Przypominając stale, że lewica obyczajowa powstała jako stary, lewicowy nurt sprzeciwu wobec tradycyjnego ruchu robotniczego i opartego na nim modelu radzieckiego (inna sprawa to rzeczywista historia walki wewnątrz owego ruchu i efektów dla wspomnianego modelu) z pozycji drobnomieszczańskich (a więc tych grup społecznych, które znajdują się między klasami antagonistycznymi), musimy nadmienić, że w okresie zwalczania ZSRR i bloku realnego socjalizmu ta lewica była sprzymierzeńcem zwolenników powrotu do kapitalizmu.

Nie była to lewica robotnicza i marksistowska.

Marksizm w PRL przybrał postać stalinowską, a więc ewoluującą w stronę koncepcji narodowej, państwowotwórczej, co było spowodowane sytuacją międzynarodową. Stalinizm ewoluował w opozycji do marksizmu Lenina, czyli do modelu rewolucji internacjonalistycznej i zorientowanej na zmianę relacji w łonie systemu produkcji. Stalinizm ewoluował więc w kierunku koncepcji socjaldemokratycznych II Międzynarodówki, czyli tych koncepcji, które były kompatybilne ze społeczeństwem burżuazyjnym i jego mechanizmem gospodarczym.

Ta ewolucja miała, oczywiście, podłoże w wycofaniu się bolszewików z komunizmu wojennego i przejściu do NEP-u. Ta zmiana polityki ekonomicznej w Rosji Radzieckiej wynikała z obiektywnej sytuacji międzynarodowej. Z dzisiejszej perspektywy możemy to lepiej zrozumieć nawet niż z ówczesnego punktu widzenia: polityka bezwzględnych sankcji połączona z realną wojną interwencyjną państw zachodnich była na tyle skuteczna, że do dziś dnia, po upływie stu lat, służy za wzór skutecznego działania wobec społeczeństw usiłujących się sprzeciwić dyktatowi kapitału.

W tej sytuacji twierdzenie, że państwo usiłujące zmienić swój system społeczno-ekonomiczny ma pełną swobodę manewru, a więc pełną możliwość rozwijania instytucji demokratycznych, jest kpiną ze zdrowego rozsądku. Oraz bardzo silnym narzędziem propagandy dyskredytującej każdego, kto naraził się kapitałowi.

Reformowanie systemu realnego socjalizmu szło konsekwentnie w kierunku tzw. normalizacji, a więc zbliżania gospodarki do modelu zdecentralizowanego, opartego na konkurencji rynkowej i różnorodności własności środków produkcji. Elity biurokratyczne, rządzące w tym okresie, odwoływały się do koncepcji socjalistycznych, antagonistycznych wobec koncepcji ufundowanych w komunistycznym ruchu robotniczym. W końcówce PRL mieliśmy stalinowców i poststalinowców wyewoluowanych w socjaldemokratów zarówno w rządzącej biurokracji, jak i w tzw. opozycji demokratycznej.

Nie było różnicy ideowej między rządem a opozycją.

Obie strony wskazywały, że za brak możliwości zawarcia ugody narodowej odpowiada „Moskwa”.

Była też grupa poststalinowskiej konserwy, tzw. beton, która… również ewoluowała w stronę koncepcji narodowej, nawiązując twórczo do drogi wytyczonej przez Gomułkę z jego „prawicowo-nacjonalistycznym odchyleniem”… w kierunku stalinizmu.

W sumie, wszystkie nurty poststalinowskiej ewolucji bezpowrotnie oddaliły się od oryginalnego marksizmu, do którego nawiązywał Lenin. To nawiązanie pozostało niezrozumiane w ruchu robotniczym, ponieważ nie był zrozumiany związek między walką związkową, ekonomiczną, a walką o społeczeństwo bezklasowe i rolą klasy bezpośrednich producentów w tej walce.

Myśl lewicowa, do której zredukowano marksizm, chociaż sama lewica tradycyjnie pozycjonowała się w opozycji do „totalitarysty” Marksa, zamknęła się w konsekwencji w dwóch nurtach: socjaldemokratycznym (kierunek ewolucji posttrockizmu, dołączającego do ruchu nowolewicowego stanowiącego już wcześniej nurt socjaldemokratyczny) oraz konserwatywno-nacjonalistycznym, który także powstał na bazie ewolucji (post)trockizmu. Nurt narodowo-konserwatywny, wyewoluowany z poststalinizmu, nie zamienił się w nurt neokonserwatywny (neokonów), ale w odmianę prorosyjskiej myśli konserwatywno-narodowej.

Różnica między tymi ostatnimi sprowadza się do stosunku do Rosji.

Zachodni, głównie amerykański nurt neokonserwatywny jest zoologicznie antyrosyjski, co pozostaje spuścizną po stosunku do ZSRR. Ten resentyment jest wzmocniony przez obiektywne, geopolityczne interesy USA, agresywne wobec zasadniczo całego świata, ostatnio włączając w to Europę.

Nurt neokonserwatywny, wcześniej antyradziecki, dziś przerzucający nienawiść na Federację Rosyjską, powstał po wojnie jako nurt odżegnujący się od nowej lewicy jako siły antyspołecznej w państwie demokratycznym. Nowa Lewica była dla dysydentów posttrockistowskich odstręczająca jako podminowująca jedyne realnie istniejące demokratyczne społeczeństwa czyli instytucje państw tzw. realnej demokracji.

Niemniej, neokonserwatyści znajdują się po obu stronach pozornej barykady – w szeregach tak Republikanów, jak i Demokratów. Zwyczajnie, ideologia nowolewicowa nadaje się do wykorzystania w interesie globalnej hegemonii USA, przy jednoczesnym utrzymaniu bardzo konserwatywnej postaci samego społeczeństwa amerykańskiego z istnieniem ekscesów w postaci kilku wynaturzonych, kontrolowanych ośrodków nowobogackich, wielkomiejskich elit.

Każdy system purytański wymaga enklaw, w których „grzech” może się przejawiać swobodnie, jeśli tylko nie służy zgorszeniu maluczkich. Tego nie potrafią zrozumieć lewicowcy, którzy potępiają te same zachowania obyczajowe, jeśli tylko nie podlegają kantowskiemu imperatywowi moralnemu.

Rodzimy nurt konserwatywno-narodowy spójnie łączy tradycję endecką (politycznie prorosyjską) z powstałym na bazie upadku realnego socjalizmu nurtem neokonserwatyzmu poststalinowskiego (tradycja narodowa w duchu Gomułkowsko-socjalistycznym, antykomunistycznym w sensie tradycji robotniczej uznawanej za tradycję antynarodową, bo internacjonalistyczną).

W tym zakresie ów nurt prawicowo-lewicowy przeciwstawia się polityce amerykańskiej.

Nacjonaliści konserwatywni w Rosji, jak i w Polsce i w ogóle w Europie, stanowią wspólny blok interesu, do którego przyłączają się ruchy narodowo-wyzwoleńcze (spod zachodniej dominacji) na całym tzw. globalnym Południu. Z perspektywy marksizmu, nurty te podlegają krytyce za ich solidaryzm klasowy – wynik kompromisu związanego z interesem narodowym.

Lewica globalistyczna (obejmująca wskazaną wyżej nową lewicę i socjaldemokrację, które uległy zespoleniu w mniejszym lub większym stopniu, na co wskazują sojusze wyborcze) nie jest alternatywą dla lewicowo-prawicowego konserwatywnego nacjonalizmu. Wynika to z faktu, że jej rozumienie walki klasowej mija się z Marksowską koncepcją, o której piszemy nie od dziś.

W tym zasadniczym dla marksizmu punkcie obie grupy lewicowe są ze sobą zgodne w niezgodzie z marksizmem.

Niemniej, o ile lewica globalistyczna odrzuca myśl o samodzielności gospodarczej organizmu państwowego – przypominałoby to wymuszoną gospodarkę autarkiczną ZSRR, a więc prowadziło do totalitaryzmu, o tyle lewicowo-prawicowy nurt konserwatywno-narodowy musi ostatecznie nieuchronnie wybrać podporządkowanie się hegemonii wiodącej gospodarki na świecie. Wskazują na to stale ponawiane próby ustanawiania sojuszy i aliansów polityczno-ekonomicznych, z których ostatnim przykładem jest powojenna Wspólnota Europejska, przekształcona w końcu w Unię Europejską, dążącą do przekształcenia w federację państw europejskich.

Ta konstrukcja ma racjonalność – z którą można polemizować lub się zgadzać – polegającą na ograniczaniu rywalizacji wewnątrzeuropejskiej, co czyni ją mniej wrażliwą na czynniki zewnętrzne, a jednocześnie bardziej podatną na kontrolę ze strony USA.

Po pierwsze, lewica antykomunistyczna powołuje się na doświadczenie radzieckie i wskazuje, że suwerenność gospodarcza w warunkach wrogiego otoczenia (czyli naturalnych i sztucznych niedoborów) skazuje społeczeństwo na wewnętrzny reżym antydemokratyczny. Po drugie, doświadczenie walk o wyzwolenie z kolonialnych zależności wskazuje, że hegemon zachodni broni swojej hegemonii do upadłego. Po trzecie, lewicowa ideologia antymarksistowskiej teorii ekonomicznej, która uznaje, że baza gospodarcza, czyli sektor produkcji materialnego bogactwa, jest zbędna, zależy w pełni od utrzymania kolonialnej zależności między regionami industrialnymi a regionami, które korzystają z tanich dóbr i surowców. Utrzymują w ten sposób pozór możliwości funkcjonowania gospodarki składającej się głównie z nadbudowy.

Myśl suwerenistyczna, nawiązująca do klasycznej myśli ekonomii burżuazyjnej, choćby z oporami i bez marksistowskich wniosków, słusznie krytykuje lewicowy globalizm nie tylko za postmodernizm i jego ekscesy kulturowo-obyczajowe, ale i za kretynizm gospodarczy, który grozi państwom narodowym katastrofą.

Konsekwencją trwania lewicy nowoczesnej w błędach płynących z ideologii antykomunistycznej jest mniej lub bardziej ochocze, acz nieuchronne, popieranie amerykańskiej hegemonii prowadzącej do konfliktów wojennych. Z drugiej strony, konsekwentnie narodowa polityka państw konkurujących na wolnym rynku także prowadzi do konfliktów wojennych. Społeczeństwa demokratyczne dają lewicy możliwość działania w ramach instytucji demokratycznych, których rola polega na umożliwianiu protestów przeciwko skutkom własnej, lewicowej polityki.

Oczywiście, w porównaniu z totalnym zniewoleniem, tak ekonomicznym, jak i ideologicznym w państwach o spójnej ideologii solidaryzmu narodowego, jest to niewątpliwy plus.

Lewica obyczajowa, która nie bardzo może prowadzić konsekwentną i skuteczną walkę o interesy ekonomiczne grup społecznych, których dochody są uzależnione od wyzysku klasy producentów bezpośrednich, zdelokalizowanych lub nie, podtrzymuje radykalizm społeczny poprzez mechanizmy postmodernistycznej obstrukcji.

Jest to ruch rewindykacyjny, skierowany na doskonalenie mechanizmu wtórnej redystrybucji dochodu i dochodów, który – jak wykazuje prawica suwerenistyczna – osiągnął kres swoich możliwości życia na kredyt.

Ponieważ prawica jest bardziej związana z burżuazyjną teorią ekonomiczną, zaś funkcjonowanie gospodarki realnej wymaga, aby jej ideolodzy nie odjeżdżali zbytnio od rzeczywistości, obserwujemy gorączkowe przebudzenie w samym hegemonicznym centrum świata i zrozumienie konieczności oparcia własnej gospodarki na materialnej bazie. Lewica, która pozostaje w opozycji, nie musi zabiegać o realizm. Natomiast, w momencie, kiedy znajduje się u steru władzy, nieodmiennie podporządkowuje się logice racjonalności kapitalistycznej. Trudno inaczej.

Stawianie na podporządkowanie hegemonowi jest zgodne z linią obrony jej własnych straconych i skompromitowanych pozycji, które wydawały się niepodważalne w momencie upadku modelu radzieckiego. Ale to podporządkowanie oznacza również podporządkowanie się rozwiązaniom podejmowanym przez kapitał, ponieważ to kapitał organizuje życie ekonomiczne. Odwieczna tradycja socjaldemokratyczna. Lewica pilnuje, aby jak najwięcej okruchów z pańskiego stołu spadało w dół. Na tym polega jej społeczna wrażliwość.

Natomiast ekonomiczna alternatywa wobec kapitalizmu jest utopią. Radykałowie typu Mélenchona i anarchistów-wolnościowców wyobrażają sobie, że decentralizacja i lokalność zastąpią własność środków produkcji w ręku klasy bezpośrednich producentów. Te rozwiązania są więc całkowicie niekonfliktowe z interesem wielkiego kapitału, natomiast wchodzą w konflikt z drobnym kapitałem. Wychodzi to na powierzchnię współcześnie, kiedy drobni producenci, drobni właściciele odwracają się od lewicy. Nie mówiąc już o robotnikach, którzy intuicyjnie rozumieją na poziomie świadomości związkowej swoje partykularne interesy ekonomiczne.

Lewica nie może wyjść poza krzewienie świadomości tradeunionistycznej, ponieważ rewindykacje nowolewicowe nie obejmują zmiany w sposobie produkcji, w relacjach międzyludzkich w tym obrębie, a tylko żądania sprawiedliwego podziału.

Nie jest naszą ambicją pouczanie prawicy w kwestii czystości myśli marksistowskiej, niemniej w obecnych czasach tylko prawica zajmuje się analizą teorii marksistowskiej, więc wchodzi na naszą działkę. Propaguje przy okazji nie tylko błędy, ale i zwyczajne przekłamania. Nie chodzi nam o przekonanie prawicowych myślicieli, nawet nie o prostowanie nowoczesnej lewicy, której cała tradycja opiera się na zwalczaniu marksizmu, ale o odtworzenie marksizmu, tak aby sprostał on wymogom współczesnej walki idei. W tej walce nowoczesna lewica nie liczy się jako samodzielna siła, natomiast marksizm jest przymierzany do różnych konfiguracji politycznych w charakterze argumentu od autorytetu.

Jak słusznie wskazuje prof. Adam Wielomski, marksizm nie jest źródłem nowolewicowych pomysłów kulturowo-obyczajowych. Pojęcie marksizmu kulturowego jest tworem całkowicie arbitralnym, wykorzystującym autorytet marksizmu na lewicy dla wprowadzenia elementów totalnie mu obcych.

Jako marksiści możemy poddać to zjawisko racjonalnej i rzeczywistej analizie. Jej elementy już przedstawiliśmy wyżej i nie tylko w tym tekście. W momencie, kiedy lewica odżegnała się od robotniczej bazy z teorii Marksa, musiała ją zastąpić inną bazą, przejmując jej widzenie świata.

Ta wizja opierała się na przekonaniu, że system kapitalistyczny (naturalnie ewoluujący w kierunku stałego poszerzania demokracji i sprawiedliwości, nie zapominając o równości) nie potrzebuje zmiany, ponieważ sam się zmienia z siebie. Żyjemy w postkapitalizmie, a więc w perspektywie mamy upowszechnienie tych osiągnięć społecznych, które dziś są udziałem społeczeństw najbardziej rozwiniętych i grup społecznych najbardziej uprzywilejowanych.

Problemem jawi się to, co ludzie mogą robić z wolnym czasem, jak nadać sens ich działaniom, które, w związku z ustaniem naturalnych konieczności, staną się mniej autentyczne, mniej wypełnione mieszaniną pragnienia i lęku o jego spełnienie, które to emocje stanowiły jednocześnie o ich wartości.

Stąd waga znalezienia takich zjawisk, działań, które miałyby w oczach ludzi taką samą wartość, jak dawniejsze działania podejmowane pod naciskiem brutalnej, życiowej konieczności. Nowa Lewica znalazła taki sens i wartość w zjawiskach kulturowo-obyczajowych, opartych w pewnym stopniu na autentycznych sytuacjach deprywacji. Dlatego te zjawiska nadają owym nowym wartościom brakującego uzasadnienia i smaku.

Jeżeli uważa się, że nie ma już powodu, aby walczyć o inny sposób urządzenia sposobu produkcji, który jeszcze Marksowi wydawał się zasadniczym i wystarczającym dla całości walki politycznej, to nie pozostaje inna droga jak ta, którą obrała Nowa Lewica. Walka klasowa, tocząca się w sferze gospodarczej, w samym jej jądrze, jakim jest sposób produkcji i reprodukcji społecznej, opiera się na procesie alienacyjnym, a więc na zewnętrznym, narzuconym zniewoleniu, powodując, że działania w tej dziedzinie mają charakter obiektywnie sensowny i wartościowy z perspektywy człowieczeństwa.

W tym sensie, oskarżanie lewicy o nietzscheanizm, które się słyszy często, opiera się na niejakim nieporozumieniu. Z pozycji Nietzschego, poglądy nowolewicowe byłyby raczej na antypodach tego, co było dla niego ważne. Mówiąc skrótowo, upowszechnienie statusu bóstwa na wszystkich ludzi jest samo w sobie niezrozumieniem jego koncepcji.

Heroizm, bóstwo, to są sytuacje wyjątkowe, a nie nadające się do upowszechnienia. Upowszechnienie powoduje utratę autentyczności owych cech heroizmu czy bóstwa. To niewolnictwo, które obaliło stare wartości i usiłuje małpować dawnych bogów i herosów na swój własny, pokraczny sposób.

Człowiek ma swoją drogę wielkości, jaką jest relacja z Naturą. Jest to relacja złożona. Obiektywizm Natury w stosunku do człowieka jest gwarancją autentyczności wartości, które wynikają z tej drogi walki i uległości jednocześnie. Status boskości przynależy tym jednostkom, które mogą abstrahować od zależności od Natury i zająć się wyłącznie wybijaniem się na tle innych istot ludzkich. Tylko narracja, opowieść o heroizmie jest, wedle Hanny Arendt, warunkiem prawdziwości działania godnego człowieka politycznego.

Nie można osiągnąć celu, jakim jest stan pełnej zgodności wszystkich w ważnych kwestiach. Nawet przy optymalnych warunkach, jakimi są: pełny dostęp do faktycznej prawdy i uczciwe jej przekazanie odbiorcom. Z filozoficznego punktu widzenia, życie w ogóle polega na nierównowadze, która pozostaje warunkiem dynamiki, a więc możliwości tego życia. Nierównowaga może być niewielka i wówczas mamy do czynienia z pokojem społecznym, co nie oznacza pełnego szczęścia dla wszystkich i dla każdego z osobna. Nie musi nawet oznaczać przyzwolenia na kompromis, bo może być przegraną. Ale to nie oznacza braku jakiejś części racji, tylko niewstrzelenie się w czas i miejsce. Każda uczciwa i pogłębiona myśl ma potencjał realizacji, brak realizacji nie jest argumentem przeciwko.

Jest to dialektyka, jej praktyczny przejaw w życiu społecznym.

Totalitarny aspekt koncepcji lewicowej polega na ignorowaniu tej dialektyki i wymuszaniu na rzeczywistości podporządkowania się przymusowi regulacji prawnych, choćby w najlepszych intencjach (co też nie musi być oczywiste). I tutaj prawicowy konserwatyzm o ambicjach całościowych, cywilizacyjnych ma przewagę nad lewicowością, ponieważ nawiązuje do starej zasady, do której przyznaje się także marksizm, a mianowicie do zasady tradycji, obyczaju, utrwalonego przez wieki przyzwyczajenia, które nabrało cech oczywistości.

Sprzeciwienie się tej oczywistości – pozornej dopiero z tej perspektywy – staje się podjęciem heroicznego wyzwania. Z tego działania, w szczególnych, dojrzałych warunkach społecznych, rodzą się wielkie idee, które pozwalają na jakościową ewolucję gatunku ludzkiego. Być może nawet na tę mniej wartościową, co zależy tylko od jakości herosów podejmujących wyzwania.

W marksizmie mamy twierdzenie, że charakter relacji społecznych nie może być wynikiem prawnych uregulowań, ale musi stać się częścią tradycji, która jest oczywistością. Jako taka oczywistość, owo przyzwyczajenie, staje się niepodważalnym elementem budowli społeczności ludzkiej, która może rozwijać sprzeczności (dialektyczne) i konflikty w zupełnie innych dziedzinach.

Zbudowanie relacji komunistycznych jest jednym z najbardziej fundamentalnych wyzwań ludzkości. Dotyczy kwestii najbardziej podstawowej dla społeczeństwa. Przez całą historię kształt cywilizacyjny był uzależniony od sposobu rozwiązania owej podstawowej kwestii produkcji materialnej dla reprodukcji społecznej. Rodzina, instytucje państwa, wszystko to było w głęboki sposób związane z fundamentem materialnej reprodukcji społecznej. Stosunki klasowe, które wynikały z wywłaszczenia pierwotnych właścicieli środków produkcji (dostępu do zasobów przyrody), kształtowały stosunki rodzinne, które były podtrzymywane przez ideologiczne struktury religijne i filozoficzne. Wszystkie te instytucje cywilizacji stwarzały obszary normy i obszary niesprawiedliwości, której owe systemy należące do nadbudowy nadawały kształt czegoś naturalnego – zgodnego z prawem naturalnym.

Tak jak z religią, rozumienie prawa naturalnego zależy od wykształcenia ideologicznego i filozoficznego interpretatora. Dlatego niezbędna była zawsze postać Boga, który nadawałby owym prawom stanowionym przez człowieka wymiar ponadludzki, czyli niepodważalny. Podważenie systemów religijnych i filozoficznych jest możliwe dopiero z chwilą, gdy cywilizacja ludzka osiąga stopień autonomii wobec przyrody wystarczający dla podważenia prawa boskiego, które nie ma innego sensu, jak jako prawo naturalne.

Fakt, że możliwość podważenia praw natury może prowadzić do zniszczenia samego społeczeństwa i gatunku ludzkiego jest przedstawiane najczęściej jako dowód na istnienie gwaranta owego prawa, Boga, który świadomie przeciwstawia się tej herezji, jaką jest podważenie Jego prawa.

Nie jest to jednak argument przekonujący dla wszystkich ludzi, ponieważ są oni już w stanie zrozumieć, że mogą się samounicestwić niezależnie od boskiej czy szatańskiej woli, jakiejkolwiek niezależnej od człowieka woli. W istocie rzeczy, pozostajemy wobec pytania czy jesteśmy w stanie unicestwić prawa dialektyki, bo do tego się to wszystko sprowadza. To znaczy, czy jesteśmy w stanie istnieć w ten sam sposób, jak dotychczas, unicestwiając dialektykę. A więc konieczność zderzania się z opozycją, antytezą, dla której przezwyciężenia przechodzimy zawsze na wyższy stopień skomplikowania relacji międzyludzkich i tych, które łączą człowieka z przyrodą.

Oczywiście, możliwość unicestwienia dialektyki jest możliwa w procesie zmniejszania owych węzłów sprzeczności i konfliktu, aż do ustania dynamiki przemian. Byłaby to utopia spełniona, której marnym odbiciem jest państwo regulowane prawem w najdrobniejszych przejawach, zamiast na zasadzie istnienia tradycji i jednocześnie odwiecznych prób jej podważania, aż do momentu, kiedy społeczeństwo nie dojrzeje na tyle, by móc to uczynić skutecznie. Wówczas też powstają nowe węzły sprzeczności dialektycznej, sama dialektyka nie umiera, a społeczeństwo porusza się w nowo określonym kierunku, jakby po nieco zboczonej trajektorii.

Lewica chce zagwarantować powszechność zdobyczy cywilizacyjnych, które stały się możliwe dzięki dynamice kapitalistycznego rozwoju – wolność jednostki. Rzeczywista czy formalna. Dążeniem jest, aby upowszechnić wolność rzeczywistą.

Jednak dialektyka ogólna stawia przed takim dążeniem przeszkody. Wolność jednostki w dynamice kapitalistycznej polega na wykonywaniu pełnego prawa do nieograniczonego rozwoju własnego, a więc do dostępu do wszystkiego, do czego ma dostęp inna jednostka. Tu natrafiamy na barierę ekologiczną. Lewica ignoruje tę barierę, ponieważ odmawia przyznania, że fundamentem wolności jest uznanie konieczności przyrodniczej. Lewica widzi ekologię jako osobny problem. Gdyby wszyscy mieli równe prawo dostępu do udogodnień technologicznych, a najbardziej uprzywilejowani i bogaci przedstawiciele ludzkości mieli ograniczony dostęp do własnego bogactwa, wówczas nie byłoby sprzeczności między wydolnością przyrody a wymaganiami społeczeństw.

Prawica, nie bez dozy słuszności, postrzega w najbogatszych piewcach globalizmu najradykalniejszy odłam myśli lewicowej, to znaczy tych lewicowców, którzy byli bardziej przenikliwi i dostrzegli jednak sprzeczność w lewicowej koncepcji.

Wygórowane ambicje konsumpcyjne nielicznej elity są mniej kosztowne dla przyrody niż umiarkowane, ale powszechne roszczenia mas ludzkich. Stąd już niedaleko do koncepcji ograniczania liczebności ludzkości, która zresztą przestaje mieć sens w swym aspekcie nieskończonego powielania tych samych modelów życia. Mówiąc szczerze, im bardziej masowe powielanie tego samego wzorca życia (nawet spuszczonego ze smyczy jakiejkolwiek bariery przystojności czy niewolniczego wyobrażenia o tejże przystojności), tym bardziej dobitnie dopomina się prawa głosu wola heroizmu, wyróżnienia się, nieważne jak i za jaką cenę.

To, co było koszmarem Hanny Arendt, a mianowicie brak prawdziwego człowieka, jednostki niepowtarzalnej, zabitej przez masową konsumpcję tych samych do mdłości wzorców konformizmu i nonkonformizmu, nieodróżnialnych w efekcie od siebie. To też jest przejaw dialektyki, sprzeczności narastającej w zbytnim przeroście jednej strony rzeczywistości. Druga strona tym gwałtowniej domaga się ujścia swej energii.

W tym kontekście, społeczeństwa tradycyjne mają siłę przyciągania, ponieważ w nich gra dialektyczna między konformizmem a nonkonformizmem jest bardziej stonowana. Ponieważ nonkonformizm jest w cenie, nie ma go w nadmiarze, wówczas prowadzi on do kreowania herosów nonkonformizmu. W społeczeństwach, gdzie nonkonformizm jest wpisany w regulacje prawne i zaklasyfikowany jako nonkonformizm słuszny, legalny, chroniony prawem, postawą heroiczną staje się postawa konformistyczna wobec siły nadrzędnej.

Tym, co dziwi lewicę, jest fakt, że można autentycznie nonkonformistycznie, wbrew regulacjom, podporządkować się ograniczeniu własnych swobód, rzeczywistych i potencjalnych, nie mających inaczej podstaw do ujawnienia się czy może w ogóle powstania. W pewnym sensie, w pogoni za legalnym nonkonformizmem, jednostki często usiłują sprawdzić, czy potrzebują owych swobód dla siebie. Jest to pułapka sprawnego akwizytora: zdecydowana większość jednostek nie może powstrzymać się przed posiadaniem czy doznawaniem tego, co jest udziałem innych jednostek. Dla siebie chcemy jak najlepiej, a kapitalizm uczy nas, że najlepiej = najwięcej.

Życie jest drogą cierpienia, ponieważ za każdym razem, kiedy usiłujemy wyjść poza narzucone nam ramy, zderzamy się z przeciwnościami i oporem. Opór jest nie tylko źródłem cierpienia, ale i wadą estetyczną. Dla Nietzschego wysiłek był zawsze zarzutem. Herosi dokonywali swoich aktów lekko i bez wyrzutów sumienia. Ideał nowoczesnej lewicy, faktycznie.

Ale ta lekkość jest uwarunkowana wyjątkowością herosa. Heros jest tylko nagim instynktem, zachwycającym, przelotnym zjawiskiem, ale też osobnikiem na wskroś odrażającym w życiu codziennym. W życiu codziennym potrzebujemy stałości opartej na tradycji, na przekonaniu, że to, co nam wpajali przodkowie ma sens. Inaczej nie ma sensu przeciwstawianie się tej tradycji. Korygowanie błędu należy do atrybutów nudnego belfra, a nie heroicznego nonkonformisty. Musisz wiedzieć, że to czemu się przeciwstawiasz ma sens, inaczej jesteś starym nudziarzem. Musisz podjąć ryzyko przeciwstawieniu się Racji, Słuszności, nie mówiąc już o Dobru i Sprawiedliwości. Albo odkrywasz prawdę dla świata, że dotychczasowe wartości były fałszywe (chociaż miały sens), albo przegrywasz swoje życie. Jeśli nie stawiasz swojego życia na szali, nie jesteś herosem…
Lewica jest więc rozdzierana heroicznymi pomysłami, które dają jej poczucie misji.

Poza tym poczuciem i wszechobejmującym nonkonformizmem, lewica nie ma szczególnie sentymentu do tworzenia trwałych, niepodważalnych struktur, które zawsze kiedyś okażą się nietrwałe i narażone na możliwość podważenia ze strony dialektycznej opozycji. A więc takiej opozycji, która wynika z konieczności równoważenia się sił przyłożonych, a nie systematycznego i systemowego rozumowania naukowego. Dialektyka opiera się na odrobinie szaleństwa, a nie na racjonalnym rozumowaniu. Dopiero usiłując ją ogarnąć ludzkim rozumem, możemy z perspektywy czasu nadawać jej rysy racjonalności. Ale to nasza racjonalność, dialektyka jest raczej monotonnie mechaniczna. Dopiero zmiana rytmów i tempa powoduje, że dialektyka zaczyna robić coś więcej niż tylko powielać się w nieskończoność lub prawie w nieskończoność, ponieważ jej amplituda z czasem (bardzo długim) nieuchronnie wygasa.

Po okresie gwałtownej dynamiki kapitalistycznej, Marks przewidywał osadzanie się nowej formy stabilnego społeczeństwa opartego na tradycji, zwyczaju i przyzwyczajeniu bardziej niż na prawie stanowionym. Trudno jest zarzucać (lub chwalić go za to) marksizmowi autorstwo, choćby w zarodku, koncepcji nowolewicowych. Całkowitym odstępstwem od marksizmu jest nowolewicowe ignorowanie fundamentalnego znaczenia stosunków produkcji i postulatu uwłaszczenia bezpośrednich producentów wywłaszczonych z własności środków produkcji w procesie rozwoju cywilizacyjnego opartego na stosunkach klasowych.

Jeżeli prawica, nawet uznająca, że marksizm Marksa trudno oskarżać o nowolewicowe ekscesy obyczajowe, nadal podtrzymuje zarzut o dążeniu Marksa do likwidacji własności prywatnej, to wynika to z jej niechęci do przyznania, że własność prywatna środków produkcji nie jest tożsama z własnością osobistą, a więc własnością dóbr konsumpcyjnych. W tym prawicy jest na rękę przyjmowanie nowolewicowego pomieszania z poplątaniem na tym tle.

Wedle marksistów, bezpośredni producenci zostali na początku społeczeństwa klasowego wywłaszczeni z owej własności środków produkcji, zaś marksizm chce im tę własność przywrócić. Istnieje tu niuans, z którym należy się rozprawić, bo pozostaje przyczyną ważnego nieporozumienia, które ciąży nad stosownymi dyskusjami.

Otóż, robotnicy przemysłowi, producenci materialnych warunków reprodukcji społeczeństwa nowoczesnego, nie mogą stać się właścicielami indywidualnymi środków produkcji, przy których pomocy pracują z przyczyn oczywistych. Przede wszystkim, pracują kolektywnie, więc ta własność musi mieć charakter kolektywny. Kolektywny, a więc masowy charakter produkcji ma zasadnicze znaczenie dla społeczeństwa masowej konsumpcji, a więc jest niemożliwe zastąpienie go drobną własnością indywidualną środków produkcji bez cofnięcia się cywilizacyjnego.

Rozwiązanie drobnej własności jest rozwiązaniem nowolewicowym, w którym zgadza się ono z rozwiązaniem prawicowym. A ponieważ upowszechnienie drobnej własności na wszystkich członków społeczeństwa (co byłoby postulatem logicznym z pozycji nowolewicowych, albowiem domagają się oni upowszechniania wszystkiego, co istnieje rzeczywiście i potencjalnie), to realnym wyjściem z trudnej sytuacji politycznej pozostaje zakamuflowanie własności prywatnej pozostającej w ręku nielicznej garstki wielkiego kapitału, i upowszechnienie (złudne raczej) powszechności dostępu do korzyści z tego kapitału. Instytucje demokratyczne mają czuwać nad uczciwością tego procederu z istoty swojej skorumpowanego już u źródła.

Prawica nie będzie podważać ideologii nowolewicowej z tej strony, ponieważ głośne i niemniej puste slogany o uwarunkowaniu wolności przez własność prywatną zderzają się z tą samą przeszkodą: nie można dać wszystkim własności prywatnej środków produkcji.

Szczególnie tym, którzy bezpośrednio produkują. Można za to postulować prywatną własność środków konsumpcji, co obie strony: prawicowa i nowolewicowa robią ręka w rękę. Jedna poprzez postulat udziału w zyskach z kapitału, druga poprzez łaskawe przyznanie, że motłochowi też się coś należy za sprzedawaną siłę roboczą. Obie ideologie oddają faktyczną władzę w ręce elity oligarchicznej. Utopie obu stron nie różnią się niczym poza kolorem i piórami na czapce.

Obie prowadzą do utworzenia społeczeństwa względnie stabilnego, z tym, że w społeczeństwie kreowanym przez prawicę mamy do czynienia z próbą odtworzenia feudalizmu z jego barwną różnorodnością sprzeczności klasowych, dla których mentalną barierą jest ideologia i religia, ale dzięki temu losy grup społecznych mają sens, ponieważ rodzą postawy buntu rzeczywistego, zderzającego się z realnymi przeciwieństwami. Utopia nowolewicowa kreuje neofeudalizm jako system globalny, gdzie sens istnienia przynależy jedynie elitom, podczas gdy masy są wykluczone z prawdziwego życia, a więc z życia polegającego na walce z prawdziwymi, obiektywnymi przeszkodami. Elita globalna, w przeciwieństwie do arystokracji feudalnej, jest ukryta i ma znaczenie dla reprodukcji społeczeństwa. Konsumenci takiego znaczenia nie mają. Jeżeli lewica łudzi się, że konsumenci są niezbędni systemowi dla jego utrzymania, to się myli. Konsumenci nie mają się w tej koncepcji nijak do sposobu produkcji, a więc są z punktu widzenia elity globalnej, posiadającej własność środków produkcji dokładnie niczym, zerem, nul.

Na tym polega istota postkapitalizmu, jakby kto pytał.

Elita globalna potrzebuje siły roboczej dla swego prywatnego domostwa (oikos), gospodarstwa domowego, niczego więcej. Oikos jest producentem i wymieniającym na rynku jednocześnie. Jest podmiotem gospodarczym, nierozdzielonym na dwoje, jak to ma miejsce w kapitalizmie, od chwili, kiedy siła robocza została uwolniona od resztek własności (środków produkcji) i rzucona na wolny rynek.

Tak więc, demokratyczne i przepełnione duchem swobód indywidualnych społeczeństwo jest zwyczajnie spełnieniem marzeń przed ostatecznym unicestwieniem wszelkiej wolności. W pewnym sensie, realizują się programy nowolewicowe w tej mierze, w jakiej mogą się realizować utopie – po to, aby zaraz umrzeć.

Nie jest więc tak, żeby marksizm zlewał się z myślą prawicową, chociaż kształtowanie systemu socjalistycznego i komunistycznego w perspektywie polega na wykorzystaniu mechanizmu jak najbardziej konserwatywnego: tradycji i obyczaju w przeciwieństwie do regulacji prawnej. Pamiętamy bowiem, że systemy prawne mają tradycyjną funkcję ochrony dotychczasowych stosunków klasowych i gwarantowanie zdobyczy klasy panującej. System prawny jest narzucany odgórnie, ponieważ nie wynika on automatycznie z wewnętrznego przekonania obywatela, a nawet idzie wbrew temu przekonaniu. Im więcej koniecznych regulacji prawnych, tym mniej stabilny sam system.

Mówi to nam sporo o ładzie społecznym proponowanym przez nowoczesną lewicę, która usiłuje uregulować pod względem prawnym dosłownie wszystkie dziedziny życia. Podnosząc przeciwko swoim dążeniom coraz mocniejszy sprzeciw. W tym sensie marksizm jest systemem bardziej konserwatywnym niż lewicowość. Zmiana systemowa wedle marksizmu wynika z logiki etapu historycznego, więc rewolucjonizm marksizmu jest tylko odbiciem rewolucyjności procesu dialektycznego w jego zawęźleniu wewnętrznych sprzeczności i konfliktów.

Różnica między dialektyką w marksistowskim pojmowaniu a dialektyką klasyczną i nowolewicową polega na tym, że dialektyka marksistowska (a ściślej Marksowska) jest odbiciem dialektyki procesów historycznych, a więc głębokich, nie powierzchownych. Oczywiście, przemiana idąca z głębi odbija się również i na powierzchni, ale nie ma możliwości zapoczątkować prawdziwego procesu dialektycznego wyłącznie zatrzymując się na powierzchni. Tymczasem lewica tak właśnie robi odrzucając zagadnienie pracy produkcyjnej i jej zasadniczej roli w tworzeniu systemów społeczno-ekonomicznych.

Tacy filozofowie jak Hegel rozpatrywali przejawianie się dialektyki w tej powierzchownej postaci dostępnej racjonalnej myśli ludzkiej. Nie jest to wypaczeniem dialektyki, a tylko sposobem jej wyrażenia słowami, które mają zasięg oczywiście ograniczony, nie mogą wyrazić tego, co znajduje się poza Logosem. Jednak wnioski wyciągane przez tego typu filozofów, idealistów, są wypaczone, ponieważ są wyciągane wyłącznie z części powierzchownej, tej, która jest wyrażana w języku dostępnym ludziom danej epoki (pamiętając o tym, że współczesność jest dialektyczną sumą całej minionej tradycji, w tym językowej i desygnatów owego języka i sposobu myślenia).

Patrząc wyłącznie z pozycji klas i grup uprzywilejowanych, posiadających najlepsze narzędzia wyrażania procesów dialektycznych, ale nie ich przeżywania intuicyjnego, filozofia klasyczna tworzyła system światopoglądowy z ograniczoną, klasową perspektywą. Marksizm jest inkluzywny w tym sensie, że włącza w doświadczenie dialektyki wszystkie klasy społeczne, w tym, w szczególności klasę bezpośrednich producentów. Tylko z tej całościowej perspektywy jesteśmy w stanie rozumieć wyzwania epoki, w której żyjemy. Możemy zrozumieć wyzwania wobec systemu społeczno-ekonomicznego, a więc ustroju kapitalistycznego. Możemy zrozumieć czy nadeszła pora zmiany ustrojowej, czy nie.

Proces dialektyczny nie kieruje się dyrektywami racjonalnie ustanowionych wartości. Wartości są tymi elementami tradycji, które ulegają zmianie, są ofiarami wielkiej, rewolucyjnej zmiany. Wartości ufundowane na trwalszych, a więc szerszych podstawach (obejmujących sposób produkcji), mają przewagę nad wartościami efemerycznymi, ufundowanymi na wyrozumowanych wartościach, nie obejmujących potrzeb znaczącej części społeczeństwa. Ta część może się postrzegać, zasadnie, jako skazana na zanik, jeśli nie na likwidację w rożnych kataklizmach obejmujących wojny i epidemie.

Ten argument jest podawany przez prawicę i znajduje oddźwięk w owej części społeczeństwa. Nie będziemy streszczali prawicowej historii w lustrzanym odbiciu.

Prawica też musiała ewoluować – jak nowa lewica – w wyniku zmiany bazowego elektoratu. Dlatego niekiedy odnosi się wrażenie, iż prawica, z którą lewica nowoczesna dogadała się na pewnym etapie do tezy o zaniku przeciwieństwa – w momencie przecięcia trajektorii idących w przeciwnym kierunku – przejęła po owym momencie miejsce marksistów (klasycznych, ortodoksyjnych itd., itp.) w nieugaszonym płomieniu jej gorącej nienawiści.

Prawica odzyskała charakter przeciwieństwa dla lewicy jako tzw. faszystowskie zagrożenie, kiedy jednocześnie prawica imperialistyczna, również oderwana coraz bardziej od produkcyjnej bazy społecznej, okazała się sprzymierzeńcem w obliczu wrogów w postaci tzw. autorytarnego marksizmu i siermiężnej konserwatywnej prawicy. Konserwatywnej nie należy mylić z neokonserwatywną, albowiem analogicznie: neomarksizm ma się do marksizmu mniej więcej tak samo, jak neokonserwatyzm do konserwatyzmu klasycznego.

W obu przypadkach różnica leży w globalizmie, czyli, mówiąc językiem tradycyjnym, w aspiracjach imperialistycznych obu nurtów: nowolewicowego i prawicowego (ten ostatni to kapitalizm oparty na globalnym systemie finansowym i na drenażu i niszczeniu gospodarki rzeczywistej).
Abstrahując od gospodarki rzeczywistej, nowoczesna lewica robi z mechanizmu gospodarczego „czarną skrzynkę”, troskę o którą pozostawia kapitałowi globalnemu i w ten sposób umywa ręce od wspólnictwa w wyzysku światowych Peryferii.

W tym kontekście należy rozpatrywać – z pozycji marksistowskich – zbieżności i różnice między lewicą a prawicą. Marksizm wychodzi od krytyki systemu gospodarki wolnorynkowej, która dla „klasycznej” prawicy jest Złotym Wiekiem i swoistą utopią zastępującą socjalizm i społeczeństwo bezklasowe, obiecując społeczeństwo oparte na jasnych zasadach gry, gdzie każdy ma swoje miejsce i lepszą lub gorszą gwarancję ochrony pod warunkiem wspólnej, solidarnej pracy narodu na własne tego narodu konto. Z tymi mrzonkami ideologii kapitalistycznej marksizm już dawno się rozprawił, wskazując na fakt, że kapitalizm wolnorynkowy z jego dynamiką nieuchronnie prowadzi do narastania nierozwiązywalnych sprzeczności wewnętrznych i pożarcia wolnej konkurencji przez system oligopoli i protekcjonistycznych barier, które tworzą w skali globu naród posiadaczy kontra naród producentów, gdzie narodowa idea solidarystyczna (np. faszyzm) jako taka jest tylko fikcją dla oszukiwania maluczkich.

Niemniej, z obecnej perspektywy musimy widzieć, że idee suwerenistyczne, idee odrodzenia narodowego są popierane przez klasę bezpośrednich producentów, którzy jeszcze w krajach wysokorozwiniętych pozostali po konsekwentnej delokalizacji przełomu stuleci.

Wspieranie idei narodowej jest ideologiczną pochodną świadomości tradeuninionistycznej klasy robotniczej, a więc, tak jak walka o zdobycze ekonomiczne należy do jej kolektywnej intuicji. Obrażanie się lewicy nowoczesnej na ten fakt, który w jej mniemaniu wskazuje, że bardziej godną poparcia lewicowego jest grupa czy warstwa drobnomieszczańska, która ma odmienne intuicje światopoglądowe (uzależnione od światopoglądu wielkiej burżuazji globalnej jak drobne rybki od rekina-żywiciela), jest bezproduktywne.

Sojusz z globalną elitą oparty na powinowactwie ideowym owocuje krytyką prawicową wobec różnych koncepcji transhumanizmu oraz utożsamianiem całej lewicy (włącznie z marksistami) z poglądami Yuvala Harariego i Klausa Schwaba. Trzeba przyznać, że jest to daleko idąca, ale zawsze konsekwencja logiczna rozumowania rozpoczętego przez Nową Lewicę w połowie ubiegłego stulecia. Z ogólnego nurtu lewicy coraz to wyłamuje się jakaś część, której już dalej nie jest po drodze z nowoczesną lewicą, a to feministki, które okazały się reakcyjną bandą altlewicy, a to lewica społeczna, której marzyła się spokojna i efektywna walka o stale poszerzające się prawa socjalne w ramach efektywnej gospodarki wolnorynkowej, gdzie różne formy własności rozkwitają jak nie sto, ale tysiąc kwiatów, a to inna fantazja.

Dawno już odcięte od marksizmu Karola Marksa, owe odpady po nowolewicowej ewolucji nie mają dokąd się udać, więc spadają jak dojrzałe owoce do koszyka ideologii narodowej. W ten sposób rozpływają się w narodowo-suwerenistycznym amalgamacie, nie proponując żadnego programu ekonomicznego, ponieważ tradycja lewicowa świadomie zniweczyła alternatywny program ekonomiczny w przyznaniu gospodarce kapitalistycznej statusu gospodarki ponadczasowej, bezalternatywnej, dostatecznie ewoluującej mocą własnej, wewnętrznej woli mocy. Wszelkiego typu pomysły sprowadzające się do redystrybucji nie zasługują – w świetle marksizmu – na miano programu ekonomicznego.

Drobnomieszczańskie projekty ekonomiczne (libertarianizm, komunitaryzm, nurty wolnościowe) to są wszystko projekty drobnomieszczańskie, a więc uwarunkowane decyzją wielkiej burżuazji o sposobie produkcji w sferze materialnej, albowiem ta sfera właśnie dostarcza działom nieprodukcyjnym narzędzi i materiałów pracy.

Nie ma tu więc rozwiązania, jest tylko pokorne lub mniej pokorne roszczenie.

I to by było na tyle w kwestii wahliwej granicy między lewicą a prawicą.

Pozostaje jeszcze kwestia innych cywilizacji i kultur, które oferują inne, niemarksistowskie rozwiązania problemu globalnego kapitalizmu. Wydaje się jednak, że owe rozwiązania oscylują wokół rozwiązania narodowo-suwerenistycznego, w czym zbiegają się z propozycjami zachodnimi, a więc – dla marksizmu – nie do przyjęcia.

Nie jest jednak tak, iżby te modele były wiernym odbiciem lub niewolniczym naśladownictwem rozwiązania zachodniego. Są bowiem oparte na narodowej czy regionalnej tradycji, do jakiej chcą nawiązywać owe społeczeństwa tzw. Globalnego Południa. Ciekawym rozwiązaniem jest odrodzenie kalifatu jako odpowiedź na wyzwanie agresywnej cywilizacji zachodniej, której nie mogą stawić czoła samodzielne jednostki państwowe.

Z naszego punktu widzenia są to jednak rozwiązania prowadzące do recydywy systemów z okresu przedkapitalistycznego, czyli do neofeudalizmu. Oba systemy cywilizacyjne mają wspólnotę ideologiczną w zniewoleniu społeczeństw poprzez jednolitą, autorytarną (dopóki nie stanie się tradycją, zwyczajem i obyczajem impregnowanym w mentalności jednostki, głównie podporządkowanej) instytucję władzy zwierzchniej. Oczywiście, w obliczu współczesnych zagrożeń i realnych wydarzeń, ta perspektywa wydaje się społeczeństwom atrakcyjna, tak na Zachodzie, jak i na Wschodzie globu.

Z jednej strony, trudno abstrahować od siły uczucia narodowego przejawianego tak szeroko. Idea narodowa jest powszechna, chociaż obarczona konfliktualnością z samej swej istoty. Ale są to konflikty zewnętrzne, podczas gdy wewnętrzne są utrzymywane w ryzach. Smutne, że sprzeciw wobec tych autorytarnych zapędów nowej ideologii narodowo-suwerenistycznej ponadcywilizacyjnej wychodzi z szeregów… nowoczesnej lewicy, a więc od tej części społeczeństwa, która poczuje się skrzywdzona zanikiem tych swobód obywatelskich, które dziś są postrzegane słusznie jako drobnomieszczańskie.

Elementem tej nie-zachodniej ideologii całości cywilizacyjno-kulturowej jest jednak poczucie wartości części wolności obywatelskich. Nie obejmuje to jednak, jak i na Zachodzie, problemu klas produkcyjnych. Co więcej, w wyniku rozwoju kapitalistycznego regionów Globalnego Południa, problem ten będzie narastał. Można powiedzieć, że w okresie ZSRR pewna tradycja ideowa mogła przetrwać jako zalążek ideologii klasowej, ale fala narodowa wydaje się obecnie zbyt silna, aby ten zalążek okazał się roślinką wychuchaną i dostatecznie podlewaną.

Ideolodzy „neofeudalizmu” w wersji wschodniej i południowej są drobnomieszczanami z krwi i kości, więc trudno w tym względzie liczyć na nich. Panafrykaniści są jakby odbiciem narodowych suwerenistów zachodnich, co sprawia, że wydają się o wiele sympatyczniejsi od elit kompradorskich, ale z punktu widzenia walki klasowej trudno ich w tej roli obsadzać.

Istnieje, oczywiście, chińska tradycja maoizmu, która robi za marksizm w tym regionie świata. Nie różni się ona niczym szczególnym od najbardziej radykalnych wersji lewicy marksistowskiej, które w sumie są maoistowskie, a więc i anarchizujące, co prowadzi nas znowu do problemu drobnomieszczaństwa i jego skłonności do podpinania się pod praktykę wielkiego kapitału, z własną, niezbyt spójną ideologią.

Podsumowując: naszym celem jest poszukiwanie oparcia dla koncepcji marksistowskich, ponieważ nowoczesna lewica nie stanowi alternatywy wobec prawicy w dowolnej formie. Część nowoczesnej lewicy utożsamia się z oligarchią finansową, część z kapitałem drobnomieszczańskim, narodowo-suwerenistycznym. Rozwiązaniem drobnomieszczaństwa intelektualnego świata pozazachodniego nie proponuje niczego innego, jak elita kapitalistyczna Zachodu – stworzenie własnego globalizmu w utopijnej wersji systemu wolnorynkowego na modłę zachodnich liberałów, w wydaniu orientalnym. Z całym sztafażem liberalizmu podatkowego, etnicznego i światopoglądowego, rozumianego głównie jako wolność religijna. A więc, jak na kontynuację społeczeństw klasowych przystało, wolność dla wszystkich, którzy żyją na koszt klasy bezpośrednich producentów.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
5 sierpnia 2024 r.