z cyklu „Sranie w banie”
Po co te nerwy? Trzęsą one tych, którzy nie mają zwyczaju się zastanawiać nad tym, co wylatuje z ich ust. Powtarzam – sedno sprawy poruszonej w tej dyskusji (patrz: załącznik), to to, że jesteście słusznie niepewni swej lewicowości, tego, co ta lewicowość oznacza w rzeczywistości, że macie problem, czy zapraszać prawicę do dyskusji, czy nie. Żeby ta prawica mogła dostąpić tego zaszczytu, a wy, żebyście się czuli komfortowo, musicie sobie wmówić, że w zaszczyconym prawicowcu jest coś, no może jakaś malutka, maluteńka, malusińska, maciupeńka cząsteczka, molekułka lewicowości.
Nie widzicie, że jesteście śmieszni?
Sojusz ekstremów, proponowany nie od dziś przez prawicę stoi na porządku dnia, ponieważ prawica wyraźnie widzi, że lewica jest słabiutka, cieniutka. W sporach na prawicy, cieniutka lewica (radykalna) może być języczkiem u wagi na korzyść tradycyjnie słabszego nurtu prawicowego, czyli populistyczno-nacjonalistycznego, a więc prowincjonalnego w porównaniu z prawicą liberalną.
Sojusz między lewicą liberalną a prawicą liberalną został zawiązany już wcześniej przez lewicę tzw. postkomunistyczną, a ściślej mówiąc część tej „lewicy” postpezetpeerowskiej wyewoluowała w prawicę liberalną, jak np. Leszek Balcerowicz, doszlusowując do „kulturalnej” europejskiej prawicy chrześcijańskiej (w ramach choćby propagowanego w PRL dialogu Kościół – lewica, na solidnej podstawie narodowej).
Mateusz Piskorski spędził sporo czasu przy Andrzeju Lepperze, szczerym populiście, a później przy Piotrze Ikonowiczu, szczerym lewicowcu. Ikonowicz też zawarł w swoim czasie sojusz (wyborczy) z Andrzejem Lepperem, co kosztowało go zniszczenie swojej partii pod nazwą „Nowa Lewica”, ponieważ część członków nie wytrzymała redefiniowania lewicowości na modłę „patriotycznego” populizmu. A jaki był wspólny mianownik Piskorskiego i Ikonowicza? Współczucie dla pokrzywdzonych, nieprawdaż? Lewica, która nawiązuje do tradycji narodowych PPS z całą świadomością różnic dzielących ją od SDKPiL, jest strawna dla prawicy, bo reedukowalna.
Ba, w ramach sojuszu ekstremów, nawet lewica „postkomunistyczna” jest dla populistyczno-nacjonalistycznej prawicy doskonale lekkostrawna. Albowiem nawiązująca do tradycji stalinowskich lewica, poza legitymacją nacjonalistyczną, w pozostałych fragmentach jest wytłoczona w tej samej foremce, co lewica alterglobalistyczna.
Sojusz ekstremów służy prawicy dla przeciągania na swoją stronę młodych ludzi, którzy szukają początkowo po lewej stronie, ale wobec kompletnego rozkładu lewicy szybko przekonują się o zaletach populistycznej prawicy, skoro nie ma różnicy zasadniczej między populistyczną lewicą a populistyczną prawicą, a prawica jest na fali i sprawniejsza organizacyjnie.
Ten sam scenariusz, co w wahaniach wobec Piskorskiego, rysuje się w odniesieniu do Rosji i Putina. W polityce endeckiej wybór sojuszu na Wschodzie miał określone znaczenie z perspektywy Polski. Znaczenie to stało się niezbyt aktualne i mało nośne politycznie po niepodległości Polski w 1918 r.
Dla części lewicy radykalnej, Rosja Putina reprezentuje przeciwstawienie się Zachodowi. Ta rola, w której Putin został obsadzony wbrew swej woli politycznej, jest punktem odniesienia dla lewicy, która nie ma w tym sojuszu żaby z koniem żadnego znaczenia. Dla większości lewicowych radykałów Putin jest uosobieniem antydemokratycznego, autorytarnego reżymu, zaś nacjonalizm jako podstawa doktryny politycznej w ich mniemaniu wiedzie w prostej linii do faszyzmu. Sojusz z nacjonalistyczno-populistyczną prawicą wzmacnia tę część (słabszą) lewicy, która nawiązuje do tradycji poststalinowskich.
Prawica nacjonalistyczna z Mateuszem Piskorskim jako bohaterem i symbolem nawiązuje do haseł o Europie narodów, do idei pokojowego współżycia wolnych narodów. Jeżeli nie da się współżyć pokojowo, to wraca nacjonalizm i szowinizm narodowy. Główne ostrze jest wymierzone przeciwko „kosmopolitycznej” lewicy, a ukłonem w stronę radykalnej lewicy jest zgoda na hasło o „kosmopolitycznym kapitale”, pod czym rozumie się także dominację żydowskiego kapitału finansowego. Ale póki jest ciche porozumienie, to nie ma potrzeby wypowiadać wszystkiego, nie wszystko bowiem ta naiwna lewica rozumie od razu. Da się ją reedukować.
Nacjonalizm bynajmniej nie odżegnuje się od sporów narodowych. Historię interpretuje się w kategoriach narodowych, nie klasowych. Ale to nie przeszkadza póki co prawicy nacjonalistycznej – polską klasę pracującą wyzyskuje cudzoziemska klasa właścicieli kapitału. Między klasami pracującymi różnych narodów nie buduje się tu więzi; każda w swoim zakresie ma zwalczać swego zagranicznego wyzyskiwacza, zaś rodzimy wyzyskiwacz powinien być przywoływany do porządku, kiedy przekracza granice przyzwoitości w poszukiwaniu maksymalizacji zysku.
W praktyce sojuszu ekstremów to nacjonalistyczno-populistyczna prawica definiuje zakres merytoryczny pojęcia lewicowości.
Bruno Drweski ma ugruntowane poglądy polityczne, w przeciwieństwie do wielu innych dyskutantów. Postać Piskorskiego jest dla niego użytecznym narzędziem przebijania się w realu ze swoimi, niezbyt chętnie przyjmowanymi na socjademokratycznej lewicy, koncepcjami politycznymi. Przekonanie lewicy o tym, że poglądy Piskorskiego są kompatybilne z lewicowymi, a w wielu sytuacjach przewyższają opinie lewicowe, a poza tym stoi za nimi charyzma i niewątpliwa więzienna ofiara Piskorskiego. Na tle Piskorskiego, poglądy Bruna Drweskiego mogą pełnić rolę lewicowego prostowacza „żywiołowego” naturszczyka lewicy, jakim pozostaje Piskorski.
Problem więc nie w tym, jakie poglądy ma Piskorski, ponieważ są one korygowalne przez człowieka, który rozeznaje się lepiej w temacie i podbudowuje tym samym swój autorytet na lewicy. Ale żeby podbudować ten autorytet, Drweski musi bronić poglądu, że Piskorski to lewica – może naturszczykowska i surowa – ale zawsze jakaś lewica. Na jego tle Drewski będzie robił za ortodoksa i proroka. Raczej nie osiągnie tego na naszym tle. Dlatego należy nas wykluczyć z lewicy, bo okazałoby się, że na lewo od niego nie stoi bynajmniej żadna ściana.
Rzecz w tym, że taka taktyka jest krótkowzroczna. Jest obliczona na promocję siebie i swojej formacji politycznej i ma za nic szkodliwość dla lewicy jako takiej. Rozmywa bowiem treść pojęcia „lewica” w pogoni za chwilowym sukcesem w rywalizacji z innymi nurtami lewicy. Przyczynia się do dalszego osłabiania lewicy dla partykularnej, małostkowej korzyści. Jednocześnie, arogancja takiego postępowania polega na tym, że świadom swej charyzmy Drweski traktuje współdyskutantów jak dyletantów. Jest nieszczery. Zdając sobie sprawę ze stanu lewicy „udaje głupiego” i stwarza pozory, że traktuje Piskorskiego faktycznie jako lewicowca. Za takiego może ten uchodzić tylko na tle pogubionej lewicy, która ma wątpliwości, ale brak jej podstaw do zdefiniowania się wobec zjawiska politycznego pod tytułem „Piskorski”. Poza tym, liczy na to, że własny talent pedagogiczny spowoduje przeciągnięcie młodzieży skupionej wokół koncepcji stalinowsko-endeckich na swoją stronę.
Przynajmniej mamy taką nadzieję, że Drweski reprezentuje wyższy poziom świadomości niż pozostali dyskutanci i że wykorzystuje ich cynicznie, a nie że sam jest politycznym dyletantem i szczeżują…
Ewa Balcerek
11 maja 2020 r.
Załącznik: DYSKUSJA NA PROFILU OLIWII MADEJ (https://www.facebook.com/permalink.php…).