Problem skrajnej lewicy marksizującej polega na tym, że uważa ona wciąż lewicę jako taką za monopolizującą strukturę sceny politycznej wraz z prawicą. Jednym słowem, że w polityce mamy podział dualistyczny: lewica – prawica, z centrum jako miejscem, gdzie oba człony politycznej alternatywy usiłują się przenikać. Tymczasem, naszym zdaniem, nurt marksistowski nie jest częścią większej całości zwanej lewicą, jakąś skrajniejszą odmianą mieszczącą się w spektrum lewicowości.

Relacje między marksizmem a szeroko pojętą lewicowością mają charakter bardziej złożony.

Historycznie lewica demokratyczno-liberalna, wraz z prawicą, stanowiła część politycznego spektrum społeczeństwa burżuazyjnego. Właśnie społeczeństwa burżuazyjnego. Lewica ma sens jako nurt radykalny, domagający się, aby społeczeństwo burżuazyjne wyciągnęło wszystkie, najdalej idące konsekwencje wolnościowe z instytucji burżuazyjnych. Legitymacją lewicy jest więc przekonanie o progresji społecznej w ramach procesu ewolucji społeczeństwa.

Innym filarem światopoglądu lewicowego jest przekonanie, że również rozwój gospodarczy dokonuje się w wyniku postępu technicznego, co zmienia charakter stosunków produkcji i jest podłożem obiektywności progresywnego charakteru procesu społecznej ewolucji. Tak więc, procesy ewolucyjne prowadzą obiektywnie w kierunku umożliwienia zmian prowadzących do postępu społecznego. Na przeszkodzie temu postępowi stoją klasy panujące, które usiłują przywłaszczyć sobie wszystkie profity płynące z postępu gospodarczego.

Na obecnym etapie powstaje pytanie o to, czym jest lewica, jak zdefiniować tak lewicę, jak i prawicę.

Sytuacja skomplikowała się ze względu na powstanie nurtów populistycznych po obu stronach. Lewica tradycyjnie uważa samą siebie za ideologię stojącą na straży pokrzywdzonej części społeczeństwa. Najczęściej chodzi o biedne, zmarginalizowane grupy społeczne. Populizm lewicowy różni się od prawicowego proponowanymi sposobami pomocy owym grupom. Niemniej, wrażliwość społeczna przestała być wyróżnikiem lewicowości.

Co więcej, wiara w progresywizm i ewolucjonizm, która miała rzekomo podłoże w marksistowskiej teorii historycznej, stała się przedmiotem krytyki. Lewica chętnie oddała te dogmaty swej wiary w nadziei na uwolnienie się od balastu marksistowskiego, który u progu XX w. był wszak naukową nobilitacją nurtu liberalno-demokratycznego, czyli lewicy w szerokim znaczeniu. Znalazło to swój wyraz w postmodernizmie, który abstrahuje od historii i przypisywanych jej praw ogólnych (groźba totalitaryzmu!). Na tym podłożu powstała koncepcja, że w pozaczasowym społeczeństwie od zaangażowania jednostek w obronę swej wolności indywidualnej zależy postęp, czyli poszerzenie zakresu owej wolności.
Lewica niemarksistowska (obecnie przeważająca) nigdy nie przywiązywała wagi do teorii ekonomicznej Marksa uważając ją za skażoną zbyt partykularnym podejściem i błędnością teorii wartości (nie wnoszącej niczego nowego do burżuazyjnej teorii ekonomicznej – wartość jako niepotrzebny dublet ceny; wartość dodatkowa jako nieistotny dublet zysku itp.). W efekcie, lewicowe podejście do zagadnienia ekonomii sprowadza się do kwestii podziału wtórnego dochodu i dochodów w społeczeństwie.

W praktyce więc, lewica jest definiowana przez pryzmat priorytetowych dla niej kwestii kulturowo-obyczajowych. Żeby było śmieszniej, prawica uważa całkiem poważnie, że te kwestie wynikają z teorii marksizmu. Jest to tyle prawdziwe, co wcześniejsze imputacje o stałej, progresywnej ewolucji społeczeństwa. W kwestiach gospodarki, lewica jest pozycjonowana jako zwolenniczka państwowego interwencjonizmu, co również jest przypisywane wpływowi marksizmu z tej racji, że model radziecki opierał się na roli państwa w forsowaniu nowoczesnego uprzemysłowienia ZSRR.
Tymczasem, lewica zajmuje się problematyką ekonomiczną w wymiarze praw człowieka (pracownika) w relacjach ekonomicznych oraz podziału wtórnego dzięki istnieniu instytucji demokratycznych. Różnica między podejściem lewicowym a marksistowskim polega tu na roli państwa w systemie produkcji. Ta rola jest negowana w myśleniu lewicowym i pozostawiana decyzji samych kapitalistów, którzy robią to efektywniej niż państwo – co było podkreślane na lewicy w momencie transformacji kapitalistycznej krajów posocjalistycznych. Zupełnie czym innym są próby stymulowania wzrostu gospodarczego poprzez zabiegi finansowe państwa burżuazyjnego.

W tym miejscu pojawia się miejsce na krytykę ze strony prawicy (N.B. zupełnie uodpornionej na zarzuty braku wrażliwości społecznej, ponieważ lewica – reprezentantka interesów grup społecznych upośledzonych ze względu na swe oczekiwane przywileje w ramach systemu, a nie ze względu na miejsce w systemie produkcji – pokazała swą znieczulicę na istotne problemy grup społecznych faktycznie wyzyskiwanych w ramach aprobowanego przez lewicę systemu produkcji).

W ten sposób zamazuje się kolejna linia podziału między lewicą a prawicą, w ramach czego prawica populistyczna zaczyna wyglądać na bardziej prospołeczną niż lewica. Co odbija się na przyciąganiu odpowiedniego elektoratu.

Jednym słowem, współczesne postrzeganie lewicy jest obarczone skojarzeniem z ingerencją państwa w procesy regulujące funkcjonowanie gospodarki w sposób psujący owo sprawne funkcjonowanie.

Warto zrozumieć: pamiętamy, że lewica od początku odpuściła historycznie kierowanie gospodarką kapitałowi, skupiając się na przejmowaniu kontroli nad redystrybucją bogactwa produkowanego w ramach systemu gospodarczego. Oraz na regulowaniu stosunków w ramach sposobu produkcji – działalność związkowa. Harmonia tej wzajemnej relacji wynikała z (1) konsensu kapitału, który obawiał się atrakcyjności modelu radzieckiego, (2) istnienia otoczenia peryferyjnego, które zapewniało Centrum niekwestionowaną przewagę w wymianie międzynarodowej (faktyczne zahamowanie rozwoju gospodarek Peryferii).

Zaznaczmy też przy okazji, że to odpuszczenie sobie kwestii sposobu produkcji, czyli przekształcenia całego mechanizmu funkcjonowania gospodarki kapitalistycznej na tory odmiennego sposobu produkcji (socjalistycznego) jest tym, co odróżnia lewicę od marksizmu. Co więcej, jest to istota problemu, a nie coś marginalnego.

Ważne, aby to zrozumieć, ponieważ strategia programu lewicy opiera się na niewypowiedzianym założeniu, iż aby mechanizm gospodarki kapitalistycznej w Centrum mógł sprawnie funkcjonować, musi być stworzone i zachowane adekwatnie przygotowane środowisko. Zasadniczym elementem tego środowiska jest zabezpieczenie zaopatrzenia w niezbędne surowce i inne czynniki produkcji. Ba, nawet więcej, Centrum zdelokalizowało produkcję, tak aby w ogóle nie pojawiał się problem podziału pierwotnego, który jest sednem konfliktu klasowego. Niezbędnym warunkiem jest także to, aby zabezpieczyć trwałość relacji podporządkowania, warunkującego taniość procesu produkcji.

W teorii marksistowskiej mamy do czynienia z podziałem pierwotnym, który dokonuje się w ramach podziału między kapitałem a siłą roboczą, czyli kosztem produkcji. Nie ma możliwości zmiany praw natury, im większa płaca, tym mniejszy zysk. Z zysku i z płacy są finansowane koszty działania usług nieprodukcyjnych – zapotrzebowanie na te usługi warunkuje ich rozwój. Jest to podział wtórny, który odbywa się już jako strumienie finansowania wynikające z owego podziału pierwotnego (źródłem finansowania usług nieprodukcyjnych są zyski kapitalistów oraz płaca robocza).

Delokalizacja pomaga w obniżaniu kosztów produkcji, co sprawia, że zasadniczo całość sfery usług nieprodukcyjnych jest finansowana z zysków kapitalistycznych. Oczywiście, to modelowe rozważanie, bo nigdy nie ma sytuacji czystej. W ten sposób lewica musi sprzyjać kapitalistycznemu wyzyskowi, który odbywa się kosztem klasy robotniczej Peryferii (w Centrum mamy idyllę klasową), a jednocześnie musi sprzyjać rozwojowi i władzy globalnej elity, która politycznie utrzymuje ową równowagę, dość chwiejną, co oczywiste.

To tłumaczy zadziwiającą niektórych lewicowców postawę lewicy bliskiej establishmentowi, która wyraża się w elitaryzmie i opowiadaniu się za interesami Centrum przeciwko Peryferiom. Z tym, że kto jest Centrum, a kto Peryferią – o tym decyduje Komisja Europejska, a ściślej – globalny hegemon, USA.

W pewnym sensie, można powiedzieć, że globalny rząd elitarny jest kopią wszechmogącego państwa totalitarnego, które lewica zwalczała w postaci ZSRR – diagnozując sytuację niekoniecznie zgodnie z rzeczywistością, ale mniejsza. Z marksizmu lewicy zostało to, że zasadniczą wagę dla organizowania społeczeństwa na zasadzie najszerszej demokracji ma baza materialna. Tyle, że lewica nałożyła w tym względzie tabu na enuncjacje. Aby podział wtórny funkcjonował sprawnie, musi istnieć zabezpieczenie podziału pierwotnego korzystnego dla jednej ze stron.
Tak więc, lewica uznaje efektywność gospodarki kierowanej przez kapitał, z zastrzeżeniem, że ta efektywność jest uwarunkowana organizacją globalnych warunków funkcjonowania gospodarki kapitalistycznej. Jest to racjonalne, ale jednocześnie jest obarczone antagonizmem klasowym, nieważne, jakie są linie podziału: wewnątrz- czy zewnątrznarodowe.

To tłumaczy dogmat lewicy w kwestii imigracji. Imigracja ma być metodą kompensaty dla krajów Peryferii. Myślenie jest proste – należy objąć narody wyzyskiwane Peryferii dostępem do usług socjalnych Centrum. Świadczy to o dobrym sercu lewicy, dokładnie tak samo wyrażającym się, jak dobroć wobec klasy robotniczej Centrum – likwidujemy tę klasę i integrujemy ją w społeczeństwie burżuazyjnym jako konsumentów korzystających z wtórnego podziału.

Podobnie z Peryferiami – ludność Peryferii może skorzystać z owoców swego wyzysku uczestnicząc w podziale wtórnym w Centrum. Spójne z ideologią wokizmu.

Nie musimy chyba zaznaczać, że nie ma to nic wspólnego z marksizmem. Ale w opinii lewicy, jak najbardziej stanowi to jedyny słuszny kierunek rozwoju marksizmu.

Wrażliwość na kwestię globalnego, nadrzędnego regulatora mechanizmu społeczno-ekonomicznego także nie jest pozbawiona sensu. Prawicowy suwerenizm narodowy, podnoszący porzuconą przez lewicę kwestii produkcji bogactwa materialnego, bazy przetrwania państwa narodowego, prowadzi w prostej drodze do wojny o rynki zaopatrzenia i zbytu. Istnienie hegemonicznej elity ponadnarodowej jest sposobem opanowania tego zagrożenia. Dlatego dla lewicy każdy nurt nacjonalistyczny, a nawet narodowy, jest zagrożeniem faszyzmem (faszyzm jako najwyższa inwektywa). Zagrożenie nie jest wyssane z palca, ponieważ w wyniku rozwoju obecnej sytuacji, przy rozpadzie UE (bez wartościowania) rysuje się nowy konflikt europejski, całkiem tradycyjny, w duchu odmrożonych konfliktów sprzed Rewolucji Październikowej.

Dlatego zresztą, Kaczyński – w swoim anachronizmie – usiłował odmrozić konflikty sprzed I rozbioru Polski – przed Rewolucją Polska zwyczajnie nie istniała.

Koncepcja elity globalnej, sterującej niewidzialną dla społeczeństw podwodną częścią góry lodowej, a więc sposobu produkcji materialnego bogactwa, wyraża się w istnieniu międzynarodowych ciał, takich jak WEF Klausa Schwaba oraz w ideologii takich autorów, jak Yuval Harari. Lewica programowo usiłuje ukryć kwestię sposobu produkcji, stosunków produkcji, ponieważ bez dyktatorskiego reżymu zarządzającego dostępem poszczególnych aktorów do zasobów, gwarantowana jest wojna wszystkich przeciw wszystkim. W ramach demokratycznej rywalizacji na wolnym rynku, która prowadzi okresowo do konfliktów militarnych.

I tutaj mamy jak na dłoni zasadniczą różnicę, nie pozwalającą na nie tylko utożsamianie lewicy z marksizmem, ale nawet na stawianie wzajemnych relacji tych dwóch nurtów politycznych w pozycji dopełniania czy zawierania. Są to nurty przeciwstawne.

Marksizm skupia się na rozwiązaniu problemu sposobu produkcji. Jest to jego główny, zasadniczy i bodajże jedyny problem. Lewica zarzuca marksistom autorytarność rozwiązania polegającego na dyktaturze proletariatu, czyli dyktaturze robotników produkcyjnych, zaangażowanych w sferze produkcji materialnej (sedno antagonizmu klasowego). Tymczasem prawica obnaża pozorność demokratycznego charakteru rozwiązania lewicy antytotalitarnej wskazując na istnienie ukrytego fundamentu pozornego pokoju społecznego w ramach instytucji demokratycznych.

Tym samym wypełnia lukę krytycyzmu, na jaki nie stać było nigdy samych lewicowców. Oczywiście, krytyka prawicy ma tę niedogodność, że stanowi pretekst dla obarczania marksizmu winą za te „błędy” lewicy. Tymczasem są to „błędy” autorskie lewicy krytycznej od zarania wobec marksizmu. Marksizm nie jest odpowiedzialny za scjentystyczno-pozytywistyczną interpretację marksizmu, za dogmatyzację histmatu czy za zastąpienie kwestii sposobu produkcji przez kwestie kulturowo-obyczajowe.

Prawdą jest natomiast, że stalinowskiego chowu marksiści ewoluowali w tym kierunku. Obejmuje to także poststalinowców, którzy zdemontowali system radziecki przyjmując bezkrytycznie nowolewicowe brednie. To dało możliwość budowania systemu międzynarodowego „rządu fachowców” w skali globalnej, obarczającego odpowiedzialnością właśnie lewicę. Warto dodać, że system stalinowski ewoluował w rytmie powrotu do kapitalistycznej normalności. Problem tkwił w gospodarce, która nie stanowiła alternatywy dla modelu kapitalistycznego, chociaż stanowiła pewien wzorzec łagodzenia sprzeczności kapitalistycznych w systemie burżuazyjnym.

Państwowy typ nadzorowania sprzeczności systemu stanowił odejście od marksistowskiego typu likwidacji owych sprzeczności poprzez dyktaturę proletariatu. Dlatego także powoływanie się na propaństwowość lewicy w tym aspekcie jest nietrafione.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
27 czerwca 2024 r.