W przededniu drugiej tury wyborów prezydenckich radykalna lewica jest mentalnie i psychicznie rozbita. Wystarczy obejrzeć komentarz naszych ulubieńców z kanału strajk.eu, żeby zrozumieć, że koledzy mają poważny problem poznawczy.

Grupka, która ucieleśnia lewicę parlamentarną w Polsce, podlega stałej krytyce ze strony leworadykałów. Słusznej krytyce. Lewica parlamentarna (koncesjonowana, jak zwykł określać to zjawisko prof. L. Hass) regularnie nie spełnia pokładanych w niej nadziei. Te zawiedzione nadzieje polegają na braku zainteresowania (lub skuteczności) w tworzeniu podstaw dla działania o charakterze społecznym, którym zajmuje się lewica radykalna. Jednym słowem, lewica koncesjonowana nie zajmuje się tworzeniem warunków dla radykalnolewicowego aktywizmu.

Sprawa tym bardziej złożona, że w ramach lewicy parlamentarnej, koncesjonowanej, znajduje się również odprysk lewicy radykalnej. Czym różni się lewica radykalna niekoncesjonowana (m.in. ta skupiona wokół strajk.eu i inne grupki) od lewicy radykalnej koncesjonowanej?
Lewica radykalna niekoncesjonowana nie wchodzi w układy w elitą rządzącą, podczas gdy lewicowi radykałowie spod znaku partii Razem nie brzydzą się układami, które przybliżają ją do kręgów tzw. poważnej polityki. W sumie ta lewica robi tylko to, co w swoim czasie dało Ikonowiczowi możliwość zahaczenia o Sejm, a więc zbliża się z przetrwałą lewicą spod znaku ex-SLD i stanowi w gruncie rzeczy zaplecze młodzieżowe koterii zgromadzonej wokół „Gazety Wyborczej”. Wzajemne koneksje i wsparcie między tymi środowiskami są od dawna przedmiotem krytyki ze strony „prawdziwej” prawicy, która wyrosła na odcinaniu się od tzw. układu w Magdalence.

Niechęć do tego układu cechuje lewicę radykalną, która odcięła się od lewicy tzw. postkomunistycznej. Nawiązując skądinąd do spuścizny lewicy radykalnej, która w PRL stała na krytycznym wobec PZPR stanowisku – grupki posttrockistowskie, ewoluujące w miarę rozwoju sytuacji politycznej okresu potransformacyjnego.

Lewica radykalna, pozostająca w relacjach lepszych lub gorszych z tzw. postkomunistami (biorącymi na siebie odium związane z tym pojęciem i dbającymi, aby ich działania w żadnym wypadku nie zaprzeczyły całej negatywnej, propagandowej zwartości w nim zawartej, chociaż sami nigdy nie byli komunistami, co najwyżej karierowiczami o socjaldemokratycznej mentalności), nie uległa ewolucji, która niekoncesjonowanej lewicy radykalnej kazała pogodzić się do pewnego stopnia z pogrobowcami poststalinizmu na gruncie postawy pronarodowej – zgodnej z tradycją stalinizmu. Stalinizm zastąpił dość szybko niezrozumiałą szeroko koncepcję polityczną Lenina i bolszewików ideą silnej państwowości, która trafiała o wiele lepiej do społeczeństwa przywiązanego do drobnej własności, na której straży stoi właśnie modelowe państwo burżuazyjne.

Na tym gruncie luka między radykalną lewicą koncesjonowaną a niekoncesjonowaną pogłębiło się. Lewica Razem, „postkomunistyczna” i środowisko wokół „GW” trwają na stanowisku wierności wartościom uosobionym w Unii Europejskiej, czyli tych, o które walczyła tzw. opozycja demokratyczna w PRL. Rozejście się dróg na kryterium narodowego patriotyzmu nie stoi w sprzeczności z ideałami demokratycznej opozycji, ponieważ cały patriotyzm tego nurtu i mentalność politycznego skrzydła biurokracji pezetpeerowskiej sprowadzał się do przeciwstawienia się dominacji rosyjskiej, zaborowi rosyjskiemu, a następnie dominacji radzieckiej. Zjednoczona Europa Zachodnia, a następnie UE, stanowią tak naprawdę zanegowanie idei nacjonalistycznej, co jest bliskie ideałom lewicy globalistycznej.

Nie będziemy się wdawali w szczegóły i niekonsekwencje takiego pojmowania idei patriotyzmu, ponieważ jest ona uwikłana w dodatkowe aspekty wiążące ją z instytucjami demokratycznymi. W skrócie, godnymi uczuć patriotycznych są te organizmy państwowe, które odgrywają zasadniczą rolę w krzewieniu ideałów demokracji. Jednym słowem, patriotyzm nie może stać w sprzeczności z ideałem demokracji, co w praktyce wyraża się tym, że nominalnie demokratyczny charakter jakiegoś bytu państwowego usprawiedliwia niezbyt demokratyczne zachowania danego organizmu politycznego, pod warunkiem, że wobec jawnie niedemokratycznego, innego bytu politycznego.

Lewica poststalinowska i ta ewoluująca w jej kierunku lewica radykalna posttrockistowska i nie tylko (postsocjaldemokratyczna i postsocjalistyczna) uważa natomiast, że idea narodowa i państwowa ma ważniejsze znaczenie i że charakter demokratyczny bytu politycznego nie może służyć jako usprawiedliwienie dla pragmatycznych odstępstw od zasad demokracji, równości i sprawiedliwości.
Lewica koncesjonowana zadowala się nawet osłabionym wpływem propagandowym, nie dbając o własne, lewicowe media. W pewnym sensie radykalna lewicowość została zastąpiona przez radykalną demokrację. Wystarczy jej to, że może się od czasu do czasu produkować politycznie w mediach głównego nurtu, ewentualnie pilnować akademickiego poziomu swojej produkcji, która nie stoi w sprzeczności z ideami klasy panującej.

W drugiej turze wyborów, niekoncesjonowana lewica radykalna nie ma więc na kogo głosować, co budzi jej frustrację. Lewica radykalna koncesjonowana wydaje się całkiem zadowolona ze swoich sukcesów wyborczych. Miejsce, jakie zajmuje na scenie politycznej jest całkowicie wystarczające dla walki o roszczenia reprezentowanego przez nią drobnomieszczaństwa. Najważniejsze, aby główny trzon elity reprezentującej nominalną, formalną zasadę instytucjonalizmu demokratycznego, asekurowany przez istnienie europejskiej, unijnej biurokracji, trzymał się twardo na swoich pozycjach. Dla ambicji koncesjonowanej lewicy radykalnej, władza biurokracji unijnej gwarantuje wystarczające warunki dla walki o postulaty jej własnego środowiska, które moralnie i naukowo (akademicko) uzasadnia niezbędność istnienia instytucji demokratycznych. W ten sposób lewica radykalna, koncesjonowana, jest nierozdzielnie związana z projektem europejskim i skrajnie nieprzychylna projektowi narodowego suwerenizmu, który pachnie jej faszyzmem.

Faktycznie, w sytuacji upadku instytucji demokratycznych, które wymagają podporządkowania interesów materialnych państw ciałom ponaddnarodowym, stanowiącym ucieleśnienie odległego planu zarządzania warunkami społecznymi na poziomie globalnym, państwo narodowe jest brzemienne wynikającymi z kapitalizmu sprzecznościami interesów ekonomicznych, a więc i rozwiązaniami militarnymi, które są nieuchronnie następstwem owych sprzeczności.

Wychodzi więc na to, że w Polsce, podobnie jak w całej demokratycznej Europie, lewica ostatecznie głosuje na przedstawicieli instytucji burżuazyjnej demokracji, np. La France Insoumise głosuje w końcu na Macrona, którego przez pozostały czas zdecydowanie zwalcza z powodu całkowitego poddania jego elity interesom wielkiego kapitału. Jednak w momencie decydującym, lewica radykalna tak we Francji, jak i w Polsce, wybiera system demokracji przeciwko prawicy narodowej, która zebrała wcześniej lewicowy, socjalny elektorat.
W efekcie więc, normalnym trybem lewica radykalna, podobnie jak lewica koncesjonowana, wybiera instytucje państwa burżuazyjnego. Trudno dziwić się lewicy koncesjonowanej, która już dawno przestała sama się oszukiwać, że stanowi jakąś samodzielną siłę. Lewica pełni w państwie burżuazyjnym funkcje strażnika moralności demokratycznej i nic więcej. Stoi na straży świadomie umiarkowanych zdobyczy okresu, kiedy to kapitał, przestraszony istnieniem realnej alternatywy dla ustroju kapitalistycznego, wysilił się na ustępstwa wobec lewicowego, zresztą niezbyt wygórowanego, programu. Program lewicy zachodniej, inaczej – antytotalitarnej, stanowił zawsze program nie naruszający podstaw ustroju kapitalistycznego, a więc nie stanowiący dla niego alternatywy. Roszczenia socjalne wysuwane przez lewicę pozostawały w ramach tego politycznego spektaklu roszczeniami, które można było zaspokoić bez naruszenia podstaw ustrojowych systemu. Instytucje demokratyczne miały za zadanie pozwolić na wykorzystanie możliwości systemu prawnego państwa burżuazyjnego dla zadośćuczynienia owym roszczeniom, a przynajmniej umożliwić walkę o nie. Lewica radykalna walczy więc o konkretne zdobycze, w konkretnych warunkach, może nawet o rozszerzenie systemu prawnego w oparciu o precedensowe wyroki sądowe. Motywem tej walki jest moralne oburzenie na niekonsekwencje systemu instytucjonalnego, który nie spieszy się z wyciąganiem uogólniających wniosków z konkretnych zdobyczy wywalczonych w jego ramach.

Ta predylekcja do konkretów (a nie do programowego dogmatyzmu) sprawia, że niekiedy – jak np. w przypadku Piotra Ikonowicza – idzie się na kompromisy polityczne z prawicowym populizmem, w imię wierności programowi socjalnemu. Tym bardziej, że prawicowy populizm idzie ręka w rękę z sentymentem narodowym, państwowotwórczym, tak drogim spadkobiercom tradycji historycznego PPS.

Dlatego nawet lewica niekoncesjonowana wybiera zadziwienie, że lewica koncesjonowana nie chce walczyć o samodzielną rolę polityczną. Jeszcze potrzeba pewnie kilku kampanii wyborczych, aby zrozumiała ona, że koncesjonowana, radykalna lewica, pragmatyczna, wcale nie chce samodzielności politycznej. Aktywizm niekoncesjonowanego odłamu lewicy radykalnej grozi zakwestionowaniem instytucji demokratycznych, na co system demokracji unijnej nie może sobie pozwolić w momencie, kiedy idzie walka z totalitaryzmem i faszyzmem, czyli z zagrożeniem, że Unia rozpadnie się pod wpływem oddolnego naporu sił pronarodowych.

Tak jak na wyborach, tak i na poziomie europejskim, lewica zdaje sobie sprawę, że musi wybrać między konfrontującymi się optykami politycznymi.

Paradoksalnie, optyka lewicowa staje twarzą w twarz z optyką, która zwraca uwagę na materialne interesy państw narodowych, ale także i społeczeństw. Lewica zupełnie nie potrafi zobaczyć tej kwestii pod kątem sprzeczności o charakterze klasowym: model gospodarki opartej na usługach, z wyraźnym odrzuceniem znaczenia aktywności produkcyjnej, produkcji materialnej, jest modelem uderzającym w interesy klasy produkcyjnej.

Teoretycznie, ewolucja progresywna społeczeństwa postkapitalistycznego prowadzić powinna do zaniku klasy producentów bezpośrednich. Poprawką do teorii Marksa jest tu teza, że grabarz systemu nie musi zabrać ze sobą do grobu burżuazji. Lewica opozycyjna wobec modelu radzieckiego zawsze uważała ten ostatni za impas w lewicowej polityce emancypacyjnej. Gospodarka oparta na wiedzy i technologicznej przewadze daje zawsze możliwość zakupu dóbr materialnych niezbędnych do zaspokojenia elementarnych potrzeb społeczeństwa. A kiedy już zakończy się proces globalizacyjny, wówczas producentów bezpośrednich zastąpią automaty i sztuczna inteligencja. Póki co jednak świat nie jest doskonały i postęp społeczny dokonuje się poprzez regresy i konwulsje. I tak, zmiana ładu globalnego, na którego straży stoi demokratyczna hegemonia USA i Europy, prowadzi do przedłużenia demokratycznej agonii postkapitalizmu. Tym bardziej, że sprzeciw Globalnego Południa wobec amerykańskiej hegemonii radykalnej demokracji dokonuje się poprzez odrodzenie kapitalizmu. A na to szanująca się lewica burżuazyjna (radykalna i koncesjonowana) nie może sobie pozwolić.

Tak więc, tradycjom powszechności, ponadnarodowości prowadzącej nierzadko do faszyzacji paradoksalnie pozostaje wierna lewica koncesjonowana. Stwarza się ciekawa sytuacja – radykalna lewica skłania się ku ideom narodowym, populistycznie wyobrażając sobie, że państwo narodowe będzie bardziej wyczulone na interesy klas składających się na to państwo, w tym „klasy pracowniczej”. W kwestii teoretycznej obie lewice niczym się zasadniczo nie różnią. Róznią się taktyką, ale nie strategią, jak byśmy powiedzieli. Lewica koncesjonowana, która stała się częścią organiczną istniejącego w Europie Zachodniej, a obecnie w UR, systemu neoliberalnego, trzyma się tradycji politycznych okresu Zimnej Wojny oraz wywodzących się z naturalnego procesu globalizacji kapitału.

Problem w tym, że proces ewolucji obu rozchodzących się nurtów lewicy radykalnej jeszcze się nie zakończył. Jeżeli niekoncesjonowana lewica radykalna nie zmieni pozycji teoretycznych, to grozi jej roztopienie się w narodowym, patriotycznym kociokwiku, bez żadnej perspektywy na ugranie tu jakiejś korzyści politycznej. Lewica po prostu rozpłynie się w nurcie narodowym, analogicznie do losu, jaki spotkał poststalinizm przetransformowany w „postkomunizm”.

Lewica zinstytucjonalizowana w ramach UE uważa, że tendencje do odtwarzania państw narodowych grozi faszyzacją, co nie jest pozbawione podstaw. Problem w tym, że faszyzacja, czyli totalitarny sposób rządzenia w sytuacji wielorakich kryzysów wstrząsających już kapitalistycznym Centrum, jest naturalną metodą radzenia sobie z zagrożeniem wynikającym z odtworzonego antagonizmu klasowego. Problemy społeczne nie znajdują rozwiązania w dotychczasowy sposób, a więc kapitał sięga oczywiście po metody dyktatorskie, aby zapanować nad nastrojami społecznymi. Lewica, która stanowi filar owego chwiejącego się w posadach porządku, walczy o utrzymanie instytucji demokratycznych na bazie odrodzonego antagonizmu klasowego. Lewica niekomunistyczna zawsze opierała się na idei postępu społecznego, społecznej ewolucji, możliwej tylko na oddzieleniu kwestii wyzwolenia klasy bezpośrednich producentów (bazy) od kwestii wolności liberalnej, indywidualnej, na poziomie nadbudowy.

Alternatywa dla ustroju kapitalistycznego może polegać wyłącznie na propozycji innej organizacji systemu produkcji, co w przypadku lewicy burżuazyjnej – jak wspomnieliśmy wyżej – spotykało się zawsze z głęboką niechęcią. Na tym polega zasadnicza rozbieżność programowa między ową lewicą a marksizmem. Współcześnie mamy do czynienia z odrodzeniem prawicy narodowej, ponieważ kapitalistyczny sposób produkcji w kapitalistycznym Centrum zderzył się z niemożliwością dalszego trwania międzynarodowego ładu, który pozwalał na usunięcie antagonizmu między bazą a nadbudową na poziom relacji między Peryferiami a Centrum. Centrum nie jest w stanie istnieć bez zapewnienia sobie czysto przemocowej przewagi i podporządkowania reszty świata, na co nie ma zgody, zaś szanse owej reszty świata na obalenie porządku niekwestionowanego wyzysku obecnie zwiększyły się.

W sposób nieuchronny całe społeczeństwa podlegają pęknięciu ideologicznemu wyznaczanemu przez to kryterium. Skoro nie udało się narzucić kapitalizmowi socjalistycznej alternatywy, to kontynuacja kapitalistycznego sposobu produkcji jest niemożliwa. Społeczeństwa cofają się do naturalnego, klasowego procesu społecznego, przedkapitalistycznego, a więc objawiającego się w sprzecznościach o stanowym charakterze raczej niż klasowym, ponieważ w społeczeństwach stanowych antagonizm klasowy jest zgodny ze zniewoleniem jednostki, co uniemożliwia jej solidaryzowanie się z pozostałymi jednostkami formalnie wolnymi (w tym politycznie), ale związanymi pętami odwiecznego zniewolenia w ramach sposobu produkcji.

Mówiąc inaczej, antagonizm klasowy w społeczeństwach przedkapitalistycznych pozostaje na poziomie prywatnych relacji, naturalnych, wręcz przyrodniczych, gdzie bezpośredni producent jest „klientem” właściciela środków produkcji, a nie formalnie wolnym pracownikiem najemnym. W tej sytuacji również pracownik nieprodukcyjny przestaje być pracownikiem najemnym, a staje się „klientem” właściciela środków produkcji, z tym, że mającym jakieś ograniczone prawa własności, które pozwalają mu na cieszenie się statusem quasi-podmiotu.
Lewica zasadniczo trzyma się swojego programu politycznego, gdzie instytucje państwa opierają się na koncepcjach wywodzących się z intelektualnego namysłu nad społeczeństwem egalitarnym i sprawiedliwym, a nie z walki klasowej, która może zostać wyeliminowana dzięki przekształceniu gospodarki w opartą na usługach. A więc takiej, która znosi antagonizm klasowy, zadając kłam teorii Marksa, wieszczącego, że sprzeczności kapitalizmu można rozwiązać jedynie dzięki wygranej walce ruchu robotniczego, a więc rewolucji w stosunkach produkcji.

Wychodzi na to, że historia sfalsyfikowała tę doktrynę lewicy antymarksowskiej, ponieważ współcześnie kryzys ustroju wyraźnie polega na konieczności rozwiązania konfliktu podstawowego. Nie chodzi tylko o to, że Peryferie buntują się z powodu swego podporządkowania Centrum, ale głównie dlatego, że Centrum nie jest w stanie obronić tezy o samowystarczalności systemu gospodarczego opartego na fałszywym założeniu, że gospodarka oparta na usługach nieprodukcyjnych jest w stanie przetrwać samodzielnie. Stąd konieczność doprowadzenia do konfliktów wojennych, aby obronić przewagę „cywilizacyjną” Centrum, które przestało pełnić ekonomiczną funkcję globalną.

Ożywienie prawicy nacjonalistycznej jest związane z tym, że część społeczeństwa, większa część, szuka na gwałt sposobu uratowania resztek zachodnioeuropejskiej cywilizacji. Dlatego konieczny jest powrót do jakiegoś nowego feudalizmu, który daje producentom jakąkolwiek jeszcze szansę na przetrwanie. W ramach programu lewicowego, zniknięcie produkcyjnej części społeczeństwa jest związane nie tylko z nadzwyczajnie trudną sytuacją dotychczasowego systemu, który wręcz zatkał się. Zniknięcie tej części społeczeństwa jeszcze mocniej wynika z naturalnego procesu ewolucji społecznej postkapitalizmu. Zniszczenie bazy społecznej pociąga za sobą konieczność redukcji społecznej nadbudowy, co przejawia się już dziś jako proces pauperyzacji i proletaryzacji tzw. klasy średniej. Proces redukowania społecznego staje się w ramach zaniku ekonomicznych podstaw europejskiego kapitalizmu procesem nieskończonym, a raczej kończącym się wraz z wyczerpaniem zasobów demograficznych. Ten proces jest przyspieszony spadkiem dzietności, wymieraniem proletaryzujących się grup w wyniku zwykłego niedostatku i chorób. Proces jest przyspieszany przez choroby, które stają się coraz groźniejsze ze względu na brak służby zdrowia. Koronnym ciosem będzie wojna, która dokończy dzieła. Wszystko to możemy obserwować na bieżąco.

Oczywiście, zmodyfikowany „genetycznie” system kapitalistyczny, który zastąpi dotychczasowy ład międzynarodowy, zagospodaruje Centrum jako „otoczenie niekapitalistyczne”. Jednocześnie, elity Centrum mają wszelkie szanse na to, aby stać się częścią nowych elit, nieuchronnych w każdym systemie klasowym czy stanowym.

Trudno się dziwić, że intuicyjność mas społecznych sprawia, że wolą one system niesprawiedliwości społecznej, zniewolenia itp., ale dającego każdemu jakieś miejsce w ramach systemu. Oczywiście, po przeprowadzeniu niezbędnej selekcji w wyniku wydarzeń, o których wyżej wspomnieliśmy.

Jednym słowem, problemem lewicy radykalnej jest to, że nie chce ona dostrzegać, iż stawką we współczesnym procesie politycznym jest nieuchronność zastąpienia kapitalistycznego sposobu produkcji przez system przedkapitalistyczny, w zmutowanej postaci, rzecz jasna. System zastępujący kapitalizm, nawet jeśli będzie miał charakter imitujący kapitalizm, będzie miał cechy wspólne z systemami przedkapitalistycznymi, bo nic nie powtarza się w dokładnie takiej samej postaci. Będzie to jednak system nierówności, tak jak każdy system klasowy czy stanowy, czy kastowy.

Również ewentualnie zwycięski system globalny (globalistyczny) będzie miał charakter ładu stanowego lub kastowego, być może z przewagą podziału dwubiegunowego: elita versus warstwy sproletaryzowane jako utrwalenie schyłkowego etapu kapitalistycznego sposobu produkcji.
Ewentualne scenariusze będą opierały się na konieczności dostosowania struktury społecznej do zwycięskiego sposobu produkcji. Będą się jednak zbiegały w systemie kastowym, ponieważ nie może istnieć globalny ład, w którym wszystkie jednostki są równo i powszechnie uwolnione od pracy produkcyjnej, od alienacji przyrodniczej, a jednocześnie żyją w społeczeństwie, które jest naturalnym środowiskiem dla jednostki, bez możliwości ucieczki poza społeczeństwo.

Lewica nie dostrzega i nie chce dostrzegać, że współcześnie obiektywnie mamy do czynienia z warunkami politycznymi, które nie pozostawiają nam wybory jak dotychczas. Lewica jest więc zmuszona, nolens volens, do dokonywania wyborów, które są podyktowane owym naturalnym, obiektywnym procesem historycznym. Sam fakt, że lewica nie ma na kogo głosować, a w rezultacie głosuje na jedną ze stron, które rozgrywają między sobą kwestię konkretnego charakteru przyszłego społeczeństwa klasowego (lub stanowego).

Domaganie się przez lewicę radykalną, aby lewica koncesjonowana stwarzała jej warunki do prowadzenia walki, tak jakby wciąż można było kontynuować wewnątrzsystemowy aktywizm społeczny, tak jakby system, w którym ta walka ma sens, miałby najmniejszą szansę przetrwania.
Lewica radykalna nie chce przyjąć do wiadomości, że tylko stwarzając alternatywę dla samego systemu produkcji kapitalistycznej mogłaby dać sobie pole manewru politycznego. Świat, jaki stwarzał warunki istnienia instytucji burżuazyjnego państwa demokratycznego, już w praktyce nie istnieje. Walka o zastąpienie tego systemu ustrojem socjalistycznym, bez oglądania się na możliwości propagandowe w mediach głównego nurtu, jest koniecznością, jeśli faktycznie chce się być efektywnym politycznie. Społeczeństwo jest gotowe na zmianę ustrojową w kierunku kastowo-stanowego zamordyzmu,m a nie byłoby gotowe na walkę o socjalizm? System i tak się wali, więc każdy sensowny program o charakterze dogłębnego, sięgającego istoty klasowej przebudowania społeczeństwa jest możliwy do przyjęcia.

Najciemniej jednak zawsze jest o zmierzchu…

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
29 maja 2025 r.