Aktualne działania wojenne w Europie są wynikiem dążenia mieszkańców Europy Zachodniej do zachowania i kontynuacji dotychczasowego, wygodnego życia na koszt innych. Bynajmniej nie jest to koniec procesu zmian zapoczątkowanych po upadku ZSRR i tzw. bloku wschodniego. Nie ulega wątpliwości, że tak wielka zmiana polityczna, ekonomiczna i społeczna, jaka dokonała się w ostatniej dekadzie XX w., musiała wymagać procesów dostosowawczych w tych wszystkich dziedzinach.
O świadomości konieczności zmian świadczą ruchy elit politycznych UE wobec państw, które dołączyły do zjednoczonego kontynentu. Zasadniczym warunkiem przyjęcia do „zacnego grona” było zlikwidowanie własnego przemysłu i przestawienie go na tory przydatka do gospodarki europejskiej, a w szczególności – niemieckiej. W ten sposób gospodarka unijna z góry eliminowała konkurenta, który mógł okazać się groźny. Obciążenie budżetu unijnego pomocą dla państw nowoprzyjętych było formą daniny, jaką USA narzuciły Europie w celu sfinansowania odciągnięcia owych państw od jakichkolwiek związków z Rosją. Więzi ekonomiczne zdołały się bowiem wytworzyć w trakcie minionych 40 lat obecności w RWPG. Związki z Rosją zostały zapośredniczone przez struktury unijne, co pogłębiło zależność gospodarek takich jak polska od struktur europejskich.
Jednocześnie, w stosunku do Rosji podejście unijne było odmienne. Wzięcie na garnuszek pomocowy tego państwa, nawet gdyby nie przeszkadzała temu gra strategiczna USA, było zasadniczo niemożliwe bez rozsadzenia gospodarki europejskiej. Ponadto, odmiennie niż w przypadku krajów nowoprzyjętych, gdzie likwidacja przemysłu była fałszywie uzasadniana względami ekologicznymi, gospodarka Rosji została podobnie zniszczona, ale nie do końca. Pozostawiono brudny przemysł wydobywczy i ogólnie surowcowy, który został podporządkowany potrzebom gospodarki europejskiej. Odmowa przyjęcia do UE i do NATO świadczyła o umywaniu rąk od kosztów związanych ze skutkami ekologicznymi i społecznymi takiej drastycznej redukcji poziomu rozwoju przemysłowego Rosji.
Jednym słowem, Europa potraktowała Rosję jak nową kolonię, która sama się oddała w ręce kolonizatora. Nie warto dodawać, że taka pozycja w pełni satysfakcjonowała nową klasę rosyjskiej burżuazji kompradorskiej. Gorzej z satysfakcją utrzymujących się z pracy rąk własnych mieszkańców Rosji. W porównaniu z ZSRR ludności pogorszyło się znacznie, a przy okazji wzrosły aspiracje tzw. klasy średniej, co tylko zwiększyło presję na panujący ośrodek władzy. Pogorszenie sytuacji gospodarczej ma decydujący wpływ na poziom życia obywateli. Aspiracje tzw. klasy średniej są oparte na głębokim, niczym nie uzasadnionym przekonaniu, że realne bogactwo materialne, które stanowi podstawę zabezpieczenia wyższych potrzeb, może być efektem pracy nieprodukcyjnej.
Uczciwie mówiąc, to przekonanie jest słuszne pod jednym warunkiem, a mianowicie, że kraj bazujący na przewadze w rozwoju technologicznym i intelektualnym potrafi sobie zabezpieczyć panowanie w relacjach z otoczeniem. Jednym słowem, nie musząc sam produkować dóbr podstawowych, ma wystarczająco wiele środków z egzekwowania prawa własności do niezbędnej technologii, że może tanio kupować niezbędne dobra. Ponieważ jednak w gospodarce rynkowej technologia prędzej czy później się upowszechnia, obiektywną przewagę intelektualną warto podbudować przewagą militarną. Ta sprawia, że kraje, które początkowo chętnie przyjmują cudze warunki dostępu do rynku międzynarodowego, rychło przekonują się, że w ten sposób tylko utrwalają własne podporządkowanie i że rozwój na własny rachunek pozostaje nierealną mrzonką. Im bardziej kraj się o tym przekonuje, tym bardziej się buntuje, a więc obecność baz wojskowych okazuje się dla nowych kolonizatorów dowodem na sporą przenikliwość i zdolność przewidywania.
Pod koniec XX w., państwa Europy Zachodniej uznały pomysł na własną dezindustrializację za bardzo dobry. Wystarczającym dowodem przezorności było pozostawienie Niemcom troski o przemysł europejski. Tanie surowce energetyczne i inne z Rosji przyczyniły się do zbudowania potęgi gospodarki niemieckiej i do zapewnienia jej ekspansji jako eksporterowi netto. Plus tania siła robocza w państwach Europy Środkowo-Wschodniej wykazująca się w montowniach. Ta potęga została zbudowana na zależności neokolonialnej Rosji wobec UE. To znaczy, bez zwrotnych korzyści, poza możliwością bogacenia się rosyjskiej burżuazji kompradorskiej, którą określono mianem oligarchii, stwarzając pozory, że różni się ona czymś istotnym od klasy kapitalistów na Zachodzie. W żadnym państwie niesuwerennym nie ma możliwości stworzenia innej postaci klasy kapitalistycznej. Zarówno w Rosji, jak i w krajach afrykańskich, które obecnie wykorzystują moment, aby wyrwać się ze stanu niesuwerenności neokolonialnej, wysiłki na rzecz stworzenia instytucji demokratycznych pozostają i muszą pozostać jałowe. Zwyczajnie nie może być demokracji na modłę zachodnią w krajach, w których większość społeczeństwa cierpi biedę, zaś mniejszość związana z zachodnimi strukturami utrzymywania podległości, czerpie z tego określone korzyści. Burżuazja kompradorska jest jedyną formą klasy kapitalistów, która jest tam możliwa. Ze względu na utrwalenie struktur podległości, mimo upływu dekad, ta klasa nie ma gruntu do przekształcania się „normalną” klasę kapitalistów. Dlatego społeczeństwa tych krajów nie mają innego wyjścia, jak tylko odrzucić burżuazyjną instytucję demokracji na rzecz władzy dyktatorskiej, z nadzieją, że ta nie zdradzi ludu i zburzy struktury zewnętrznego podporządkowania.
Inaczej dyktatura burżuazji kompradorskiej będzie utrzymywała społeczeństwo w ryzach w interesie obcego kapitału i swoim własnym, stale zderzając się z niesprawiedliwym zarzutem braku demokracji. Fakt, nie ma demokracji, ale gdyby była, nie moglibyśmy służyć obcemu kapitałowi. Czy trudno to zrozumieć?
Hipokryzja elit zachodnioeuropejskich walnie przyczyniła się do doprowadzenia sprzeczności do momentu, w którym nie dało się już jej rozwiązać inaczej, jak przez cięcie mieczem.
Kraje dominujące w międzynarodowym ładzie nie mogą sobie pozwolić na demokrację w krajach podporządkowanych i sięgają po przygotowane zawczasu narzędzia militarne, które mają przywrócić dotychczasowy porządek.
Przywódcy państw zachodnich zorientowali się poniewczasie, że dezindustrializacja własnej gospodarki była błędem. Miała ona sens w sytuacji stabilnej przewagi ekonomicznej i militarnej Zachodu, ale w nowych warunkach, szczególnie wzrostu gospodarki chińskiej, owa stabilność rozwiała się jak dym.
Chcemy przez to powiedzieć zwyczajnie, że Rosja pozostała po rozpadzie ZSRR pozbawiona perspektyw ekonomicznego rozwoju. Nacisk najuboższych, uzależnionych od przemysłu klas i warstw idzie w innym kierunku niż nacisk elit inteligenckich. Te ostatnie łudzą się wciąż nadzieją, że Unia Europejska może zapewnić rosyjskiej tzw. klasie średniej poziom życia, do jakiego ona aspiruje. Nie zauważa ona i nie chce zauważyć losu powstających demokracji w krajach posocjalistycznych i tego, że aspiracje klasy średniej w tych krajach nadal pozostają niezaspokojone. Nie rozumie ona dlaczego tak się dzieje i sądzi, że to niedostatek instytucji demokratycznych, które można stworzyć ot tak, na życzenie.
Nie tylko Rosja stanęła w obliczu impasu i braku perspektyw dla swej gospodarki. Przesunięcie sympatii dołów społeczeństwa ku prawicowym partiom populistycznym jest oczekiwanym wynikiem niemożności zbudowania instytucji demokratycznych w państwie o słabej gospodarce. Przyłączenie państw posocjalistycznych do UE było ruchem czysto politycznym, mającym na celu izolowanie Rosji na terenie europejskim. Ale pozostałe kraje nowoprzyjęte także pozostają elementem obcym, nie przyczyniającym się w znaczącym stopniu do gospodarczej prosperity Europy. Pozostają raczej na unijnym garnuszku, co nie wzbudza entuzjazmu w społeczeństwach zachodnioeuropejskich.
Według demokratycznej opozycji w Polsce, rząd partii Jarosława Kaczyńskiego ma charakter wręcz archetypowo antyeuropejski, nacjonalistyczny, wręcz faszyzujący (to określenie znikło ze słownika współczesnej opozycji demokratycznej po decyzji Putina o agresji na Ukrainę). W każdym razie, określenie tego rządu jako łamiącego zasady demokracji nie nastręczało opozycji szczególnego kłopotu, a jednak rewolty wobec tego rządu nieodmiennie spełzały na niczym, albowiem nie miały wsparcia w postaci sankcji, którymi Zachód tak lubi szermować wobec Rosji, nie wspominając już o Kubie czy Iranie.
Poparcie dla demokracji w Polsce nie ma najmniejszego sensu ze strony USA, ponieważ bez konkretnego rozwoju gospodarczego żadna demokracja nie ma najmniejszej szansy na utrzymanie się na dłuższą metę. Rządy demokratyczne, poza tym, kontynuowałyby politykę opierania się na unijnej pomocy, która w sytuacji strukturalnego kryzysu kapitalizmu byłaby postulatem utopijnym. Nie ma więc żywotnego interesu w rządach demokracji w Polsce.
Powrót do władzy PiS z programem prawicowego populizmu nabrał cech realizmu potem, jak Trump odsłonił swoją politykę reindustrializacji gospodarki amerykańskiej. Kaczyński chce realizować ten sam program. Stąd poparcie grup proletariackich i proletaryzujących się w coraz szybszym tempie drobnych przedsiębiorców. Realizm tego programu zasadza się na założeniu, że dla zbudowania polskiej potęgi przemysłowej konieczne jest rozbicie współpracy między Niemcami a Rosją, która daje Niemcom druzgocącą przewagę w walce o bycie pierwszą gospodarką europejską. Stworzenie dużego organizmu politycznego, sklejonego z państw połączonych wspólną nienawiścią do Rosji i lękiem przed jej odrodzeniem się, jest warunkiem wstępnym ubiegania się o dostęp do surowców zlikwidowanej i podzielonej Rosji, niezbędnych do budowy silnego ośrodka gospodarczego.
Niechęć do Zachodniej Europy wynika w tej układance z faktu, że istotnie, Unia Europejska zniszczyła polską gospodarkę (cóż z tego, że z przyzwoleniem również dzisiejszych rewanżystów spod znaku PiS) i obnażyła w ciągu minionych dwudziestu lat program niezgody na jej odbudowę w dowolnej perspektywie czasowej. Upadek ekonomiczny Europy Zachodniej przyspieszony przez amerykańską manipulację, która doprowadziła do wybuchu konfliktu wojennego między Rosją a Ukrainą, daje projektowi Kaczyńskiego pewne pozory realności. Ponieważ rozkawałkowana Rosja przestanie monopolizować własność surowców syberyjskich, przestanie obowiązywać uprzywilejowany dostęp do owych surowców przez Europę Zachodnią. Przegrana Rosji w tym konflikcie oznacza wzięcie pod kontrolę Syberii przez USA i ich sojuszników, takich jak Polska i Ukraina.
Polska ma ambicje stania się mocarstwem gospodarczym na miarę do niedawna Niemiec oraz militarnym na miarę Francji. Wojna z Rosją powoduje, że wydają się one realne. Jak będzie w rzeczywistości, zależy od rozwoju sytuacji. Narastają bowiem sprzeczności, które muszą przebudować sposób postrzegania rzeczywistości przez grupy społeczne oraz przez siły polityczne. Jeżeli upadnie Unia Europejska, upadnie biurokracja, która pozostaje w pełnym uzależnieniu od interesów amerykańskich. Biurokracja, sama nie będąc klasą, ale uzurpująca sobie władzę nad strukturami państwowymi, musi się orientować na interesy siły, która ma realną władzę klasową i dlatego potrafi budować spójną politykę.
Uwolnione sprzeczności społeczne rysują się dość mgliście w społeczeństwach zdezindustrializowanych i dlatego zapewne będziemy mieli do czynienia z tworzeniem się sojuszów i bloków, które będą parły do rozstrzygnięcia kwestii europejskiego przywództwa na drodze konfrontacji wojennej.
Podsumowując: konflikt zbrojny między Rosją a Ukrainą, jednoznacznie oceniany na świecie jako konflikt zastępczy między Rosją a USA, tak naprawdę jest konfliktem zastępczym między USA a Europą Zachodnią. Gospodarka europejska, wsparta przez surowce rosyjskie, ma potencjał przekształcenia się w trzecie centrum rozwoju kapitalistycznego na świecie, po USA i Chinach. Konflikt toczy się o odebranie Europie monopolu na uprzywilejowany dostęp do rosyjskich surowców.
Korzenie konfliktu tkwią w strukturalnej niemożliwości systemu kapitalistycznego, aby włączyć wszystkich we współpracę gospodarczą na zasadach równej korzyści. Tak naprawdę, to przyczyną obecnego konfliktu jest brak perspektyw rozwoju dla krajów, które weszły do Unii. Są one nawet mocniej niż Rosja rozczarowane współpracą z Europą Zachodnią.
Stopniowo narastająca krytyka podżegaczy wojennych oraz braku suwerenności wobec polityki amerykańskiej wobec Europy nie mogą zatrzeć faktu, że podłoże dla konfliktu przygotowała sama Europa Zachodnia traktowaniem wschodu Europy jako zwasalizowanego folwarku i brakiem jasnej polityki integracji tego obszaru w gospodarce europejskiej. W sytuacji dezindustrializacji zjednoczona Europa nie ma żadnej propozycji dla proletariackich grup społecznych. Ta część ludności okazuje się trwale niepotrzebna i jest marginalizowana z pełną świadomością. Nową sytuacją jest jednak pauperyzacja warstw pośrednich, wynikająca z utraty niekwestionowanej pozycji kolonialisty, uprawniającej do czerpania z wartości dodatkowej społeczeństw podporządkowanych.
Te procesy odrodziły i wyniosły na przód sceny politycznej prawicowe partie populistyczne z ich nacjonalistycznym programem. To normalne, że wszelkie prawicowe głosy racjonalnie postrzegające przyczyny konfliktu i widzące w agresji rosyjskiej desperackie działanie ofiary narastającej prowokacji amerykańskiej nie będą chciały przyznać winy Europy. Jak na razie, zadowalają się obnażaniem, że Zachodnia Europa jest ofiarą podporządkowania się woli amerykańskiego suwerena.
To prawda, ale tylko w połowie. Druga połowa polega na stwierdzeniu, że Zachodnia Europa świadomie i cynicznie pozbawiła nie tylko Rosję, ale i państwa posocjalistyczne perspektywy rozwojowej dla własnej imperialistycznej korzyści.
Kiedyś zawsze trzeba zapłacić za swoje winy.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
14 października 2022 r.