Opublikowano 16 marca 2018, autor: BB
Jest coraz ciekawiej. Sprawdza się stara prawda, że sukcesy (choćby pozorne) rozleniwiają, zaś klęski zmuszają do myślenia.
Trudno ukryć, że ostatnia inicjatywa związkowa lewicy radykalnej zalicza się bardziej do kategorii klęsk niż sukcesów. Ale jeśli prowadzi ona do uruchomienia procesów myślowych oraz dyskusji, to klęska zamienia się w sukces. Prawie jak w przypadku Fidela Castro w 1959 r. „Prawie” robi różnicę, ale przecież od czegoś trzeba zacząć.
Należy przyznać, że na tle swojej małżonki, Peter in Red wypada nader nieprzekonująco. Agata Nosal-Ikonowicz ze względu na wiek nie musi pamiętać czasów, kiedy przywódca Nowej Lewicy (taka partia, po PPS, a przed RSS), wraz ze swą ówczesną przyboczną tubą, Zbyszkiem Partyką, głosili nawiązywanie do tradycji „historycznego kompromisu” między marksizmem a nauką Kościoła, a swoje manifesty i posłania wysyłali do „Tygodnika Powszechnego”. Nie mówiąc już o czasach pierwszej Solidarności, kiedy to robotnicy niemal permanentnie służyli do mszy. Co wówczas jakoś Peterowi in Red nie przeszkadzało. Nigdy za późno na samokrytykę… choćby i bez „samo”.
Wracając do Agaty: z ich dwojga, to ona przedstawia w dyskusji rzeczowe argumenty, podczas gdy Piotr wydaje się obnosić z osobistą urazą.
Wzajemne oskarżenia działaczy lewicowej rodzinki o niemniej wzajemne wycinanie się ze struktur związkowych jest humorystyczne, jeśli spojrzeć na to z boku. Przypomnijmy sobie historię jednej znajomości radykalnej lewicy ze Wolnym Związkiem Zawodowym „Sierpień ‘80” i godną rycerzy krzyżowych walkę Z.M. Kowalewskiego z krytycznymi niedowiarkami w nieposzlakowaną opinię tego związku jako wywodzącego swe korzenie bezpośrednio z rewolucyjnych protestów lewicy w Maju ’68, co poświadczył własnymi słowami B. Ziętek. A skoro poświadczył, to znaczy, że prawda jest objawiona, amen.
Przypomnijmy sobie, delikatnie mówiąc, nie do końca udane próby narzucenia własnych priorytetów obyczajowych przez radykalno-lewicowych działaczy „zakapiora” konserwatywnemu środowisku związkowemu „Sierpnia ‘80”. Trudno nie zauważyć, że we wzajemnych relacjach nie ma śladu równoprawności – z obu stron. Z tym, że arogancja politycznie poprawnych, radykalno-lewicowych gówniarzy („gówniarz” to nie wiek, to charakter) ma efekt samobójczy, ponieważ druga strona ma realną siłę. Względną, to prawda, ale zawsze większą niż lewicowa rodzinka razem wzięta.
Przypomnijmy sobie niewybredne ataki na każdego, kto by się ośmielił krytykować Wodza PPP, czy choćby dołączyć do imprezy, jak np. Piotr Ikonowicz… aż do czasu, kiedy najaktywniejsi w świętej wojnie: Ewa Groszewska, Jarosław Augustyniak (pseudonim partyjny w PPP „politbiuro”) czy ś.p. Magda O., od ubóstwienia przeszli gładko do nienawiści.
Zmieniają się organizacje, postawa pozostaje niezmienna: czy grzmiąca dziś oburzeniem Ewa Agata widziała coś niestosownego w tym, że Jacek Rosołowski, szef jej związku Walka, uczynił własną małżonkę szefową Komisji Rewizyjnej? Aż do czasu, kiedy się pokłócili, zasady można było schować do kieszeni. Czy to dziwne, kochani, że Wasza Niepokalaność jest równie przekonująca, co trochę używane dziewictwo?
Poza ogólną demoralizacją lewicy, mamy też polityczno-programowe przyczyny niepowodzeń.
Jeżeli upieracie się przy przekonaniu, że przyszłe społeczeństwo socjalistyczne powinno być jak kapitalizm, tylko więcej i lepiej, to nie wyjdziecie z zaklętego kręgu sprzeczności między swobodami obyczajowymi a postulatami robotniczymi. Przyjmujecie jako swoje narzucone przez sowietologów postrzeganie społeczeństwa bezklasowego jako społeczeństwa, w którym istnieje spełniona harmonia i szczęśliwość właściwa końcowi historii… odzwierciedlająca utopię warstw pośrednich.
Jeżeli nie zrozumiecie, że dla powstania społeczeństwa bezklasowego konieczne jest zagwarantowanie interesu bezpośredniego producenta warunków reprodukcji społeczeństwa, co równa się programowi politycznemu dyktatury proletariatu, to nie zrozumiecie niczego z teorii i praktyki walki klasowej.
Tylko tyle i aż tyle jednocześnie.
Tylko tyle – bo program zagwarantowania interesu klasy robotniczej jest możliwy do ogarnięcia i realizacji przez odpowiednią partię dyktatury proletariatu. Program ma, z pewnego punktu widzenia, charakter ekstremalnie minimalistyczny. Jego realizm opiera się na fundamentalnym poczuciu odpowiedzialności klasy robotniczej za całość życia gospodarczego, co tłumaczy podatność robotników na argumentację konserwatystów i nacjonalistów, którzy niczym wilki w owczej skórze występują z pozycji odpowiedzialności za sprawy społeczne, podczas gdy postmodernistyczna lewica, zorientowana na indywidualizm, jest postrzegana jako skrajnie niepoważna. I, niestety, słusznie.
Aż tyle – ponieważ ten program stoi w sprzeczności z partykularnymi interesami nie tylko grupy kapitalistów, ale i (sprzeczności nieantagonistycznej) grup społecznych zależnych od zmonopolizowanego przez kapitalistów podziału wartości dodatkowej. Czemu może realnie stworzyć alternatywę tylko klasa bezpośrednich wytwórców.
Kadra działaczy lewicowych musi być tego świadoma, czyli musi nauczyć się tego, co robotnicy przeczuwają intuicyjnie i czemu dają wyraz w każdym przejawie ruchu, w każdym strajku, ale czego sami do końca nie rozumieją. Bo i działacze związkowi, jak wiadomo, niekoniecznie chcą im to uświadamiać. Szczerzy działacze robotniczy muszą rozumieć to, co robotnicy czują. Inaczej mamy to, co mamy. Od dziesięcioleci. Zaliczając klęskę po klęsce. Bez perspektywy przezwyciężenia tego fatum.
Paradoks historii polega na tym, że teoretycznie wystarczy tak niewiele, aby odwrócić proces, skoro obiektywne warunki sprzyjają tendencji lewicowej – kryzys strukturalny kapitalizmu, perspektywa konfliktu zbrojnego, katastrofa ekologiczna i ludnościowa…
Lewica radykalna nie jest w stanie ogarnąć sprzecznego wewnętrznie, bo jednocześnie zbyt szerokiego i zbyt zindywidualizowanego programu społeczno-demokratycznego, jaki sobie narzuciła. Utrzymywanie lewicy w tym stanie jest na rękę prawicy, albowiem podtrzymuje on paraliż lewicy. Rzecz w tym, że ten paraliż jest na rękę także warstwom pośrednim, których reprezentantem stała się faktycznie lewica już od czasów, kiedy uczyniła się przedstawicielem interesów „całego społeczeństwa”.
Praktyka codziennie obala mit o jedności interesów „całego społeczeństwa” przeciwko garstce kapitalistów. Paraliż lewicy wynika z odmowy przyjęcia do wiadomości realiów.
Długie życie i długa pamięć, to czasem przekleństwo. Nasza pamięć wciąż nietknięta alzheimerem i wasze przekleństwo…
W imieniu Grupy Samorządności Robotniczej
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
16 marca 2018 r.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Teksty bieżące. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.