We Francji mamy do czynienia z bezprecedensową już teraz mobilizacją społecznego protestu przeciwko reformie emerytalnej, a jednocześnie analitycy i dziennikarze niezależni odnotowują równie bezprecedensowy autyzm władzy. Władza nie ustępuje ani na krok: przeforsowano przesłanie projektu reformy do Senatu, a ten powoli i pod gwizdy manifestantów przegłosowuje punkt po punkcie przedłożony przez rząd tekst.

Związki zawodowe i nie tylko ustami swoich przywódców wyrażają niedowierzanie: jak w demokratycznym kraju można tak zwyczajnie olewać społeczeństwo?

https://www.youtube.com/watch?v=pV0w3_bEPow

Rząd i dziennikarze głównych mediów oponują. Wszak w ubiegłym roku rząd przeprowadził szeroką konsultację ze związkami zawodowymi; kto chciał, mógł wziąć udział. Związki reformistyczne wzięły i zachowały się odpowiedzialnie. Dziś trochę je radykalizują ich własne doły, ale widziały gały, co brały…

Radykałowie, rzecz jasna, krytycznie odnoszą się do – i słusznie – do aparaty związkowego i bardziej stawiają na protest społeczny. Co im tam jakieś negocjacje z rządem, który nie ma poparcia społecznego. Co im tam jakiś prezydent, który został wybrany rzutem na taśmę, tylko dlatego, żeby nie dopuścić do wyboru Marine Le Pen. Przyjdzie do strajku generalnego i zmiecie ten rząd!

No to dziś Francja jest na skraju strajku generalnego, rozpoczynając strajk kroczący i strasząc Francuzów blackoutem. Na co usłużne media głównego nurtu straszą rebeliantów cofnięciem poparcia społecznego dla akcji zbyt radykalnych i zbyt mocno uderzających w codzienne życie Francuzów.

Nawet jeśli przyjąć poprawkę Samira Amina, który dobrodusznie wyśmiewa kalkulacje lewicy radykalnej odwołującej się do dogmatu, że reprezentuje ona interesy klasowe 99% społeczeństwa, i obniża ten wskaźnik na… 95%, to niewątpliwie te zapasy społeczeństwa z władzą zweryfikują kalkulacje, w tym i te Samira Amina.

Ale popełnilibyśmy błąd, gdybyśmy machnięciem dłoni pozbyli się guru lewicy radykalnej. Jako intelektualista lewicowy, a nie tylko propagandysta, jakich mrowie, jego analiza sięga głębiej. Już w 2012 r. (zapewne, bo kanał nie podaje daty nagrania, a tylko datę wrzucenia go na Youtube, ale można się domyślić przybliżonej daty z kontekstu przytoczonego przez Amina) Samir rozwijał perspektywy zglobalizowanej gospodarki, nie omijając Europy, której wróżył powrót do sytuacji politycznej z lat 30-tych XX w.

Nie mija się w tej ocenie z percepcją rzeczywistości, jaką dziś prezentują różni ludzie, od niezależnych dziennikarzy poczynając,

na poważnych historykach kończąc

*
„Nie dostrzegam niczego, poza katastrofą” mówił Amin w 2012 r.

Amin kreśli mechanizm gospodarki w dobie monopolu, który jest kapitalistyczną normą, albowiem okres wolnego rynku trwał krótko przez połowę XIX w. i zakończył się definitywnie wraz z teoretycznym fiaskiem stworzenia teorii równowagi wolnokonkurencyjnej przez Walrasa, a potem Sraffę. Odtąd kapitalizm monopolistyczny ma postać uogólnioną, zglobalizowaną i sfinansjalizowaną.

Pomijając szczegóły teorii, którą szanujący się lewicowi radykałowie znają lepiej niż my, warto odnotować fakt, że w ten mechanizm kapitalistyczny wpisała się socjaldemokracja, a w efekcie i radykalna lewica, która po upadku ZSRR ostatecznie odstąpiła od „marksistowskich dogmatów” i przyjęła socjaldemokratyczną apologię normalnego trybu działania kapitalizmu, jak go przedstawia Amin. Finansjalizacja gospodarki ma przełożenie na lewicową teorię w ten sposób, że w kapitalistycznym Centrum łatwo sobie znaleźć usprawiedliwienie dla unikalności zachodniego rozwoju w przyjęciu, że każda praca (najemna) tworzy wartość dodatkową. Jak nie tworzy, skoro tworzy, czego najlepszym dowodem fakt, iż Europa Zachodnia, której gospodarka stała się w przeważającym stopniu gospodarką opartą na usługach, rozwija się tak prężnie?

Wydawać by się mogło, że uczniowie Samira Amina powinni rozumieć, iż ten rozwój ma swoje drugie dno w chronicznym niedorozwoju gospodarek Trzeciego Świata, czyli Peryferii. Jakoś to ci uczniowie rozumieją, a mianowicie w ten sposób, że owe Peryferie powinny, dzięki procesom demokratyzacyjnym, rozwijać tę samą strukturę gospodarki, co na Zachodzie.

Ostatecznie, wychodzi tym uczniom, że nie mechanizmy świadomego hamowania rozwoju Peryferii, niezbędne do podtrzymania dobrobytu (co podkreśla Amin) na Zachodzie, ale dążenie do stworzenia instytucji demokratycznych są w tym procesie decydujące. Absolutnie nie ma znaczenia, czy gospodarka opiera się na produkcji realnej, czy na usługach i spekulacjach finansowych.

Dlaczego są tak ważne dla radykalnej lewicy? Samir Amin podkreśla także, iż jednym z czynników nieuchronnego upadku Europy jest stworzenie strefy wspólnoty walutowej bez stworzenia jednolitego państwa narodowego. Co skądinąd jest niemożliwe, jak uważa.

W tym sensie można powiedzieć, że polityka władz francuskich, jak i niemieckich, jest oparta na tym samym toku rozumowania, co logika lewicowa. Warunkiem utrzymania dotychczasowego układu obejmującego funkcjonującą gospodarkę pozbawioną realnych podstaw w przemyśle oraz instytucji demokratycznych towarzyszących wyłącznie polityce socjalnej, polityce dobrobytu niwelującej powody społecznego protestu, jest stworzenie przestrzeni jednolitego państwa. Tylko w obrębie takiego państwa ma sens wspólna waluta, która nie będzie odgrywała roli czynnika rozwalającego wspólnotę ekonomiczną takiego tworu.

Warto dodać, że w zasadzie takie były ekonomiczne podstawy rozpadu Jugosławii. Brak faktycznej jednolitości politycznej, wynikający z dążenia do sprostania nieuchwytnym wymogom demokracji burżuazyjnej (o proletariackiej zapomniano dość wcześnie), prowadził do podziałów i napięć między poszczególnymi republikami, co ujawniło się z całą mocą przy minimalnym nacisku ze strony Niemiec. Niemcy z kolei prowadziły logiczną politykę budowania swojej strefy wpływów w Europie, co pozwoliłoby im umocnić swoją pozycję jako głównego filaru spajającego jednolite państwo europejskie. I w ten sposób stworzyć warunki dla korzystnego funkcjonowania wspólnoty walutowej, czyli uogólnionej marki niemieckiej pod nazwą euro.

Celem i dążeniem radykalnej lewicy był więc proces zwiększania jednolitości kontynentu w zakresie gospodarki i polityki, prowadzącego do stworzenia w perspektywie wspólnego państwa europejskiego. Jako uczniowie Samira Amina, lewicowcy naturalnie rozumieją te wymogi.

W ten sposób, w sytuacji rozpadu koncepcji Europy jako jednolitego państwa zdolnego do udźwignięcia ciężaru wspólnej waluty, lewica staje się głównym winowajcą wszystkich nieszczęść. Nawet jeśli ich koncepcja była tą, która wynikała ze świadomości, jak uniknąć trudności, z którymi przychodzi się dziś zmierzyć na kontynencie europejskim.

W mediach francuskich toczy się dyskusja o tym, czy reforma emerytur jest narzucona z góry, tzn. przez Komisję Europejską (zalecenia KE z 2019 i 2020 r.) i czy Macron zobowiązał się, czy nie do jej wprowadzenia, „kiedy tylko nadarzą się sprzyjające okoliczności ekonomiczne”. Właśnie się nadarzyły – po ponownym wyborze Macrona na prezydenta

Spór niech się toczy owocnie nie wychodząc poza tzw. bicie piany.

Jedno jest pewne – ratowanie systemu, który – jak pokazuje Amin – opiera się na finansjalizacji monopolistycznej ekonomiki globalnej. Elita europejska pilnuje programu, który leży u podłoża jej istnienia, czyli programu jedności europejskiej za wszelką cenę. Część tej elity ma zapewne świadomość, że rozbicie owej jedności oznacza stoczenie się w barbarzyństwo wojen nacjonalistycznych między państwami europejskimi, przy którym to spektaklu blednie obecna wojna gdzieś tam na obrzeżach cywilizacji, tj. na Ukrainie. A przecież ktoś musi zapłacić koszt utrzymania owej jedności, czyli koszt przeforsowania polityki klasowej klasy kapitalistycznej jako całości wbrew poszczególnym kapitalistom, którzy może wybraliby krótkowzrocznie opcję narodową. Szczególnie ci drobni, jak piekarze czy inni przedsiębiorcy lokalni.

Faktem jest, że bez wielkiego kapitału imperialistycznego, który umożliwia wywalczenie najkorzystniejszych warunków grabieży innych regionów świata, aby stworzyć optymalne warunki dla funkcjonowania krajowego biznesu, trudno sobie wyobrazić sprawne funkcjonowanie kapitalizmu w Centrum. Dlatego, jak podkreśla Samir Amin, w takich momentach koszty ponoszą także klasy i grupy wyzyskiwane Centrum.

Sukcesem nacjonalistów jest już skłonienie społeczeństw do myślenia w kategoriach analogicznych do świadomości pojedynczego kapitalisty, tu: pojedynczego narodu. W warunkach kapitalizmu to myślenie kończy się wojną gospodarczą, która znajduje swe przedłużenie w działaniach zbrojnych. Lub odwrotnie, jak kto chce zdecydować czy najpierw była kura, czy jajko. Lewica siedząc okrakiem na barykadzie ma pewność rozbicia swoich jajek.

Rzecz w tym, że ta koncepcja utrzymania jedności europejskiej mierzy ambitnie w skali globalnej. Jak tłumaczy Samir Amin, warunkiem utrzymania systemu kapitalistycznego, charakteryzującego się wymienionymi wyżej trzema cechami wynikającymi z monopolistycznej postaci współczesnego kapitału, jest zachowanie krajów Peryferii (tzw. gospodarek wschodzących) jako wyłącznie dostarczycieli surowców naturalnych dla gospodarek Centrum.

I tu pojawia się clou problemu. Lewica, rzecz jasna, brzydzi się wyzyskiem Peryferii przez Centrum, ale jednocześnie uważa, zgodnie ze swymi dogmatami postmarksistowskimi, że da się cały świat urządzić, tak aby zastąpić gospodarkę rzeczywistą gospodarką opartą na usługach. I wszyscy będą szczęśliwi i żyli w demokracji. W pewnym sensie, Amin nie pomógł im w zrozumieniu błędu teoretycznego, ponieważ sam pozostaje jego ofiarą.

Alain Minc słusznie więc wypunktowuje, że jeśli Francja nie pójdzie w reformę emerytalną i nie da odpowiedniego sygnału rynkom finansowym, to notowania Francji spadną i nie będzie możliwe łatwe pożyczanie na owych rynkach. Grozi to, dodajmy, eskalacją sytuacji i znalezieniem się w pułapce, w jakiej znalazła się Grecja w 2015 r. Co, nota bene, w 2012 r. przewiduje Samir Amin…

Gdyby dano lewicy zbudować świat urządzony w jednolite państwo, a jednocześnie zdecentralizowane, to wszystko byłoby dobrze. Niestety, już byliśmy o krok od oduczenia konia jeść, ale koń złośliwie padł przed końcem eksperymentu…

Mamy współcześnie mniej więcej kompletną próbkę tego, co lewica rozumie pod pojęciem demokracji i swobód demokratycznych. Jest jasne, że lewica – radykalna czy nie, wszystko jedno – przyjmuje kapitalistyczny sposób produkcji. Jeżeli postuluje jego modyfikacje, uważając to za rewolucję, poprzez polityką postkeynesowską, to tylko dlatego, że wierzy z pełnym fanatyzmem wiary objawionej w to, że gospodarka wirtualna, oparta na spekulacji finansowej, może skutecznie zastąpić gospodarkę rzeczywistą.

Burżuazyjni ekonomiści dmą w trąby jerychońskie, że nadymanie deficytów budżetowych może się skończyć katastrofą dla krajowej gospodarki. Samir Amin podkreśla, że globalny system finansowy jest potrzebny, aby tworzyć sobie sztuczne rynki zbytu. Dla lewicy system keynesowski jest magiczną pałeczką, która kreuje popyt w dowolnej ilości i po kłopocie. Tylko zachłanność wielkiego kapitału sprawia, że nie daje się podlewać wewnętrznego popytu dzięki drukowaniu pieniędzy i z marszu rozwiązywać problemów gospodarki kapitalistycznej.

Społeczeństwo francuskie nie rozumie, dlaczego nie można wziąć po prostu z superzysków wielkiego kapitału i zasilić program socjalny. Dlaczego rząd się martwi o środki zgromadzone na funduszach emerytalnych, skoro mają na nich nadwyżkę. Po prostu dlatego, że te pieniądze nie istnieją w rzeczywistości, w zmienionych warunkach, kiedy to zostaje zakłócony mechanizm przywłaszczania sobie za darmo (czyli za kolorowe papierki wydrukowane na Zachodzie) produktów materialnych stanowiących zabezpieczenie wartości owych kolorowych papierków.

Cały budżet jest dęty i w zasadzie w pełnym krachu, ale dopóki ktoś tego głośno nie powie wywołując panikę na rynkach spekulacyjnych, to można jechać na społecznym zaufaniu do instytucji finansowych.

Tak więc, związkowcy domagają się, jako rozwiązania na braki w budżecie, aby podwyższyć zarobki. Wówczas nastąpi wzrost składek i nie będzie problemu ze środkami na emerytury. Niby logiczne. Ale sprowadza się to do tej samej propozycji, aby dodrukować pieniędzy. Z tym, że lewica utrzymuje, iż jeśli nauczyciel będzie więcej zarabiał, to wzrośnie PKB i po kłopocie. Tyle, że nie myśli o tym, skąd wziąć produkty, które zabezpieczą popyt na dobra podstawowe. A z tymi dobrami jest największy problem, albowiem to one napędzają inflację pokazując jednoznacznie, gdzie jest sedno problemu. Nie dobra luksusowe drożeją najszybciej, ale te dobra, które są potrzebne w życiu codziennym, produkty spożywcze na czele. Plus energia elektryczna, której koszt odbija się na każdej cenie.

Oczywiście, można powiedzieć, że eskalacja żądań prowadzi ludzi w końcu do stwierdzenia, że skoro kapitalistom przestaje się opłacać prowadzenie przedsiębiorstw, to należy je przejąć i kontynuować produkcję dóbr niezbędnych. Ale można postawić dolary przeciwko orzechom, że takie rozwiązanie nie wprawi w entuzjazm nie tylko 99, ale nawet 95% społeczeństwa.

Jak mówi Amin, kiedy panuje równowaga sił społecznych, elita musi się wysilić intelektualnie i coś wymyślić. W pozostałych momentach może być głupia i zachowywać się rutynowo, wszystko jest dozwolone! To samo dotyczy jednak lewicy. Premia za głupotę przypada obu stronom politycznej barykady.

Dochodzi w efekcie do pata, który może się rozstrzygnąć tylko jako rewolucja lub jako kontrrewolucja.

*

Przyjęcie nowych krajów w poczet członków UE stworzyło sytuacje, w której przewaga lewicy nastawionej na zbudowanie globalnego państwa z decentralizacją zabezpieczającą demokrację stopniała. Nowe kraje członkowskie przez jakiś czas czekały potulnie na dobrodziejstwa, które miały je wywindować do poziomu zachodniego dobrobytu. Kiedy się tego nie doczekały, spełniając przy okazji wszystkie warunki stawiane przez Zachód, postawiły na polityką nacjonalistyczną.

O ile wcześniej stosunek do Rosji był raczej neutralny – ot, fajnie mieć blisko frajera, który oddaje swoje surowce za pół darmo, o tyle w sytuacji, w której zaczyna przeważać nacjonalizm, wraca rozgrywka polityczna, zamrożona od czasów Rewolucji Październikowej. USA bardzo dobrze rozumieją, że silne ekonomicznie Niemcy mogły w każdej chwili przewrócić stolik i zawłaszczyć swoje niegdysiejsze protektoraty w Europie Wschodniej. Mogły też rościć sobie pretensje do odnowienia więzi ekonomicznych i politycznych z Ukrainą, wchodząc w porozumienie ze sprzedajnymi elitami Rosji.

Przy zahamowaniu polityki lewicy dotyczącej konstrukcji jednolitego państwa europejskiego, a następnie światowego (mówi o tym Samir Amin jako o marzeniu), mamy do czynienia z wahaniem na kontynencie – iść w poprzednim kierunku, a więc trzymać się USA i jego hegemonii w utrzymywaniu niedorozwoju Peryferii, czy też przestawić się na nową politykę nacjonalistyczną. Do tej ostatniej prawica aż przebiera nogami.

A to oznacza wojnę kontynentalną, a następnie globalną o nowy podział świata.

Trudno nie zgodzić się z Samirem Aminem, że nie sposób doszukiwać się tu optymizmu.

Samir Amin dostrzega – taka jego „słabostka” polityczna – znaczenie Chin w rozgrywce między Centrum a Peryferiami. Rosja ma dla niego znaczenie drugorzędne, co jest całkowicie zrozumiałe. Główna rozgrywka toczy się między USA a Chinami. Wojna o Ukrainę ma dla Europy Zachodniej charakter całkowicie niepotrzebny. Jeżeli jednak mamy do czynienia z fiaskiem lewicowej polityki stworzenia w Europie jednolitego państwa – co jest mało prawdopodobne wedle Amina – to nawet wśród lewicowców przewagę zyskują zwolennicy ruchów nacjonalistycznych.

Paradoksalnie, chociaż bez zaskoczenia, w sojuszu ekstremów znalazł się uczeń Zbigniewa Marcina Kowalewskiego i sympatyk tej samej formacji posttrockistowskiej – Dariusz Zalega, zaś sam ZMK jest jawnym nacjonalistą proukraińskim. Te sympatie wpisują się w program decentralizacyjny zanim jeszcze zostanie zbudowane jednolite państwo globalne.

Z grubsza rzecz biorąc, jednolite państwo globalne ma funkcję ekonomiczną, tj. produkcyjną, zaś zdecentralizowane skupiska lokalne napełniają treścią nowolewicową instytucje demokratyczne oraz zajmują się redystrybucją wtórną dochodu i dochodów. Pozostaje więc elita mająca realną władzę polityczną opartą na dysponowaniu siłami wytwórczymi oraz lud mamiony swobodami obywatelskimi, których wartość możemy podziwiać w dzisiejszej, protestującej bezskutecznie od dwóch miesięcy Francji.

Świat wielobiegunowy nie jest marzeniem lewicy. I słusznie. To nie jest nasz cel. To tylko nowy, kapitalistyczny porządek świata, rodzący nieuchronnie wojny, albowiem – jak słusznie widzi to także Samir Amin – kapitalizm nie może się rozwijać bez ekspansji. Wielobiegunowość nie zapobiega wojnom, tylko sprawia, że – jak podczas Zimnej Wojny – jedni powstrzymują drugich. Nic więcej.

Dla lewicy nowoczesnej, hegemonia USA jest koniecznym kosztem budowy państwa globalnego.

Obecnie mamy rozbudzone aspiracje Peryferii do samodzielności. Trudno, aby nie działo się to poprzez mechanizmy rozbuchanego nacjonalizmu. A jednak, obserwując ruchy takich państw jak Mali, Burkina Faso i Gwinea Konakry, można powiedzieć, że niekoniecznie. Ma na to zapewne wpływ presja Zachodu, której nie sposób oprzeć się w pojedynkę. Ale łatwo, jak w Europie, rozgrywać jednych przeciwko drugim na bazie nacjonalizmów.

Otwarte są okna możliwości, jak to widział Samir Amin. Odpowiedzią na sytuację kryzysu kapitalizmu, która pociąga za sobą widmo powszechnej pauperyzacji, jest albo nazizm, albo komunizm. Oceniając poziom lewicy radykalnej, Samir Amin powtarzał: „nie dostrzegam niczego, poza perspektywą katastrofy”.

I jak tu nie cenić wielkich myślicieli?!

Ewa  Balcerek i Włodek Bratkowski
11 marca 2023 r.