Koniec roku to czas podsumowań. Czas wyciągania wniosków z wydarzeń minionego roku. Nie brakowało wydarzeń, które skłaniają do poważnej refleksji, a przede wszystkim do przewartościowań. W Polsce wielu ludzi dokonuje właśnie takich przewartościowań, dostrzegając, że nadzieje pokładane w zmianach okazały się budowane na bardzo ruchomych piaskach. Nie oznacza to zresztą, aby owe przewartościowania skłaniały zawiedzionych do korekty poglądów. Raczej, jak zawsze, polegają na wyrażaniu rozczarowania, mało konstruktywnym obrażeniu się na polityków, którzy kłamią i oszukują naiwnych wyborców.
Wszystko to, oczywiście, prowadzi większość ludzi do stwierdzenia, że rozczarowują się do polityki i zajmują od tej pory własnym interesem i niczym więcej. Co, rzecz jasna, jest tym, o co chodziło politykom, którym łatwiej jest manipulować stadem baranów dobrowolnie ograniczającym swoje zdolności poznawcze do czubka własnego nosa i to jeszcze w aurze chwały i obrażonej niewinności.
Objęcie całości obrazu politycznego nie należy do rzeczy łatwych. Nie może się ustrzec przed mimowolnymi uproszczeniami, co sprawia, że żadne rozumowanie nie jest całkowicie przekonujące dla odbiorców. Dlatego w marksizmie, również w uproszczony sposób, usiłujemy sprowadzić przyczyny oporu wobec racjonalnych argumentów do kryterium interesu klasowego. Jest to prawomocna metoda obiektywizacji zjawiska, chociaż każdy marksista ma pełną świadomość tego, że jednostki mogą mieć świadomość wychodzącą poza swoje klasowe ograniczenia, a nawet przeciwstawne owym uwarunkowaniom.
Tym bardziej, jeśli struktura społeczna składa się z grup, które nie stanowią klas, a więc nie mają jasności swego interesu klasowego, tylko przybliżają się w swoim rozumieniu świata do tej czy do innej klasy społecznej.
Interesy klasowe są związane z interesami ekonomicznymi. Podstawową ramą społeczną, na której budowane jest społeczeństwo, jest baza gospodarcza, czyli produkcja dóbr niezbędnych do reprodukcji materialnej owego społeczeństwa. Klasy antagonistyczne, zaangażowane w tę relację produkcyjną, stanowią oś podstawowego antagonizmu społecznego, który organizuje strukturę interesów poszczególnych, odrębnych grup społecznych, nie należących do dwóch klas antagonistycznych.
Ta podstawowa prawda marksizmu nie jest uznawana przez dominujący na lewicy nurt postkapitalistyczny i postmarksistowski. Postmarksizm karmi się aksjomatem, że żyjemy w postkapitalizmie, a więc nie ma więcej klasowego antagonizmu nieuchronnie związanego z systemem produkcji, inaczej z kapitalistycznym (szerzej: klasowym) sposobem produkcji. Gospodarka oparta na usługach nieprodukcyjnych jest zasadniczym czynnikiem przezwyciężenia kapitalizmu w ramach ogólnej ewolucji społecznej, której motorem napędowym jest postępowa myśl społeczna rozwijana przez grupy społeczne obiektywnie oddalone od głównej osi antagonizmu klasowego, a więc zdolne do zerwania z klasowym zacietrzewieniem i do skupienia się na rozwijaniu koncepcji demokratycznej. Zasada demokracji jest zasadą ewolucji postkapitalistycznej, zastępującą mechanizmy walki klasowej na rzecz mechanizmów rozwiązywania sprzeczności klasowych na drodze regulacji prawnych, zgodnych z rozumem ludzkim i poczuciem sprawiedliwości.
Poczucie sprawiedliwości osiągnęło poziom, kiedy ludzkość zrozumiała, że wszystkie jednostki ludzkie są równe i mają równe prawo do korzystania ze wszystkich możliwości samorozwoju, które osiągnęła owa ludzkość w osobach swoich najbardziej uprzywilejowanych przedstawicieli.
I tu zaczyna się problem, ponieważ równie rozsądnie i zgodnie z Rozumem, ludzkość dochodzi do takiego poziomu zaspokojenia swoich potrzeb i fantazmów konsumpcyjnych, które są nie do pogodzenia z wymogami ekologii. W tym sensie, na drodze powszechnej równości stoi zasada ekologii. Zahamowanie rozwoju ludzkich potrzeb jest sprzeczne z aksjomatem stałego podążania za obalaniem wszelkich barier samorozwoju, czyli realizowania wszystkiego, co jest możliwe technologicznie. Technologia daje nam nadzieję na rozwiązywanie nie tylko problemów społecznych (eliminacja pracy produkcyjnej wykonywanej przez człowieka na rzecz przerzucenia jej na barki robotów, które jednocześnie stają się istotami ludzkimi w dłuższej perspektywie historycznej – co odradza antagonizm w jego klasycznej formie), ale i na eliminację chorób i doścignięcie celu nieśmiertelności jednostkowego ciała.
W ten sposób mamy problem wyboru: albo rozwijamy potencjał człowieka, albo realizujemy ideał równości w dostępie do owoców postępu.
Sposobem na chwilowe przezwyciężenie tej sprzeczności, jest ekspansja dotychczasowej dynamiki na skalę kosmiczną.
Aby ta alternatywa zaistniała, musi rozwijać się gospodarka typu kapitalistycznego. Czynnik konsumpcjonizmu stoi w sprzeczności z dynamiką rozwoju.
Świat zachodni jest światem konsumpcjonizmu, natomiast dynamika kapitalistycznej ekspansji przeniosła się na Wschód, do Chin, czy szerzej: do Azji.
Co więcej, z naszych analiz prowadzonych w mijającym roku wynika wniosek, że dla rozwoju dynamiki kapitalistycznej niezbędne jest potraktowanie Zachodu jako „otoczenia niekapitalistycznego”. Zgadza się to z koncepcja, w imię której zachodnia cywilizacja stała się modelem postkapitalistycznym. To wynika z przestawienia jej gospodarki na usługi nieprodukcyjne, a więc na poleganie wyłącznie na zewnętrznych źródłach dostaw dóbr materialnych, niezbędnych do reprodukcji społeczeństwa.
Trudności w zagwarantowaniu sobie taniego dopływu owych dóbr wynika z faktu, że reszta świata, po upadku koncepcji socjalistycznego międzynarodowego podziału pracy polegającego na uzupełnianiu się gospodarek i ich kooperacji, a nie rywalizacji i konkurencji, powodują, że społeczeństwa zachodnie mają do wyboru dwie drogi. Jedna polega na militarnym podporządkowaniu reszty świata dotychczasowym regułom gry, co daje społeczeństwom zachodnim chwilę wytchnienia i odsunięcie na jakiś czas groźby zagłady. Gospodarka oparta na usługach nieprodukcyjnych, tracąca przewagę technologiczną, która była „pokojowym” (nie-militarnym lub ograniczenie militarnym) sposobem zmuszania reszty świata do darmowego utrzymywania owych konsumpcyjnych społeczeństw, nie jest w stanie zabezpieczyć prawa obywateli do godnego życia.
Przeciwko temu buntują się prawicowi suwereniści, którzy dążą do odtworzenia gospodarki pełnej, produkującej niezbędne dla autonomicznej reprodukcji społeczeństwa dobra materialne, czyli do odtworzenia dynamicznego kapitalizmu. Jest to związane z reprodukcją stosunków klasowych o charakterze antagonistycznym i z odtworzeniem nierówności społecznej. Niemniej, w porównaniu z alternatywą lewicowo-demokratyczną, która dla zachowania postępu niemożliwego do upowszechnienia musi dążyć do ograniczenia liczebnego swoich populacji, jest ona przyczyną, dla której masy społeczne popierają raczej prawicowych populistów niż lewicowych demokratów. Redukcja populacji rozpoczyna się bowiem od grup najsłabszych. Dużo słyszymy o pauperyzacji klasy średniej, ale ta pauperyzacja dokonuje się głównie na zasadzie eliminacji tych grup, które znalazły się w tzw. klasie średniej prawem kaduka. „Klasa średnia” obejmuje zasadniczo wszystko, co nie należy do grupy wielkiego kapitału, a więc jest pojęciem bezużytecznym w teorii społecznej.
Zachód nagromadził bogactwo przez stulecia i obecnie, dla rozwoju dynamiki kapitalistycznej, której Centrum znajduje się na Wschodzie, niezbędne jest zużycie tego bogactwa mieszczącego się w „otoczeniu niekapitalistycznym” (a raczej – postkapitalistycznym) dla potrzeb naoliwienia machiny kapitalistycznej. Analogicznie do tego, co miało miejsce w początkach kapitalizmu europejskiego.
Warunkiem rozwoju kapitalizmu w jego odtworzonej fazie dynamicznej jest narzucenie Zachodowi statusu „otoczenia niekapitalistycznego”, czyli regionu poddanego rabunkowi, bez którego kapitalizm nie może się rozwijać względnie bezkonfliktowo w swym Centrum.
Ewolucja dotychczasowego modelu cywilizacyjnego, postkapitalistycznego, wymaga więc powrotu do dynamiki tego systemu, aby zrealizować projekt ekspansji, bez której utopia lewicy demokratycznej jest tylko fantazja i iluzją.
Nic dziwnego, że projekty globalistyczne typu ekspansji w kosmos, hołubione przez Elona Muska, obiektywnie są zmuszone do korumpowania dynamiki ekonomicznej Chin w kierunku budowania kapitalizmu. Do tego samego opanowania świata i zahamowania buntu społecznego zmierzają projekty Forum Światowego z jego ideologiem, Klausem Schwabem.
Rzecz w tym, że zwolennikom tych globalnych projektów wydaje się, iż są one koniecznie związane z ewolucją społeczeństw zachodnich. Jednak niekoniecznie.
Wbrew marzeniom lewicy, z apokalipsy Zachodu jako „otoczenia niekapitalistycznego” obronną ręką wyjdą jedynie grupy uprzywilejowane, elity, czyli sól zachodniej ziemi. Tym bardziej ci odrzuceni i przeklęci wybierają prawicowy populizm i znany z historii tryb życia jako służba folwarczna lub chłop pańszczyźniany. Nie bez przyczyny w naszym społeczeństwie upowszechnia się masowo debilny obraz wsi spokojnej, wolnej od konfliktów klasowych, gdzie właściciel i chłop żyli w harmonii i obopólnej przyjaźni, zniszczonej przez podłych komunistów, którzy omamili chłopa wizją upodmiotowienia jako wolnej i równej jednostki ludzkiej.
Projekt wolnej i równej jednostki ludzkiej zakończył się wraz z hegemonią Zachodu. Przypadkowo był on ograniczony do społeczeństwa zachodniego, gdzie rolę chłopa pańszczyźnianego i robola odgrywały społeczeństwa „reszty świata”. Z wyłączeniem elit podporządkowanych społeczeństw, które były potrzebne jako banda nadzorców niewolników.
Charakterystyczne, że lewica zachodnia jakoś nie wyszła nigdy poza utopijne żądanie demokratyzacji społeczeństw, które w warunkach imperialistycznej globalizacji z definicji nie mogły wyjść poza autorytarne rządy kompradorskich elit. Demokratyzacja jest dla lewicy warunkiem zbudowania silnej gospodarki, która jakimś cudem powinna na tej bazie być gospodarką przeciwstawną kapitalistycznej i to w sytuacji, kiedy sama zachodnia lewica nigdy nie potrafiła zakwestionować kapitalizmu u siebie, w warunkach pełnej burżuazyjnej demokracji.
W przypadku Trzeciego Świata oczekiwała więc chyba prawdziwej, proletariackiej demokracji, która jest faktycznie warunkiem budowy socjalistycznej gospodarki. To najlepiej pokazuje, że lewica zachodnia nigdy nie miała projektu innego niż ten, który się dziś urzeczywistnia na naszych oczach.
Oczekiwania części lewicy idą w kierunku rozumienia gospodarki kapitalistycznej Chin jako alternatywy dla zachodniego kapitalizmu. Trzeci Świat oczekuje od Chin realizacji socjalistycznego, międzynarodowego podziału pracy i ma pewne podstawy w posunięciach chińskich. Niemniej, jeśli Chiny chcą się utrzymać i nie ulec presji Zachodu, muszą podjąć logikę kapitalistyczną. Inaczej nie wyjdą z roli „otoczenia niekapitalistycznego” (permanentnie przedkapitalistycznego), na którym pośliznął się już ZSRR.
Pytanie, które tu się rodzi, polega na wątpliwości, czy słabość Zachodu nie stwarza możliwości, aby „reszta świata” narzuciła przewagę gospodarki niekapitalistycznej. Trudność polega na tym, że gospodarki niedynamiczne przegrywają z reguły w starciu z gospodarkami dynamicznymi.
Chiny stoją wobec dylematu, jak narzucić stabilność i zrównoważony rozwój przy rywalizacji z dynamicznym kapitalizmem, który może się odrodzić na Zachodzie, jeśli uda mu się zwyciężyć w obecnej rywalizacji. Jeszcze musimy założyć dobrą wolę kierownictwa Chin i świadomość polityczną, jakiej brakuje nawet lewicy czy marksistom.
Klub BRICS nie ma na celu zniszczenia gospodarczego Zachodu. Zachód jest najlepszym gwarantem utrzymania przywilejów burżuazji i elit kompradorskich w Trzecim Świecie. Rywalizacja odbywa się na poziomie globalistycznego imperializmu. Jeśli Chiny zniszczą dominację finansową Zachodu, to przejmą wszystkie problemy kapitalizmu, włącznie z walką klasową.
Społeczeństwa są w dużym stopniu (wyższe grupy społeczne) zaangażowane w imperialistyczną formułę przetrwania. Bez dostępu do dyspozycji środkami produkcji, jednostkom pozostaje tylko walka między sobą o udział w procesie wtórnego podziału dochodów. Większość społeczeństwa nie ma perspektywy uzyskania takiej dyspozycji, poza drobnymi działkami ziemi tu i ówdzie. Ale jest to wyjście tylko dla najbogatszych, którzy już mają swój udział jakoś zabezpieczony.
Społeczeństwo będzie wywłaszczało ubogą część społeczeństwa z takich działek, bez alternatywy w postaci pracy w fabryce. Poszerza się więc udział ludności zbędnej. W tej sytuacji, kiedy nie ma przemysłu do przejęcia w swoje ręce, ludzie muszą popierać imperialistyczną politykę swoich rządów lub klasową alternatywę prawicy, obiecującą biedę, ale do pewnego stopnia stabilne życie w charakterze cudzego parobka.
Ekonomicznie więc, Chiny są proponentem – przynajmniej w oczach świata – gospodarki zrównoważonej. Ale nie w oczach lewicy zachodniej, która widzi w rozwoju przemysłu zagrożenie dla środowiska. Tak więc, oba nurty – gospodarczy i polityczny – nie spotkają się w jednej akcji politycznej. A tylko wsparcie ideologii socjalistycznej mogłoby sprawić, że projekt chiński zyskałby polityczną świadomość i celowość. Dyspozycja przez klasę robotniczą środkami produkcji byłaby gwarantem planowego, a więc nie kosztem środowiska, rozwoju przemysłu i rolnictwa.
Ani kierownictwo chińskie, ani lewica zachodnia nie wydają się odpowiednimi podmiotami dla realizacji tego programu marksistowskiego.
Ekspansja chińskiego kapitalizmu będzie więc napędzała projekt podtrzymywania dynamiki kapitalistycznej dzięki podbojowi kosmosu. Do tego wystarczą roboty plus sztuczna inteligencja. Kwestii społecznej to nie rozwiązuje.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
30 grudnia 2024 r.