypełnienia naczyń połączonych. Dynamika przechwytywania zysków kurczy się wraz z kurczeniem się nowych obszarów, które kapitał może sobie podporządkowywać. Właśnie o tę możliwość stałego odtwarzania „zużytych” obszarów otoczenia niekapitalistycznego dbał światowy system realnego socjalizmu jako jedyny sposób, w jaki kapitalizm przystał na względnie pokojową koegzystencję.

Lewica nie rozumie tego mechanizmu, przyjmując jako antymarksowski dogmat tezę o tym, że wartość jest tożsama z bogactwem. Tak więc tworzenie wartości jest możliwe dopóki wykorzystywana jest praca żywa, a więc wciąż istnieje marksowski paradygmat pozwalający na walkę klasową w społeczeństwie, w którym nie produkuje się bogactwa, a tylko je dzieli.
Co śmieszniejsze, właśnie prawica zrozumiała ten mechanizm. Szczególnie duże znaczenie w otwieraniu jej oczu na ten mechanizm miała wojna na Ukrainie, kiedy to szokiem było stwierdzenie, że wbrew szumnym zapowiedziom gospodarka rosyjska (dziadowska gospodarka realna oparta na prostej grabieży własnych zasobów naturalnych) nie zawaliła się w ciągu obiecanych Zelenskiemu dwóch tygodni.

Co więcej, w całej przerażającej okazałości wyszło na jaw, że gospodarka chińska, dzięki temu, że jest oparta na produkcji przemysłowej, ma w garści resztę światowej konsumpcji.

Gospodarka polska, będąca dodatkiem do gospodarki niemieckiej, nie stanowiąca zagrożenia dla gospodarki europejskiej, ani tym bardziej światowej, jest rozdarta między nadzieją na przetrwanie niemieckiego rywala a zagrożeniem płynącym z uwarunkowania sukcesu niemieckiego od rosyjskiego zaopatrzenia.

W ideologicznej zapiekłości ludzie nie dostrzegają, iż wizja nowoczesnej lewicy jest tragicznie wyznaczana przez konieczność utrzymania status quo sprzed zakończenia Zimnej Wojny, a więc bezwzględnej hegemonii amerykańskiej, która jednak obecnie nie potrafi zapewnić Europie korzystania z niemal darmowego zasilania dzięki utrzymywaniu podziału na Centrum i Peryferie oraz jego sukcesu dzięki blokowi realnego socjalizmu. Zawalenie się gospodarek państw Europy stymuluje procesy wrogości militarnej między nimi, na chwile tylko uśpione przez pozory stabilności gospodarczej epoki powojennej. Rywalizacja ekonomiczna między USA a Europą już ma miejsce, a więc nic nie jest w stanie zatrzymać narastania wzajemnych animozji na starym kontynencie.

Sytuacja Polski jest tylko jedną z ilustracji. Utrzymanie UE w dotychczasowym kształcie jest uzależnione od utopijnego warunku utrzymania amerykańskiej hegemonii. Bez USA, Europa będzie musiała wypracować sobie nowego lidera, a naturalny lider, Niemcy jako najsilniejsza gospodarka, właśnie się w tym charakterze załamały.

Polska racja stanu, jak ją definiują nurty endeckie, polega na znalezieniu nowego lidera w postaci Rosji. Wsparcie amerykańskie staje się coraz bardziej utopijne, o ile w ogóle nie prowadzi do bezpośredniej wojny, jest dla Polski co najmniej wątpliwe. Opieranie się na wsparciu reszty Europy ma krótkie nogi i może się skończyć jak zawsze w historii.

Dla Niemiec nie ma innego wyjścia jak powrócić do sojuszu z Rosją, tym bardziej, że polityka Macrona prowadzi do zniweczenia jedynego zagrożenia dla owego sojuszu, który mógłby pokrzyżować plany niemieckie. Dlatego stawianie na Niemcy jest jednoznaczne ze stawianiem na utrzymanie UE jako czynnika poskramiającego polityczne zapędy Niemiec. Jednocześnie, uczynienie sobie wroga z Rosji powoduje zawalenie się całej strategii stawiania na Niemcy, ponieważ Polska była zawsze pierwszą ofiarą pojednania niemiecko-rosyjskiego. Liczenie Polski na siłę USA, które pohamuje Niemcy w ich rywalizacji z Francją i przed skonsumowaniem tryumfu nad Francją poprzez alians z Rosją, jest śmieszne.

Mówiąc szczerze, tylko odrodzenie socjalistycznej drogi rozwoju Europy i świata daje Polsce jakąkolwiek szansę na przetrwanie. Socjalistyczna gospodarka nie potrzebuje maksymalizacji zysku i opiera się na produkcji, czyli na gospodarce realnej. Utrzymanie charakteru względnie stabilnego mechanizmu gospodarczego przez Chiny; rozwijanie gospodarek zacofanych poprzez budowanie infrastruktury zapewniającej im rozwój stwarza szansę na przezwyciężenie pokusy maksymalizacji zysków i powrót do gospodarki przedkapitalistycznej w sensie braku kapitalistycznej dynamiki. Ta tendencja rysuje się już na świecie i jest zauważana przez rosnącą liczbę specjalistów, którzy mówią o nowym feudalizmie.

To jest najbardziej pokojowy scenariusz rozwoju świata przy zachowaniu społeczeństwa klasowego. Alternatywa cywilizacyjna jest zgłaszana przez inne systemy istniejące na Ziemi. Nie mają one zbyt zachęcającego wyglądu dla ludzi przyzwyczajonych do wolności i swobód burżuazyjnych, zachodnich.

Warto pomyśleć o alternatywie marksistowskiej, która wyrasta z tych tradycji wolności, jaką przyniosło społeczeństwo burżuazyjne, uwalniając jednostkę i jednocześnie niewoląc ekonomicznie bezpośredniego producenta jako konieczną ofiarę wolności reszty społeczeństwa.

W każdym razie, nie będzie łatwo, ponieważ konkurencja alternatywnych systemów cywilizacyjnych jest szeroko zakrojona.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
1 sierpnia 2024 r.