Dla nas najważniejsze, że A. Korjakowcew zauważył sedno naszego tekstu – chodzi o kwestię robotniczą (patrz: dyskusja na profilu Andreya Koryakovtseva na Facebooku).
W czym leży problem? Wg. Korjakowcewa i consortes – w marksizmie. Skąd bowiem wzięła się restauracja kapitalizmu? Nowa Lewica cały czas przerabia marksizm na teorię kompatybilną z apologią burżuazyjnego społeczeństwa demokratycznego kosztem klasy robotniczej – w takiej sytuacji, jasne, nie ma problemu „moralnego oburzenia” restauracją kapitalizmu.
Koncepcje Nowej Lewicy poruszają się w kręgu problematyki ogólnohumanistycznej (np. alienacja), która dotyczy tak społeczeństwa burżuazyjnego, jak i „realnego socjalizmu”. Zajęcie się tą problematyką, zalegitymizowane przez znalezienie podstaw w teorii tzw. młodego Marksa powoduje, że problematyka klasy robotniczej schodzi na plan dalszy. W akademickim marksizmie zachodnim zostało to uzasadnione poprzez zanegowanie różnicy jakościowej między sytuacją klasy robotniczej a sytuacją pracowników sfery pozaprodukcyjnej w kapitalistycznym podziale pracy.
W Polsce, w tzw. karnawale Solidarności, rola klasy robotniczej była ważąca, a co więcej – miała swe korzenie w tradycjach polskich buntów robotniczych po II wojnie i to mimo tego, że stalinizm dusił te tradycje, jak mógł. Jednocześnie oddziaływał na ruch robotniczy na Zachodzie poprzez swoje przełożenia na zachodnie partie komunistyczne. Tymczasem, zachodnia lewica już wcześniej stworzyła alternatywę dla ruchu robotniczego dzięki nastawieniu na tzw. nowe ruchy społeczne i oparcie się na bazie zastępczej (młodzież, grupy zmarginalizowane, różnorakie mniejszości, grupy kontestacyjne itp.) Presja obu sił: stalinizmu i zachodniej Nowej Lewicy działała w tym samym kierunku – odrywania marksizmu od ruchu robotniczego. W stalinizmie przywiązanie do klasy robotniczej miało bardziej deklaratywny niż rzeczywisty charakter, niemniej te deklaracje przetrwały wśród ideowych stalinistów oraz wśród zanikającej grupy działaczy robotniczych. W Polsce nastawienie na klasę robotniczą ewoluowało po 1956 roku w kierunku przestawienia się na tradycje lewicy patriotycznej (PPS) czy na „historyczny kompromis”, czyli spotkanie myśli lewicowej z chrześcijańską. Po 1968 roku tzw. opozycja demokratyczna w ogóle „obraziła się ” na robotników. W latach 1970-tych traktowała ich już tylko jak obiekt socjalnej troski, a jej tradycyjna buntowniczość była dla opozycji nieoczekiwanym „bonusem”. I, faktycznie, podstawowym czynnikiem skutecznego działania. Wraz z „sukcesem” opozycji w przekształceniu buntu robotników przeciwko biurokracji poststalinowskiej w restaurację kapitalizmu w wykonaniu opozycji idącej ręka w rękę z nomenklaturą skończyła się możliwość skutecznego działania lewicy.
A. Korjakowcew słusznie zauważa, że nawracanie do tradycji ruchu robotniczego jawi się jako powrót do przełomu XIX i XX wieku – okresu, który zrodził Rewolucję Październikową. Warto zauważyć, że na Zachodzie Europy – teoretycznie bardziej przygotowanej na podołanie zadaniom rewolucji proletariackiej – już w owym czasie kwestia robotnicza okazała się problemem „przestarzałym”, nieprzystającym do sytuacji demokratyzującego się i podnoszącego stopę życia ludności społeczeństwa zachodniego.
W związku z tym nie przyjmujemy w żadnym stopniu zarzutu o posługiwaniu się anachronicznym, XIX-wiecznym marksizmem (w odróżnieniu od jakże nowoczesnego postmarksizmu stawiającego krzyżyk na klasie robotniczej). To, co jest przeszłością dla ruchu robotniczego naszej części Europy pozostaje nieprzetestowaną przyszłością zachodnioeuropejskiego ruchu robotniczego…
A jakże, dostrzegamy problemy, także w marksizmie. Dostrzegamy, że upadek „realnego socjalizmu” i transformacja w każdym przypadku mającym miejsce w ostatnim 30-leciu stanowią jednocześnie ostatni akt skutecznego sprzeciwu wobec władzy autorytarnej w jakże demokratycznym systemie dwupartyjnym. Odrzucenie robotniczej perspektywy „XIX-wiecznego marksizmu” może skutkować rozwijaniem coraz bardziej wyrafinowanego i jednocześnie pustego marksizmu akademickiego, ale na pewno już nie marksizmu kwestionującego kapitalistyczne stosunki produkcji.
Odnosimy wrażenie, że to raczej Korjakowcew usiłuje w swoim tekście przezwyciężyć sprzeczności marksizmu (radzieckiego) dzięki sięgnięciu do kategorii używanych przez „młodego Marksa” i ustalić zgodność między marksizmem wykastrowanym przez Stalina a tym wykastrowanym przez zachodnią Nową Lewicę. Rosyjscy postmarksiści, podobnie jak i polscy „rewizjoniści”, dokonują tej samej sztuczki, tyle że opóźnionej o parę dekad. W obu przypadkach okazuje się, że ze stalinizmu (marksizmu-leninizmu) wystarczy wyciąć puste deklaracje pod adresem klasy robotniczej i nadać marksizmowi bardziej uniwersalny, humanistyczny charakter, aby bez przeszkód spotkać się z zachodnim marksizmem, który już dawno przekształcił się w ideologię różnorakich mniejszości seksualnych i kulturowych w ramach procesu radykalizacji demokracji. I to w sytuacji, w której gołym okiem widać lawinowo narastającą bezsilność polityczną lewicy.
30 lat polskiej transformacji na postulowanej przez Korjakowcewa ścieżce odrzucenia z nieskrywanym wstrętem „starego” marksizmu opartego na „dyktaturze proletariatu” doprowadziło do szybkiego „dorośnięcia” polskich „marksistów” do poziomu zachodniej lewicy postmarksistowskiej – z widomym skutkiem: wzrostem prawicowego populizmu i brakiem lewicowej alternatywy.
A. Korjakowcew zarzuca nam brak „nowatorskich badań”.
Jaka analiza? Jaka nowatorska analiza? Chyba Korjakowcew nie ma na myśli powielania tez zachodniego postmarksizmu? A przecież właśnie to robią rosyjscy lewicowcy, zupełnie nie wyciągając wniosków z doświadczenia polskiej i nie tylko polskiej transformacji i tego, do czego te „nowatorskie analizy” doprowadziły polską lewicę. A może jakaś lewica marksistowska czy postmarksistowska na Zachodzie może poszczycić się sukcesami wynikającymi z jej awangardowej roli i z nowatorstwa analizy sytuacji schyłkowego kapitalizmu czy nowatorskiej reinterpretacji teorii marksizmu? Jeśli feminizm i ideologia gender są tymi zakładanymi wynikami przewidywalnej z góry i do znudzenia „nowatorskiej analizy”, to gratulujemy!
Nie jesteśmy bezkrytyczni nawet wobec klasyków – zgadzamy się tymi, którzy krytykują interpretowanie Marksa w kierunku „technologicznego determinizmu”. Kładziemy to na karb prymitywizowania teorii przez stalinizm. Ale nie zamykamy oczu na to, że „nowatorscy” interpretatorzy Marksa głupieją, gdy przychodzi im ten sam krytycyzm przyłożyć do koncepcji automatyzacji i robotyzacji jako „technologiczno-deterministycznego” rozwiązania problemu pracy produkcyjnej w komunizmie. Podpierają się cytatem z Marksa, który sami postrzegają jako co najmniej prymitywny, po to, aby z cielęcym zachwytem stracić krytycyzm w przypadku Grundrisse, którego wszak Marks jednak, mimo wszystko, nie zdecydował się opublikować pozostawiając pewne spekulacje dla siebie. Nawet jeśli były one niezwykle ciekawe i nowatorskie i stanowiły interesujący trop.
Co do alienacji i dezalienacji, to raczej opieraliśmy się na bliższej nam tradycji A. Schaffa. A raczej na niezgodzie wobec absolutyzacji tej kategorii i jej usamodzielniania w oderwaniu od kapitalistycznych stosunków produkcji. W marksizmie cechą specyficzną i wartościową nie jest ogólna refleksja nad alienacją (raczej obiektywizacją twórczości człowieka, która może mu się wyrwać spod kontroli, a nawet zapanować nad nim). Uważamy taką refleksję w kategoriach abstrakcyjnych za bezwartościową politycznie. Alienacja dotyczyć może każdego, kto obiektywizuje swoje moce twórcze w zewnętrznym obiekcie. Marksizm dotyczy jednak konkretnej i specyficznej sytuacji dominacji nad bezpośrednim pracownikiem produkcyjnym. Alienacja jest problemem ogólnym, powszechnym, nie specyficznym dla robotnika produkcyjnego. Marksizm nie jest (wbrew powszechnemu przekonaniu) utopią powszechnej szczęśliwości, ale teorią wyzwolenia spod konkretnej sytuacji wyzysku klasowego. Obiektywizacja jest nieodłączna od procesu twórczego, alienującą siłą staje się w pewnych okolicznościach, to proces ilościowy, kwantyfikowalny. Dopiero pewien poziom alienacji staje się problematyczny. Tymczasem stosunek podległości i wyzysku robotnika w relacji z kapitalistą jest już nieznośnym stopniem alienacji bezpośredniego producenta od warunków jego pracy. Odebrana mu jest nawet satysfakcja z obiektywizacji jego wysiłku. Jest to sytuacja nieporównywalna z sytuacją alienacji innych twórców.
*
Co do nazwiska Andrieja Korjakowcewa, to – oczywiście – przepraszamy: jedno z nas ma pewne problemy ze wzrokiem, a drugie nagminnie przekręca wszystkie nazwiska, włącznie z brakiem przywiązania do własnego.
Ponadto – nie robiliśmy recenzji książki Korjakowcewa i Wiskunowa, a tylko tekstu autorstwa A. Korjakowcewa, dotyczącego tez owej książki. Stąd drugi autor został potraktowany nieco po macoszemu.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
23 czerwca 2019 r.