Nie ma końca paranoi. USA udaje bezstronnego arbitra w konflikcie między Rosją a Ukrainą. I to jeszcze z pełną jasnością ciskając Ukrainie w twarz, że bez pomocy USA Ukraina jest w tym konflikcie trzy razy zerem. Nawet w pomoc Europy Trump nie bardzo wierzy.
Rosja powinna udawać, że widzi w USA bezstronny czynnik wspomagający w osiągnięciu pokoju? Jak na razie, to pomysł USA nie jest bardziej oryginalny niż to, co proponują niezmiennie przywódcy europejscy – wstrzymanie ognia na jakiś czas po to, aby Ukraina mogła się przegrupować i po raz kolejny spróbować swojej szansy na polu walki… USA wznowiły dostawy broni i informacji, potem jak Zelenski położył się na plecach i pokazał brzuch, przepraszając jednocześnie za bezczelność w Gabinecie Owalnym i dziękując za dotychczasową pomoc. Czym potwierdził fakt dostrzegany przez cały świat, że USA są w tym konflikcie stroną zaangażowaną po uszy.

Ale czy Rosja ma jakieś wyjście z tej sytuacji?

Jedynym wyjściem jest danie Zachodowi tego, czego się domaga od zawsze – zniknięcia Federacji Rosyjskiej z mapy. Co śmieszniejsze, elity rosyjskie i lewica rosyjska są na to jak najbardziej gotowe. Niby dlaczego nam, marksistom, miałoby zależeć na przetrwaniu Federacji Rosyjskiej?
Szczerze mówiąc, to niezależnie od tego, co sobą przedstawiają elity rosyjskie i rosyjska lewica, Rosja jest spadkobiercą ZSRR, a więc upadek FR stanowi kolejną po upadku ZSRR klęskę próby zbudowania systemu socjalistycznego na gruzach kapitalizmu. Jakby nie patrzył, lewica zachodnia nie uważa ZSRR za wartość z tego punktu widzenia, nawet nieudaną, nawet ułomną. Nowoczesna lewica od początku idzie całkowicie inną drogą i nigdy nie uważała ZSRR za coś więcej niż kontynuację carskiego autorytaryzmu i imperializmu.

W tym sensie, lewica nowoczesna, która nota bene nie uważa za konieczne zniesienie kapitalistycznego sposobu produkcji (bo sam się przetransformuje w ramach progresywnej ewolucji społecznej, która jest nowolewicowym aksjomatem), nie ma żadnego resentymentu związanego z upadkiem ZSRR. Nawet jeśli ten upadek był i jest jednoznacznie uważany przez teoretycznego wroga klasowego za manifestację zwycięstwa nad komunizmem. Swoją drogą, nowoczesna lewica ma nawet semantyczną zgodność z prawicą, ponieważ komunizm był dla niej zawsze związany z autorytarną myślą Marksa. Dlatego też upór prawicy, która świętuje nieustająco zwycięstwo nad komunizmem i tylko w ramach bardziej egzotycznych nurtów prawicy konserwatywnej dostrzega tryumf socjalizmu w instytucjach europejskich, jest wodą na młyn zachodniej, nowoczesnej lewicy. Kwintesencją tej lewicowości są tematy zastępcze i baza zastępcza, ale język prawicy legitymizuje ten nowolewicowy dyskurs jako dyskurs lewicowy. Nawet jeśli tradycyjna, pracownicza (nie mówiąc już o robotniczej) baza delegitymizuje go w stopniu maksymalnym.

Ta sama Nowa Lewica, która niegdyś, za czasów PRL, nie wzbudzała w dzisiejszych obrońcach wartości tradycyjnych i chrześcijańskich żadnych wątpliwości (przeciwnie do „totalitarnych” władz realsocjalistycznych), dziś jest utożsamiana z minionym systemem radzieckim. Chociaż wtedy tacy Roszkowscy et consortes nie mieli nic przeciwko nowolewicowej młodzieży bananowej, rozsadzającej system od środka jako przedłużenie strategii opracowanej w ramach burzy mózgów CIA.

Znęcanie się nad brakiem konsekwencji, uczciwości i zwykłej logiki u mentorów polskiego odrodzenia konserwatyzmu należy już do kanonu znęcania się nad upośledzeniem mentalnym, więc nie będziemy go przedłużać.

Ważne, że nowoczesna lewica chętnie uzasadnia swą lewicowość konserwatywną argumentacją – z braku bardziej adekwatnej.

Unia Europejska jest może niezbyt doskonała, ale skoro konserwatywna prawica tak twierdzi, to nie ma współcześnie poza UE alternatywy dla modelu lewicowości.

Dla nas, marksistów, znaczenie ma to, co społeczeństwo, które dostało w tyłek w wyniku transformacji ustrojowej przechowało w swojej świadomości jako prawidłowy model socjalizmu budowanego przez Rewolucję Październikową. Nie ulega wątpliwości, że w obecnej chwili jest to jedyny model alternatywny w stosunku do projektu lewicowego nowoczesnej, burżuazyjnej lewicy obyczajowej oraz modelu odrodzenia nacjonalizmu jako alternatywy dla projektu unijnego, projektu osadzenia imperializmu zachodniego jako bezalternatywnego wzorca progresywizmu rozumianego w ramach Realpolitik, czyli tak uznawanego w ramach zachodniej socjaldemokracji myślenia pragmatycznego w polityce.

Może to niewiele – pragnienie zachowania pamięci po systemie, którego sensowne wątki zachowały się w świadomości ludzi, a które bynajmniej nigdy nie istniały w świadomości biurokratycznych przywódców.

Czy to jednak wystarczy dla wspierania Federacji Rosyjskiej w sporze z kolektywnym Zachodem?
Dla tzw. reszty świata, której istnienie elity zachodnie odkryły wraz z nieskutecznością sankcji przeciwko Rosji, model radziecki także pozostaje modelem innego sposobu ułożenia relacji międzynarodowych, szczególnie w sferze gospodarczej. Bo w politycznej nie szczególnie, chociaż w przeciwieństwie do Zachodu, model radziecki wyróżniał się podejściem do społeczeństw Trzeciego Świata jak do równoprawnych partnerów, a nie jak do ludów skolonizowanych.
Jak byśmy nie krytykowali ZSRR, to jednak narody należące do ZSRR czy narody Trzeciego Świata były postrzegane odmiennie niż w optyce zachodniej. Najlepszym dowodem jest to, że tak właśnie te narody i społeczeństwa postrzegają owo dziedzictwo. Nawet jeśli wschodnia dyplomacja usiłowała chamstwem dorównać dyplomacji zachodniej wobec „reszty świata”, to jednak jest to funkcją rozbieżności z wzorcem, rozbieżności nagannej, obecnej w każdej religii czy normie kulturowej.

Chamstwo wobec „kolorowych” należało do wzorca zachodniej kultury, natomiast w kulturze socjalistycznej pozostawało odstępstwem od zasady, od wzorca. Pragmatyk zdaje sobie sprawę ze znaczenia tej różnicy. Od moralisty głoszącego jakieś szczytne zasady można żądać zastosowania się do nich, można go zawstydzić rozbieżnością między tym, co głosi, a tym, co robi. Natomiast jeśli pogarda do drugiego człowieka należy do norm danej kultury, pokrzywdzony nie ma szans.
Ta zasada leży u podstaw sporu między nowolewicowymi ideologami a pełną krytykowanej hipokryzji kulturą burżuazyjną czy religijną. Sprawa jest bajecznie prosta: hipokryzja leżąca poza głoszonymi szczytnymi zasadami moralnymi służy zwyczajnie sprawie moralności. Ludzie są grzeszni z natury, więc pobłażliwość w jednych sytuacjach, zaś srogość w innych, jest wypadkową uznania, czy obrażanie moralności powoduje czy nie powoduje upowszechnienia niemoralnego postępowania. Znane jest przekonanie, standardowe w społeczeństwach klasowych, arystokratycznych, że niemoralne postępki członków klas panujących i warstw zbliżonych do tychże, są traktowane pobłażliwie, ponieważ w tych społeczeństwach modele zachowań poszczególnych klas nie przechodzą do arsenału zachowań innych klas.

Z punktu widzenia materialnej reprodukcji społeczeństwa (podstawowej kwestii w każdym społeczeństwie) zasadnicze znaczenie ma moralność klasy produkcyjnej, natomiast degeneracja klasy panującej jest absolutnie obojętna, byle tylko pozostał ktoś na tyle nie zdegenerowany, aby mógł przypilnować antagonistyczną klasę wyzyskiwaną. Kościół czy elita pobłażają własnym „grzesznikom”, ponieważ nie grozi to upowszechnieniem destruktywnego wpływu demoralizacji na klasę, od której pracy zależy poziom bogactwa klasy panującej.

Problem z nową lewicą polega na tym, że jej aksjomatem jest przeniesienie, upowszechnienie na klasę produkcyjną demoralizacji klasy panującej. Nowa Lewica uważa arbitralnie, że uczestnictwo w demoralizacji klas posiadających stanowi wartość dla maluczkich. Samo pojęcie demoralizacji jest względne – pewne zmiany ewolucyjne w stosunkach międzyludzkich są naturalnym efektem ewolucji społecznej. Np., w miarę wzrostu dobrobytu spada zainteresowanie rodzeniem dużej liczby dzieci. To jest mechanizm, który działa zgodnie z kryterium ograniczania liczebności ludzi, co ekolodzy postulują w ramach swoich wywodów. Nie trzeba wojen ani epidemii, żeby ograniczyć liczebność społeczeństw. Im większe bogactwo, tym mniejsze zainteresowanie rozmnażaniem.
Homoseksualizm również wpływa na zahamowanie tempa przyrostu demograficznego, a przynajmniej tak by się można było spodziewać. Problem w tym, że dla elit, które po upadku ZSRR odżywają i zaczynają przywracać swoje porządki, taka ewolucja jest postawiona na głowie. Nie po to Bóg wymyślił takie wspaniałe rzeczy, jak wojna czy plagi egipskie, żeby burzyć ten naturalny i najlepszy porządek, gdzie życie klas poddanych podlega ruchowi wzrostu i ograniczenia zgodnie z cyklem ekonomicznym. Okres prosperity powoduje wzrost rezerwowej armii pracy, co pozwala na hamowanie niekorzystnego dla właścicieli środków produkcji poziomu płac, zaś załamanie tego cyklu w cudowny, boski sposób przywraca równowagę i dzięki głodowi i wzrostowi ubóstwa przywraca ową boską równowagę wolnorynkową.

Nowolewicowy pomysł na postęp jest ściśle związany z mechanizmem upowszechnienia przywilejów klas wyższych, w tym i dostępu do niemoralnych z punktu widzenia produktywności i konkurencyjności ekonomicznej zachowań plebsu. Na tej pretensji do upowszechniania „zgnilizny moralnej” klas uprzywilejowanych opiera się nowolewicowe rozumienie postępu. To faktycznie jest jedyny mechanizm gwarantujący postęp jako stała ewolucji. Nowa Lewica wychodzi z założenia, że klasy podporządkowane są zainteresowane przywilejami elit. Nie rozumie, że upowszechnienie jakiegoś modelu zachowania rodzi zróżnicowanie stosunku, jaki ten model wywołuje. Dla Nowej Lewicy jest oczywiste, że wszyscy na dole będą chcieli żyć wedle wartości burżuazji spuszczonej ze smyczy zakazów i tabu Ancien Regime’u. Stąd tyle nienawiści odczuwa Nowa Lewica do tego, co określa pogardliwie jako „robociarstwo”, moralność klasy robotniczej. Jest to dla niej dowód na uwewnętrznienie przez klasę robotniczą niewolniczej moralności kościelnej, na beznadziejną nudę i tępotę robotniczego życia seksualnego. A to tylko jest przejaw normalnego, dialektycznego procesu – upowszechnienie, czyli ujednolicenie, wywołuje tendencję do zróżnicowania, odrzucenia tego, co się narzuca – obiektywnie czy subiektywnie.

Nowa Lewica uważa, że instynkt seksualny jest tak silny, że zdoła przekonać każdego członka wolnego społeczeństwa do wyższości upowszechnionych zachowań wyzwolonych spod wszelkich tabu. W tym jest zresztą niekonsekwentna, ponieważ sama twierdzi, że płciowość jest faktem kulturowym. To prawda. Dlatego podejście do seksualności przybiera tak paradoksalne manifestacje dla lewicy. Niekoniecznie dlatego, że jest to przejaw zniewolenia. Wręcz przeciwnie, jest to przejaw niechęci do ujednolicenia.

Dlatego też obyczajowość nie jest obecnie czynnikiem zdobywania bezapelacyjnej przewagi przez nowoczesną lewicę; nie jest już wyznacznikiem lewicowości. Paradoksalnie, demoralizacja elit schodzi się z emancypacyjną tendencją do upowszechniania owej „demoralizacji”, która miała być czynnikiem odebrania demoralizacji jej negatywnego wydźwięku. Stając się nową normą kulturową zachowania wprowadzone dla pacyfikacji klasy podporządkowanej, produkcyjnej, przestają być niemoralnymi.

„Normalna rodzina” jest polityką demograficzną nakierowaną na optymalizację wykorzystania czynnika ludzkiego w produkcji. Rodzina redukuje koszty siły roboczej, sprawia, że nie pojawiają się długo jeszcze koszty opieki emerytalnej, siła robocza jest bardziej zdyscyplinowana, zatroskana o los rodziny i nieskłonna w efekcie do buntu. Nowa Lewica nie przyjmuje do wiadomości Marksowskiego wyróżnienia produkcji materialnej jako decydującego czynnika w walce klas, więc ma naturalną tendencję do uznania, że czynnik obyczajowy wystarczy w zupełności do rozwiązania kwestii klasowej. Tu tkwi źródło błędu nowoczesnej lewicy, a nie w sporach o pozytywny czy negatywny charakter samych pomysłów obyczajowych. W rzeczywistości są one nie czynnikiem samodzielnym, ale wypadkową prawdziwych czynników mających znaczenie w rozumieniu struktury społecznej i mechanizmu społecznego.

Dlatego Nowa Lewica nie czuje obcości wobec kapitalistycznego sposobu produkcji, tak jak my nie czujemy niechęci czy entuzjazmu dla czynnika obyczajowego. Po prostu rozumiemy koncepcję Nowej Lewicy jako błędną, tak jak Nowa Lewica uważa koncepcję pracy produkcyjnej Marksa za błąd jego teorii.

Nie ukrywamy satysfakcji z powodu, że historia dowodzi błędności krytyki krytyków Marksa, wykazując w efekcie słuszność klasyka.

Jak to się ma do kwestii bieżącej polityki?

Pierwsza sprawa, to ta, że poza próbą niezbyt udaną zbudowania socjalizmu przez kastę biurokratyczną, model radziecki opierał się na przeciwstawieniu wypaczeniu teorii pracy produkcyjnej Marksa przez tzw. rewizjonistów (sierot po ortodoksji II Międzynarodówki) i neo- i postmarksistów, przodków dziś zbankrutowanej ideowo i doktrynalnie Nowej Lewicy. Dlatego powrót do korzeni i do rozumienia Hegla i Marksa przez Lenina ma sens, który nie został jeszcze wyczerpany w dziejach. Natomiast może być bardzo pożyteczny dla rozwiązania współczesnych problemów.

Nieżyciowość dzisiejszego modelu burżuazyjno-demokratycznego powoduje, że jedyną alternatywą lansowaną przez konserwatywną prawicę jest nacjonalizm. Lewica, która zachowała jądro podejścia ekonomicznego, nie widzi innej alternatywy, jak tylko przyłączenie się do prawicowego, nacjonalistycznego populizmu, usiłując nadać mu charakter lewicowo-populistyczny. Podobnie jak Nowa Lewica okaleczyła myśl socjalistyczną, tak współczesna lewica pragmatyczno-narodowa nie stanowi żadnego kroku naprzód w stosunku do lewicy obyczajowej. Będzie musiała iść na kompromisy nie łatwiejsze niż współczesna Nowa Lewica.

W momencie, kiedy lewica nie przyjmuje zasadniczego znaczenia kwestii produkcji i istnienia antagonistycznego stosunku, który wyznacza sens walki klasowej, lewica obyczajowa czy lewica narodowa, to jeden szajs.

Zachód wraz z nowoczesną lewicą mają do Rosji stosunek wyznaczony lękiem o odrodzenie rzeczywistej alternatywy wobec nie tylko kapitalizmu, ale systemu klasowego jako takiego. Dlatego nie możemy ignorować tego lęku, który pokazuje, że jeśli jeszcze w ogóle coś przeraża klasy wyzyskujące, to jest wyłącznie wspomnienie o ZSRR, nawet jeśli jest to lęk na wyrost, lęk, który Rosja Jelcyna i Putina przez ostatnie 30 lat usiłowała przełamać najwymyślniejszymi ustępstwami wobec imperializmu.

Klasy i warstwy panujące usiłują same siebie przekonać, że każda alternatywa wobec społeczeństwa klasowego jest utopią. Ale jednocześnie nie mogą zamykać oczu na fakt, że poza systemem opartym na określonym sposobie produkcji materialnej, społeczeństwo nie jest w stanie się rozwijać.

Warto zwrócić uwagę na to, że Zachód, społeczeństwo zachodnie pozbawione systemu produkcji materialnej staje się „otoczeniem postkapitalistycznym”, nadającym się wyłącznie do tego, aby stać się źródłem monetaryzacji wartości wytworzonej gdzie indziej i wymagającej istnienia nagromadzonego bogactwa, aby wartość mogła się przekształcić w zysk. Wbrew protestom lewicy, Zachód broni się poprzez gorączkowe odradzanie swego przemysłu, dawno wygnanego jako czynnik przeszkadzający napawaniu się życiem nieprodukcyjnym, opartym na wymianie wzajemnych usług – utopia homo faber, który ignoruje brudne, materialne fundamenty, bagno, na którym kwitnie czysta wymiana usług.

Nowa Lewica nie ma innego wyjścia, jak tylko wspierać wojenne zapędy Europy, ponieważ to jest to życiodajne bagno, ignorowane, ale jakże realne! Prawica nacjonalistyczna, oczywiście, prowadzi też do wojny, ponieważ odrodzenie wolnej konkurencji gospodarek narodowych nie może prowadzić do niczego innego. Rzecz w tym, że wcześniej Europa, Zachód, stoczą się do roli „otoczenia niekapitalistycznego” dla nowouprzemysłowionych krajów. Tylko odzyskanie politycznej hegemonii jest warunkiem uchronienia Zachodu przed tym losem.

Utopia Nowej Lewicy realizuje się ostatecznie w wizji zagłady nadmiaru ludności. Szczęśliwie dla Nowej Lewicy, pogardzana część ludzkości, zniewolona i wroga idei emancypacji od tabu obyczajowych koncentruje się w nowej klasie przemysłowej. A więc bez żalu rozstaniemy się z dżunglą dla życia w pięknym ogrodzie. Skoro ludzkość nie chce się ograniczyć poprzez naturalne mechanizmy – dobrobyt i samoograniczenie w rozmnażaniu, to zasługuje na unicestwienie w pożodze wojennej i w siedmiu plagach egipskich.

Koncepcja socjalizmu i budowania społeczeństwa bezklasowego ma także charakter uniwersalny. W koncepcji nowolewicowej mamy powierzenie władzy politycznej w rękach elity globalistycznej, ponieważ tak wynika z pragmatyzmu i sprytu polegającego na wykorzystaniu naturalnych mechanizmów ewolucyjnych kapitalizmu, nieuchronnie związanego z instytucjami demokratycznymi, które służą zagwarantowaniu swobody intelektualnej służącej budowie globalnych utopii. Przymus ekonomiczny jest dla tej grupy społecznej zniewoleniem.
Przeciwnie, w koncepcji marksistowskiej, gwarancją niezakłóconego działania mechanizmu ewolucji społecznej jest partykularny interes klasy produkcyjnej. Można się z tym zgadzać lub nie, ale nie sposób zaprzeczyć, że jest to alternatywa, w przeciwieństwie do koncepcji nowolewicowej.
Dla lewicy narodowej, Rosja jest symbolem powrotu do państwa narodowego, ponieważ jest to jedyne rozwiązanie, które zostało w ręku u Putina upierającego się przy zachowaniu Wielkiej Rosji.
Jeśli patrzeć z perspektywy grup społecznych wychowanych w duchu nowolewicowym, to istnienie państwa narodowego nie ma najmniejszego znaczenia.

Problem w tym, że część lewicy wschodnioeuropejskiej i część lewicy zachodniej zdaje sobie sprawę z faktu, że społeczeństwa podporządkowane nie przetrwają w formie państwowej. Zdaje sobie z tego sprawę prawica nacjonalistyczna.

Jak już pisaliśmy w poprzednich tekstach – Polska nie ma szansy na przetrwanie bez Unii Europejskiej, ale w ramach Unii nie przetrwa jako suwerenne państwo narodowe. Zniszczenie Rosji jest dla elit europejskich konieczne, ponieważ bez tego zniszczenia nie sposób będzie przekonać społeczeństwa europejskie do oddania suwerenności narodowej w ramach federalizacji Europy. Rosja jest sztandarem ruchu oporu wobec nowolewicowego projektu federalizacji europejskiej. Nie tylko sztandarem dla Trzeciego Świata, który nie doczekał się nigdy dekolonizacji z rąk panującej Nowej Lewicy.

Patem dla Polski jest to, że w ramach rozpadu Europy na państwa narodowe, Polska ma duże szanse paść ofiarą rozbioru ze strony wyzwolonych spod dotychczasowych ograniczeń Niemiec. A nie ma już ZSRR, który był gwarancją naszych zachodnich granic. Tym bardziej w przypadku przetrwania Rosji, powtórka z rozbiorów jest gwarantowana, ponieważ stabilizacja na granicy między zachodnią a wschodnią częścią kontynentu jest uzależniona wyłącznie od istnienia nieprzekraczalnej, kulturowej granicy dzielącej kontynent na dwie nieprzystające cywilizacje. Jak to było w historii. Państwa graniczne mają wówczas przerąbane, ponieważ ich los odzwierciedla zmienną równowagę geopolityczną w regionie. Dla Zachodu jesteśmy ziemią niczyją, czyli zamieszkałą przez niecywilizowanych tubylców, z którymi nikt się nie będzie liczył.
Stworzenie potężnego imperium polskiego na rubieży sprawia, że w skali nienawiści lokalnych podporządkowanych lokalnemu hegemonowi zajmujemy miejsce Rosji z programem nie mogącym odbiegać od rosyjskiego, carskiego imperializmu. Daje to tylko jedną gwarancję – braku spokoju i nieustającej wojny z niezadowolonymi.

W przeciwieństwie do Rosji, Polska nie reprezentuje odmiennej cywilizacji, ponieważ sami wybraliśmy zachodnią. W ten sposób, na niewielkim skrawku Europy Wschodniej mamy dwa państwa konkurujące o miano lokalnego hegemona – Niemcy i Polskę. Dla Rosji, której nie sposób potraktować jako własny obszar zamieszkały przez małpy człekokształtne (bo to barbarzyńcy, a my możemy handlować z barbarzyńcami paciorkami), jest to szansa na wchodzenie w różne układy z Niemcami, czego nie omieszkała robić w przeszłości. Nie ma miejsca dla trzeciego konkurenta, który nie tworzy żelaznej kurtyny obcości cywilizacyjnej, zastępującej granicę geograficzną między kontynentami.

Dlatego jedyną stabilną sytuacją dla Polski, potem jak Rosja stała się za Iwana Groźnego granicą cywilizacji, granicą kontynentu, pozostaje przyłączenie się do imperium carów (jak chcieli realistycznie endecy) lub pozostanie skrawkiem nieznaczącego narodu, jak Bałtowie. Obecnie, do tego koncertu pretendentów do lokalnej hegemonii przyłączyła się Ukraina, której nie udało się wchłonąć Polsce w ramach sojuszu wojennego przeciw Rosji. Ukraina ma swoje ambicje niezależne i historyczne związki z Niemcami, co czyni perspektywę wchłonięcia zachodnich ziem Polski jeszcze bardzie prawdopodobną. Trudno będzie wówczas rywalizować z Rosją, natomiast Ukraina plus Niemcy to twór pozwalający na dawno upragnioną ekspansję Niemiec na wschód.
Dlatego dla narodowców logiczną, choć paradoksalną kalkulacją pozostaje sojusz z Rosją.

Warto zrozumieć, że utrzymanie Rosji jako granicy cywilizacyjnej jest szansą dla Polski jako powstrzymującej niemiecką, naturalną ekspansję. Obecnie – w kierunku Ukrainy.

Ale tak naprawdę, to stabilną ta sytuacja nigdy nie będzie. Wyjściem jest zniesienie państw narodowych. Problem w tym, że dopóki istnieje kapitalizm, zniesienie państw narodowych będzie zasadnie uznawane przez prawicę narodową i społeczeństwa za zasłonę dymną, za zmyłkę, która służy zyskaniu przewagi przez jedne narody kosztem drugich. I dopóki istnieje kapitalizm (nawet jako postkapitalizm) to będzie podejrzenie całkowicie uzasadnione.

Czy są jeszcze jakieś wątpliwości?

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
14 marca 2025 r.