Transformacja kapitalistyczna w Polsce miała w tle likwidację polskiego przemysłu. Różne nowopowstałe organizacje ekologiczne, wzorowane na zachodnich odpowiednikach, witały z radością i nadzieją ten proceder upatrując w nim odrodzenie środowiska naturalnego, wyniszczonego w wyniku ekstensywnego rozwoju przemysłu.
Warto uświadomić sobie, że forsowne uprzemysłowienie państw realnego socjalizmu było efektem zachodnich sankcji i izolowania gospodarek „komunistycznych” od zachodniej technologii. Oczywiście, w ramach zwalczania „totalitarnego” ustroju. To logika postępowania, która poprzedza i daje życie aktualnemu wyobrażeniu o tym, w jaki sposób można najpewniej zniszczyć przeciwnika politycznego, nie licząc się z kosztami. Winą za te koszty obciążony zostanie przegrany, tak jak to miało miejsce w przypadku przegrania Zimnej Wojny przez ZSRR.
Dlaczego państwa Zachodu miałyby zresztą wspomagać system, który zagrażał utrzymaniu ustroju klasowego, jak najbardziej kapitalistycznego? Trudno wymagać od burżuazji, aby rozumowała w odmienny sposób. Ale już nie od lewicy, która obiektywnie przez cały ten czas wspierała „swój” system klasowego wyzysku w rywalizacji, co zdeterminowało kształt polityczny całego XX wieku.
Lewica zachodnia zajmowała pozycję antagonistyczną wobec Rewolucji Październikowej. Jednym ze sztandarowych argumentów, które do dziś kształtują w niezmienionej formie tzw. nowoczesną lewicę, jest ten, który utrzymuje, iż Rewolucja Październikowa była autorytarnym, antydemokratycznym puczem bolszewików. Rzeczywista rewolucja dokonała się w lutym 1917 r. i miała na celu wprowadzenie systemu demokratycznego, który powoli, acz skutecznie, miałby spowodować przerodzenie się systemu kapitalistycznego w postkapitalistyczny z niezbędną do tego budową instytucji demokratycznych. Taka była obiektywna logika dziejów, której nie należy złośliwie mylić z determinizmem. Ten ostatni jest bowiem zarezerwowany dla stalinowskich podręczników historii.
Co więcej, zachodnia lewica przeprowadziła równoległy eksperyment budując społeczeństwo postkapitalistyczne na bazie kapitalistycznych stosunków produkcji, ufna w proces ewolucji socjalnej. Argument miała silny – wystarczyło postraszyć kapitał obrazem radzieckiego upaństwowienia własności środków produkcji, aby kapitał poszedł na daleko idące ustępstwa. W tej sprzyjającej koniunkturze bazującej na atawistycznym lęku kapitalistów, lewica wypracowała pakt społeczny, który stanowił wyzwanie dla społeczeństw żyjących w modelu radzieckim. Zachodnie społeczeństwo konsumpcyjne wymagało „tylko” pasożytowania na siłach produkcyjnych Trzeciego Świata, aby iluzja pokojowego współistnienia kapitału i instytucji demokratycznych mogła być utrzymana.
Upadek ZSRR dał kapitałowi sygnał, że może przestać się obawiać i może wrócić na stare tory swego rozwoju, czyli do swojej „normalności”. Jednocześnie okazało się, że delokalizacja produkcji przemysłowej i rolnej, która była warunkiem pokoju społecznego na zachodzie Europy, stała się pułapką, w jaką nowoczesna lewica wpędziła społeczeństwa Europy.
Przypomnijmy, że zaorana ideologicznie przez lewicę zachodnią lewica polska witała z nadzieją i świetnym humorem upadek rodzimego przemysłu, co w praktyce polegało na dzieleniu funkcjonujących zakładów przemysłowych i wydzielaniu z nich najlepszych kąsków, które były sprzedawane za bezcen rodzimemu „kapitałowi” oraz zachodniemu, których przejmowanie zakładów najczęściej polegało na ich złomowaniu. Urynkowienie gospodarki polegało na tworzeniu licznych firm, które zajmowały się dystrybucją produkcji pozostałych przy życiu zakładów produkcyjnych, robiąc przy tym fortuny na wysokich marżach handlowych. Rachunek płacili konsumenci, szczęśliwi, że wreszcie podlegają normalnym prawom obiektywnego rynku, a nie zniewoleniu przez państwowe zakłady, które wciskały im siermiężną produkcję za śmieszną cenę.
Mechanizm złodziejskiej prywatyzacji został już opisany wyczerpująco w literaturze przedmiotu, więc nie będziemy się tu powtarzać. Naszym zamierzeniem jest tylko podkreślenie, że neoliberalne w istocie metody reformowania polskiej gospodarki były od początku przyjmowane jako naturalne i postępowe przez nowoczesną lewicę. Totalitarne, produkcyjne molochy państwowe nie spełniają marzeń lewicy antytotalitarnej o samouwłaszczeniu pracowników, o idyllicznych warunkach dystrybucji uzyskanych zysków. Źle korespondują z hasłem decentralizacji, samorządnością społeczności lokalnych, znaczeniem pracowników najemnych, ale nieprodukcyjnych.
Entuzjazm nowoczesnej lewicy przeflancowanej na nasz teren nie jest przypadkowy, ani nie jest efektem naiwności lewicy. I to jest główny cel naszego tekstu – dowodem na prawdziwość tej tezy pozostaje fakt, że transformacja państw posocjalistycznych pozwoliła na analogiczny manewr kapitału w odniesieniu do gospodarki zachodnioeuropejskiej. Skuteczność ofensywy neoliberalizmu jest więc efektem poparcia dla reform neoliberalnych na wschodzie kontynentu, a więc i bezbronnością (a nawet wsparciem) dla reform neoliberalnych na zachodzie Europy.
Przejmowanie po II wojnie światowej kluczowych sektorów gospodarki przez państwo było skutkiem radykalizacji nastrojów społecznych, które wyniosły do władzy przedstawicieli lewicy. Przykład ZSRR, który mimo izolacji i trwających od dekad sankcji ekonomicznych potrafił sprostać wysiłkowi wojennemu, był tu wiodący. Odbudowa gospodarek po wojnie wymagała przyjęcia strategii planistycznej. I te pociągnięcia gospodarcze spełniły swoją funkcję. Doszło do tego finansowanie w ramach Planu Marshalla. Europa rozkwitła.
We Francji, osadzenie gospodarki na stabilnym fundamencie upaństwowienia kluczowego sektora przyniosło efekty. I tak, stworzenie EDF – przedsiębiorstwa, które zajmowało się produkcją energii elektrycznej – zaowocowało rozbudową sieci elektrowni atomowych. Niezależnie od tego, co można sądzić o energetyce jądrowej, ta polityka uniezależniła Francję w decydującym stopniu od tego, co w wiele lat później zostało obnażone jako uzależnienie od rosyjskiego gazu.
Dlaczego obecne problemy wynikłe z wojny rosyjsko-ukraińskiej dotykają także Francji? Warto wysłuchać rozumowania przedstawionego w poniższym wideo (Électricité : Ils se foutent (encore) de nos gueules):
Otóż mechanizmy prowadzące do upadku sektora energetycznego Francji, który miał wyjątkowo dobre i solidne podstawy zbudowane w przeszłości są zaskakująco podobne do tego, co doprowadziło do upadku naszej rodzimej gospodarki. Przede wszystkim, działania ekologów, którzy kształtowali opinie publiczną w opozycji do energii jądrowej. W tym wypadku, argumenty nie są całkiem irracjonalne, ponieważ tym bardziej w sytuacji, w której sytuacja geopolityczna grozi niekontrolowanym rozlaniem się konfliktu militarnego na całym kontynencie, mielibyśmy do czynienia z zagrożeniem, którego przedsmak mamy już przy okazji elektrowni zaporoskiej. Tyle że w spotęgowanej skali.
Jednak, jak słusznie zauważa lektor kanału Canard Réfractaire, przedsiębiorstwo EDF mogło w ciągu minionych dekad przestawiać skutecznie produkcję energii elektrycznej na tory wykorzystywania źródeł odnawialnych. Tyle, że… nie mogło. Dlaczego? Ponieważ uznano, że państwowy moloch jest monopolistą i jako taki jest totalitarny, a więc należy go „zdecentralizować”. Rozumowanie analogiczne do tego, jakie z entuzjazmem przyjmowała połączona nowoczesna lewica wszystkich krajów w wypadku gospodarki postsocjalistycznej. A więc – rozumowanie czysto neoliberalne. Nowoczesna, antytotalitarna lewica z reguły oburza się przeciwko skutkom własnych wyborów ideologicznych, co pozwala jej zachować pozory dziewictwa niepierwszej świeżości.
Zachęcone sukcesem transformacji kapitalistycznej na Wschodzie, społeczeństwa zachodnie zechciały pozbyć się ostatnich reliktów powojennego zniewolenia ideologią bazującą na „sowieckiej” i przyjęły jako oznakę postępu reformę funkcjonowania EDF. Lata 90-te stworzyły sytuację ideologiczną, w której nie trzeba było przedstawiać rachunku ekonomicznego na poparcie tezy o konieczności zmuszenia EDF do darmowego oddania jednej czwartej swojej produkcji w ręce prywatnych dystrybutorów energii. Ci dystrybutorzy tylko rozprowadzali energię do prywatnych odbiorców, nie produkując ani jednego kilowata. Konsumenci mieli więc luksus wybierania spośród różnych dostawców, co miało spowodować spadek cen. Oczywiście, w wyniku zniesienia monopolu, który haniebnie łączył osobę producenta z osobą dostawcy.
Rzecz jasna, dostawcy konkurowali ze sobą, więc musieli starać się o możliwość składania jak najtańszej oferty. Jednak, aby to robić, musieli szukać możliwości poszerzania swego działania na innych obszarach. Z pomocą przyszedł im rynek finansowy. Ponieważ, aby uzyskiwać wystarczający zysk, musieli sprzedawać jak najwięcej energii elektrycznej, musieli też uzyskiwać jej jak najwięcej od EDF. Podział owej ¼ produkcji EDF odbywa się na zasadzie, że największy kawałek tortu przypada temu, kto ma największą liczbę odbiorców. Tu rola rynku finansowego: przedsiębiorcy kupują tytuły własności, które dają im tytuł do pretendowania, że mają taką, a nie mniejszą liczbę odbiorców. Jednym słowem, taki swoisty handel „duszami” znany z literatury całkiem innego obszaru geograficznego.
Konkurencja odbywa się między rywalami o tort EDF, a jednocześnie EDF musi dostosować swoje ceny do fikcyjnie obniżanych cen rywali rynkowych. Oczywiście, w dół, co powoduje zmniejszanie się jego zysków, już nie mówiąc o ich utracie o ¼ na dzień dobry. Z tego też powodu, EDF nie ma środków na ewentualne przestawianie produkcji energii na źródła odnawialne. Natomiast angażowanie przedsiębiorców prywatnych w tę sprawę jest kosztowne dla konsumentów. W efekcie więc konsument budzi się z ręką w nocniku.
Jednocześnie, EDF podupada. Nieinwestowanie w elektrownie atomowe (albowiem przedsiębiorstwo jest pozbawione stabilności, w której zaczynało swą działalność) z braku środków powoduje, że niezależnie od przerw dostaw rosyjskiego gazu, energetyka francuska już wcześniej znalazła się na progu załamania. Poprzez prywatne firmy redystrybuujące energię EDF postępuje penetracja kapitału finansowego na rynku francuskiej energetyki, a więc rośnie czynnik spekulacyjny. Tak więc, nawet w sytuacji, kiedy energetyka francuska nie jest w takim stopniu jak niemiecka uzależniona od dostaw rosyjskiego gazu, stan tej energetyki jest katastrofalny i ma szansę załamania w przypadku ostrej zimy na równi z pozostałymi krajami Europy.
Jeżeli więc nowoczesna, radykalna lewica dziś oskarża neoliberalizm, to należałoby z uczciwości historycznej pamiętać o tym, że dawała przyzwolenie na ofensywę neoliberalizmu od początku, w ramach walki z „sowieckim” totalitaryzmem.
Jednocześnie, antytotalitarna lewica znalazła się w jednym obozie z reakcyjnym nacjonalizmem wschodnioeuropejskim tylko dlatego, że jest on wymierzony w Rosję. Co powoduje jej pozornie dziwaczny sojusz z NATO i amerykańskim imperializmem. Ale to już temat na kolejną opowieść.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
6 września 2022 r.