Lewica nie jest przygotowana do zrozumienia, że wojna ekonomiczna przynosi skutki równie katastrofalne, co działania militarne. Rosyjska inteligencja, w tym i lewica, nie odczuwa przerażenia na myśl o tym, że Rosja mogłaby się pozbyć swoich zasobów naturalnych.
Bo i co z tego? Wartość powstaje wszędzie tam, gdzie kapitał zatrudnia pracę, więc w czym problem? W warunkach demokracji, rosyjska klasa średnia uwolni cały swój potencjał intelektualny i wartość tego produktu eksportowego Rosji da jej możliwość zakupienia za granicą wszystkiego, co potrzebne do utrzymania nędznej powłoki cielesnej, nie mówiąc już o potrzebach wyższego rzędu, jak podróże po świecie i wolny dostęp do osiągnięć kultury masowej. Do tego tanio, niczym rosyjskie surowce po 1991 r.
Jasne jest dla lewicy rosyjskiej (i nie tylko, albowiem wszystko, co dolega lewicy rosyjskiej, dolega także nowoczesnej lewicy zachodniej), że wymiana ekonomiczna między krajami kapitalistycznymi jest prowadzona na racjonalnych i przyjaznych zasadach. Jedno państwo kapitalistyczne szczerze cieszy się z osiągnięć gospodarczych swoich konkurentów na międzynarodowym rynku i nigdy, przenigdy nie sięga po narzędzia zbrojne, aby rzucić konkurencyjną gospodarkę na kolana. Wszyscy działają bowiem w zgodnym celu powiększania dobrobytu społeczeństw dzięki stałemu, równomiernemu i przyjaźnie ustalonemu rozwijaniu wszystkich gospodarek narodowych.
W tej sytuacji, faktycznie – po co znosić kapitalizm?
Przeszkodą w harmonijnym współżyciu wszystkich grup narodowego kapitału w globalny świecie okazuje się tylko i wyłącznie brak demokracji.
Dlatego lewica broni demokracji jak niepodległości.
Od tego jest bowiem lewica, aby pilnować trwałości instytucji demokratycznych. Zdrowie instytucji demokratycznych objawia się tym, że w państwach demokratycznego kapitalizmu społeczeństwo może swobodnie postulować dowolne ustępstwa ze strony kapitału. Dzieje się tak od początku istnienia kapitalizmu i dobrą wiadomością jest to, iż nigdy nie zabraknie powodów do pokojowych manifestacji w celu zmuszenia klasy panującej do realizacji owych postulatów. Coś jak w stalinowskim podręczniku do ekonomii realnego socjalizmu: celem jest nieustające podnoszenie poziomu życia społeczeństwa.
Państwo kapitalistyczne kieruje się więc dokładnie tą samą zasadą.
Z tym, że drobiazg: obecnie społeczeństwo protestuje przeciwko ciągłemu odbieraniu mu kolejnych przywilejów minionej epoki.
Oczywiste jest, że jeśli lewica postuluje, aby kapitał zabezpieczył finansowo przywileje socjalne klas podporządkowanych, to musi mieć wystarczające i stabilne dochody. Społeczeństwo nie życzy sobie, aby ten cel został osiągnięty dzięki zwiększonemu wyzyskowi jego samego. Byłby to absurd: jedną ręką daje się to, co się odbiera drugą. Milcząco przystaje więc na konieczność globalnej ekspansji rodzimego kapitału. A więc i na nieuchronność wojny imperialistycznej.
Bo wszystkie grupy kapitałowe są w identycznej sytuacji.
Rzecz w tym, że lewica nie dostrzega potrzeby wojny imperialistycznej w racjonalnie zorganizowanym świecie globalnej gospodarki kapitalistycznej. Jak wspomnieliśmy wyżej, lewica uważa, za ekonomistami burżuazyjnymi, że rynek jest sprawiedliwy i racjonalnie dokonuje alokacji środków oraz podziału zysków.
Lewica widzi jednak, że kapitał usiłuje wyzyskiwać własnych pracowników. Skoro jednak rynek międzynarodowy nie rodzi problemów, to spór pozostaje w relacjach wewnętrznych między rodzimym kapitałem a rodzimą klasą „pracowniczą”. Jeżeli lewica nie dopuszcza wyzysku w swoim kraju, to dla stabilnego funkcjonowania gospodarki kapitalistycznej, musi postulować zwiększenie wyzysku w innych krajach. Inaczej kapitał nie zrealizuje zysku niezbędnego do zaspokojenia postulatów lewicy w danym kraju.
Jak by nie patrzył, nawet Salomon nie naleje z pustego w próżne.
Ale lewica wierzy, że kapitał ma taką magiczną pałeczkę, która pozwala na tworzenie zysku ex nihilo, tzn. z braku wyzysku świata pracy.
Rozwiązanie tego niemożliwego równania bije po oczach: pracownicy sami dokonują podziału zysku. Problem w tym, że w warunkach socjalistycznego rozwiązania, nie mielibyśmy do czynienia z zyskiem, ale z wartością dodatkową – nie mylić z wartością dodaną, gdzie natychmiast w równaniu pojawia się dochód, który nie jest tożsamy z kapitałem zmiennym.
Za wirtualnym wynagrodzeniem wypłacanym z wartości dodatkowej (po odjęciu kosztu utrzymania siły roboczej w sektorze produkcyjnym) stoi realne zabezpieczenie strumieni finansowych. Gospodarka rzeczywista jest tym, co nadaje wirtualnym potokom przepływów finansowych gwarancję wypłacalności. Współczesna lewica uważa gospodarkę wirtualną za tożsamą z realną. To przekonanie wali się w gruzy wraz z doświadczeniem obecnej wojny.
Problem rozumieją wszyscy, poza lewicą właśnie. I kapitaliści, i biurokracja państwa burżuazyjnego, i ekonomiści burżuazyjni, a także narody krajów niegdysiejszego Trzeciego Świata.
Wszyscy – poza lewicą…
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
2 marca 2023 r.