Siłą koncepcji lewicowej było przekreślenie nacjonalizmu jako jednej z metod dzielenia narodów dla lepszego nimi rządzenia. U podstaw radzieckiej koncepcji leżała negacja sprzeczności interesów między narodami. Została ona zastąpiona sprzecznością interesów narodowych grup kapitałowych. Kwestia narodowa służy wciąganiu ludów w obce im wojny, prowadzone w interesie klas panujących rękami owych ludów.
Większość lewicy pozornie wyznaje ten punkt widzenia. W praktyce jednak, część radykalnej lewicy, zgromadzona wokół niegdysiejszego Zjednoczonego Sekretariatu IV Międzynarodówki, którego resztki rozmyły się dzisiejszej, francuskiej Partii Antykapitalistycznej, wraz z przybudówkami składającymi się z sekcji i sympatyków w Europie i na świecie, zawsze uznawała przypadek Ukrainy za przypadek szczególny. Kwestia ukraińska pozostawała bowiem najbardziej obiecującym elementem potencjalnego rozpadu radzieckiej układanki, najbardziej skutecznym oparciem dla oporu wobec systemu radzieckiego. W przeciwieństwie do Polski czy krajów bałtyckich, Ukraina – pozostając w pełnej wrogości wobec świata rosyjskiego – jednocześnie była historycznie jego wewnętrzną częścią. W tej mierze, inteligencja rosyjska (główna aktorka tego dramatu w trzech aktach), opozycyjna wobec systemu radzieckiego, miała stosunkowo najmniej kłopotu z samoidentyfikacją w ramach ukraińskiej kultury. Oczywiście, części inteligencji rosyjskiej usiłowały integrować się z kulturą polską, w mniejszym stopniu z kulturami państw bałtyckich, w tej mierze, w jakiej owe kultury stanowiły namiastkę, przybliżenie do „zakazanej” kultury zachodniej.
Początek lat 2000-ych, pierwszy i drugi Majdan, spowodowały przestawienie się elit rosyjskich na kierunek ukraiński jako na nowy szlak w stronę Zachodu. Tradycyjna rusofobia Polski i państw bałtyckich sprawiła, że dotychczasowe drogi asymilacji z kulturą zachodnią zostały dla inteligencji rosyjskiej zablokowane. Pozostała Ukraina.
Obserwując ukraińskie społeczeństwo od momentu, kiedy aspiracje elity rządzącej Ukrainy przestały objawiać się jednostronnie i zyskały wsparcie i przychylność Zachodu, tj. od Euromajdanu w 2014 r., można było zauważyć proces przyspieszonej ukrainizacji rosyjskich elit w tym kraju, w którym etniczne przemieszanie wydawało się zdroworozsądkowo być temu procesowi przeszkodą. Śledząc choćby wpisy Niury N. Berg, odbijające zachodzące procesy ze zwierciadlaną wiernością, mieliśmy okazję obserwować na żywo proces „europeizacji”, czyli tzw. zabijania w sobie Rosjanina. Polegało to na negowaniu wszelkiej więzi z rosyjską kulturą, ale także i z własną tożsamością narodową. Inteligencja rosyjska, która dziesięcioleciami, by nie rzec od stuleci, siedziała w Kijowie, Odessie czy innych miastach ukraińskich, i rozwijała kulturę miejscową, czerpiącą z rosyjskiej inspiracji, zabroniła sobie posługiwania się językiem rosyjskim, zastępując go nowym i obcym dla siebie – ukraińskim.
Lektura tych notatek na gorąco z pola bitwy ukrainizacyjnej, jaką toczyła nie tylko i nawet nie tyle ukraińska inteligencja (o ludzie nie wspominając), ale inteligencja jak najbardziej rdzennie rosyjska, była wielce pouczająca, choć też pozostawiająca uczucie pewnego zażenowania. Trudno go nie odczuwać w obliczu spektaklu samoupokorzenia, przez które rosyjska inteligencja była skłonna przejść za wszelką cenę, aby tylko za pośrednictwem tożsamości ukraińskiej dostąpić zaszczytu polizania Zachodu od tyłu.
„Zabić w sobie Rosjanina” było hasłem, które najlepiej świadczyło o determinacji inteligencji rosyjskiej, upokorzonej 70 latami zniewolenia przez mongolską tłuszczę niegodną salonów Europy, aby tym razem wedrzeć się tam i nie dać już wypchnąć.
To nie była determinacja narodu ukraińskiego. Ten ostatni miał po transformacji systemowej własne problemy, nie pokrywające się z problemami inteligencji – czy to rosyjskiej, czy to ukraińskiej, czy to rosyjsko-ukraińskiej. Niemniej, determinacja nowoukraińskiej warstwy inteligenckiej rozpoczęła forsowną edukację, w ramach której narzuciła narodowi ukraińskiemu własny model budowania tożsamości, oparty na „zabijaniu w sobie Rosjanina”. Zabijanie w sobie Rosjanina oznaczało dla ukraińskich dzieci i ich rodziców zabijanie w sobie tożsamości radzieckiej, która odrębności narodowościowe postrzegała w kategoriach kulturowych, nie mających zasadniczego znaczenia dla interesów ekonomicznych ludzi żyjących w obrębie jednego tworu politycznego.
Jeżeli dla ludu ukraińskiego okupacja niemiecka oznaczała zniewolenie i zagrożenie ekonomiczne, to dla elity, w perspektywie powstania klasowego państwa ukraińskiego, liczyła się tylko i wyłącznie opozycja wobec sytemu radzieckiego. Ten system, mimo wszystkich trafnych krytyk pod adresem jego kierownictwa politycznego, pozostawał symbolem zamachu na świętą własność prywatną. Państwo nie może istnieć bez ludu. Dlatego priorytetem dla władz ukraińskich i nowoukraińskiej, zelockiej, hybrydowej elity inteligenckiej tego kraju, pozostawała przyspieszona edukacja patriotyczna młodzieży.
Antyradzieckość była tu znakomitym sojusznikiem.
Proces nie przebiegał jednak całkowicie w jednym, z góry założonym kierunku. Nawet jeśli społeczeństwo ukraińskie wierzyło w to, że akcesja do UE pozwoli na podniesienie jego stopy życiowej, to doświadczenia innych krajów posocjalistycznych przestrzegały przed pełnymi złudzeniami. Zarówno Rosja, jak i Ukraina zrealizowały transformację prokapitalistyczną w jedynej dostępnej tym gospodarkom postaci, a mianowicie w formie systemu zwanego oligarchicznym.
Warto zauważyć, że określanie owego systemu tym właśnie mianem jest eufemizmem mającym na celu ukrycie faktu, że innej perspektywy kapitalistycznej dla tych krajów nie ma. Brak integracji Rosji czy Ukrainy w ramach UE nie wynika z oporu owych państw. Przeciwnie, Rosja chętnie weszłaby w tę strukturę nawet przed Polską czy Czechami. Gdyby tylko było przyzwolenie ze strony Zachodu.
Podkreślmy, że Zachód, unikając przyjęcia Rosji do swego zacnego grona, działał w obronie własnej. Wyobraźmy sobie Rosję w UE i konieczność masowego wsparcia dla zniszczonej gospodarki tego kraju. Zniszczonej w ramach kategorycznego żądania Europy, aby brudne i nieefektywne przemysły państw posocjalistycznych uległy natychmiastowej likwidacji. Integracja na tych zasadach państw Europy Środkowo-Wschodniej kosztowała już Unię na tyle dużo, że zachwianiu uległa jej własna równowaga ekonomiczna.
O ileż łatwiej jest przerzucić koszt inwestycji w efektywną jedynie dla „oligarchów” gospodarkę surowcową na barki społeczeństwa rosyjskiego lub ukraińskiego. I przez 30 lat Zachodnia Europa wysysała społeczeństwa rosyjskie i ukraińskie obłudnie złorzecząc niedostatkom ichniejszej demokracji.
Przyjęcie innych państw posocjalistycznych do UE było wyłącznie efektem politycznej rachuby USA na przeciwstawianie sobie zachodu i wschodu kontynentu w oczekiwaniu na pewne zderzenie, ponieważ każdy nieharmonijny proces kulminuje nieuchronnie i dialektycznie w splocie konfliktów.
W obecnej sytuacji konieczności przyspieszonej reindustrializacji gospodarek europejskich okazuje się, że optymalne warunki dla tego programu zostały przez USA przewidująco storpedowane. Adekwatnym symbolem tego może być destrukcja gazociągów Nord Stream. Gospodarka europejska straciła uprzywilejowaną pozycję w rywalizacji o niezbędne, bliskie i tanie, dla tej reindustrializacji surowce. Działania militarne, których końca nie widać, działają skutecznie odstraszająco na potencjalnych inwestorów z zewnątrz. Gospodarka europejska znajduje się pod realną kontrolą NATO i żadne Chiny nie będą ryzykowały penetracji ekonomicznej na tym obszarze, mogąc stracić swoje inwestycje w każdej chwili, zależnie od widzimisię USA. Inne kontynenty nie są jeszcze tak szczelnie wzięte pod kontrolę, więc tam jest jakaś szansa. Żegnaj, Europo!
Społeczeństwo zarówno rosyjskie, jak i ukraińskie, nie ma innego wyjścia, jak odrzucenie modelu kapitalistycznego w obu postaciach: zachodnioeuropejskiej i „oligarchicznej”. Nic dziwnego, że jedyną formą historycznie dostępnego wzorca alternatywnego, politycznego działania pozostaje model radziecki.
Zelenski, wybrany przez społeczeństwo, które mu zaufało jako niedobitkowi inteligencji, która jeszcze nie zdążyła „zabić w sobie Rosjanina”, przeszedł przyspieszoną reedukację już po objęciu stanowiska. Demokracja nie sprawdziła się jako instytucja służąca interesom ludów. Potwierdzając intuicję i doświadczenie Afrykańczyków.
Mylą się nostalgicy czasów Stalina, że niby społeczeństwo rosyjskie lub ukraińskie tęsknią za tym samym, co i oni. Ale prości ludzi są o wiele bardziej racjonalni niż inteligencja po obu stronach mikrofonów hybrydowej wojny, ponieważ ich interesy są o wiele prostsze i bezpośrednie. Klasy wyzyskiwane nie dążą do odtworzenia modelu stalinowskiego, ale do odtworzenia warunków do… walki o rzeczywisty socjalizm.
W tym całym skomplikowanym splocie okoliczności, przywódcy zachodni od czasu prawicowo-populistycznego zwrotu w Europie wyobrażają sobie, że społeczeństwa skręciły w stronę nacjonalizmów. Co więcej, uznali za stosowne uczyć się od skutecznych przywódców najbardziej wojowniczo nastawionych państw Europy Środkowo-Wschodniej, którzy na nacjonalizm stawiają otwarcie. Problem w tym, że Europa Środkowo-Wschodnia ma słaby wybór polityczny. Państwa te znalazły się w Unii w wyniku splotu okoliczności politycznych, które urządzały Stany Zjednoczone. Europa bierze na siebie koszt ich integracji, pomimo czego gospodarki tych państw są z góry skazane na brak perspektyw rozwojowych niezależnie od wysiłków. Co po 20 latach doprowadziło do wzrostu nastrojów antyunijnych i nacjonalistycznych. Trudno, aby taka sama polityka dobrowolnego poddania się eksploatacji i blokowania rozwoju zastosowana przez elity Rosji czy Ukrainy, spotęgowana przez nieobecność nawet pozorów pomocy finansowej, nie doprowadziła do tego samego.
Natężenie nacjonalizmów na tle katastrofy ekonomicznej nie daje dobrych owoców. Problem narasta, ponieważ Europa Zachodnia nie ma innego wyjścia, jak podbijać nacjonalistyczny bębenek, gdyż rozpad unijnej solidarności rodzi ucieczkę przed okazaniem się największym frajerem, którego wykiwają wszyscy, którzy wcześniej wycofali się z solidarności, wciąż o niej krzycząc. Rozpad gospodarki niemieckiej, która spajała Europę, nawet jeśli ta sarkała na niemieckie przywództwo, pozbawia Europę resztek przymusowej solidarności. To jest niebezpieczny moment, w którym wygrywają nacjonalizmy, a sytuacja degeneruje się w wojenną w błyskawicznym tempie.
Wielu zachodnich analityków przyznaje się do niedocenienia ukraińskiego patriotyzmu, który zaskoczył nawet samych Rosjan. Biorąc pod uwagę to, co powiedziane wyżej: ukraiński patriotyzm uosobiony przez siły prawicowe, w tym Prawy Sektor, bazował na wojennej tradycji poszukiwania sojuszu z niemieckim nazizmem. Ten fakt znajduje naturalne wręcz usprawiedliwienie w oczach zachodnich komentatorów, którzy łyknęli wykładnię wschodnioeuropejską, że stalinizm był gorszy od nazizmu. Wykazują oni zrozumienie dla wymuszonego okolicznościami, być może niekoniecznie wymarzonego przez Banderę, sojuszu z Niemcami hitlerowskimi właśnie na tej podstawie.
Ta wykładnia sprawia, że ukraińscy skrajni nacjonaliści nie są uważani na Zachodzie za wystarczający dowód na prawdziwość tezy Putina o konieczności denazyfikacji reżymu w Kijowie. Ot, w obliczu systemu „sowieckiego” tonący Ukraińcy chwycili się nazistowskiej brzytwy… Ale dziś nie przeszkadza im to być dobrymi demokratami, bo są wolni od stalinowskiego totalitaryzmu.
Natomiast będący reakcją na impas wynikający z zachodniego braku propozycji dla rosyjskiej gospodarki i tym samym dla instytucji rosyjskiej demokracji, rosyjski nacjonalizm jest uważany za wystarczający dowód na recydywę stalinowskiego imperializmu najmroczniejszego okresu ZSRR. W tej sytuacji, ukraiński patriotyzm – z braku lepszych wzorców – chwyta się tolerowanej i usprawiedliwianej przez Zachód protezy wspólnego korzenia patriotycznego poza „ruskim mirem”, jakim jest prawicowy, ekstremistyczny nacjonalizm z jedynymi nazwiskami, które można w tym kontekście przywołać.
Społeczeństwo ukraińskie nie wyrobiło sobie świadomości, że wzorce te nie są zbyt chlubne, ponieważ Zachód nie reaguje wrogo na symbole ukraińskiej kolaboracji z nazizmem. Zachód przyzwyczaił nas wszakże do tego, że z reguły reaguje wręcz nadmiarowo na wszelkie przejawy odstępstwa od zasad aksjologicznych. Skoro więc jedynym negatywnym powodem reakcji Zachodu na ewentualne podważenie zasad demokracji na Ukrainie pozostaje dyskryminacja parad równości, to znaczy, że reszta jest w absolutnym porządku.
Tak naprawdę więc, Ukraińcy są uczeni przez codzienne doświadczenie płynące z obcowania z demokratyczną, zachodnią tolerancją, iż prawdziwym kryterium patriotyzmu w krajach poradzieckich jest i pozostaje stosunek do radzieckiej przeszłości. Jeżeli stalinizm był gorszy od nazizmu, co jest pewnikiem zachodniej demokracji, której opoką jest zachodnia nowa lewica, to prawdziwa postawa patriotyczna Ukraińca kształtuje się w ogniu odrzucania przezeń wszystkiego, co kojarzy się z okresem radzieckim.
To jest faktyczne wyjaśnienie, dlaczego uważane za demokratyczne państwo jak Ukraina nie wyraziło zgody na przyznanie mieszkańcom południowowschodnich rejonów kraju autonomii w ramach federacyjnego państwa. Rosyjskojęzyczni Ukraińcy w swoim buncie przeciwko puczowi na Majdanie jasno i jednoznacznie określili się jako zwolennicy systemu radzieckiego.
Trudno więc dziwić się Niemcom i Francji, że bez entuzjazmu podjęły się roli gwarantów porozumień mińskich. Nie mogli ich gwarantować pod groźbą uznania ich za pożytecznych idiotów spadkobierców Stalina. Sytuacja, w której powodzenie misji oznaczałoby sprzeniewierzenie się zasadom demokracji. W końcu Unia Europejska to lewicowe ciało, a demokracja – rzecz święta.
Dlaczego zwolennicy Janukowycza są automatycznie uznawani za zwolenników systemu radzieckiego? Odpowiedź jest prosta – Rosja jest uważana za nieprzezwyciężone wcielenie tego systemu. Mimo Gorbaczowa i mimo Jelcyna. Zwyczajnie, z powodu faktu, że Zachód musiał sobie załatwić jakieś alibi pozwalające mu zachować czyste sumienie z powodu odrzucenia dążenia Rosji do europejskiej integracji na określonych przez Zachód warunkach. Oceniono na podstawie ekspertyzy nie tyle „faszystowskiej” Polski PiS-owskiej, co na podstawie argumentów radykalnej, posttrockistowskiej lewicy, że Rosja nie przezwyciężyła imperialnych ambicji i intencjonalnie nie wprowadza instytucji demokratycznych w warunkach gospodarczej katastrofy oligarchatu.
Był to wygodny argument, który pozwalał odkładać problem uporządkowania relacji z Rosją i trwać w swoistym, wygodnym zawieszeniu aż do momentu, w którym sprzeczności wywołane tą nienormalną sytuacją zdegenerowały się w wojnę.
Dlatego też rosyjskojęzyczni i prorosyjscy mieszkańcy Ukrainy z definicji nie są i nie mogą być prześladowaną, większościową mniejszością etniczną, ale nosicielami Zła gorszego od nazizmu. Co gorsza – nosicielami z przekonania, z głębi serca, z nienawiści wobec kapitału, który nastał wraz z rozpadem ZSRR. Dlatego logiczne jest, że Zachód ignorował przez 8 lat bombardowania Ukraińców z Donbasu przez własny rząd. W ich oczach bombardowani byli zdradzieccy bojownicy „sowieckiego imperializmu”, a nie żywi ludzie. Zachód nadał m status równoznaczny ze statusem pospolitych terrorystów, jakimi zresztą okrzyczał ich rząd w Kijowie.
Odczłowieczenie mieszkańców Donbasu nie byłoby możliwe bez przyzwolenia demokratycznego Zachodu. Zachodniej lewicy antytotalitarnej.
Dla nas znaczenie ma to, że wrogość, którą Ukraina, Rosja i Zachód pospołu usiłują przedstawić jako wrogość narodową, ma podłoże jasno i wyraźnie klasowe. Kapitalizm już udowodnił swą niezdolność do powszechnej, sprawiedliwej i demokratycznej integracji gospodarczej.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
11 października 2022 r.