z cyklu: „Jaja jak czerwone berety”
Jebnął mróz – innej równie skutecznej broni pewnie Putin już ni ma. Z tego, co wiem CELEM ATAKU ORKÓW MIAŁ BYĆ „KIJÓW I LWÓW”. Nie przypadkiem armia białoruska „WYSZŁA W POLE”: „Białoruś od rana ogłosiła nieplanowe manewry. Jednostki wojskowe opuszczają w trybie alarmowym koszary i udają się w rejony ześrodkowania. W ocenie niezależnych ekspertów WSZYSTKIE OPCJE LEŻĄ NA STOLE [moje podkreślenie – równoznaczne z tym, że na stole leży również OPCJA MOJA], tym bardziej że na Białorusi znajduje się ok. 20 000 żołnierzy rosyjskich w ramach sojuszniczego zgrupowania wojsk” – słynny na lewicy ekspert wojskowy, Krzysztof Podgórski, na swym fejs-profilu już po północy bił na trwogę.
Nie dałem się zwariować. Koledzy na lewicy, jak również ci z bazaru, zapewniali mnie, że MRÓZ ZATRZYMA SIĘ NA GRANICY. Коллективный Путин i zbrodniarz nie lada zaraz kozła fiknie, grzmiał Andriej Rudoj z Paryża:
Kto by wierzył chujowym prognozom pogody i ogólnie rzec biorąc lujom?
Zanim w głowie coś mi zaświtało, w Warszawie było już minus 11 stopni. Mróz rośnie i tak ma trzymać do niedzieli włącznie. Schwyciłem to, co miałem pod ręką – dużą stalową szuflę. Drewniana nie wytrzymała naporu wroga.
Zrozumiałem: MRÓZ PRZENIOSŁO NA… PRZEDPOLA WARSZAWY. Faktycznie tak też się stało. Orki na swych ruskich czołgach podszywający się pod pługosolarki zasypały chodnik wraz z przystankiem autobusowym naprzeciwko mej posesji, odcinając tubylcom drogę ewakuacji.
I tak pierwszy raz w tym roku starłem się z po zęby uzbrojonym wrogiem.
Wygrałem, ale wiem, że wróci wraz z wiatrem ze Wschodu.
Włodek Bratkowski
14 grudnia 2022 r.