Kiedy w czasach głębokiego „socjalizmu realnego” zastanawialiśmy się nad wizją przyszłego społeczeństwa bezklasowego, a więc komunizmu, do głowy przychodziła myśl o tym, jak będzie wyglądało życie w warunkach braku przymusu pracy niezbędnej dla pozyskania elementarnych dóbr niezbędnych do życia. Krytycy marksizmu, zarówno dziś, jak i wówczas, stawiali zarzut, że komunizm Marksowski przybiera postać wizji absolutnej szczęśliwości i wolności od konieczności. Co, rzecz jasna, jest absurdem i dlatego cały marksizm jest gówno wart.
Z drugiej strony, owi krytycy jednocześnie wysuwali tezę o tym, że dyrektywą naczelną marksizmu jest produkcja dla samej produkcji. Wnioskowali o tym z powodu swoistej interpretacji teorii marksizmu, dla której centralną kategorią jest robotnik przemysłowy i jego praca.
Rzecz jasna, ta teza miała być tym bardziej absurdalna, iż kapitalistyczna gospodarka zachodnia jakoby wykazała, iż dla osiągnięcia zaspokojenia potrzeb materialnych społeczeństwa nie jest niezbędna praca produkcyjna, tylko praca intelektualna, jak byśmy dzisiaj powiedzieli – kreatywna. Jej wartość wielokrotnie przewyższa wartość pracy świadczonej przez prostą, niewykwalifikowaną siłę roboczą, która stanowi bazę atrakcyjności marksizmu dla mas pracujących.
Stąd w społeczeństwie realnego socjalizmu zyskała popularność teza o tym, że to praca umysłowa, intelektualna, podnosząca poziom technologiczny produkcji, zmieniając ją w produkcję dóbr wyższego rzędu lub zwyczajnie myśli technologicznej, jest źródłem utrzymania dla robotnika produkcyjnego, a nie odwrotnie. Przekonanie to opierało się na prostym i przekonującym rozumowaniu, że dzięki postępowi technologicznemu dokonywanemu dzięki pracy intelektualnej, a nie fizycznej, odtwórczej, można pozyskiwać większe ilości dóbr konsumpcyjnych albo zwyczajnie kupować je za granicą dzięki rencie technologicznej.
Przewaga w rencie technologicznej oznacza zasadniczo czerpanie nierównych korzyści komparatywnych w ekonomicznych stosunkach międzynarodowych i stanowi podstawę dla zarzutu o powiększającej się przewadze między kapitalistycznym Centrum nad Peryferiami. Tej niedogodności unika teza o przewadze produkcji opartej na wysokiej technologii. Ale nie ma jabłka bez robaka. Oparcie produkcji dóbr elementarnej konsumpcji na technologii coraz mocniej oderwanej od naturalnych surowców i tradycyjnych sposobów upraw doprowadziło do kryzysu świadomości ekologicznej. Owszem, wysoki poziom rozwoju technologicznego daje możliwość oderwania problemu wykarmienia rosnącej liczby ludzkości od kwestii zasobów Ziemi wykorzystywanych w sposób tradycyjny, ale jednocześnie stawia problem jakości tak otrzymywanej żywności.
Pojawiają się dwa sposoby rozwiązania tej trudności.
Te metody znajdują się w stanie wzajemnej konfrontacji.
Rozwiązanie, które popiera lewica, utożsamiająca się – przypomnijmy – ze starą koncepcją, iż postęp technologiczny, osiągany dzięki pracy kreatywnej, intelektualnej, rugującej prostą pracę produkcyjną opartą na fizycznej sile roboczej, usiłuje pogodzić dwa sprzeczne elementy lewicowej koncepcji: wiarę w postęp techniczny, który ma być panaceum na alienacyjny przymus pracy produkcyjnej, oraz stwarzane przez ten postęp zagrożenie ekologiczne.
Ogólnie rzecz biorąc, lewica burżuazyjna stoi na stanowisku przezwyciężenia istoty kapitalizmu dzięki przezwyciężeniu kwestii robotniczej, a to dzięki przezwyciężeniu społecznego podziału pracy między pracę produkcyjną a aktywność w sferze nadbudowy. Świat znajduje się w okresie dynamicznych przemian, które mają doprowadzić do sytuacji, w której regiony świata znajdujące się jeszcze pod wpływem przymusu pracy wyalienowanej, produkcyjnej, skierowanej głownie na zaspokojenie potrzeb krajów z przewagą technologiczną, będą się z czasem przesuwały w kierunku realizacji modelu wysokiego poziomu rozwoju, co pozwoli im na przezwyciężenie statusu zacofanej i eksploatowanej Peryferii. Jest to tylko kwestia czasu. Oczywiście, ponieważ sytuacja nie zmienia się diametralnie i egalitarnie dla tych społeczeństw mimo upływu czasu, zauważono, że skoro najpierw zawsze podciągają się grupy społeczne związane z nadbudową, to w przypadku klas i grup na najniższym szczeblu drabiny społecznej problem rozwiąże się tak jak na Zachodzie: przestaną istnieć lub się zmarginalizują na tyle, że ich krzywda będzie śmiesznie nieznacząca na tle radosnego postępu dla całości społeczeństwa.
Bardziej radykalna lewica nie pozostaje na tym poziomie drobnomieszczańskiego samozadowolenia i głosi konieczność przekształcenia się społeczeństw w komuny, które będą zaspokajały całość potrzeb swoich członków w sposób demokratyczny i to bezpośrednio demokratyczny. Jest to idea na tyle mglista, że póki co trudno ją podważyć, szczególnie z pozycji kryzysu społeczeństwa kapitalistycznego na tle kryzysu ekologicznego.
Zależy nam jednak na podkreśleniu, że z koncepcją przerastania dzisiejszego społeczeństwa w społeczeństwo przyszłości bez wychodzenia poza ramy rzeczywistego procesu ewolucji społeczeństwa pod dyktando zmian technologicznych pozostaje w harmonii myśl lewicowa, odrzucająca klasyczny, oparty na roli klasy robotniczej, marksizm.
Lewica, która od zawsze zwalczała Marksa jako antydemokratę i totalitarystę, przyswoiła sobie marksizm akademicki, który jest swoistym oksymoronem biorąc pod uwagę istotę sporu między Marksem a nurtem liberalno-demokratycznym jego czasów i późniejszych. Marksizm akademicki, odrzucając centralną rolę klasy robotniczej, wstawił na jej miejsce różne inne koncepcje, które jego zdaniem napędzają proces zmiany społecznej. Rozwój technologiczny, uzależniony od rozwoju myśli intelektualnej, ma miejsce w środowisku intelektualnym, które z racji swojej otwartości jest podatne na nowe idee poszerzające pojęcie wolności. Uwolnienie od alienacyjnej pracy produkcyjnej pozwala bowiem na kształtowanie pojęcia wolności i demokracji, wprowadzając je w nowe i coraz mniej ograniczające przestrzenie, kształtowane przez relacje międzyludzkie, a nie przez relacje człowiek – konieczność przyrodnicza.
Taki sposób myślenia prowadzi do bliskości między animatorami World Economic Forum w Davos a lewicą. Lewica nie kwestionuje kapitalistycznego sposobu produkcji, tj. relacji społecznych, albowiem dzięki rozwojowi technologicznemu, uległy one przemianie w relacje postkapitalistyczne. Miejsce tradycyjnej klasy robotniczej zajmuje w tej koncepcji tzw. sztuczna inteligencja, która jest obdarzona na wpół ludzką możliwością samouczenia się w zadanych warunkach, tak jak robotnik dostosowuje się do warunków pracy w fabryce.
Paradoksalnie, jeśli w kondycji robotnika fabrycznego nie istnieje element kreatywności, to rozwój sztucznej inteligencji zawiera w sobie potencjał przekroczenia granic zakreślonych przez pierwotny zamysł. W przeciwieństwie do ludzkiego robotnika, który nie podlega stałemu procesowi udoskonalania w ramach społeczeństwa burżuazyjnego, o ile nie zadba o to sam, sztuczna inteligencja jest własnością kapitalistyczną, a więc podlega tym samym prawidłowościom, co pozostałe środki pracy pozostające w dyspozycji właściciela tychże. W sensie relacji społecznych, sztuczna inteligencja nie jest w stanie zastąpić robotnika, ponieważ nie posiada podmiotowości i dopóki nie posiądzie tej podmiotowości i statusu osoby wolnej.
W tym charakterze, nie jest możliwe zastąpienie roboczej siły ludzkiej przez sztuczną inteligencję, albowiem tylko praca żywa przynosi wartość dodatkową. Sztuczna inteligencja może zastąpić niewolnika, która jest gadającym narzędziem, pozostającym własnością właściciela niewolników.
W tym sensie, zastosowanie sztucznej inteligencji nie może nas doprowadzić do przejścia na nowy etap rozwoju kapitalistycznego, a co najwyżej cofnąć do niewolnictwa.
I tu mamy obraz przyszłości, jaka nam się rysuje w refleksji ludzi obeznanych z tematem, czyli animatorów WEF. Wykorzystanie sztucznej inteligencji nie ma na celu wspomożenie ludzkiej siły roboczej w wykonywaniu pracy, ale zastąpienie tej siły przez sztuczną inteligencję. W związku z tym pojawia się problem ludności zbędnej z punktu widzenia konieczności produkcji.
I tu wracamy do naszego dylematu młodych lat w PRL, kiedy to wizja pewnej sprzeczności wewnętrznej komunizmu spędzała nam sen z powiek. Co mają robić ludzie wyzwoleni z konieczności wykonywania żmudnej pracy produkcyjnej?
Wedle Marksa, wyzwolenie z tego przymusu naturalnego – sprowadzonego, przypomnijmy, do niezbędnego minimum pracy świadczonej w wysokości 2 czy ilu tam godzin dziennie czy tygodniowo – pozwala człowiekowi rozwinąć swój potencjał istoty gatunkowej, a więc rozwinąć zdolności kreatywne. Jeżeli jednak w społeczeństwie postkapitalistycznym praca kreatywna ma być źródłem utrzymania określonej grupy społecznej należącej do nadbudowy, to nie jest tej grupie potrzebna konkurencja w postaci uwolnionej nagle z przymusu pracy produkcyjnej klasy robotniczej.
Co więcej, praca kreatywna, mająca na celu doskonalenie środków produkcji kapitalistycznej (albowiem, jak stwierdziliśmy wyżej: sztuczna inteligencja jest tylko środkiem produkcji dla kapitalisty) ma charakter zbyt odpowiedzialny, aby powierzać ją ludziom zajmującym się kreatywnością w sposób amatorski, a nie profesjonalny. Emancypacja robotnika nie ma więc w tym paradygmacie ideologicznym sensu. Kreatywność rozwijana jako sposób na spędzanie czasu wolnego, a nie jako odpowiedzialna praca profesjonalna z konkretnym, praktycznym celem, jakim jest maksymalizacja zysku kapitalistycznego, wydaje się w tym kontekście śmieszna.
Jest to paralela do naszego dylematu, czy w komunizmie rozwijanie kreatywności uwolnionej od konieczności, a więc i celowości zewnętrznej, a więc pewnej formy alienacji, nie pozostaje sprzeczna z samą koncepcją sensowności aktywności ludzkiej.
W tym sensie, krytyka Marksowskiej koncepcji komunizmu jako swobodnego rozwoju potencjału istoty gatunkowej, którą znamy z okresu PRL, kładzie się cieniem na rozwiązaniu postkapitalistycznym, w którym ludzkość uwolniona od konieczności przyrodniczej traci poczucie sensowności takiej aktywności.
Oczywiście, my, marksiści, nie jesteśmy nieprzygotowani na ten dylemat, ponieważ trochę nad tym myśleliśmy (w sposób całkowicie oderwany od otaczających warunków PRL i w ramach ćwiczenia myślenia abstrakcyjnego). Nasza, a raczej Marksowska odpowiedź na ten dylemat zawiera się w fakcie, że całe społeczeństwo przekształca się w klasę produkcyjną, oczywiście w ograniczonym wymiarze czasowym, co nadaje sensowność idącą za celowością aktywności zawodowej, która dotyczy całego społeczeństwa. Ale ten sposób rozumowania jest obcy tak Klausowi Schwabowi, jak i nowoczesnej, liberalno-demokratycznej lewicy radykalnej.
Zarówno dla jednych, jak i dla drugich, grupy społeczne uwolnione od konieczności pracy produkcyjnej i niedopuszczone do wykonywania profesjonalnej pracy kreatywnej stają się ludnością zbędną z punktu widzenia celowości. Z perspektywy pracy prostej, ludzie ci są zastąpieni przez automatyzację i robotyzację, natomiast z perspektywy pracy kreatywnej – nie mają kwalifikacji niezbędnych do utrzymania społeczeństwa na wymaganym poziomie technologicznym, który stał się w międzyczasie imperatywem ewolucyjnym. A nawet gdyby jakoś pozyskali te kwalifikacje, nie istnieje potrzeba dużej liczebności owej grupy kreatywnych intelektualistów. Zbędnym ludziom pozostaje wąchanie kwiatków i pisanie nieporadnych rymowanek, ewentualnie spędzanie czasu na permanentnej zabawie.
To jest podstawą dla uznania, iż będzie to grupa społeczna o absolutnej pustce duchowej, ludzie-zombie pozbawieni celowości, jaką daje tylko obiektywizacja ich działań, odrzucana przez nowoczesną filozofię lewicową jako alienacja. Bez tej alienacji jednak są to, jak powiedzieliśmy, ludzie-zombie, nie żyjący naprawdę, bo nie mający żadnego celu poza sobą. Już we współczesnym społeczeństwie mamy początki tego stanu, kiedy obserwujemy ludzi nastawionych na ciągłe poszukiwanie rozrywki, która by im zastąpiła celowe, sensowne działanie.
Powtórzmy, u Marksa istniej wymiar zachowania celowości pozaludzkiej, celowości opartej na konieczności przyrodniczej, sensowności jaką daje obiektywizacja, a więc – w pewnym sensie -alienacja, niezbędna dla zachowania naszego bytu.
W sytuacji ewolucji społeczeństwa wedle modelu stałego postępu technologicznego jako motoru napędowego owej ewolucji, mamy problem ludzi, którzy nie są nikomu do niczego potrzebni. W postkapitalizmie nie są oni nawet potrzebni do napędzania konsumpcji, a więc i do maksymalizowania zysku. Wielki, globalny kapitał, który zmonopolizuje wszystkie bogactwa globu, nie ma potrzeby robienia zysku po to, aby skutecznie wywłaszczać innych kapitalistów, potem jak wywłaszczy się już tzw. otoczenie niekapitalistyczne.
Dynamika społeczeństwa kapitalistycznego zostaje więc wygaszona, co sprawia, że wzrost ludności nie ma sensu ekonomicznego, jaki miał w epoce rozwijania się kapitalistycznego sposobu produkcji.
W przeciwieństwie do tego, co mówił Milei w swoim przemówieniu na forum w Davos, Klaus Schwab ma świadomość, że czasy kapitalizmu minęły. Dlatego Milei jest śmieszny ze swoją apologią dynamicznego wzrostu bogactwa dzięki kapitalizmowi. Mechanizm tworzenia się zysku jest mechanizmem transferu bogactwa z jednych rąk do drugich. Dopóki transfer zachodzi z rąk społeczności przedkapitalistycznych czy niekapitalistycznych (jak to było w przypadku upadku realnego socjalizmu) do rąk kapitalistów, można pominąć konieczność zderzenia kapitalistów między sobą. To zderzenie można zresztą interpretować jako działanie wolnego ryku w interesie społeczeństwa. Monopolistyczna faza kapitalizmu, której Milei nie krytykuje, ale raczej chwali, sprawia, że możliwa jest albo wojna imperialistyczna, albo porozumienie globalne. Wojna imperialistyczna kosztuje społeczeństwa drogo, ale daje im szansę pozbycia się samych kapitalistów. Natomiast porozumienie wielkiego kapitału w skali globalnej daje projekt światowego rządu elity panującej z koniecznością wyhamowania produkcji na rzecz konsumpcji luksusowej raczej niż optymalizację planowej gospodarki na wzór siermiężnej gospodarki realnego socjalizmu.
Dlatego tak naprawdę zachowanie kapitalizmu w postaci choćby postkapitalizmu nie zmienia istoty tego systemu, nie zmienia sposobu produkcji. A ten w swoim logicznym rozwoju prowadzi do wybuchu wewnętrznej sprzeczności, w której kapitaliści nie mają więcej produkcyjnej siły roboczej, która wytwarza wartość, a więc są konfrontowani sami ze sobą. Tworzenie zysku nie jest w tej sytuacji możliwe. Konieczny jest więc powrót do zrównoważonej gospodarki typu przedkapitalistycznego. A tu mamy do czynienia z ludnością zbędną z perspektywy przedkapitalistycznego sposobu produkcji, jak w gospodarce chłopskiej. Skutki są takie same: przeludnienie, masowy głód, pomory i inne pandemie, nie mówiąc już o wojnach.
Projekt WEF rysuje perspektywę rozłożonego w czasie procesu wygaszania dynamiki gospodarczej, a więc w miarę spowolnionego sposobu rozwiązywania problemu przeludnienia. Przeludnienie, tak, jest związane z naturą modelu gospodarczego. Jednak marzenie Javiera Milei o możliwości powrotu do epoki początkowej fazy rozwoju kapitalistycznego jest mrzonką. Należałoby zaorać dotychczasowe efekty rozwoju kapitalistycznego, aby rozpocząć ekspansję dynamiki kapitalistycznej od nowa.
Schwab należy do tych, którzy zapewne nie chcą cofać zegara historii o epoki jaskiniowej. Niemniej, dla elity panującej, niszczenie środowiska naturalnego po to tylko, aby produkować rosnące ilości coraz mniej jakościowego pożywienia, mija się z celem. A wyżywienie ludzkości przy istniejących zasobach sprowadza się do tego.
Dochodzimy do proponowanych rozwiązań prawej strony sceny politycznej.
Postawienie na państwa narodowe prowadzi w prostej linii do konieczności zwiększania demografii poszczególnych nacji, ponieważ od tego zależy pozycja kraju w rywalizacji ekonomicznej. Jest to taka sama mrzonka, jak koncepcja Milei, tyle że podniesiona do poziomu państw narodowych traktowanych jak konkurujące ze sobą jednostki ludzkie. Z pozycji rywalizacji państw narodowych mamy do czynienia z większym zrozumieniem ludności, ponieważ z taką wizją świata ludzie są zaznajomieni od pokoleń. Rywalizacja, wojny, to wszystko jest mało przyjemne, ale zrozumiałe i nie totalitarne. Efekty rywalizacji zależą od czynnika ludzkiego, a nie od zmiennej i cynicznej woli globalnego biurokraty.
W sumie jednak efekty są takie same. Zmniejszona populacja, co pozwala na powrót do traktowania przyrody jako zasobu niewyczerpalnego, ponieważ zakazuje się czerpać z tego zasobu innym.
Tak więc nie istnieje sprzeczność między WEF a jego krytykami z prawa. Tylko marksizm daje rozwiązanie wychodzące poza dwie strony tego samego medalu, proponowane przez lewicę i prawicę na równi.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
30 stycznia 2024 r.