Dlaczego tak skomplikowanie wygląda konflikt polsko-polski? Ponieważ strona tzw. demokratyczna (w opozycji do narodowo-suwerenistycznej) musi bardzo kluczyć, aby zacierać ślady. Druga strona ma pod tym względem nieco łatwiej.

Początki tej opozycji znajdują się w mechanizmie transformacji ustrojowej pod koniec lat 80-tych i w latach 90-tych. Strona obecnie narodowo-suwerenistyczna obnaża porozumienie między tzw. opozycją demokratyczną a tzw. postkomunistami. Zawsze przywoływana jest tu legendarna już Magdalenka. Faktem jest, że bez porozumienia z władzami PRL, opozycja antykomunistyczna nie miałaby możliwości osiągnięcia sukcesu politycznego. Nawet Kościół w Polsce miał mieszane uczucia co do wizji religijności w przypadku zwycięstwa zachodniego modelu społecznego. Co dziś wychodzi z całą siłą, ale było przewidywalne jeszcze za PRL. Przypomnijmy bowiem, że PRL był pod względem obyczajowym konserwatywny, a idea narodowa – w interpretacji, która twierdziła, że przyjaźń i braterstwo może być szczere tylko między klasami wyzyskiwanymi, a patriotyzm jest sensowny w opozycji do manipulacji klas wyzyskujących – była mocno obecna w PRL-owskiej historiografii.

Zauważalne jest przemieszczanie się elektoratu między obozami politycznymi, w miarę jak PRL odchodziła w przeszłość, zaś przed społeczeństwem i elitą polityczną pojawiała się konieczność określenia swojej tożsamości już nie w kontekście minionego systemu, ale bieżącej sytuacji międzynarodowej.

Opozycja solidarnościowa uległa więc przewidywalnemu podziałowi, albowiem od początku stanowiła niespójny aglomerat różnorodnych sił o różnych celach politycznych. Dzisiejsi narodowcy zachowywali wymowne milczenie w kwestii zachodniej progresywistycznej obyczajowości. Za to dziś nie pamiętając o tym, grzmią ex cathedra przeciwko niej. Zapominając całkowicie i wygodnie, że w PRL władze „marksistowskie” obdarzały ten nurt polityczny wdzięcznym określeniem „lewackości”, bynajmniej nie mającej czułego zabarwienia. Dziś. Oczywiście, nie mając naprzeciw siebie nikogo (no, może poza prof. Adamem Wielomskim) zdolnego do przypomnienia niewygodnych faktów, obóz prawicowy dorabia sobie utraconą w okresie walki opozycyjnej cnotę.

Lewica także powoli ewoluowała. Część, wchodząca wcześniej w skład tzw. lewicy radykalnej (efekt konkwisty zachodniego „lewactwa” na terenie państw byłego obozu socjalistycznego, powoli przechodziła na pozycje narodowe, zbliżając się do poststalinistów, którzy rozumieli patriotyzm i internacjonalizm bynajmniej nie w leninowskiej perspektywie, a w stalinowskiej, a więc absolutyzującej narodową ideę państwowo-twórczą. Tu zbliżyli się do obozu prawicowego, nacjonalistycznego populizmu.

Druga część lewicy radykalnej, pozostała pod wpływem zachodnich posttrockistów, orbituje wokół obozu demokratyczno-liberalnego, ponieważ w optyce „lewactwa” najważniejszą sprawą dla współczesnej lewicy jest koncepcja demokracji i jej instytucji.

Jak by nie patrzył, w obu nurtach, lewica radykalna jest grupą uboczną, zmuszoną do dostosowywania się do nastrojów powszechnych w swoim nurcie odniesienia. Lewica demokratyczna, prounijna, nie jest mniej antykomunistyczna niż obóz przeciwny, niemniej prawica buduje obraz „unijnego bolszewizmu”, ponieważ odżegnuje się ona od projektu narodowo-suwerenistycznego.

Elektorat, który od Porozumienia Centrum ewoluował w kierunku obozu prounijnego, wybiera instytucje demokratyczne, globalizm i tzw. postępowość, która wcześniej była dla niego synonimem znienawidzonego reżymu komunistycznego.

Jak możliwa była ewolucja tego elektoratu, który wszakże wcześniej trzymał się zębami i pazurami kościelnego punktu widzenia?

Tu leży sedno sprawy.

Faktycznie, część środowiska związanego z Kościołem więzami wydawałoby się nierozerwalnymi, poszła za głosem interesu klasowego, a ściślej – grupowego, orbitującego wokół interesu klasy panującej. Tak, ta grupa zmieniła swoje poglądy z antypeerelowsko-antykomunistycznych na lewicowo-antykomunistyczne, co nie było bardzo trudne, skoro lewica radykalna jest z natury antykomunistyczna. Następnie, nawrócenie wymagało odrzucenia konserwatywnych poglądów obyczajowych, co również okazało się proste, ponieważ ta grupa obejmuje głównie osoby z tzw. klasy średniej, która z natury jest otwarta na nowinki obyczajowe. Kulturowy terror (jakby powiedzieli prawicowi suwereniści) dopełnił tego rytualnego przejścia, tym łatwiej, że młodzież należąca do tej grupy społecznej podlega nowoczesnym przemianom kulturowo-obyczajowym, jak każda grupa młodzieżowa, która rośnie na buncie przeciwko wartościom starszego pokolenia. Lewacki bunt obyczajowy nie stanowi zagrożenia klasowego, czego dowiodła popularność owego buntu lat 60-tych w ojczyźnie buntowników, czyli w USA. Skądinąd, warto zauważyć, że bunt ten stał się szybko towarem eksportowym USA do Europy, natomiast w samych Stanach jakby stracił impet. Przerodził się w nurt neokonów, którzy dokonali zwrotu konserwatywnego, utrzymując ostrze buntu wymierzone przeciwko ZSRR i lewicowej popularności trockizmu w Europie, wspierając odpowiednią transformację trockizmu w posttrockizm.

Nawrócenie na wartości specyficznie lewicowe jest w tym segmencie bardzo powierzchowne, by nie rzec naskórkowe. Jak będzie trzeba, elektorat powróci do wartości religijnych, tymczasem przeniósł do nurtu lewicy demokratycznej wyniesioną z Kościoła mentalność inkwizytorską, która sprzyja maskowaniu niespójności w obozie „jedynych słusznych wartości” przeciwko absolutnemu Złu, które mają tendencję do modyfikowania się w zależności od potrzeb bieżącej walki politycznej.

Podział polskiego elektoratu praktycznie na pół jest więc podziałem tylko pozornie radykalnym. Obie strony polityczne są antykomunistyczne, rusofobiczne, natomiast fluktuacji podlegają kwestie odniesienia do Kościoła (ale już nie do religijności, która nie zostaje zastąpiona światopoglądem świecki, tylko inną wersją dogmatyzmu religijnego, gdzie możliwość wyboru kultu ma świadczyć o wolności duchowej, ale świadczy tylko o niemożności oparcia się na człowieczeństwie zamiast na zewnętrznym autorytecie) czy do kwestii suwerenności narodowej.

Ta ostatnia kwestia jest wypadkową interesu klasowego.

Oba nurty stoją na straży interesu klasowego klasy panującej i wyzyskującej, tylko różnią się wizją organizacji owego panowania. O tym pisaliśmy już nie raz, więc nie będziemy się powtarzać.
W tym spektrum, lewica nie stanowi żadnej alternatywy wobec idei społeczeństwa klasowego.
Rozbieżność między dwiema stronami tego samego, klasowego modelu organizacji społeczeństwa sprowadza się więc do tego, czy powrót do organizacji przedkapitalistycznej jest możliwy, czy nie. Do tego również, na ile przymus faktyczny zostanie zamaskowany niby-demokratycznymi instytucjami, sterowanymi przez autorytarną instancję arbitrażową, która nie zostanie przez lewicę zastąpiona żadną formą rzeczywistej dyktatury klasy bezpośrednich producentów. A więc – pozostanie instancją klasowego panowania dla wyzysku.

Dla tzw. klasy średniej nie ma znaczenia najmniejszego wyzysk klasy bezpośrednich producentów, ponieważ jest to klasa, którą inteligencja pogardza jeszcze od czasów PRL i czemu daje wyraz w obecnych sporach politycznych.

Warto odnotować, że część prawicowa wykazuje się na pierwszy rzut oka nieco mniejszą postawą rusofobiczną niż strona przeciwna, co przyciąga część lewicy radykalno-poststalinowskiej. Jednak wynika to z faktu, że prawica narodowa na pierwszym miejscu stawia interes narodowy, który konfliktuje kraj ze wszystkimi potencjalnie zagrażającymi państwami, nie tylko z Rosją, która miałaby na tłumaczenie naszych nieszczęść w komplecie pełny monopol. Lewica powinna jednak rozumieć, że ta cecha prawicy narodowej nie wynika z jakiejś opcji na współpracę braterską, tylko z egoistycznie pojmowanego interesu polskiej klasy panującej.

Oczywiście, z tej perspektywy, nie ma hańby we współpracy polskich właścicieli środków produkcji z reżymem carskim. To, co najwyżej, fałszywy historycznie wybór… Co innego, współpraca z wrogiem klasowym, czyli z reżymem bolszewickim, który wywłaszcza wyzyskiwaczy, sorry, dobrodziejów polskiego proletariatu.

Dla jasności, strona przeciwna postuluje (bez okazywania tego póki co jawnie) poddanie klasy bezpośrednich producentów klasycznemu wyzyskowi klasowemu. Scylla czy Charybda? Nie z nami te numery, jaśnie panowie lewica czy prawica!

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
12 czerwca 2025 r.