Dawno, dawno temu, ale to nie bajka… W dniach 10-13 lipca 1967 r., na Freie Universitaet Berlin (Zachodni, rzecz jasna) zorganizowano kilka ważnych debat i dyskusji związanych z wizytą amerykańskiego guru Nowej Lewicy, Herberta Marcusego. Tematyka spotkań została ujęta lakonicznie jako „koniec utopii”, co miało wskazywać na odnaleziony wreszcie paradygmat skutecznego, radykalnego działania antysystemowego, chociaż… w ramach istniejącego porządku.
W istocie, owa nowa idea Nowej Lewicy ucieleśniała odgrzewane kotlety dobrego, starego bernsteinowskiego rewizjonizmu, który tak naprawdę stanowił podłoże teoretyczne tzw. ortodoksji II Międzynarodówki, określonej słusznie przez Lenina jako we właściwym momencie historycznym objawione renegactwo polityczne w osobie „papieża marksizmu”, Karola Kautsky’ego.
Faktycznie, jeśli wierzyć francuskiej historyk, Annie Lacroix-Riz, która powołuje się na pracę niemieckiego historyka (nota bene bynajmniej nie marksisty, ale wręcz przeciwnie – nazistowskiego, choć nie stroniącego od studiów archiwalnych), Fritza Fischera (patrz: Germany’s Aims in the First World War, internet), na niemieckiej scenie politycznej w przeddzień I wojny światowej nie istniało (za wyjątkiem USPD) żadne (w tym socjaldemokratyczne) ugrupowanie polityczne, które by odrzucało niemiecki imperializm początku minionego stulecia.
Fakt ten ilustruje dosadnie tezę, że poza bolszewikami nie istniała w zasadzie żadna partia polityczna, która traktowałaby poważnie Marksowski projekt przezwyciężenia klasowej logiki ewolucji ludzkiego społeczeństwa. Odrzucanie projektu Marksowskiego przez liberalną lewicę nie zaczęło się po śmierci Marksa, ale miało miejsce już wcześniej.
Rozbieżność ujawniała się podczas budowania organizacji klasy robotniczej, zdolnej do czuwania nad procesem walki klasowej.
Zasadniczą osią niezgody było przekonanie lewicowych przeciwników Marksa, że przyjęcie kierowniczej roli klasy robotniczej w ruchu prowadzi do zanegowania wolności i swobód demokratycznych, wywalczonych w ramach społeczeństwa burżuazyjnego. Wolności te były co prawda ograniczone do dość wąskiego kręgu społeczeństwa oraz charakteryzowały się formalnym, by nie rzec – fasadowym charakterem, niemniej stanowiły wartość z perspektywy ewolucji społeczeństwa.
Początkowo przypisywano ciągoty autorytarne osobie Marksa, co pozwoliło na uniknięcie odpowiedniego zarzutu pod adresem samego ruchu robotniczego. Podobnie interpretowano następnie w ruchu stanowisko bolszewików, dostrzegając w nim odbicie wady wodzostwa przypisanej Leninowi.
Sednem negacji marksizmu przez rewizjonizm Bernsteina było zakwestionowanie Marksowskiej teorii wartości opartej na pracy. Nie wracając do problematyki niejednokrotnie poruszanej i omawianej w naszych artykułach, chcemy tylko zwrócić uwagę na to, że Marksowskie uzasadnienie krytyki wyzysku klasowego opiera się na fakcie wywłaszczenia historycznego bezpośrednich producentów z własności środków produkcji. Do żadnej innej grupy społecznej, poza klasą antagonistyczną bezpośrednich producentów w sferze materialnej produkcji, nie stosuje się ten argument Marksa.
Dzięki owemu wywłaszczeniu powstała klasa panująca, która metodami prawnymi, gwarantowanymi przez represyjne państwo, przywłaszcza sobie efekty pracy w sferze materialnej, czyli bazy utrzymania i reprodukcji dowolnego społeczeństwa, oraz może stwarzać właściwe swojemu sposobowi produkcji mechanizmy redystrybucji nadwyżki (wartości dodatkowej sfery materialnej) w nadbudowie społecznej.
Utrzymując, że zrewidowana teoria nadal jest wierna duchowi marksizmu, postulowano, iż każda praca wytwarza wartość, która w warunkach kapitalizmu podlega wyzyskowi i przyczynia się do podniesienia stopnia rozwoju społeczeństwa. Nie ma powodu, aby twierdzić, że wyłącznie praca robotnika produkcyjnego wytwarza wartość dodatkową, na której można oprzeć bazę materialną społeczeństwa. W okresie początkowym imperializmu, do którego nawiązujemy, teoretycy marksizmu byli zainteresowani raczej relacjami wzajemnymi rozwiniętych i konkurujących państw kapitalistycznych. Ich wzajemna konkurencja prowadząca do wojen imperialistycznych była postrzegana jako sprawa między nimi. Nie interesowano się odczuciami ludów reszty świata. Ekspansja mocarstw imperialnych i ich wzajemne ograniczanie się, szczególnie narzucanie hegemonii przez centra kapitalistyczne, które wcześniej zapewniły sobie zewnętrzne rynki zaopatrzenia i zbytu, była oceniana jako sprawiedliwa lub nie. Ponieważ produkcja odbywała się głównie w centrum, wyzysk był kojarzony z własnym terytorium. Poprawa sytuacji, a więc zelżenie wyzysku w kraju, była możliwa dzięki lepszym warunkom produkcji, a więc zaopatrzenia i zbytu. Cywilizowane warunki kapitalistycznej konkurencji wydawały się możliwe do ustanowienia dzięki zmuszeniu rządów imperialistycznych przez ich społeczeństwa do prowadzenia polityki ugody. Brak zgody na ustąpienie na rzecz konkurenta było uznawane słusznie za niesprawiedliwe. Jeszcze nie istniało poczucie, że ustępstwo odbywałoby się kosztem Peryferii i jej ludności.
Warto bowiem uświadomić sobie, że dopiero wraz ze wzrostem świadomości narodów kolonialnych, w epoce chwiania się kolonializmu, zaczęto się zastanawiać nad marksistowskim podejściem do kwestii ludów znajdujących się poza rozwiniętymi centrami kapitalizmu. Czy Marks widział w kolonizacji Indii raczej postęp przynoszący na długą metę korzyści ludności tubylczej, czy wręcz przeciwnie?
Tak więc socjaldemokraci niemieccy w swej większości postrzegali sytuację Niemiec i ich imperializmu jako krzywdzącą dla tego kraju i nie troszczyli się o ewentualne odczucia ludności kolonii, które powinny lub nie powinny przypaść Niemcom w ramach „sprawiedliwego” podziału świata. Wartość cywilizacji zachodniej, z jej wolnością i prawami jednostki, była niekwestionowana. Z chwilą jednak, kiedy zaczęto postrzegać ludność Peryferii jako osobny podmiot polityczny, pojawiło się dwoiste podejście do sprawy. Z jednej strony, same społeczeństwa Peryferii „zagłosowały” i wypowiedziały się za wartościami zachodniej cywilizacji, w szczególności jej kultury.
Ten fakt zanegował istotność powrotu do przewartościowań związanych z socjaldemokracją okresu II Międzynarodówki: model zachodni stanowi prawomocny wzorzec rozwoju społeczeństw Peryferii. Należy więc liczyć się z ludnością Peryferii, ale jednocześnie ta ludność nie wnosi swoich specyficznych wartości i relacji społecznych jako konkurencyjnych wobec zachodniego modelu. Już nie można liczyć na to, że dla dobra cywilizacji elity państw imperialistycznych powinny się między sobą dogadać kosztem tubylców. Jednocześnie jednak, elity Peryferii mogą użyć wobec swoich społeczeństw argumentu o konieczności cierpliwości w przejściu trudnej drogi w nadziei na osiągnięcie poziomu rozwoju upragnionego wzorca.
Bez nadziei na to, że nie upowszechni się konkurencja imperialistyczna zamiast łatwego dogadania się cudzym kosztem. Niemniej, sama zasada dogadania się między państwami imperialistycznymi pozostaje nienaruszona, chociaż trochę trudniejsza w nowej sytuacji. Sprawa nieco się komplikuje, ale z drugiej strony upraszcza, ponieważ pojawia się nowy czynnik – ekologiczny. Ten czynnik sprawia, że wartość osiągania tego samego, wysokiego poziomu rozwoju produkcji danego społeczeństwa staje się wątpliwa. Pojawia się także inny czynnik: mianowicie pojawia się tendencja do odrzucenia modelu zachodniego rozwoju i oparcia się na wartościach tradycyjnych, które – ku uldze zwolenników zachodniego postępu – okazują się autorytarne w swej istocie.
W tej sytuacji powraca możliwość ignorowania ludności tubylczej w konkurencji między imperialistami zachodnimi. Tym razem pod pretekstem walki z dyktatorskimi reżymami. Oryginalny problem Marksa związany z kolonializmem brytyjskim został rozwiązany w tym sensie, że zachodnia cywilizacja została powszechnie zaakceptowana, ale jednocześnie pojawiły się przeszkody w urzeczywistnieniu tej misji cywilizacyjnej ze względu na autorytarne reżymy Peryferii, które okazują się jedynymi możliwymi w tych regionach. W oczekiwaniu na czasy, kiedy osiągną poziom rozwoju pozwalający im na podjęcie skutecznej konkurencji z zachodnim imperializmem, co jest warunkiem efektywnego procesu demokratyzacyjnego. Co jest w praktyce niemożliwe ze względu na bezwzględny postulat demokracji i niezbędność ingerencji w wewnętrzne sprawy Peryferii, które regularnie nie są w stanie sprostać owym wymogom. Imperialistyczna zależność od Zachodu skutecznie uniemożliwia tym krajom przejście do wymaganego etapu, zwiększając klasową wrogość między elitami i kompradorską burżuazją a wyzyskiwanym społeczeństwem.
W ten sposób obracamy się od ponad stulecia w zaklętym kręgu sprzeczności imperialistycznych, które pozostają w gruncie rzeczy takie same, chociaż zmienia się tło, na jakim ta sama farsa akceptacji systemu klasowego rozgrywa się przy pozorach poważnego zajęcia się problemem i pozornego radykalizmu społecznego.
Założycielską tezą Nowej Lewicy jest konstatacja utracenia przez klasę robotniczą bojowości, niezbędnej do prowadzenia walki rewolucyjnej o zmianę systemu. Zasadniczo, Marcuse przyznaje, że bunt przestał być potrzebą istniejącą we współczesnym społeczeństwie konsumpcyjnym. To stwierdzenie dotyczy, jak widać, nie tylko klasy robotniczej.
Można by zadać sobie pytanie o to, z czego wynika potrzeba odwoływania się i budzenia takiej potrzeby buntu. Wydaje się, że pokolenia znające wojnę z własnego doświadczenia miało świadomość i doświadczenie, że wolność i demokracja pozostają bardzo słabo zakorzenionymi atrybutami nowoczesnego, rozwiniętego społeczeństwa. To przekonanie jest przeciwieństwem aksjomatu, który ideologom II Międzynarodówki nakazywał wierzyć w stałą i nieprzerwaną ewolucję postępu społecznego. W tym sensie Marcuse i jego uczniowie usiłowali przystosować na swój użytek koncepcję rewolucyjną, która nie podlegała automatyzmowi ewolucji w kierunku stałego postępu.
Tendencje negujące demokrację i wolność są stale obecne, zaś w naturze ludzkiej nie leży wrodzona potrzeba wolności, która gwarantowałaby jednoznaczną linię ewolucji.
Jeżeli nawet dane społeczeństwo dzięki swojemu wyższemu poziomowi rozwoju sił wytwórczych i oparciu relacji z rynkiem międzynarodowym na pracy wykwalifikowanej i nieprodukcyjnej posiada materialne środki zaspokajające potrzeby materialne własnego społeczeństwa, to wynika to z faktu, że może – dzięki mechanizmowi kosztów komparatywnych – sprowadzać niezbędne dobra konsumpcji materialnej z zagranicy lub produkować je tanio u siebie ze względu na niskie koszty pozyskiwania surowców zagranicznych. Nie oznacza to bynajmniej, że dane społeczeństwo przestawia się z jedzenia chleba na spożywanie gazet.
Konflikt antagonistyczny w społeczeństwie klasowym dotyczy więc niezmiennie sfery podstawowych potrzeb materialnych, zaś nadbudowa jest skonstruowana tak samo na mechanizmie klasowym, ale jej istnienie i dobrostan jest uzależniony od możliwości produkcji w bazie lub taniego pozyskiwania produktów wytwarzanych w bazie lub z zagranicy. Dopóki istnieje wyzysk w sferze produkcji materialnej, relacje klasowe trwają i mają się dobrze, mimo zmienności formacji klasowych w dziejach.
Zarówno I rewizjonizm Bernsteina, jak i ideologia Nowej Lewicy, mają swój fundament w przekonaniu, że rozwój złożonych relacji społecznych w ramach nowożytnego, burżuazyjnego społeczeństwa znosi ów klasowy antagonizm znany odkąd istnieje pisana historia ludzkości, by użyć wyrażenia Marksa. Mówiąc ściślej, ów antagonizm klasowy zmienia swój podmiot, a właściwie to go poszerza. W świadomości drobnomieszczańskiej, pierwotny podmiot – bezpośredni producent – dostaje to, co mu się słusznie należy zgodnie z hierarchią wyceny pracy opartej na kwalifikacji i staje się takim samym pracownikiem najemnym, wyzyskiwanym przez system klasowy, co intelektualista, który nigdy nie został historycznie pozbawiony własności środków produkcji. Co więcej, jego zaistnienie było możliwe z tego powodu, że bezpośredniemu producentowi odebrano własność środków produkcji.
Jeżeli odwołamy się do marksizmu Marksa, ale i do Lenina, to wiemy, że klasa robotnicza jako klasa w sobie rozwija co najwyżej świadomość tradeunionistyczną. Po odrzuceniu Marksowskiej teorii wartości, o czym wyżej, nie ma podstaw do zdziwienia, że klasa robotnicza, zwłaszcza przy podniesionym poziomie życia, nie wykazuje się cechami rewolucyjności. Nie to jest dziwne. Zastanowić może fakt, że mimo to, tym razem od strony grup i warstw pośrednich nadal trwa, a nawet nasila się, poczucie wrogości, wręcz klasowej obcości w stosunku do robotników.
Zniekształcenie marksizmu przez działaczy lewicy, co nie oszczędziło także i ruchu robotniczego, który pozornie trzymał się jeszcze przez jakiś czas tradycji bolszewizmu (w wydaniu stalinowskim), opanowanie zachodniego ruchu robotniczego przez rewizjonizm antymarksistowski w duchu anarchizującym, wszystko to sprzyjało pacyfikowaniu klasy robotniczej i temperowaniu jej ambicji wychodzących poza aspiracje tradeunionistyczne i sprowadzone do walki o postulaty ekonomiczne. Szczytem aspiracji robotniczych w warunkach sprowadzenia ich walki do kwestii warunków ekonomicznych może być zadowolenie się poziomem życia odzwierciedlającym ich pozycję w hierarchii kwalifikacji pracy.
Dziwi więc zdziwienie Nowej Lewicy co do zaniku bojowości wśród robotników.
Aksjomatem radykalnej lewicy jest bowiem wyższe wartościowanie pracy wykwalifikowanej w ramach mechanizmu burżuazyjnej redystrybucji, a nie „bredzenie” o wywłaszczeniu z posiadania środków produkcji. A bez tego filara teorii marksizmu, Marks nie ma żadnego sensownego argumentu. Ulotność zrozumienia z Proudhonem, dopóki ten ostatni nie odwołał swojego: „Własność to kradzież!”, jest w tym kontekście całkowicie zrozumiała.
Co prawda, wzrost poziomu dobrobytu społeczeństw zachodnich po II wojnie światowej nie sprzyjał wzrostowi bojowości pozostałych grup społecznych na gruncie ekonomicznym. Stąd konieczność przeniesienia bojowości na inny grunt, a więc i poszukiwanie bazy rewolucji wśród ludzi nieustająco niezadowolonych z systemu. Powody niezadowolenia mogą być różne, aby były.
Powody niezadowolenia znalazły się w tym, że społeczeństwo rozbuchanego konsumpcjonizmu nakłada jednak pewne ograniczenia polityczne, ogranicza wolność wypowiedzi, wolność krytyki rządu i polityki państwa. Dla radykałów Nowej Lewicy amerykańskiej, obiektywnym podłożem dla sprzeciwu, dla wyrażenia buntu przeciwko systemowi, była wojna w Wietnamie.
Jeżeli porównać tę sytuację z dzisiejszą, to można powiedzieć, że współczesna Nowa Lewica poczyniła daleko idące postępy w rozwoju swej ideologii. O ile Marcuse ubolewał jeszcze, że społeczeństwo amerykańskie jest skłonne do krytyki państwa amerykańskiego, ale za to, że nie jest wystarczająco skuteczne w walce przeciwko śmiesznemu wszak przeciwnikowi wietnamskiemu, to obecnie Nowa Lewica ewolucyjnie doszlusowała do tego poziomu amerykańskiego społeczeństwa sprzed ponad półwieku.
Charakterystyczne dla Nowej Lewicy, amerykańskiej i nie tylko, bo i zachodnioeuropejskiej, było to, że bunt wyrażany był nie tylko i chyba nie przede wszystkim wobec burżuazyjnemu rządowi, co przeciwko konsumpcjonistycznemu społeczeństwu.
Marcuse, np., zachęcał studentów zachodnioeuropejskich do stosowania metod rozbrajania działania represyjnego władzy wobec protestujących znanego z amerykańskich kampusów: sit-in lub petting w obliczu nacierających sił porządkowych. Nie zalecano więc żadnych akcji, które wchodziłyby w bezpośrednią konfrontację z siłami porządkowymi. Wobec rządu burżuazyjnego zalecano stosowanie metody wysuwania postulatów, które radykalizowały i tak już prodemokratyczne ustawodawstwo czy mechanizmy państwa.
Warto mieć na uwadze przy okazji fakt, że późniejsze działania o charakterze terrorystycznym czy to w Europie Zachodniej, czy to w USA, brały na celownik tak naprawdę społeczeństwo, a nie władzę. W istocie bowiem, Marcuse wskazywał na fakt, że amerykańska klasa robotnicza wręcz pacyfikowała niekiedy studenckie demonstracje pokojowe. Końcówka lat 60-tych, jak i początek lat 70-tych, to był okres indywidualnego terroru różnych grup tzw. lewackich, których celem było otworzenie oczu społeczeństwu na różne podłości klasowego porządku, a nie zmuszenie rządów do jakiegoś działania czy ustępstwa. Klasowego porządku, w którego utrzymaniu, jak uważała Nowa Lewica, społeczeństwo konsumpcyjne miało decydującą rolę do odegrania.
Kontestacja nowolewicowa miała na celu pobudzenie uśpionego ducha buntu w społeczeństwie, które obiektywnie opierało się na mechanizmie klasowego wyzysku owego społeczeństwa. Tyle że społeczeństwo za nic w świecie nie potrafiło zrozumieć na czym ten wyzysk polega, skoro jednocześnie zachodni świat był dla lewicy modelem wzorcowej demokracji, z dobrej woli narzucanej reszcie świata.
A ta reszta świata to był światowy proletariat, którego praca stała na najniższym szczeblu hierarchicznej drabiny wartości. Biorąc pod uwagę stosunek do klasy robotniczej własnych krajów, trudno dziwić się, że Nowa Lewica patrzyła ze spokojem na ekonomiczny wyzysk krajów Trzeciego Świata, przejmując się wyłącznie brakiem w nich instytucji demokratycznych, które są wszak wystarczającym zabezpieczeniem przez obiektywnymi mechanizmami klasowego wyzysku. Szczytem hipokryzji nowoczesnej lewicy było wspieranie przez nią polityki własnych rządów, polegającej na forsowaniu „fali demokratyzacyjnej” lat 90-tych tak w Europie posocjalistycznej, jak i w Trzecim Świecie.
Wydaje się, że nawet sami super radykalni lewicowcy, którzy w ramach rozsadzania systemu od wewnątrz (skoro nie udało się na ulicy) weszli w instytucje zachodniej, burżuazyjnej demokracji, w efekcie stali się nie lepszymi burżujami od krytykowanych przez siebie, wylewając się dziś z brzegów najbardziej agresywnej instytucji zachodniego imperializmu, jakim jest Unia Europejska.
Dla Nowej Lewicy, ewolucja społeczeństwa zachodniego stworzyła podstawy dla powstania nowej antropologii, nie tylko w teorii, ale i w sposobie życia. Cechą zasadniczą tej nowej antropologii jest powstanie i rozwój „,życiowej potrzeby wolności i potrzeb życiowych związanych z wolnością. Wolności, która nie opierałaby się już (ani nie była ograniczana przez) pracę wyalienowaną w swej żałosnej przeciętności i konieczności. Niezbędne jest rozwinięcie nowych potrzeb ludzkich, potrzeb rozumianych w sposób bardzo biologiczny” (H. Marcuse, La fin de l’utopie, Delachaux et Niéstlé Editeurs, Editions du Seuil, Paris 1968, s. 10-11).
Widzimy więc jasno, że tak postawiony cel i zadanie nie potrzebują już wsparcia w jakiejś XIX-wiecznej koncepcji odwołującej się do resentymentu pozbawienia własności środków produkcji przed jakimiś niespełna 10 stuleciami.
Społeczeństwo burżuazyjne, kapitalistyczne, stworzyło materialny fundament dla powstania takiej nowej antropologii. Podmiot owej nowej antropologii, nowy człowiek, oczywiście miałby biologiczne potrzeby całkowicie wymazujące potrzebę własności środków produkcji i zastępujące tę potrzebę potrzebą wolności – w tym od pracy alienującej, która dotyczy tak posiadacza, jak i nie-posiadacza środków produkcji. Po prostu, nowa antropologia, która pojawia się Deus ex machina w klasowym społeczeństwie kapitalistycznym, które do tego jest zwycięskie w stosunku do próby jego obalenia przez jakiś tam socjalizm, by nie rzec – komunizm, rozwiązuje wszystkie problemy wielowiekowego społeczeństwa antagonizmu klasowego. W jaki sposób? Ponieważ materialne potrzeby społeczeństwa wydają się całkowicie zaspokojone i można przejść do realizacji istoty gatunkowej człowieka – w końcu w duchu Marksa, no nie?
W ten niejawny sposób, Nowa Lewica uznaje wagę kwestii zabezpieczenia materialnych potrzeb społeczeństwa, bo czyni z niej akt założycielski nowego społeczeństwa z nowym człowiekiem w ramach rozwijania nowej antropologii. Jednocześnie, Nowa Lewica – w duchu raczej mało Marksowskim – przyjmuje, że zniesienie podstawowego antagonizmu klasowego może się dokonać w ramach społeczeństwa klasowego i bez rozwiązania problemu związanego z podstawowym stosunkiem społecznym warunkującym relacje wyzysku klasowego. Ten krok nie znajduje uzasadnienia teoretycznego w rozważaniach Nowej Lewicy, jest przyjmowany zdroworozsądkowo, na podstawie ugruntowanej w tradycji wytycznej naukowej, że „koń, jaki jest, każdy widzi”.
Mówiąc ściślej, to przejście jest uzasadnione przywoływanym tu na wstępie przyjęciem jako prawdy absolutnej koncepcji I rewizjonizmu Bernsteina, wspartego „ortodoksją” II Międzynarodówki, której krytykę można było rozwijać dalej w tym samym, bernsteinowskim kierunku. Choć można było ją też odrzucić w duchu Lenina. I tu się znajduje punkt rozejścia między marksizmem a Nową Lewicą i jej spadkobiercami w postaci nowoczesnej lewicy.
Krytyka teorii Marksa nie została dokonana na gruncie ruchu robotniczego inaczej niż jako przyjęcie przez Bernsteina efektów krytyki burżuazyjnej. Rozwijanie marksizmu w duchu Keynesa polega na poszukiwaniu sposobów i mechanizmów przezwyciężania kryzysów kapitalistycznych. Podobnie, rozwijanie wizji socjalizmu w latach 30-tych skupia się na zagadnieniu efektywności mechanizmów mających zastąpić mechanizmy kapitalistyczne w realizacji… tych samych celów wzrostu, na jakich koncentruje się teoria kapitalizmu.
Stąd głębokie przekonanie postmarksistów i neomarksistów z Nowej Lewicy, że problem efektywności mechanizmu ekonomicznego zyskał swoje najwyższe ucieleśnienie w kapitalistycznym mechanizmie ekonomicznym i że dlatego zalążków socjalizmu i społeczeństwa bezklasowego powinniśmy poszukiwać w innych dziedzinach i aspektach ludzkiego bytu.
I chociaż te tezy Marcusego stanowią bazę teoretyczną dla dalszego, bujnego rozwoju różnych koncepcji dezalienacji w ramach odmówienia pracy produkcyjnej miana aktywności godnej istoty gatunkowej czy biopolityki itd. oraz wolności rozumianej jako indywidualna wolność niespętanej ekspresji jednostki pozbawionej jakichkolwiek ograniczeń, w tym przyrodniczych – albowiem zostały one zniesione samym aktem nowej antropologii, to pozostają one żałosnym przyznaniem się do nie tyle rozwiązania problemu klasowego, co do jego wstydliwego obejścia.
Koncepcja Marksa, skupiająca się na wąsko pojętym zjawisku antagonizmu klasowego, który w rozwoju społecznym staje się coraz bardziej izolowany i wąski, co jest zrozumiałe, skoro ma zostać usunięty jako ciało obce w rozwoju gatunku ludzkiego, pozostawia nową antropologię jako domenę poza tym podstawowym stosunkiem. Co oznacza, że nowa antropologia jest możliwa dopiero wówczas, gdy nowy człowiek, nowa istota gatunkowa przestanie reprodukować mechanizm klasowy. Dopóki to nie nastąpi, podstawową potrzebą człowieka pozostanie obrona przed wyzyskiem ekonomicznym. Nie jest możliwe, aby antagonizm klasowy został zniesiony przez nowego człowieka, to nowy człowiek będzie rezultatem zniesienia owego antagonizmu.
Nowa Lewica uznała, że antagonizm został zniesiony w ramach społeczeństwa klasowego, chociaż nie znalazło to potwierdzenia w powstaniu nowych, antyrepresyjnych potrzebach członków społeczeństwa. Co przyznaje Marcuse bez ogródek.
Jak widać, ponad pół wieku tryumfalnego obnoszenia się Nowej Lewicy z sukcesami nowej antropologii, która po tym czasie tylko zrodziła konserwatywną ripostę wzmacnianą przez faktyczne, materialne niezadowolenie mas społecznych, wykorzystywane przez prawicowy populizm, Nowa Lewica jest twarzą nie tyle nowej antropologii, co nowego imperializmu zachodniego świata. Na wyzysku reszty globu i Zimnej Wojnie oparła swoją utopię przezwyciężenia antagonizmu klasowego w kapitalistycznym Centrum.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
13 sierpnia 2023 r.